Rozdział 2
Zziajana i zmęczona Gilda dobiegła w końcu do palisady otaczającej wioskę. Minęła bramę i wartowników, którzy nawet nie zwrócili na nią uwagi. Już miała skręcić do chaty, znajdującej się na samym początku wioski, ale nagle doleciały do niej podniesione głosy. Na głównym placu panowało zamieszanie. Ludzie ściskali się jeden przy drugim, spoglądając w tym samym kierunku. Zaciekawiona Gilda położyła dzban przed progiem chaty i podeszła bliżej tłumu.
– Bogowie karzą nas w ten sposób… – Usłyszała ochrypły głos.
Nie umiała go rozpoznać, a z miejsca w którym stała niewiele widziała. Zauważyła wóz z sianem, ustawiony pod jednym z domów, podbiegła do niego. W spodniach i kaftanie, które były jej codziennym odzieniem, miała swobodę ruchów i bez problemu mogła wspiąć się na górę. Gdy już usadowiła się na szczycie, spojrzała na ludzi gromadzących się wokół mężczyzny ubranego w szarą i dziurawą szatę. Pustelnik – bo tak go nazywano, mierzył teraz w ludzi swoją laską grożąc im i złorzecząc.
– Czyja to wina, że jezioro wysycha? Wasza! Nicponie, łotry, latawice… – grzmiał.
Gilda przebiegła wzrokiem po zebranych. Znała ich wszystkich i nigdy nikogo nie oskarżyłaby o którąś z tych rzeczy, a jednak miała wrażenie, że większość mieszkańców patrzy na siebie z nieufnością. Niektórzy rzucali sobie ukradkowe spojrzenia. Widziała wymalowane na ich twarzach wstyd, niedowierzanie i podejrzliwość. Wydawało jej się, że każdy z nich patrzy na stojącego obok człowieka jak na wroga. Gilda pokręciła głową ze smutkiem. Zamiast szukać rozwiązania, by przetrwać ten trudny czas, Pustelnik postanowił wytykać palcem winnych. Dziewczyna nie była pewna czy słusznie. Nawet jeśli bogowie postanowili ich ukarać, oczernianie siebie nawzajem nie stanowiło wyjścia z sytuacji. Co w takim razie należało zrobić? Czym można było udobruchać bogów? Gilda czekała na rozwój wydarzeń.
Niespodziewanie przez tłum przeszedł cichy szmer, kilku mężczyzn stojących bliżej Pustelnika przesunęło się, gdy na środek wyszła kobieta w czarnej sukni. Jasny warkocz, sięgający niemal do ziemi, poruszał się w rytmie jej kroków. Delikatne oblicze ozdabiały cudowny uśmiech, za którym krył się cięty język. I wiedział to każdy mieszkaniec. Imogen była żoną po zmarłym wasalu i od jakiegoś czasu sprawowała rządy w wiosce. Tłum ucichł, spoglądając na nowo przybyłą z widocznym szacunkiem, co najwyraźniej nie spodobało się Pustelnikowi, który starał się, zamaskować gniew fałszywym uśmiechem.
– Pani – wydusił z trudem przez zaciśnięte zęby. – Czym zasłużyłem sobie na taki zaszczyt?
– Wydawało mi się, że słyszę pianie koguta, ale mamy południe, więc przyszłam sprawdzić, cóż to za stworzenie zaburza spokój w wiosce.
Gilda stłumiła śmiech, chociaż i tak z tej odległości nikt nie powinien jej usłyszeć. Pustelnik przełknął gulę goryczy i odparł pokornie.
– Żadne zwierzę pani, to tylko moja skromna osoba.
– A więc to nie kogut, a ty zaburzasz spokój w wiosce.
Mężczyzna drgnął nerwowo, ugodzony słowami Imogen. Zmrużył gniewnie oczy i rozejrzał się po zebranych. Nikomu już nie było do śmiechu. Wszyscy czekali na rozwój wydarzeń, włącznie z Gildą. Dziewczyna wychyliła się na skraj wozu, chcąc słyszeć wyraźniej Pustelnika, który teraz zniżył głos do szeptu.
– Wybacz pani, może faktycznie uniosłem się zbytnio, ale mam podstawy ku temu, by twierdzić, że upał i czekająca nas susza, są karą zesłaną od bogów.
– Czy nie po to zamieszkałeś na odludziu, by wypraszać ich o łaski dla nas?
Pytanie było na tyle trafne, że zaskoczyło mężczyznę. Jego palce poruszały się nerwowo na lasce, którą trzymał. Ścisnął ją mocniej, jakby chciał wydusić ostatnie soki z martwego łyka. Zanim zdołał przemyśleć odpowiedź, na postawione wcześniej pytanie, Imogen wkroczyła na sam środek placu, tym samym spychając mężczyznę na bok. Rozłożywszy ręce w matczynym geście, zwróciła się do tłumu tak, jakby upominała dzieci.
– Czyżbyście zapomnieli, jak wiele razy spotykały nas podobne próby? Ostatnią mroźną zimę przetrwaliśmy dzięki wzajemnej pomocy. Susza, która zniszczyła nasze plony, gdy byłam jeszcze podrostkiem, też nie dała nam rady. Pomór bydła, o którym opowiadają jeszcze wasze babki, choroby, nieurodzaje, plagi. Czy chociażby ostatnio narzucone podatki.
Kilka osób zaśmiał się cicho, ale większość spoglądała na Imogen w zamyśleniu.
– Miast szukać winnych, lepiej zabrać się do roboty. Tylko wzajemne zaufanie i ciężka praca pomogą nam przetrwać tę chwilę. Jutro wyruszę do zamku. W ich spichlerzach zostały jeszcze zapasy z zeszłego roku. Będzie nas to słono kosztować, ale musimy być gotowi na wszystko.
Zebrani zaczęli zgodnie kiwać głowami, przyznając Imogen rację. Gilda wiele razy widziała jak Imogen w trudnych chwilach, przyjmowała postawę nie znosząca sprzeciwu. Była jak żywioł, którego nie sposób okiełznać. Dumnie uniesiona głowa, stanowczy ton i oczy wyrażające troskę. Ta dziwna mieszanka sprawiała, że nikt nie ośmielił się podważać jej zdania, aż do tej pory.
– Pani, nie wątpię, że jesteśmy w stanie przetrwać suszę. Na pewno się o to postarasz, ale czy możesz zaradzić coś na wysychające jezioro?
Pytanie zawisło w powietrzu i pozostało bez odpowiedzi. Po krótkiej chwili, Pustelnik dodał twardo:
– Obawiam się, że nie.
Tym razem to Imogen drgnęła lekko, zaskoczona odważnym stwierdzeniem Pustelnika. Starzec kilkukrotnie zastukał laską o suchą ziemię.
– Eislyn wysycha i każdy z was to widzi. – Wyciągnął swój kościsty palec i przesunął nim po zebranych, zataczając ogromny krąg. – Każdy z was wie, co to oznacza… Możemy przetrwać suszę, ale nie przetrwamy tego, co nadchodzi. A wierzcie mi, jest coraz bliżej.
Jego słowa wybrzmiały echem w głowie Gildy. Nie była jak każdy, nie wiedziała, co mężczyzna ma na myśli, ale dostrzegła strach malujący się w oczach starców, widziała jak matki przyciskają do siebie swoje dzieci. Ludzie skurczyli się w sobie, rozglądając się nerwowo wokół, niektórzy splunęli na ziemię, by odsunąć od siebie złą wróżbę. Pustelnik nie powiedział już nic więcej. Zanim odszedł, na jego twarzy zatańczył szyderczy uśmiech, skierowany w stronę Imogen. Gilda miała wrażenie, że w silnej jak dotąd postawie kobiety, pojawiły się pęknięcia. Ramiona i broda opadły niżej niż zwykle, a w oczach można było dostrzec smutek. Zdołała jednak wykrzesać z siebie odrobinę optymizmu i posłała zebranym kojący uśmiech.
– Jutro wyruszam – powiedziała uroczyście i odeszła.
Gilda opadła do tyłu, zatapiając się w kupce siana wypełniającego wóz. Pojedyncze źdźbła zawirowały w powietrzu i wplątały się w czarne włosy dziewczyny. Wygrzebała się ze stogu i zeskoczyła zwinnie na ziemię. Ludzie właśnie rozchodzili się do swoich zajęć, nie zwracając uwagi, na dziewczynę, która dopiero co wygramoliła się z wozu. Ona natomiast wypatrywała tylko jednej osoby. Gdy dostrzegła w oddali postać w czarnej sukni puściła się za nią biegiem.
– Przepraszam – rzuciła do kobiety, której omal nie przewróciła.
W końcu tłum się rozrzedził, a ona zrównała się z Imogen. Ta gdy tylko ją ujrzała uśmiechnęła się promiennie.
– Gildo, dokąd tak pędzisz?
Dziewczyna starała się uspokoić oddech, na jej twarzy pojawiły się wypieki, kontrastujące z brązowymi piegami na smukłym nosie.
– Wybacz, musiałam cię dogonić. Naprawdę jutro wyjeżdżasz?
Kobieta skinęła głową, a Gilda poczuła lekkie ukłucie zazdrości. Nigdy nie widziała króla, a zamek oglądała jedynie z daleka.
– Musisz? – dopytywała.
Nie zawracała sobie głowy tytułami i wcale nie czuła się z tym niezręcznie. Imogen sama nauczyła ją tej bezpośredniości, gdy po śmierci matki Gildy, zaczęła interesować się jej losem. Traktowała ją jak własne dziecko, którego nigdy się nie doczekała, a Gilda chociaż nigdy nie powiedziała tego głośno, czuła z nią niemal matczyną więź.
W tej chwili dziewczyna marzyła o tym, by Imogen zabrała ją ze sobą, jednak nie śmiała wypowiedzieć tej prośby na głos. Poza tym, nie mogła opuścić brata, który wymagał opieki. Z jego powodu dziewczyna rzadko kiedy opuszczała wioskę. Królewski zamek mogła oglądać jedynie z daleka. Gdy uświadomiła, że tym razem będzie tak samo, zawiedziona spuściła głowę. Poczuła dotyk na ramieniu. Podniosła wzrok na kobietę maszerującą obok.
– Nie ma innej rady, ale proszę, nie martw się, wszystko będzie dobrze. Razem przetrwamy ten trudny czas.
Jej delikatny uśmiech jak zawsze dodawał otuchy, a jednak Gilda miała wrażenie, że coś zmieniło się w wyrazie twarzy kobiety. Wydawała się przygaszona. Czy było to spowodowane tym, co chwilę temu wydarzyło się na głównym placu? Imogen widząc badawczy wzrok dziewczyny, zapytała:
– Jak miewa się twój brat?
– Dobrze. Chociaż upały są dla niego nieznośne. I… zamknął się w sobie jeszcze bardziej. Ostatnio mało rozmawiamy – wyznała ze smutkiem.
Jej brat, Doran urodził się kaleki. Prawą dłoń miał zdeformowaną, palce nieco krótsze niż u innych i wygięte w nienaturalny sposób. Gdy przyszedł na świat uznano to za złą wróżbę. Gilda pamiętała, jak wytykano ich palcami, jednak na jej matce nie robiło to wrażenia. Któregoś razu, powiedziała jej, że miłość nie zna urody. Gilda wtedy nie wiedziała, co to oznacza. Dopiero z czasem, zaczęła przyzwyczajać się do kalectwa brata. Im bardziej uczucie miłości do niego rosło, tym mniej przeszkadzała jej świadomość, że jest inny. Na jego nieszczęście, mieszkańcy nie podzielali jej zdania. Wielu bało się z nim rozmawiać, niektórzy śmiali mu się w oczy, a inni za jego plecami. Byli też tacy, którzy bali się na niego w ogóle spojrzeć. Zaledwie garstka – w tym Imogen, zwracała się do niego z życzliwością.
– Dorasta. Wchodzi w męski wiek i zapewne…
– Wolałby porozmawiać z kimś innym niż ze wścibską siostrą. – dokończyła Gilda.
– Nie do końca to miałam na myśli.
Posłała jej pokrzepiający uśmiech, na co Gilda nieznacznie uniosła kąciki ust do góry, a później ściągnęła je w wąską kreskę.
– To niesprawiedliwe – powiedziała – przecież to taki dobry chłopak, nigdy nikogo nie skrzywdził, a ludzie nawet nie dają mu szansy. Patrzą tylko na jego rękę. Ta ułomność stała się jego przekleństwem już w chwili, w której się urodził. Kiedy jesteś inny, gorszy, potępiają cię chociaż nawet serce masz czyste.
– Uważasz, że lepiej być urodziwym, a serce mieć twarde jak kamień?
– Ładnym jest dużo łatwiej. – Zerknęła z ukosa na Imogen.
Czas mijał, a kobieta pomimo kilku zmarszczek na czole, dalej wyglądała dziewczęco. Jak wtedy, gdy po raz pierwszy zjawiła się w osadzie, by poślubić wasala.
– Dla Eislyn to właśnie uroda stała się przekleństwem – stwierdziła sucho Imogen.
Gilda nie wiedziała, czemu kobieta podała akurat taki przykład. Być może myślami była jeszcze na głównym placu.
– Ale wtedy nie miałaby tylu adoratorów. Nie zdobyłaby serca Hvarla.
Imogen przystanęła na chwilę.
– Hvarl ją kochał, a ten którego odrzuciła – pragnął. To duża różnica.
Gilda przygryzła wargę. Pomyślała o swoim bracie. Był w wieku, w którym chłopcy stają się mężczyznami – wyruszają na bitwę, zakładają rodzinę, zajmują się własnym gospodarstwem. Z powodu swojego kalectwa Doran nie mógł sobie na to pozwolić. Nikt nie przyjąłby na służbę chłopca z ręką, która nie jest w stanie dzierżyć miecza. Co prawda, druga dalej pozostawała sprawna, ale ilekroć chłopak próbował nająć się do jakiegoś woja na służbę, ten tylko kręcił głową z udawanym współczuciem. Na co nam kaleka w bitwie. Toż mało trupów zalega wtedy na polu – powtarzali. Gilda wiele razy była świadkiem rozmów na temat brata. Ale nie tylko mężczyźni o nim plotkowali. Robiły to także młode dziewczęta, a czasem od tych rozmów włos jeżył się jej na głowie. Doran był urodziwym chłopcem. W przeciwieństwie do niej skórę miał gładką, bladą, niezniszczoną pracą w polu. Okrągłą główkę okalała burza czarnych włosów, które zawsze przycinała mu do ramion. W odróżnieniu od innych chłopców, był chuderlawy. Matka często powtarzała, że wiatr zdmuchnie go, gdy tylko wyjdzie za próg. Jego delikatna uroda podobała się dziewczętom, a jednak zdeformowana dłoń odstraszała je na tyle, że żadna nie myślała o nim, jak o kandydacie na męża, a tylko kilka, zamieniło z nim parę słów i to z grzeczności. Przez to Doran był raczej cichy i zamknięty w sobie, a im byl starszy, tym częściej chował się w domu, trzymając się z dala od ludzi, którzy już dawno temu, zaczęli udawać, że nie istnieje, aż w końcu, gdy odsunął się w cień, naprawdę o nim zapomnieli.
Gilda wiele razy widziała, jak późnym wieczorem wymyka się z domu do stodoły. I chociaż nigdy ani słowem nie wspomniał o tych wycieczkach, wiedziała czym są spowodowane. Odkryła to którejś nocy. Na początku przez myśl, przemknęło jej, że może Doran umawia się na nocne schadzki z którąś dziewczyną z osady, ale ta myśl uciekła z jej głowy tak szybko, jak się pojawiła. Miała wyrzuty sumienia, że w ten sposób pomyślała o bracie. Poczuła się jak ci, którzy go wyśmiewali. Tamtej nocy podejrzała go przez dziurę między deskami. W chorej dłoni trzymał miecz. Ćwiczył ciosy i pchnięcia, a przynajmniej próbował. Gilda była wtedy pełna podziwu, widząc, że broń nie wypada mu z dłoni. Pomyślała o wojach, którzy spoglądali na niego z góry. Gdyby wtedy go zobaczyli, zmieniliby zdanie. Dziewczyna chciała wejść do środka i pochwalić brata, ale w tym samym czasie, przy jednym z wypadów do przodu, miecz wylądował z głuchym dźwiękiem na ziemi.
Doran zmrużył wściekle oczy i zacisnął zdrową dłoń w pięść. Doskoczył do miecza i pochwycił go energicznie. Kilkukrotnie próbował tego samego pchnięcia, ale za każdym razem żelazo upadało na rozrzucone na ziemi siano, wzbijając tym samym w górę drobinki kurzu. Na jego czole pojawiły się krople potu. Mokra koszula kleiła się do ciała, a zniekształcona ręka, drżała z wysiłku jaki wkładał w ćwiczenia. Gilda zamarła w bezruchu. Odsunęła się od ściany desek, czujac się jak intruz. Źle zrobiła podglądając brata. Czy w ogóle powinna wspominać o tym, że odkryła jego tajemnicę? Widziała barki opuszczone w rezygnacji i palce dłoni powoli rozluźniające się na rękojeści, która opadła na ziemię. Oczy brata pełne smutku i twarz wykrzywiona z bólu na zawsze zachowały się w pamięci Gildy. Niemal czuła jego rozpacz, a jednak nie była w stanie go pocieszyć. Nie mogła się ruszyć. Po jej policzku spłynęła samotna łza, gdy zrozumiała, że nic nie odmieni jego losu. On też to wiedział. I tak oboje trwali w ciszy.
– O czym myślisz, Gildo? – Imogen przerwała jej rozmyślania.
– O jeziorze – skłamała Gilda.
W tym momencie przypomniała sobie, o czym chciała porozmawiać z kobietą. Postanowiła dłużej nie zwlekać.
– Co Pustelnik miał na myśli, mówiąc o jeziorze? – zapytała po chwili wahania.
Imogen odwróciła głowę w drugą stronę. Spoglądała na malującą się w oddali srebrną taflę wody.
– Każdy zna historię Eislyn – odparła w końcu Imogen, nawet na nią nie patrząc.
Gilda czuła, że Imogen nie mówi jej całej prawdy. Owszem legendę znali wszyscy w wiosce, ale kryło się za tym coś jeszcze. Coś co budziło strach wśród mieszkańców.
– Ale nie wszyscy znają jej dalszą część – dodała po chwili wahania kobieta.
Tym wyznaniem zaskoczyła Gildę, która nigdy nie słyszała, by historia Eislyn i jej ukochanego miała ciąg dalszy. Wydawało jej się to niemożliwe, co od razu wyraziła na głos.
– Przecież oni zginęli.
– Nie Eislyn. Na pewno nie można tego nazwać śmiercią. Niektórzy mówią, że śpi pod postacią głazu i czeka, aż ktoś ją zbudzi.
Dziewczyna przygryzła wargę zastanawiając się nad słowami Imogen.
– Jaki to ma związek z suszą i wysychającym jeziorem?
– Sama Eislyn? Właściwie żadnego.
Imogen zatrzymała się przed drzewem lipy. Wyciągnęła smukłe palce w kierunku gałęzi i zerwała mniejszy listek. Przez chwilę wdychała jego zapach.
– Czasem marzę, by móc żyć beztrosko tak jak inni. A jednak władza to obowiązek. I jak wszystko ma swoje ciemne strony.
Obracała liść w dłoni, badając jego budowę i co jakiś czas przykładając go do nosa. Gilda nie miała zamiaru popędzać kobiety, nie chciała wyjść też na wścibską, ale ciekawość wzięła górę.
– Co masz na myśli?
Imogen skierowała na nią swoje spojrzenie. W promieniach słońca jej błękitne tęczówki wydawały się dużo jaśniejsze.
– Wiesz, że miecz każdego wielkiego wojownika wrzuca się do jeziora, by jego dusza mogła zaznać spokoju i gdy nadejdzie chwila, wrócić w pełnym rynsztunku, gotowym do walki?
Gilda potaknęła. Pamiętała, jak razem z Doranem wyrzucili broń ojca do jeziora. Była wtedy małym dzieckiem, a dwusieczny miecz ważył zapewne więcej niż jej brat i sięgał jej aż do podbródka. Gdy przypomniała sobie tamtą chwilę, kiedy pozbyła się miecza, poczuła ukłucie w sercu.
– Widzisz, niektórzy twierdzą, że dno jeziora jest wręcz zasłane mieczami – powiedziała, spoglądając na nią wymownie. – Kiedy przyjdzie czas, oni wszyscy powstaną, zwiastując koniec naszego świata… a ten koniec, nadchodził już kilka razy. Jednym z jego zwiastunów, jest ubywająca woda w jeziorze i właśnie to sugerowal mi Pustelnik. Moim zadaniem, jako dzierżącej władzę jest temu zaradzić. A na to jest tylko jeden sposób.
– Jaki?
– Złożyć ofiarę…w postaci człowieka. Tylko ludzka krew jest w stanie uśpić duchy wojowników na kolejne stulecia.
Gilda w tym momencie pożałowała zadanego wcześniej pytania. Chociaż powietrze było gorące, po jej plecach przeszedł zimny dreszcz.
– Oczywiście nie zamierzam tego robić. Mam nadzieję, że Pustelnik myli się w swym osądzie. Na razie wolę skupić się na bardziej przyziemnych rzeczach.
Jej zapewnienia nieco uspokoiły Gildę, nie wierzyła, by kobieta była w stanie poświęcić kogoś w imię przesądów. Równocześnie dotarło do niej, że to już kiedyś się wydarzyło. Sama myśl o tym, przerażała ją do głębi.
– Powiedziałaś... Czy to znaczy, że… – nie była pewna czy jest w stanie powiedzieć to na głos, ale po chwili słowa same wyszły z jej ust. – Czy już kiedyś złożono w ofierze człowieka?
– Właśnie tak.
– To okrutne! Nawet nie chce wiedzieć w jaki sposób się to odbywało.
Dziewczyna zatrzęsła się ze złości i żalu. Im dłużej myślała o tych brutalnych praktykach, tym bardziej wzrastało jej wzburzenie.
– Och, Gildo – westchnęła cicho Imogen.
Wyglądała jakby nie miała siły na dalszą rozmowę. Pochyliła głowę, na moment przyglądając się suchej i jałowej ziemi, a później podniosła wzrok.
– Póki sprawuję władzę w osadzie, nikt nie poświęci życia niewinnego. Możesz mi zaufać.
Gilda miała wrażenie, że w tej obietnicy kryje się znacznie więcej, niż była w stanie zrozumieć. Jej serce biło szybciej, wprawiając całe ciało w drżenie. Z nadzieją wpatrywała się w kierunku jeziora Eislyn, licząc na to, że susza ustąpi, a jezioro nie zabarwi się krwią niewinnego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro