Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5

.

W nocy prawie nie spałam. Trzymałam za ręce mamę i tatę, nie wychodząc nawet do łazienki, bo bałam się, że właśnie wtedy się obudzą. Gdy powieki leciały mi już ze zmęczenia, ktoś wszedł do pokoju. Były to mamy Nazira i Desida.


- Wybacz, kochanie, wiedziałyśmy, że siedzisz tutaj, więc przyniosłyśmy ci coś do jedzenia. Chciałyśmy też sprawdzić, czy twoi rodzice dalej śpią. - Podała mi reklamówkę z pachnącymi już z daleka pierogami. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo jestem głodna. W torebce znalazłam też termos z gorącą herbatą oraz kanapkę z szynką i serem żółtym.

- To na śniadanie. - Uśmiechnęła się opiekunka Desida i pogłaskała mnie po ramieniu. W tym momencie usłyszałyśmy pomruk i przeniosłyśmy wzrok na moją mamę, która właśnie się wybudzała. Wszystkie podeszłyśmy bliżej łóżka, a ja złapałam ją za rękę.

- Alice, dzięki Bogu, jak się czujesz? - zapytały obie na raz. Ona spojrzała na mnie i uśmiechnęła się blado, gdy wzmocniłam mój uścisk. Jej wzrok błądził po całej sali w poszukiwaniu męża. Gdy znalazła go obok siebie, jej oczy złagodniały, a na twarzy odmalowała się ulga.

- Tata się jeszcze nie obudził. Gdybyście zamiast w ludzkiej postaci polecieli w smoczej, nic by wam nie było. Nie rozumiem, dlaczego... - Przerwałam, bo mama Nazira położyła dłoń na moim ramieniu. Dzięki temu gestowi wiedziałam, że za dużo powiedziałam.

- Przepraszam, strasznie się o was martwiłam...

- Przepraszam, że cię wystraszyliśmy, kochanie. Wszystko wydarzyło się tak szybko, że nie było, kiedy pomyśleć. Mam nadzieje, że tata obudzi się wkrótce. - Spojrzała na swoje przyjaciółki i uśmiechnęła się ciepło.

- Dziękuje, że przyszłyście. Mam prośbę, czy na czas naszej nieobecności mogłybyście zając się Ami? Nie chcę, by została w domu sama. Jest niepokornym dzieckiem.

Kobiety spojrzały na siebie z uśmiechami, a ja przewróciłam oczami.

- Mamo, jestem prawie dorosła. Zostanie samej w domu nie sprawi, że go spalę.

Kobieta leniwie uniosła kąciki ust, a wtedy rodzicielka Nazira opowiedziała o swoim pomyśle.

***************

Minął tydzień od wybudzenia mamy, jednak tata wciąż pozostawał nieprzytomny. Z niewiadomych przyczyn zapadł w śpiączkę, przez co od tygodnia nie opuszczał mnie wisielczy humor. Moja opiekunka była tak pochłonięta opieką nad ojcem, że wzięła nawet chorobowe, a potem jechała urlopem. A ja w tym czasie siedziałam w domu Crossów, prawie wcale nie przekraczając progu pokoju gościnnego. Mama napisała mi zwolnienie ze szkoły. Wychodziłam tylko do szpitala.

Któregoś wieczoru wymknęłam się z pokoju przez okno, schodząc z balkonu na rynnę. Potrzebowałam spokoju, ciszy, żeby po prostu pomyśleć o tym wszystkim. Wyjęłam z czarnych spodni paczkę papierosów, a z niej jednego szluga wraz z zapalniczką i odpaliłam go. Szalało we mnie dziwne uczucie, niemal rozsadzające od środka. Szłam powoli, a wypaliwszy fajkę, zaczęłam biec przed siebie. Coraz szybciej i szybciej. Wbiegłam do lasu, dłońmi zahaczałam o krzaki, tak dla zabawy. Pędziłam, nie myśląc o niczym. Nawet nie bałam się tego, że się zgubię. Stanęłam w miejscu, wsłuchując się w wycie wiatru, który, jak miałam wrażenie, coś do mnie szeptał... Słowa kojące duszę. Otaczał mnie z zewnątrz i wewnątrz, rozpalając płomień.

Ale to niewykonalne! Jeszcze nie mam osiemnastu lat... Jeszcze nie mogę dostać mocy....

Na tę myśl otworzyłam szeroko oczy, jak wybudzona z koszmaru. Moje ciało otaczała trąba powietrzna, a ja byłam w jej centrum.

Niemożliwe, przecież jestem z rodziny ognia...!

Gdzieś za drzewem zobaczyłam uśmiechającą się leniwie postać w czarnym kapturze. Wszystko się we mnie skumulowało: pocałunek z Nazirem, wypadek rodziców, mieszkanie z wrogiem, który schodził mi z drogi, ale wkurzało mnie, że byłam na jego łasce i niełasce... Za dużo... O wiele za dużo...

I wtedy końcówki moich włosów zapłonęły. Nie paląc się przy tym wcale.

Przeznaczeniu czas start. Poradź siebie z tym. I wtedy postać zniknęła. Chciałam biec w jej kierunku, ale nie mogłam się ruszyć.

- Amiśka? Co ty tu, do cholery, robisz? - Rozległ się za mną należący do Nazira głos. Obejrzałam się za siebie. W mgnieniu oka wszystko ustało. Nie było trąby powietrznej. Moje włosy nie stały już w ogniu.

- Poszłam się przejść - odpowiedziałam, nie myśląc nawet o tym, by zdradzić mu moją nową tajemnicę, która zapewne nie da mi dzisiaj zmrużyć oka. - A ty? - zapytałam, wyciągając kolejnego papierosa.

- Masz pokój obok mnie. Myślisz, że nie widziałem, jak po rynnie uciekłaś? Poszedłem za tobą, zastanawiając się, co kombinujesz.

Chłopak mierzył mnie wzrokiem. Nie widziałam jego oczu, ale mogłabym przysiąc, że są zmrużone. Zawsze tak robi. Zastanawiałam się, czy widział, co się ze mną stało. Jeśli naprawdę za mną chodził tego wieczoru, to musiał. Ale czy o tym wspomni? Mnie? Rodzicom? Naszym znajomym? To był ciężki dzień...  A nawet nie dzień. Od wypadku czuję w sobie dziwną siłę. I to nie jest siła płomienia, z którą się urodziłam ze względu na taką a nie inną rodzinę. Rodzinę ognia.

Nazir jedynie kazał mi iść do domu. Poza tym przez całą drogę nie odezwał się ani razu. Czy to przez to, że nie mamy o czym gadać? Że się nie lubimy? Czy może dlatego, że zauważył?






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro