4
Dzień jak co dzień... choć nie. Dziś sobota i impreza u Eragona, na którą zostałam zaproszona, pewnie z powodu Mary.
Są trochę jak Romea i Julia - ona Capuletti, on Monteki. Miłość zakazana przez dwoje przyjaciół, którzy nienawidzą się od zawsze, uniemożliwiając im bycie razem bez zostania pożartym przez nich jak przez głodne psy.
Zamyślona przestałam czesać swoje rude włosy. Parsknęłam śmiechem, zbierając je ze szczotki.
Nigdy nie miałabym nic przeciwko związkowi Eragona i Mary. Uważam, że razem wyglądają nawet słodko. Ale moja przyjaciółka nie miałaby życia przy tym idiocie Nazirze, który oczywiście idzie w parze z jej ukochanym. Ona - wrażliwa dziewczyna o dobrym sercu - a on buc nad buce, idiota, kretyn i wieprz. Potrząsnęłam głową jeszcze raz, bo po co mam sobie nerwy psuć jakimś debilem, który czasem ma przebłyski normalnego chłopaka. Ale tylko czasem!
Wstałam od białej toaletki i zgasiłam światełka, których zadaniem było podświetlenie mojej twarzy podczas malowania, żebym mogła zakryć wszystkie niedoskonałości. Ale, szczerze, jakie niedoskonałości? Moja twarz pryszcz widzi tylko parę dni w miesiącu i to jedynie na brodzie. Pokrzątałam się trochę po pokoju, składając w nim ubrania i inne pierdoły, które tam rozwaliłam. Potem wyjęłam z szafy odkurzacz i wysprzątałam mieszkanie, by rodzice widzieli, jaka jestem pracowita i ze wzruszenia pozwolili mi iść na imprezę i siedzieć tak długo, jak będę chciała. Po obiedzie pozbierałam talerze i wsadziłam je do zmywarki, w odpowiedzi na co tata tylko podniósł jedną brew.
- Coś mi się wydaje, że nasza córka czegoś od nas chce. Inaczej nie paliłaby się tak do roboty. Sprzątanie w pokoju? Odkurzanie? Ścieranie kurzy? Chyba ktoś nam podmienił dziecko! Kim jesteś i co zrobiłaś z naszą Ami?
Uśmiechnęłam się niewinnie, widząc, że mnie rozgryzł. Ale czego innego oczekiwałabym od mojego taty? Jest żołnierzem i widzę go bardzo rzadko. Teraz przebywa na urlopie i czeka na wezwanie, by pojechać na misję. Zawsze, gdy wyjeżdża, bardzo się o niego martwię i boję, że więcej go nie zobaczę.
- Chciałam zasłużyć na to, żebyście mnie puścili na imprezę do Eragona... - Zamilkłam na chwilę.
- I bym mogła być dłużej niż do dwunastej. Za parę miesięcy kończę osiemnaście lat. Wiecie, że możecie mi ufać, a u Eragona, którego, zaznaczam, znacie od dziecka, będą jeszcze Nazir, Desid i Mara.
Przygryzłam wargę w oczekiwaniu na ich odpowiedź. Moi rodziciele spojrzeli na siebie wymownie. Po chwili mama westchnęła.
- Możesz iść. Dziwne by było, gdybym cię do nich nie puściła, bo znamy się już z trzydzieści lat. Ale uważaj na siebie, bo wiem, jakie masz stosunki z Nazirem. Jesteśmy zażenowani waszym dziecinnym zachowaniem. Nie jesteśmy w stanie popatrzeć w oczy jego rodzicom i vice versa... Więc proszę cię, nie spalcie tego domu.
*****
Włączyłam głośno moją ulubioną piosenkę "Helo" od Beyonce i poszłam pod prysznic. Gdy wymyłam z siebie cały dzień i przeczesałam rude włosy, zauważyłam białe pasmo, tak jakby zmieniły kolor. Zmarszczyłam brwi, bo jestem zbyt młoda, by robić się nawet nie siwa, lecz jasna jak śnieg. Zresztą, hello, rano jeszcze wszystko było z nimi w porządku! W każdym razie wcisnęłam piankę do włosów, która miała podkreślić ich falistość, a potem poszłam zrobić bardzo delikatny make-up. Łagodnie podkreśliłam brwi i oczy, a usta wymalowałam ostrą czerwienią. Założyłam obcisłe czarne legginsy z lateksu oraz luźny biały podkoszulek z dużymi czerwonymi ustami na klatce piersiowej, czarne botki z łańcuszkiem przy kostce oraz skórzaną kurtkę w tym samym kolorze. Wypsikałam się DKL zielonym jabłuszkiem - moimi ulubionymi perfumami, które zostawiam tylko na specjalne okazje. Dostałam je od taty, gdy wrócił z misji i zabrał mnie na zakupy, chcąc trochę wynagrodzić te wszystkie zmartwienia, które ogarnęły mnie i mamę.
Akurat schodziłam po schodach, gdy rozdzwonił się dzwonek. Po otworzeniu drzwi przytuliłam przyjaciółkę i zabrałam z wieszaka pasek z kluczem do domu. Wsadziłam go do czarnej torebki, którą przewiesiłam przez ramię.
Podgwizdywałyśmy po drodze najnowszy utwór Avy Max, wygłupiając się, gdy nagle usłyszałyśmy gwizd. Odwróciłam się szybko, zastanawiając się, kto z nas żartuje, a gdy zobaczyłam Desida, wystawiłam mu ze śmiechem środkowy palec, po czym skierowałam się na trawę, by pójść na skróty do domu Eragona. Przyjaciel otworzył nam drzwi, machnąwszy ręką oraz ukłoniwszy się teatralnie. Również się skłoniłyśmy i weszłyśmy ze śmiechem do środka.
Przeszłyśmy przez salon, mijając tańczących ludzi i weszłyśmy do kuchni, gdzie Eragon z Nazirem i paroma innymi gośćmi, opierając się o wyspę, nalewając szoty z wódki i soku malinowego. Przywitaliśmy się z Eragonem i uśmiechnęłyśmy się do Nazira, który nas centralnie zignorował, czego nienawidzę u niego najbardziej. Ah, no tak, wszakże nie możemy się znać z wielmożnym panem kutasem. Przewróciłam oczami.
- Napijecie się z nami? - zapytał Eragon, uśmiechając się do mnie. Spojrzał na Marę, zatrzymując na niej wzrok. Udając, że tego nie widzę, złapałam szklankę z różowym trunkiem i wypiłam wszystko na raz. Oczy obecnych skierowały się na mnie. Nazir poniósł jedną brew, ale nic nie powiedział, a Desid wysoko uniósł kąciki ust.
- Patrzcie, nasza mała umie pić. Tylko się nie spij za bardzo, bo Nazir wepchnie cię gdzieś do rowu lub zgubi pod samochodem.
Zaśmiał się, ale tylko on. Spojrzałam na wspomnianego przez niego chłopaka, który w tym czasie walnął go lekko pięścią, oznajmiając, by spierdalał. Eragon tylko pokręcił głową.
- Dajcie spokój przynajmniej dzisiaj, co? Nie możemy bawić się normalnie choć jeden raz? Proszę!
-Przecież ja nic nie powiedziałam! Nazir też się nie odezwał. Desid zaczyna paplać głupoty i niszczy humory.
- Ale ja mówię poważnie. Ten jeden raz zapomnijcie, że się nienawidzicie. Postarajcie się. Dla mnie. Okej?
Eragon uniósł jedną brew, a Mara przygryzła wargę, zastanawiając się pewnie, czy to jest w ogóle możliwe.
Razem z Nazirem spojrzeliśmy po sobie. Milczeliśmy przez chwilę, wciąż mierząc się wzrokiem. W kuchni zapadła cisza. Wszyscy czekali na naszą odpowiedź.
- Niech wam będzie. Dzisiaj udaję, że widzę go po raz pierwszy - powiedziałam, odrywając wzrok od niebieskookiego i patrząc na Eragona, którego twarz wyrażała wdzięczność. Mój na-ten-wieczór-nie-nemezis jeszcze chwilę milczał.
- Niech będzie.
W tym momencie wyjął papierosa i odpalił, spoglądając na mnie obojętnie.
Impreza się rozkręcała. Poszłyśmy z Marą tańczyć. Skakałyśmy w rytm paru piosenek i śpiewałyśmy wraz z ludźmi tekst tych, które znałyśmy. Bawiłyśmy się wyśmienicie. A gdy nas suszyło, szłyśmy wypić parę shotów. Za którymś razem Eragon zapytał, czy nie przeszkadzałoby mi, gdyby porwał na chwilę moją przyjaciółkę. Oczywiście się zgodziłam i poszłam do kuchni. Widząc na podłodze okrąg z butelką pośrodku, uśmiechnęłam się i dosiadłam. Wszyscy byli już lekko wstawieni. Nawet Nazir. Inaczej nie zagrałby, bo zawsze twierdził, że to dziecinada. Ugryzłam się w język, by mu nie dociąć z tego powodu, ale obiecałam, ten jeden raz. Uwierzcie, bardzo bolało...
- W którą gracie?
- Prawda czy wyzwanie. Za prawdę pijesz cztery szoty, na wyzwanie nie ma wymówki.
- Ostro.
Zabawa zapowiadała się ciekawie. Nikt nie chciał za szybko się schlać, więc niektórzy wybierali rozkazy, przez które śmialiśmy się do łez.
- Mira, twoja kolej.
Dziewczyna zakręciła butelką. Padło na Mike'a.
- Prawda czy wyzwanie? - spytała. W jej oczach widziałam zapowiedź diabelskiego planu. Stety lub nie, chłopak był już lekko wstawiony i niczego nie zauważył. Wpadł po uszy.
- Sawaj rozkas! - bełknął z uśmiechem od ucha do ucha. W odpowiedzi ten Miry jeszcze bardziej się poszerzył.
- Zrób striptiz. - Włączyła Komodo - "(I Just) Died In Your Arms". - Rozbierz się w rytm tej piosenki.
Zaśmialiśmy się, gdy nastolatek bez zbędnych słów wstał i zaczął kręcić biodrami. Położył ręce na klatce piersiowej, skąd zjeżdżał coraz niżej. Zatrzymał się na końcu koszulki, by po chwili ściągnąć ją powoli, nie przestając się poruszać. Dziewczyny udawały, że piszczą, a chłopaki gwizdali, dopingując. Nawet Nazira rozbawiła ta sytuacja. Lecz gdy nastolatek chciał z rozpędu ściągnąć bieliznę, oczy wszystkich się rozszerzyły.
- NIE! - krzyknęliśmy jednocześnie. Część nawet przysunęła się, by go powstrzymać.
- Daruj nam to, chłopie.
- Właśnie.
- Nikt nie chce oglądać twojego kutasa - śmiali się chłopcy, a ja musiałam otrzeć łezki rozbawienia.
Nawet nie zauważyłam, że już zakręcono butelką. Padło na mnie. Nie chcąc być gorsza od innych, wybrałam wyzwanie. Kręcący uśmiechnął się chytrze. Spojrzał na Nazira, który pokręcił głową, by tego nie robił. Jednak pijany Mike w samych bokserkach był niepowstrzymany.
- Masz pocałować Nazira, ale z języczkiem, nie taki buziak. - Beknął pod nosem i uśmiechnął się szeroko, na co wszyscy ucichli zaciekawieni, co się wydarzy. Nie chciałam tego. Boże, jak ja tego nie chciałam. Zwymiotuję, jeśli będę musiała to zrobić. Spojrzałam na Nazira, który utkwił we mnie spojrzenie. Całe jego ciało się spięło, a szczęka zacisnęła mocno, ale nic nie powiedział. Zasady były jasne i każdy się na nie zgodził. Przełknęłam ślinę i podeszłam do niego. Kucnęłam obok. Ciszy wokół nas nie przerywały nawet oddechy. Jakby bali się, że gdy głośniej odetchną, zamiast się całować, pogryziemy się jak psy.
Nastolatek się nie ruszył, a jego oczy wciąż wgapiały się w moje, jakby nie wierzył, że to robię. Zbliżałam się do niego powoli. Starałam się zapomnieć, kim jest facet, którego miały dotknąć moje wargi. Wyobrazić sobie, że to nie gość, którego nie znoszę od tylu lat. Położyłam dłoń na jego policzku i skupiłam się na zaciśniętych ustach, które gdy byłam już blisko, lekko się rozchyliły i... Zrobiłam to. Pocałowałam Nazira. Początkowo było delikatnie, ale po chwili zamieniło się w coś gorętszego. Nieznane mi uczucie w podbrzuszu, gdy nasze języki się spotkały, lekko mnie zaskoczyło. Na śmierć zapomniałam, z kim właśnie się całuję. Wplątałam palce w jego włosy, a on przyciągnął mnie do siebie.
Wtedy nie wiedziałam, ile narobiliśmy sobie tym problemów... Nie miałam pojęcia, że ktoś w czarnym kapturze stoi za oknem, przyglądając nam się z uśmiechem...
Nagle zadzwonił telefon. Oderwaliśmy się od siebie, przez chwilę patrząc sobie w oczy. Nie słyszeliśmy szeptów znajomych, nie obchodziły nas oklaski, nie widzieliśmy zaskoczonych min Mary i Eragona. Jednak komórka dalej brzęczała. Odebrałam ją, wyjmując z torebki i usiadłam przed Nazirem, spuszczając wzrok. Po chwili bez żadnego ostrzeżenia urządzenie wypadło mi z dłoni. W moich oczach pojawiło się przerażenie. Lewą rękę przyłożyłam do ust, a prawą się podparłam, by nie upaść, bo zakręciło mi się w głowie.
- Co się stało? - zapytał Nazir, marszcząc brwi na moją reakcję. Mara natychmiast do nas dopadła, kucając przede mną i łapiąc mój telefon.
- Moi rodzice mieli wypadek samochodowy... Dzwonili ze szpitala... Ja ... muszę...
Wstałam szybko i niezdarnie pozbierałam swoje rzeczy. Nazir z Marą pomogli mi wstać. Desid także do nas podszedł. Nagle nikt się nie liczył, tylko oni. Tylko przy nich czułam się bezpiecznie. Eragon poprosił kolegę, który miał rozwozić ludzi po imprezie, by wziął jego samochód i zawiózł nas do szpitala. Nie myślałam teraz o tym, że i Nazir z nami pojechał, że ruszyliśmy tam wszyscy.
Po piętnastu minutach wysiedliśmy z samochodu. Wbiegliśmy do szpitala, do rejestracji. Znajdując lekarza, nie mogłam wykrztusić z siebie słowa. Łzy ściekały mi po policzkach.
- Dzień dobry. Jesteśmy rodziną małżeństwa, które miało dzisiaj wypadek.
- A, tak, panienka Ami? Dzwoniłem do panienki. Pani rodzice wpadli w poślizg, jeleń wyskoczył im na drogę. Na szczęście nie jest to nic poważnego. Tylko lekkie zadrapania. Panienki rodzice wylądowali w rowie, nie uszkadzając sobie kości. Byłem zobowiązany zadzwonić do ich rodziny. Proszę tędy - oznajmił, biorąc mnie za ramiona. Reszta szła za nami. Zatrzymali się dopiero przy drzwiach do pokoju, gdzie usiedli na krzesełkach, głośno wzdychając.
Rodzice byli nieprzytomni. Cali poobijani. Serce mi się krajało, widząc ich w takim stanie.
- Proszę się nie martwić, są w szoku, dlatego śpią. To nie śpiączka. Za parę godzin powinni się obudzić.
Po tych słowach wyszedł, a ja wraz z nim.
- Dziękuj, że przyjechaliście ze mną. Muszę poczekać, aż rodzice się obudzą. Ale wy możecie jechać. Ja zostanę. Przepraszam, że zepsułam wam imprezę.
Spuściłam wzrok. Nazir już miał coś powiedzieć, ale ubiegła go Mara.
- Kochana, o nas się nie martw. Normalne, że z tobą pojechaliśmy. Znamy się tyle lat, że twoja mama jest dla nas jak rodzina.
- Tak - potwierdził Desid. - Nasi rodzice przyjaźnią się od dawna. Zaraz zresztą tu będą, bo do nich zadzwoniliśmy.
Nie minęło pięć minut, a po korytarzu przebiegło,
,,,,,, małe, ośmioosobowe stado ludzi. Wszyscy się na mnie rzucili.
- Zostań u nas. - Pierwsza odezwała się mama Nazira. - Póki twoi rodzice nie wyzdrowieją, bo samej cię tak, kochana, nie zostawię.
- Ciociu, nie chcę robić problemu... - zaprotestowałam.
- Ależ to nie kłopot, a przyjemność. Pomożemy ci zaopiekować się rodzicami. Jesteśmy prawie jak rodzina.
No tak, nasi rodzice poznali się na samym początku studiów. Nasze matki chodziły razem do klasy, a nasi ojcowie byli w jakimś tam klubie, do którego się zapisały. Na początku się kumplowali, a potem zaczęło między nimi iskrzyć i tak się jakoś związali. Jak dla mnie to za proste, ale mama nie chciała wyjawić mi prawdy. Cóż, kiedyś i tak ją odkryję.
- Ciociu, mogę nocować u Mary - powiedziałam, patrząc na przyjaciółkę, która przytaknęła. Jednak wiedziałam, że mama Nazira ma wyrzuty sumienia przez nasze kłótnie, dlatego próbuje nas do siebie przekonać. Jakby ona była tego winna...
- Dobrze, ciociu, ale i tak na razie poczekam, aż się ockną. Przyjdę do was rano. A teraz zostanę z nimi - zdecydowałam, po czym się pożegnałam. Nazir wręczył mi kubek kawy, nic nie mówiąc. Wsadził dłonie do kieszeni i poszedł do domu wraz z mamą i tatą.
Przetarłam zmęczone oczy i weszłam do pokoju rodziców, czekając na ich przebudzenie.
Kolejny rozdział leci do was:) Oczywiście liczę na gwiazdki i komentarze, które mnie strasznie motywują i inspirują do dalszego pisania:)
Beta : _olivie_
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro