Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7

Trzy tygodnie przez osiemnastką
Ubrałam się w czarną sukienkę z długimi rękawami i małym dekoltem w serek. Właśnie zakładałam kolczyki tego samego koloru, gdy do pokoju weszła moja mama.
- Kończ już, bo prawie osiemnasta, Ami. Wiem, że to niedaleko, ale nie lubię się spóźniać. - Nie odezwałam się, a ona przyglądała mi się chwilę w milczeniu.
- Znowu się pokłóciliście? - zapytała i, nie czekając na moją odpowiedź, westchnęła cicho. Podeszła do mnie, oparła się bokiem o toaletkę i złożyła ręce pod piersiami.
To piękna kobieta. Ma kręcone włosy ścięte do podbródka, które zazwyczaj zakłada za ucho. Na jej lekko okrągłej twarzy wyraźnie odznaczają się zawsze pomalowane na czerwono usta. Nie jest wysoka - niższa od taty o głowę. Wdałam się w nią, jak nic, ale moje włosy są marchewkowe, a jej tak pięknie kasztanowe, że zawsze jej tego zazdrościłam.
- Mamo, czy my się kiedyś nie kłóciliśmy? Nie znoszę tego bachora. Jest dziecinny, zbyt pewny siebie, uważa, że świat należy do niego i każdy powinien mu się kłaniać, bo jest jego władcą. (Kto by pomyślał, prawda?)
Oblizała usta, nie odpowiedziała nic. Widziałam, że z czymś się męczy, ale nie zapytałam. Może to był błąd. W każdym razie wzięłam ją pod lewą rękę, a prawą poprawiłam jeszcze fryzurę.
- Widzę, że masz coraz więcej białych pasemek. Nie wiem, czy siwiejesz, czy masz jakieś bielactwo. - Pogłaskała mnie po głowie, przyczesując moje już cztery jasne pasma po lewej stronie głowy. (Wtedy nie wiedziałam, co one oznaczają).
Była już zima, a za oknem zaczął padać śnieg. Uwielbiałam go. Świat wyglądał tak magicznie w bieli. Założyłam kozaczki i czerwony płaszcz oraz ciemne rękawiczki i czapkę. Tata już czekał na polu, odśnieżając chodnik, byśmy się z mamą nie zabiły. Miał czarną, skórzaną kurtkę, a pod spodem biały owczy kożuch. Nie zapomniał także o jeansach, czapce i grubych rękawicach. Gdy nas zobaczył, odłożył łopatę, opierając ją o drzewo. Uśmiechnął się do nas, ukazując białe zęby i moje ulubione dołeczki w policzkach. Zawsze urzekało mnie to u mężczyzn innych niż Nazir.
Przeszliśmy na drugą stronę ulicy i po mniej więcej dziesięciu minutach byliśmy już pod drzwiami, które otworzyła Ciocia. Przytuliła nas wszystkich i zaprosiła do środka. Rozpłaszczyliśmy się i przywitaliśmy z resztą domowników. Kiwnęłam tylko głową, by powitać Nazira i, nie patrząc mu w oczy, usiadłam na swoim miejscu, przelewając całą uwagę na starszych. Po jego ostatnich słowach nie miałam zamiaru się do niego odzywać i raczyć go żadnym spojrzeniem. Chciał czy nie chciał, to było o moim tacie. Wtedy naprawdę bałam się, że go stracę. On nigdy nie miał takich myśli. Jego ojciec zawsze był na miejscu.
Po kolacji i deserze, którym były lody truskawkowe z bitą śmietaną, wypiliśmy lampkę szampana za powrót moich rodziców do zdrowia. Wtedy też zapadła chwila ciszy. Biorąc łyk żółtego trunku, nasze mamy spojrzały po sobie, a potem na nas. Tata Nazira wstał od długiego, drewnianego stołu i zamknął drzwi, a potem oparł się o nie, jakby się bał, że uciekniemy.
- Mamy dla was niespodziankę - oznajmił. Uśmiechnął się szeroko, gdy nasze oczy się zwróciły w jego stronę.
- Otóż wasze osiemnaste urodziny zrobicie razem.
Kiedy pierwszy raz tego dnia spojrzałam na Nazira, wszystko potoczyło się już szybko.
- Nie ma mowy. Nie mam zamiaru z nim/z nią świętować moich urodzin! - zaprotestowaliśmy jednocześnie, głośno odsuwając krzesła i wskazując na siebie z oburzeniem.
Wtedy wstał również mój ojciec, który trzasnął dłonią w stolik.
- Dosyć! Albo razem, albo wcale! Wybierajcie.
I wtedy ruszyła maszyna, o której nie miałam pojęcia. Nie wiedziałam, czemu rodzice chcieli, abyśmy zrobili je wspólnie. Czy oni nie widzą, że nie chcemy nawet przebywać w tym samym pomieszczeniu?! Że gdybyśmy mogli, to byśmy się pozabijali?! Agrr!
- Jak zdecydujecie się zrobić razem, opłacimy wszystko, nawet lokal. Jeśli nie, nie zrobicie ich wcale. Będziecie siedzieć w domach z nami w pokojach.
- Ale... - zaczęłam, wyprzedzając Nazira. Nie zostałam jednak dopuszczona do głosu.
- Macie dziesięć minut na podjęcie decyzji.
- Więc ta cała kolacja była po to? Nie mogę uwierzyć, że jesteście aż tak wredni i stajecie przeciwko nam! - krzyknął nastolatek, chodząc po jadalni nerwowo. Chyba pierwszy raz od dłuższego czasu staliśmy po tej samej stronie. Można nas było porównać do ujadających rottweilerów.
- To już osiem minut. Czas wam ucieka - poinformowała jego mama, a ja przygryzłam dolną wargę, składając ręce pod piersiami. Nie chciałam z nim rozmawiać. Nie po wczorajszym wydarzeniu. Ale los chciał inaczej (oj tak), więc do niego podeszłam. Moment się nie odzywaliśmy, nim w końcu dało się usłyszeć nasze szepty. Rodzice czekali na naszą odpowiedź w milczeniu. Co chwilę spoglądali po sobie. W końcu odwróciliśmy się do nich przodem.
- Niech wam będzie. Zrobimy urodziny razem - powiedział Nazir. Oboje byliśmy niezadowoleni z ich zasadzki. Widać to było na naszych twarzach i w zachowaniu. Za to oni wydawali się szczęśliwi.
Od razu rozpromienili się, mówiąc, że to dobra decyzja.
Po tym całym cyrku, który odstawili, wiedziałam, że osiemnastka nie będzie fajna. Zamiast spędzić ją z moimi przyjaciółmi, będę musiała patrzeć na mordę Nazira, który pewnie się schleje i zrobi mi obciach przy znajomych. Masakra.
Tego wieczoru nie odzywałam się do rodziców. Zmyłam makijaż i przebrałam się w pidżamę, zamykając się w swoim pokoju i słuchając głośno Battle Beast. Ignorowałam wszelkie podejścia i głosy chcące zagłuszyć muzykę. Miałam to i ich gdzieś. Jak mogli mi to zrobić, wiedząc, że się nienawidzimy?! Jak mogli?! Zadzwoniłam do Mary, by jej o wszystkim opowiedzieć, ale ona się ucieszyłatwierdząc że to super pomysł. Stwierdziła też, że może w końcu się pogodzimy. Nigdy w życiu!

Dwa tygodnie przed osiemnastką°º

Mimo wszystko dni mijały tak samo. Wcale nie rozmawiałam z Nazirem, chłopaki też mało się kontaktowali. Z tego, co widziałam, Mara spotykała się z Eragonem albo gdy czekał na przyjaciela, albo podczas przelotnych minięć na korytarzu. Uśmiechnęła się i tym razem, kiedy przechodził koło nas. To takie słodkie!
- Dalej nie mogę uwierzyć, że rodzice kazali wam zrobić wspólnie osiemnaste urodziny. Oni was chyba na siłę chcą pogodzić. A może zeswatać? - Żartobliwie trąciła mnie łokciem.
- To wcale nie jest śmieszne. Dziwnie się zachowują. Wiedzą, że się nie akceptujemy i nie raz wylądowali na dywaniku u dyrektorki, podobno tak się za nas wstydząc, a każą nam razem zrobić osiemnastkę. Za jakie grzechy? - (Zrozumiecie, gdy dojrzejecie). Pokręciłam głową.
- Chodźmy się przejść w kierunku bieżni. Tam nie ma tłumów, a nie chcę ich znowu spotkać na swojej drodze. - Mara skinęła. Wsadziłyśmy jeszcze książki do szafek i wyjęłyśmy drugie śniadania.
Spacerując po drodze, mijałyśmy dużo ludzi, jednak moją uwagę przykuł tylko jeden chłopak. Ćwiczył na murawie magię powietrza. Usiadłyśmy na trybunach, a ja jak oczarowana wpatrywałam się w jego ruchy. Wyglądał, jakby tańczył wraz z powietrzem. Wydobywało się z jego dłoni, zapierając mi dech w piersiach. Oblizałam usta, gdy zrobił małą trąbę powietrzną, która potem spadła mu na ziemię. Obracał ją w koło, poruszał dłońmi, prawie jakby lepił z gliny. A ta rosła w siłę i robiła się coraz większa, aż w końcu uniosła się nad nim. Widząc, jak go pochłania, wstrzymałam oddech. Ulżyło mi, gdy się nad nią pojawił i, wciąż obracając dłońmi, stworzył rumaka. Usiadł na nim i zaczął pędzić dokoła.
Spojrzał w naszym kierunku. Teraz, kiedy stał bliżej, zobaczyłam jego biało-siwe włosy spięte w kucyka i piękne szare oczy, a także długie rzęsy, których pozazdrościłaby mu każda kobieta. I te usta! O matko, on miał dołeczki! O matko, on się uśmiechnął! Moje wargi same wygięły się w odpowiedzi, ukazując białe zęby. W nerwach podrapałam się po policzku i dopiero w tym momencie przypomniałam sobie, że jest z nami Mara. Chłopak przeskoczył barierkę jednym susem, podchodząc do nas. Dopiero teraz zauważyłam, jak dobrze był zbudowany.
- Nieładnie tak podglądać - rzucił, a jego wzrok omiótł nas obie. Po kilku sekundach skupił go na mnie, a w jego oczach coś mignęło... Byłam nim oczarowana i Mara to zauważyła.
- Jestem Mara, a to moja przyjaciółka Ami. Jesteśmy z trzeciego roku. A ty? - zapytała, widząc, że mi całkowicie odjęło mowę i, zamiast się odezwać, głupkowato się uśmiecham. Opamiętałam się, dopiero kiedy lekko kopnęła mnie w kostkę.
- Jestem z czwartego roku. Mam na imię Hydre. Miło was poznać. - Uśmiechnął się i podał nam dłoń. - Czyli wy jeszcze mocy nie macie. Kiedy urodziny?
- Ja za dwa tygodnie - odezwałam się w końcu. - A Mara za dwa miesiące. - Odwzajemniłam uśmiech.
- Może wpadniesz na imprezę? Będzie fajnie! - wypaliła moja przyjaciółka, a ja omal nie spadłam z ławki. Przecież tam będzie Nazir! Ośmieszę się przez niego!
- Tak, przyjdź. Będzie dużo osób: Nazir, Eragon, Desid, Ari i Rika ze starszych klas... Może znasz? - zapytałam, by nie czuł się niekomfortowo.
- Znam Ari i Nazira. W sumie z tych, co wymieniłaś, kojarzę wszystkich. No i teraz już was, więc może przyjdę.
Puścił do mnie oczko, a motyle w moim brzuchu zapragnęły wylecieć. Nie czułam się tak nigdy. Czyżbym się zakochała?
- To dziwne, że nigdy cię nie widziałam - zagadałam.
- Jestem jednym ze Starszych. Mamy prywatne lekcje i w szkole jesteśmy tylko na egzaminach lub gdy chcemy poćwiczyć.
- Fajnie ci, możesz zmieniać się w smoka. Nie mogę się doczekać, kiedy sama będę mogła polecieć - powiedziałam. Mara siedziała cicho, uśmiechając się i zajadając kanapkę z szynką i serem żółtym.
- Chcesz, mogę cię przelecieć. Nad górami bo w mieście zabronione - Zamrugał i zaśmiał się zdając sobie sprawę jak to mogło zabrzmiec, a ja z przyjaciółką, która o mało nie zakrztusiła się kęsem swojego posiłku, parsknęłyśmy śmiechem.
- Pewnie, przeleć mnie, pragnę tego - zachichotałam, a chłopak podrapał się po karku. Widać, że mu ulżyło, że nie wydarłam się na niego za dwuznaczne słowa, które nie miały mieć takiego wydźwięku.
- Ami, idź z nim. Ja dopiero zjadłam i latanie to ostatnia rzecz, której mi teraz potrzeba. A poza tym umówiłam się z Eragonem. - Nastolatek spojrzał na nią, ale się nie odezwał.
- Na pewno nie chcesz, by Hydre cię przeleciał? - Zaśmiałam się, opierając flirciarsko rękę na ramieniu chłopaka. Ten uśmiechnął się szeroko.
- Daj już sobie spokój, Ami. - Pstryknął mnie w nos, a ja go zmarszczyłam i wystawiłam język. Chyba się z nim zaprzyjaźnię.

Wyszliśmy z trybun i przeszliśmy przez plac szkolny, mijając Nazira i Desida. Drugi szturchnął pierwszego, gdy nas zobaczył, ale ja i Hydre udawaliśmy, że ich nie widzimy. Uśmiechnęliśmy się sami do siebie. Nie zauważyliśmy za to, że chłopaki z niewiadomych przyczyn idą za nami. Stanęli w bramie szkolnej. Mój towarzysz tymczasem zmienił się w czarno-szarego smoka. Podał mi łapę, posadził sobie na grzbiecie i polecieliśmy. Wysoko nad szkołą, coraz bliżej nieba, aż do gwiazd... Zachód był wspaniały. Oglądając go z takiej wysokości, poczułam dreszcze.
- Jupi! Ale pięknie! - krzyknęłam, całując go w głowę w ramach podzięki za wspaniałą przygodę.
Spojrzałam w dół. Przelecieliśmy tuż nad Nazirem, patrzącym na nas bez wyrazu. W sumie miałam to gdzieś, ale wydawało mi się, że Hydre chce się z nim podroczyć. Wznieśliśmy się wyżej.
- Co ty na to, żebym zabrał cię wysoko, prawie do gwiazd, gdzie chodzą anioły? - zapytał, na co pokiwałam głową.
- Z przyjemnością. Pokaż mi, gdzie anioły latają - szepnęłam, na co chłopak - a raczej smok - uniósł się ku górze, a ja, łapiąc jego rogi, razem z nim. I wiecie co? Zobaczyłam najpiękniejsze miejsce na świecie. Było ono w głębi gęstych chmur, spomiędzy których wyglądało słońce. Jego czerwono-pomarańczowo-żółta aura sprawiała, że obłoki wyglądały jak skąpane w kolorowej tęczy , to tu nocują anioły.
- Wiesz? Zazdroszczę aniołom. Mają takie piękne widoki. Śpią na obłokach , wygrzewają się w słońcu i będą się w nich w chowanego.
Chłopak nic nie odpowiedział, tylko przeleciał pomiędzy dwoma chmurami slalomem, po czym zleciał na ziemię. Wylądował i pomógł mi z siebie zejść, po czym zmienił się w człowieka.
- Jak? Podobało się? - spytał, na co ja przytaknęłam z uśmiechem.
- Bardzo. Dziękuję ci za to. Było wspaniale. Te widoki aż dech zapierały.
- Mogę ci pokazać coś jeszcze. - W tym samym momencie pegaza z powietrza..
- Ty jesteś z rodziny powietrza... - zaczęłam gdy feniks zaczął krązyć w koło mnie.
- Tak w poprzednim wcieleniu był rycerzem królewskim.To znaczy książęcym bo księżniczki tak dokładniej .  Strażnicy Przebudzenia. Zapewne uczyłaś się już o Księżniczce Żywiołów. W poprzednim wcieleniu byliśmy jej ochroniarzami. Teraz jej szukamy. Skoro ją się przebudziłem w tym miejscu to wszyscy tu muszą być. Ona też tu musi być.
- Możesz mi powiedzieć o niej coś więcej? - zapytałam zaciekawiona.
- Wiem tylko tyle, że była z Księciem Smoków. Razem walczyli przeciwko łowcom, którzy chcieli nas zniszczyć. Mieli specjalną broń, którą zabijali. Książę był władcą smoków, a Ona władczynią żywiołów. Gdy się pojednali, powstaliśmy my. Królowa z troski o księżniczkę  która wychowała się wśród łowców- smoki o mocach wszystkich żywiołów powstały z krwi  księżniczki i krwi Księcia . Książę martwił się o swoją Panią. Slyszałem że zanim ją poznał nie interesował się odmienną płcią.  Wolał towarzystwo swoich przyjaciół którzy byli jego generałami.  W poprzednim życiu księżniczka mogła zmieniać się w smoka tylko przy księciu. A smoki przy niej były jak zakletę.  Znienawidzony człowiek został szybko pokochany .
Słuchałam go uważnie, starając się przyswoić sobie jego słowa, które dla mnie były jak lawina. Jednak nic poza tym. Przyszło mi tylko coś głupiego na myśli. Ale nie, na pewno nie... Przecież księżniczka przyjdzie z wielką pompą.

(Nawet nie ma pojęcia z jak wielką).

Chłopak odprowadził mnie na autobus, bo jakoś nie chciałam pokazywać pierwszego dnia znajomości, gdzie mieszkam. Mógłby mnie śledzić z góry, ale wiedziałam, że smoki nie mogą  poruszać się w powietrzu po  mieście. To było w tym najpiękniejsze. Zakazany owoc smakuje najlepiej.

Tydzień przed osiemnastką°º

W końcu udało nam się z Nazirem dogadać. Wiedzieliśmy, co mamy zrobić. Wszyscy mieliśmy dużo znajomych, a osiemnastkę ma się raz w życiu. Zwłaszcza taką osiemnastkę. Smocze rytuały są najfajniejsze. Więc, zamiast wysyłać zaproszenia, gdy zadzwonił dzwonek na przerwę, stanęliśmy na najwyższym piętrze i wyrzuciliśmy je z góry za barierkę. Był tam już adres i wiersz przerodzenia. Potem do końca tygodnia nie było nas już na lekcjach. Ani mnie, ani Nazira, ani Mary, Desida czy Eragona. W tym czasie przygotowywaliśmy się. Robiliśmy zakupy, uczyliśmy się o rytuale, ozdabialiśmy salę... Rodzice, jak obiecali, za każde widzimisie płacili i niczego nie odmawiali.

Długo wyczekiwany dzień. Urodziny°º

Nie będę opowiadać całego dnia, bo to byłoby nudne. Po co miałabym pisać, że nie mogłam nic jeść? Pochodnie były zakupione. Wyprostowałam włosy, ubrałam się w zieloną sukienkę bez rękawów, przepasaną grubym skórzanym pasem. Wyglądałam trochę jak elfka. Zrobiłam też lekki make-up. Przyjechał po mnie Nazir, a gdy siedzieliśmy w samochodzie w ciszy, wypowiedział pewne słowo.

- Przepraszam.

Spojrzałam na niego, marszcząc nos, ale zaraz zrozumiałam. Chodziło mu o to, co powiedział miesiąc temu o moim ojcu.

- Wiesz, że wujek jest zajebisty i zawsze traktowałem go jak własnego ojca. Od teraz spróbujmy się dogadać.

(Zawsze tak mówicie)

- To już nie pierwszy raz się kłócimy i nie pierwszy raz obiecujemy sobie zgodę, ale niech ci będzie.
Dzisiaj to nasza noc. I wiem, że nie chciałeś tego powiedzieć. Ale wiedz, że słowa ranią mocniej niż czyny. - Kiwnął głową i uśmiechnął się blado.
Dziwne. Urodziliśmy się tego samego dnia, o tej samej godzinie i w tym samym szpitalu. Jesteśmy sąsiadami. Znamy się od zawsze. Czy to nie zabawne?

(To jest moje imię, jestem waszym przeznaczeniem).

Stanęliśmy w głębi lasku, gdzie znajdował się wynajęty przez rodziców lokal. Była to tak naprawdę dwupiętrowa stodoła, zrobiona z grubych poprzecznych belek koloru polakierowanego jasnego brązu. Ciemne okiennice dodawały uroku. Na parterze znajdowały się sala do tańczenia i kuchnia, a na górze sypialnie dla gości; nie zapomniano też o łazienkach. Budynek oświetlono sznurami żarówek z żółtym światłem na zewnątrz i pięknymi lampionami w środku. Nie zabrakło także wiele miejsca na samochody, schowanych w głębi lasu, by solenizanci mieli miejsce na rytuał odrodzenia. A czemu las? Ponieważ od tego się wszystko zaczęło. Przodkowie mieszkali w puszczach wysoko w górach.
Weszliśmy do środka, gdzie wszyscy już na nas czekali. Przytuliłam Desida, Marę i Eragona, który okręcił mnie wokół własnej osi. Z daleka zobaczyłam uśmiechniętego Hydre. Zostawiłam więc ich wszystkich i podeszłam do chłopaka.

- Jednak przyszedłeś. Dziękuję. - Kąciki moich ust uniosły się wysoko, a on wręczył mi prezent i pocałował w jeden z nich. Zawstydziłam się, jak nie ja, ale go przytuliłam.

- Wybacz, muszę przywitać się z całą zgrają. Jeszcze raz dziękuję, że przyszedłeś. I za prezent.

Szczerze? Przyjmowanie życzeń zeszło mi ponad godzinę. Podarki zaniosłam do swojego pokoju na górę, a potem poszłam w końcu bawić się ze wszystkimi.
Przetańczyliśmy połowę nocy, wypiliśmy też niemało. Właśnie wtedy przyszedł do mnie Hydre i poprosił mnie do tańca. Chociaż tego nie widziałam, z boku ktoś nas obserwował. Podczas wolnej piosenki mój partner mnie pocałował, a ja byłam chętna. Oj, i to bardzo chętna. Marzyłam o tym pocałunku od pierwszego spojrzenia w jego stronę na murawie.
No i przyszedł w końcu ten czas. Była dwudziesta trzecia czterdzieści. Ludzie przebrali się w białe peleryny, które założyli na głowy. Zapalili ogień i okrążyli nas. Włączyli muzykę Heart of courage.
Potem wypowiadali słowa przerodzenia.

Smocza natura Was wzywa. Przyszedł czas i bogowie wołają Was. Tam, gdzie nić człowieka zanika, Smoka żywot przenika. My, Smoczy ludzie o mocach żywiołów, czekamy na Was. Gdzie oczekuje na Was moc Waszych przodków, z których stworzeni zostaliście, czekamy na Was. Czekamy na Wasze przyjście.

Ja z Nazirem stanęliśmy w środku okręgu, trzymając się za ręce. Mruczeliśmy cicho.

Bogowie smoczy. To my, Wasze oczy. To my, Wasze serca. Ogniste dzieci na świat wydane, by zmienić się w smoka, było nam dane. Przysięgamy bronić Ojczyzny, gdy wróg przyjdzie i powstanie przeciwko nam. Przysięgamy Was bronić, obiecujemy Wam.
Potem było już odliczanie.
Pochodnie zostały skierowane w naszą stronę, prawie nas dotykając. Jednak jako dzieci ognia nie raniły nas. W tym czasie muzyka stała się głośna. Jedni odliczali do północy, a reszta dalej intonowała rytualną modlitwę. Przy dziesiątej sekundzie okrąg robił się coraz większy, by stworzyć przestrzeń potrzebną przemianie. A gdy minęła ostatnia, na naszym miejscu pojawiły się dwa smoki. Jeden piękny, niebieski, ze ślicznymi błękitnymi oczami, które czułam, że już gdzieś spotkałam. Ja byłam czerwona z białymi pasmami na grzbiecie , złotym brzuchem,  czarnym ogonem i niebiskimi oczami . Wiedziałam, że teraz już serce zabije mi na widok mojego Mate. Miałam nadzieje, że będzie nim Hydre. Jednak kiedy spojrzałam w te niebieskie oczy, byłam pewna. Poczułam więzi nie z tą osobą, co chciałam. Oczy paliły mnie od łez , nawet w głowie mi zaszumiało a nogi się ugieły. Pokręciłam głową z niedowierzaniem. A wnioskując po zasłyszanych w głowie przekleństwach, Nazir też już znał odpowiedzi. No tak, gdy Smoki dostaną moce przemiany i żywiołów, otrzymują też czytanie w myślach swojego Mate... A moim okazał się Nazir. Mój znienawidzony Mate. Wolałam się zabić, niż być z nim w związku. Niż pokochać kogoś takiego jak on. I nagle w mojej głowie pojawiły się... dziwne wspomnienia. I skądś wiedziałam że to wspomnienia. Chyciłam się za głowę i zacisnęłam powieki nie wiedząc co się dzieje. Głowę mi rozsadzało .W myślach widziałam ciemny las. Ja byłam ubrana na czarno i pośpiewywałam pod nosem piosenke. Nagle pojawił się przede mną Nazir ale wtedy nie wiedziałam że to Nazir. Uciekłam do jaskini.- kurtka- kurtką opasałam jego ramie, _Szkoła. Pojawił się w szkole, Bicie serca, moje zauroczenie, szukanie smoka po lasach, uratowanie mnie przed śmiercią.. Pocałunek , bicie serca, pocałunek, bicie serca...

Nie. To nie może być prawda...Odzyskałam pamięć. Nazir jest Księciem Smoków, a ja Księżniczką Żywiołów z książek, o których wszystkie smoki się uczą. To ja byłam kochanką Nazira. To ja znalazłam go w lesie postrzelonego. To ja zakochałam się w nim od pierwszego spojrzenia, choć nie wiedziałam, że to człowiek. To on szukał mnie po szkole i nie mógł beze mnie żyć. To kurwa wszystko my!

W tym momencie z oczu polecały mi łzy. Moje ciało paliło żywym ogniem. Patrzac na ręce w moich żyłach był o zamiast krwi . Gdy otwozylam oczy były pełe ognia z nich i z rąk wybuchł pożar. Zaraz zaczęło padać i wiał halny wiatr. Ziemia zadrżała wszyscy rozglądali się nie wiedząc vo się dzieje. Zaraz gdy tylko się skończyło przebudzenie stałam przed nimi ja. Czerwony smok ze złotym podbrzuszem. Czarnym ogon i niebieskimi oczami...Wzbiłam się w powietrze i uciekłam z wielkim smoczym wyciem. Nikt nie wiedział, co się dzieje. Brawa ucichły, narodziły się szepty. I w tej chwili Hydre chciał za mną polecieć, ale mój Mate ryknął w jego stronę i zrobił to sam, chociaż nie chciał. Przez wzgląd na więzi, przez wzgląd na poprzednie życie... Nazir, chociaż nie chciał się o mnie martwić, i tak to robił. To jakiś żart, prawda?
(Nie, to przeznaczenie. Znienawidzony Mate... Zabawa trwa).

Nazir pow

Nie wiem czemu, ale poleciałem za nią. To było silniejsze ode mnie. wcale tego nie chciałem, ale mój ciało samo reagowało. Poprostu krzyknąłem wściekły nie przejmując się resztą gości którzy obserwowali nas w zaskoczeniu. Inni szeptali, a inni chcieli do mnie podejść. Ale nie zdążyli. Ja już zmieniłem się w smoka po raz drugi i poleciałem za nią z wielką złością, strachem i innymi uczuciami których nie znałem i nie chciałem znać. Wcale nie były super, a i czasu nie miałem, by się nad tym rozdrabniać. Moje błękitne skrzydła rozłożyły się, a z gardła wydobył się smoczy wściekły ryk, odchylając szyje do tyłu. Nawoływałem ją. 

Zmiana w smoka i to pierwsza była bolesna. Na początku moje oczy zrobiły się czerwone, a nich buchał ogień, woda, wiat.. w żyłach zrobiło się gorąco, jak by ogień w nich płynął i tak to właśnie było, bo spojrzałem na siebie, a moje żyły płonęły. Czułem, że parzy mnie każda cząstka mojego ciała, a potem ? Potem po prostu zamieniłem się w ogień ił byłem smokiem. Ale to wszystko trwało zaledwie parę sekund i już leciałem za nią. Nie mogłem jej znaleźć. Rozglądałem się, po bokach przeklinając nasze przeznaczenie w myślach i, wtedy ją zobaczyłem. A raczej nie ją, ale pozostałości po niej. Płonącą górę. Ryknąłem zły i poleciałem w kierunku smoczych gór które mieściły się 200 km od naszego miasteczka a właśnie jedna z najwyższych nich "Smocza królowa" cała płonęła. Przyspieszyłem i stanąłem na skale i to, co zobaczyłem, to był koszmar na jawie. Palił się las. raz po razie ona w środku ognia, kobieta która była moją drugą połową od miliardy smoczych lat, stała w ogniu wrzeszcząc i wyżywając się na drzewach. Z jej prawej dłoni wychodził ogień i raz po razie, z każdym drzewem wrzeszczała przeklinając mnie, i nasz los. Z lewej ręki lała się woda, gasząc swoją rozróbę. Wielka polana zniszczonych drzew a ona środku nich pod popękaną ziemią. Małe bezbronne ale rozwrzeszczane dziecko tak, ją teraz widziałem, bo przeżywałem jej emocje na moje nieszczęście. Poczekałem, dałem jej dziesięć minut na wywalenie tego z siebie. W końcu przestała bawić się wodą i zaczęła palić wszystko, co stanęło jej na drodze. Zmieniłem się w człowieka i zacząłem gasić ten burdel który narobiła. Po czym przewruciłem jąi usiadłem na niej. Jej nadgarstki trzymałem nad jej głową by nie zrobiła mi krzywdy , ani sobie .

, -kurwa idiotko chcesz wszystkich pozabijać?! Uspokój sie do cholery_ Ścisnąłem jej ręce jeszcze mocniej, by się opamiętała.

-Myślisz, że tego chciałem? Jak dla mnie wolałbym, by to była najgorsza ciapa w naszej szkole, ale byś nie była nią Ty. Ale Kurwa to tylko głupie Mate którego możemy zignorować i się kurwa uspokój! Jakoś to przetrwamy. Nikt nie musi o nas wiedzieć ! Nikt nie każe nam nagle udawać zakochanych! Ty masz swoje życie ją swoje. Po problemie !

(Ha dobry żart.zabawa się zaczyna dopiero, przeznaczeniu czas start)

W końcu spojrzała na mnie, jak by jej napad złości minął. Rozejrzała się dookoła, patrząc na zniszczony las.

- Tak to wszystko kurwa zrobiłaś TY! Wpadając w histerie jak mała dziewczyna!

Miałem jej powiedzieć jeszcze, że zachowuje się jak niedorobiona jak wtedy gdy zniszczyłem jej tę głupią zabawkę. Ale już wolałem nie ryzykować, bo skoro ją stać na taki szał to, kto wie co jeszcze mogłaby zrobić.

Tyko Ty możesz ją ujarzmić. Nikt inny tylko Ty Nazir. Jesteście jak jedno ciało i dwie dusze. Nie pokonasz przeznaczenia.

Usłyszałem w głowie i moje oczy się zwęziły. Nie mogę dopuścić do siebie tych słów. Nić Mate można zignorować. Można, damy rade, zobaczysz !

- Uspokój się, bo inaczej z ciebie nie zejdę.

Powiedziałem już spokojniej, a gdy zobaczyłem, że oddycha już lżej, to zwolniłem uścisk i zchodząc z niej podałem jej rękę, która przyjęła z wahaniem. Otrzepaliśmy sie z kurzu i zaczęliśmy naprawiać las. Widząc, że mamy też moc ziemi drzewa poprostu odradzały się na nowo. To było niesamowite i uspokajające. Spojrzeliśmy po sobie i usiedliśmy na świeżej ziemi i westchnęliśmy głośno. Bawiąc się rękami powoli odrzywialiśmy rośliny. Na naszych oczach rosła trawa , wiaty i ożyły drzewa. Jak w przyspieszonym tępie. Było to cudowne. Chwile wpatrywaliśmy się w nasz nowy świat który tworzyliśmy a potem nastała chwile cisza.

- Trzeba pomyśleć co zrobić z tym całym bałaganem który zamieszał nam w życiu. _ Powiedziałem I zamilkłem na chwilę, po chwili westchnąłem głośno.
- Słuchaj, wezmę Cię do naszej kryjówki i musimy pogadać. Z tego co pamiętam Desid i Eragon są w to zamieszani. To moi przyjaciele jeszcze z tamtego życia i z tego co wiem to też moi główni dowodzący w armii smoków... musimy im o tym syfie powiedzieć_ Potargałem włosy i wyciągnąłem papierosy.

Ona kiwnęła głową I zacisnęłam usta.

_ Hydre jest jednym z nas. Z tego co opowiadał jest tym, czym Eragon i Desid mówił, że jest ich więcej, ale nie mówił kim są, bo ich nie znalazł, tylko że są rycerzami przebudzenia. Postaci niby z naszej krwi czy coś takiego.

-To robi się coraz bardziej skomplikowane, coś czuję, że to nie będzie takie proste jak się wydaje.. To Ten kretyn musi iść z nami. Mara też, skoro jest przy nas od samego początku jest duże prawdopodobieństwo, że też jest rycerzem tylko nieprzebudzonym. Tylko pytanie... Po co do jasnej cholery oni są z nami ? I czy nasi rodzice o tym wiedzą ?

Wstałem szybko z ziemi._ Szkoda czasu na gdybanie. Idziemy na urodziny, zbieramy ekipę i lecimy do naszej kanciapy pogadać.

***********

Zmieniliśmy się i polecieliśmy, na miejscu impreza była przednia, ale gdy się pojawiliśmy omal nas nie stratowali. Każdy gratulował a laski miały chyba nadzieję, że odnajdę w nich drugą połowę...wolałbym jej nie mieć, tak łatwiej. W każdym razie po godzinie znaleźliśmy się wszyscy i zostawiając imprezowiczów pojechaliśmy jednak samochodem Desida do naszej Kanciapy. Znajdowała się ona w starym opuszczonym młynie na skaju miasta Należał on do mojego dziadka więc nikt nas z niego wyrzucić nie mógł. Był to młyn wodny drewniany. Weszliśmy po krętych starych schodach do środka. Mały wiatrołap prowadził do wychodka a drugie drzwi do niedużego pomieszczenia w którym mieściło się małe okno na którym były powieszone stare firanki i pomarańczowe zasłony. Tak umeblowaliśmy go sami w trójkę. Kanciapa była mała, ale zmieściła się tam narożna kanapa, stół dwa fotele, lodówka magnetofon, stara lampka nocna i szafa na nasze pierdołki. Rozsiadłem się na sofie wskazując ręką gościom by zrobili to samo co ja. Nikt się nie odzywał jak by wiedzieli co się święci. Spojrzeli tylko po sobie i każdy usiadł na wolnym miejscu. Co mnie wkurzało najbardziej to to, że Ami usiadła koło tego Hydre, jeszcze się na siebie gapili cały czas. Nie lubię tego gościa. Wykręciłem oczy i potarłem twarz.

- Zaczynamy, bo nie ma co zwlekać. Zawołaliśmy was tutaj, bo musimy z Amką coś wam powiedzieć. Chodzi o to, że _Chsząknąłem _ Że Ami odzyskaliśmy pamięć a jesteśmy tym, kim nie chcielibyśmy być.

- Nie pierdol, że jesteś jej mate? _ Zaśmiał się Desid i zagwizdał. _ Jakoś wiedziałem, że tak możecie skończyć. Przecież wy do siebie pasujecie idealnie!

- Zamknij się! _ krzyknęliśmy obydwoje i spojrzeliśmy na siebie Odchrząknąłem i wyciągając ze spodni papierosy i zapalniczkę, odpaliłem jednego.

- To nie ważne, ważne to, że odzyskaliśmy pamięć z poprzedniego wcielenia, to znaczy królestwo smoków, zamek i te sprawy..

Powiedziała szybko Ami a oni spojrzeli po sobie i roześmiali się.

- Jesteście strażnikami królewskimi ? Zaginionej księżniczki i księcia?

Zapytał Eragon a ja już przybiłem sobie piątkę w czoło.

- Nie kretynie, My jesteśmy zaginionymi, To o nas są te pieprzone legendy, To Ami ja jesteśmy władcami smoków. Byliśmy w poprzednim wcieleniu,

Poprawiłem się. Nie potrzebie się uniosłem, ale miałem już trochę tego dość. Owijanie w bawełnę a przyszliśmy tu pogadać konkretnie.

W pokoju nastała cisza. Za oknem było słychać szum wody, zacząłem się bawić palcami. Pierwszy pdezwał się Hydre zerkając na Ami.

- Czyli jesteście zaginionymi władcami smoków żywiołów. To was szukałem...

- Tylko mi się nie kłaniaj i nie przysięgaj wierności po sam grób _ Parsknąłem kręcąc głową.

- Desid i Eragon są moimi rycerzami z tego co sobie przypomniałem. Mara najprawdopodobniej jest wcieleniem przyjaciółki Ami z czasów gdy mieszkała u łowców. W dalszych dziejach o których nie piszą w książkach Władcy smoków prosili ją by była ich szpiegiem w świecie ludzkim. A potem zamieszkała już w smoczej krainie. Po osiemnastym roku życia Okazało się, że nie jest do końca człowiekiem, bo ojciec był smokiem a matka człowiekiem. Ojciec zamieszkał w świecie ludzi całkowicie izolując się od smoków. Hydre jest z tego co mówiła Ami jej rycerzem tak jak Desid z Eragonem moimi.... W każdym razie musicie pomóc nam to utrzymać w sekrecie. Dla nas więzi mate się nie liczy. Nie chcemy być razem.

- Zwariowałeś Nazir? Wiesz, że to niemożliwe? Przecież tak się nie da? / Nie wiem jak wygadają te więzi, bo jeszcze nie skończyłem osiemnastu lat _ Eragon spojrzał na Mare _ Ale mogę przysiąc, że to nie bedzie takie proste i możecie zostać skrzywdzeni.

- Hydre. Skończyłeś osiemnaście lat. Kim jest twoja Mate?

- Nie zawsze smoki znajdują swoją Mate odrazu. Czasem tak jak zwykłymi ludzkimi uczuciami, trzeba na nią poczekać. Ale w tamtym życiu jedyną moją miłością była księżniczka. Bez obrazy Nazir. Stworzono nas, by zginąć za nią i być jej wiernymi, więc najprawdopodobniej do tego jestem stworzony i teraz. Nie do więzi ludzkiej, lecz boskiej. A jak nie chcesz księżniczki ja się nią zaopiekuje.

Powiedział a we mnie się zagotowało. Scisnąłem dłonie w pięści ale nic nie dałem po sobie poznać. nie jestem psem ogronika . Niech sobie ją wezmie , da mnie w to graj.

- Masz moje błogoslawieństwo.

- Ja tutaj jestem! _ Wkurzona Ami poderwała się na równe nogi. Zachowujecie się jak bym była jakąś rzeczą!

- Prepraszam Ami, nie chciałem by to tak zabrzmiało. Chodziło mi o to że poprostu skoro on nie chce być przy tobie ja będę zawsze gdy będziesz mnie potrzebować_ Powiedział Hydre szybko ciągnąc ją zarękę by usiadła. Widziałem jak na nią patrzy. Jakie ma maślane oczka i że ma ochote na jej słodkie malinowe usta. _ Nie kurwa, co ja myślę ! Co mnie ochodzi co oni myślą. to ta rprzeklęta wiezi mate!

Siedzieliśmy tam z godzine a pozniej już wróciliśmy do naszych gosci. Postanowiłem dużo pić. Najebac sie w cztery dupy tak by utopić w alkocholu te pieprzoną więz która nie dawała mi spokoju. Nie rozumiem dlaczego ten cały hydre który ma być ochroniażem dowala się do niej jak napalony kutas. Też mi ochroniaż. 

wkurzony na całego choć udawałem że tak nie jest. Podeszłem do pierwszej napotkanej dziewczyny i usmiechnąłem się do niej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro