Rozdział 5. Szkic
Przez serię uderzeń zeszyt bardzo ucierpiał. Oczywiście właściciel także, tyle że głowa kiedyś przestanie pulsować, a gorzej wkleić ponownie kartki.
Bartek siedział na drugiej fizyce, nadal gładząc obolałe miejsce. Wyglądał na zamyślonego i Nikodem domyślał się, co mogło krążyć po jego obitej głowie. Tamto nagranie. Musiało być w jakiś sposób znaczące. Ola i Bartek nie podchodzili do niego sceptycznie, sądząc po ich zachowaniu, więc tu chodziło o coś więcej. Gdyby to były zwykłe zjawiska paranormalne, raczej nikt nie biłby nikogo zeszytem.
A przynajmniej w teorii, bo Ola mogła uznawać to za dobrą rozrywkę.
Teraz za każdym razem, gdy spojrzał na Bartka, w myślach pojawiała się fraza: „syn mentora". Kusiło go już kilka raz, żeby zwyczajnie go zapytać, lecz wtedy wydałoby się, że podsłuchiwał rozmowę. Wolał nie pakować się w żadne kłopoty, dlatego siedział cicho. Wreszcie nadejdzie pora, aż będzie mógł swobodnie rozmawiać na ten temat.
Przyglądał się, jak nauczycielka szykowała doświadczenie. Niezbyt go interesowało, ale była to chwila przerwy od pisania notatek i obliczeń. Machał znudzony nogami, marząc tylko o dzwonku. Owszem, lubił fizykę, ale bardziej męczył go fakt, że to już piąta lekcja – a co za tym szło, było po dwunastej. Pomimo iż minął zaledwie tydzień, szkoła już go męczyła. Niby to pierwsza klasa, ale tak odzwyczaił się od siedzenia w ławce, że nie sądził, by prędko znów do tego przywykł.
Nauczycielka zaczęła się trudzić. Coś nie wychodziło. Podśmiewała się pod nosem, że pierwszy raz miała jakiekolwiek problemy z tym doświadczeniem, gdyż zawsze się udawało. Wywołało to rozbawienie w klasie, jednak nie u Nikodema, którego podejrzliwa dusza nie uważała, by cokolwiek działo się z przypadku.
Pierwsza myśl to był Bartek i to właśnie na niego spojrzał kątem oka. Zaniemówił.
Znów mi się przewiduje, znów mi się przewiduje – powtarzał teraz.
Oczy Bartka, choć były przymknięte, wydawały się lśnić pięknym, błękitnym kolorem. Trwał wpatrzony w nauczycielkę, która nadal próbowała znaleźć przyczynę swoich niepowodzeń. Czyżby to właśnie on coś robił? Nie. Nikodem nie wierzył. To niemożliwe. Wcześniej też wydawało mu się, że oczy kolegi błyszczały, lecz tym razem mógł spoglądać na nie dłużej. Mimo to nadal nie potrafił dopuścić do siebie myśli, że istniały nadprzyrodzone zdolności. Patrzył nadal i nawet zauważył lekki uśmiech na twarzy Bartka.
Rozległo się pukanie do drzwi. To wtedy barwa tęczówek Bartka wróciła do normalności. Do sali weszła nauczycielka matematyki – pani Gołębiewska – przepraszając za chwilowe przerwanie zajęć. Podeszła szybkim krokiem do Bartka, by powiedzieć stosunkowo cicho:
— Bartuś, twój tata dzwonił i kazał ci przekazać, że jakoś w połowie następnej lekcji przyjdzie po ciebie. Nie wiem, czy już wiesz.
Bartek westchnął.
— Nie, jesteśmy trochę źli na siebie. — Odwrócił na moment wzrok.
— A, rozumiem. Znam twojego tatę. Jest taki lekko obrażalski. — Puściła do niego „oczko". — No, to wyczekuj go.
— Dobrze, dziękuję.
Opuściła salę i akurat nauczycielka fizyki oznajmiła, że udało jej się rozwiązać problem.
Cóż za zbieg okoliczności – pomyślał Nikodem z rozbawieniem.
Reszta zajęć przeszła spokojnie. W czasie ich trwania Bartek siedział zamyślony, a na twarzy pojawiał się grymas niepokoju. Może chodziło o ojca? Nikodema mocno by to nie zdziwiło. Gdy jeszcze matka żyła, Nikodem pamiętał, jak potrafił kilka dni myśleć o jednej kłótni.
Właśnie, gdy jeszcze matka żyła...
— Ej, Bartek, mogę o coś spytać? — zaczął po lekcji Nikodem, zbierając swoje przybory szkolne.
— Huh? — Uniósł brew. — O co chodzi?
— Jesteś jakiś nieswój. Stało się coś?
Wzruszył ramionami zrezygnowany.
— Pokłóciłem się z ojcem, tak ostro. — Westchnął. — Mamy wiecznie odmienne zdanie i w ogóle.
— Współczuję...
— E tam, przywykłem. Taki ojciec.
Mentor – dopowiedział w myślach Nikodem.
Bartek dostał niespodziewanie butelką rzuconą z przed drzwi, w których stała młoda dziewczyna trzymająca w ręku teczkę. Wykrzyczała radosna imię przyjaciela, po czym podbiegła do niego z uśmiechem. Rzuciła się mu na szyję, upuściwszy wcześniej trzymany w dłoni przedmiot na ławkę. Odsunęła się po chwili, pozwalając chłopakowi znów pogładzić obolałe miejsce – które zostało już tak obłożone, że Bartek nie zdziwiłby się, gdyby przez następny tydzień czuł tam pulsowanie.
— Cześć, Karolka... — rzucił bezwiednie, pojękując lekko z bólu.
— Ale ty się cieszysz z mojego przyjścia. — Założyła ręce obrażona.
— Dostałem w łeb chyba trzydziesty raz.
Wzruszyła ramionami.
— Nic nie poradzę, że mam takiego cela. — Wydęła dumnie usta. — A poza tym, Olka ci dokopała?
— Tia... — Odwrócił wzrok.
— Bo?
— Ona to już chyba dla sportu robi. — Wywrócił oczami. — Ćwiczy mięśnie ręki...
— Wiesz, że nie znosi twojego charakteru i tyle. — Uśmiechnęła się arogancko. — Nie wkurzaj jej, to nie będzie cię tłuc... Chyba.
— Mniejsza. Tak przy okazji. — Pokazał na Nikodema. — Mieliście okazję się widzieć, ale no. To Nikodem.
Spojrzała na niego.
— Karolina. Dziewczyna z ADHD, owsikami w dupie i niezrównoważona psychicznie.
— Zauważyłem...
— Wierz mi, ona potrafi być jeszcze gorsza... — dodał Bartek tonem, jakby wcześniej w myślach odmówił modlitwę o odpędzenie demona z Karoliny. — Dałbyś wiarę, że kiedyś podpaliła owcy zadek... Dla zabawy...?
— Ej! — oburzyła się. — Fajnie biegała! Wskoczyła do wody, żeby ugasić płomień! Mam to nagrane! Przy okazji dawało na pastwisku baraniną.
— Jezu... — Nikodem aż pobladł.
— Jezus to już dawno ją opuścił. — Prychnął Bartek oraz machnął ręką. — To dzieło szatana. — Odetchnął głęboko. — Dobra, Karolka, co mi przyniosłaś?
Wzięła zieloną teczkę do ręki. Otworzyła ją, by wyjąć z niej kartkę z rysunkiem – nie byle jakim. Był to piękny szkic bardzo nietypowego jelenia. Jego rogi osiągały taką wielkość, że aż dziwne, że zwierzę dało radę utrzymać łeb w górze, a na jego szyi widniały ostre wypustki. I choć górna część zdawała się wyglądać olśniewająco, aż zapierało dech w piersi, tak niżej przybierało niepokojącego wydźwięku. Wychudzony, podpierający się na puszystych nogach jeleń spoglądał na swoją klatkę piersiową. Z tej wystawały żebra, a jedno z nich nawet przerwało skórę. Ogon wyróżniał się najbardziej na tle całej postury. Nie dość, że był ogromny, to cały pokryty futrem.
Nikodem spoglądał wielkimi oczami na rysunek. Przedstawione na nim zwierzę wyglądało niemal tak samo jak w jego snach – nawet jeszcze bardziej przerażająco niż dotychczas. Zaparło mu dech w piersi. Czemu ta cholerna imaginacja za nim podążała? Nawiedzała go wszędzie. Niekiedy nocami miał wrażenie, jakby coś stąpało pod jego oknem, lecz, wyjrzawszy za nie, niczego nie dostrzegał. Wpadał w paranoję i czuł, że powinien szukać jakiejkolwiek pomocy. Tylko kto weźmie na poważnie jego problem z jeleniem prześladowcą?
Bartek natomiast analizował dzieło w milczeniu, oglądając każdy jego najmniejszy cal. Zapewne interesowało go znacznie więcej i, być może, widział coś więcej? Bynajmniej takie sprawiał wrażenie. Nikodem nie spodziewał się, by poznał prawdę w najbliższej chwili.
— Dostałam to od koleżanki z innej grupy, chyba wiesz, o jakiej mówię — powiedziała Karolka, przerywając na moment ciszę zaistniałą między ich trójką.
Bartek tylko kiwnął głową, nadal nie odrywając wzroku od kartki.
Co on tam takiego widzi? – zadał pytanie w myślach Nikodem, samemu starając się bardziej dogłębnie przeanalizować, lecz niewiele mu to dawało.
— Jest pewna, że to autentyczny wygląd? — spytał Bartek, kątem oka przyglądając się Karolinie.
Dziewczynka wzruszyła ramionami.
— Wiesz, jak to jest. Jedyne pewne na tym świecie są śmierć i podatki.
— Nie prosiłem o porównanie...
— Duże te poroża — zauważył Nikodem. Postanowił zacząć się udzielać, by na moment oderwać się od swoich dziwnych snów i przewidzeń. Dodał: — Za duże. Nie utrzymałby ich ciężaru.
— Teoretycznie. — Odłożył rysunek i oparł się łokciami o ławkę. — Choć mogłyby być też z czegoś lekkiego.
— W sumie, też jakieś wyjście — przyznał. — Ale ogon to już przeczy prawom fizyki. Za cholerę by go nie uniósł.
— Czyli musi ciągać go po ziemi... — wywnioskował, oparłszy się o krzesło.
— To ten jeleń z przepowiedni? — spytał, gdy tylko ta myśl przeszła mu przez głowę.
— Jeśli jest prawdziwa, to tak.
— Wygląda jak z horroru — przyznał z cichym śmiechem. — Coraz bardziej przypomina to bujdę.
Specjalnie spojrzał kątem oka na Bartka. Akurat jego kąciki ust drgnęły ku górze. Najwidoczniej wierzył w przepowiednię. Badał ją na tyle długo, że być może nie wydawała mu się aż tak dziwna i niewyjaśniona, jak wszelakie inne sprawy, których doświadczył. Nikodemowi jednak coś nie pasowało do idealnej układanki. Jeśli Bartek zajmowałby się zwykłymi zjawiskami paranormalnymi, to raczej mógłby mówić o tym śmielej. Tymczasem Nikodem miewał wrażenie, że przy nim grupa trójki przyjaciół nie rozmawiała o wszystkim – samo zachowanie Oli o tym świadczyło.
Muszę przynajmniej spróbować jednej rzeczy...
— Ej, Bartek, mogę o coś spytać?
— Co tam?
— Bo wiesz... — Podrapał się z tyłu głowy. — Piszę horrory i tak sobie pomyślałem, czy nie mógłbym się wkręcić w te badania?
Aż Karolina się skrzywiła, a Bartek nieco pobladł. Uśmiechnął się zmieszany.
— Musiałbyś pogadać z Olą. Tą od wbijania mi fizyki do łba.
— Mnie chyba nie pobije, prawda?
— Ona bije wszystkich, jak tylko ma ochotę — dodała Karolina. Wyprostowała się i, zabrawszy teczkę wraz z rysunkiem, pożegnała się słowami: — Dobra, znikam, bo tamta franca z matmy znów mi wstawi nieobecność, a nie chce mi się setny raz w tym roku tłumaczyć się mamie.
Pomachała radośnie, po czym wybiegła prędko z sali, wpadając przypadkiem na przechodniów. Bartek westchnął cicho, gdy tylko Karolina zniknęła mu z oczu. Męczyła go swoim zachowaniem, ale najwyraźniej nie chciał zwracać jej uwagi. Karolina miała wybuchowy charakter i nikt nie powinien jej za to winić.
— Gdyby szatan ją zobaczył, to by się kurwa przeżegnał... — szepnął pod nosem.
Nikodem zdołał to usłyszeć, dlatego prychnął rozbawiony pod nosem. Zajął się przekartkowywaniem podręcznika, przygotowując się do krótkiego sprawdzenia wiedzy poprzez odpytywanie z biologii. Tak bardzo nie rozumiał tego przedmiotu oraz faktu, że będzie miał go w planie lekcji aż do trzeciej klasy liceum. Po co mu znać chociażby budowę komórki? Nie sądził, by przydałoby mu się to w życiu codziennym. Jednakże nie miał wpływu na podstawę programową. Został więc skazany na trzy lata przysłowiowej męki nad tymże przedmiotem.
— Mówiłeś, że piszesz — zaczął nagle Bartek. Zainteresował się poprzednimi słowami Nikodema.
— Trochę — rzucił nieśmiało, nie odrywając wzroku od podręcznika. — Ostatnio jakoś rzadziej, ale tak ogólnie... to tak.
— O widzisz. — Poklepał go po ramieniu. — Może kiedyś twoja książka trafi na moją półkę obok innych?
— Zapaty czytelnik?
— Yhm. — Założył ręce za głową. — Głównie czytam horrory i thrillery. Rzadziej fantasy, choć mam parę perełek na półce.
Rzucił szybko okiem na zegar. Została minuta do dzwonka.
— A zdradzisz zalążek historii z jakiejś swojej pozycji? — Oparł się łokciami o blat.
— Pewnie będę pisał od nowa, bo sam się pogubiłem. Temu potrzebuję inspiracji.
— Jeśli uda ci się przegadać Olę, to mógłby się pobawić. Tyle że szanse są znikome.
Skoro wcześniej wspominał, że jest synem mentora, to kim mogłaby być Ola?
— Ola jest jakimś przewodniczącym czy jak?
— Niezbyt. Po prostu jest władcza i wiecznie stawia się wyżej od innych. — Wzruszył ramionami. — Taka już jest. Sam wolę nie podejmować żadnych decyzji, bo inaczej wszystkie zeszyty by mi rozwaliła. — Ułożył się na ławce. — Chyba rozumiesz.
— Tak, tak...
Zadzwonił dzwonek tak głośny, że aż Bartek podskoczył na krześle. Jednakże po długości i ilości klasa poznała, że żaden nie zwiastował lekcji, tylko, prawdopodobnie, ćwiczenia przeciwpożarowe, które robiono systematycznie raz w miesiącu. Jedni nawet się ucieszyli, krzycząc, że uda im się ominąć odpytywanie na oceny, a inni zastanawiali się, dlaczego tego typu manewry ogłaszano na przerwie – chylącej się ku końcowi, ale jednak.
~ ~ ~
Nikodem wrócił po szesnastej, jak zawsze. Wszedł do domu i na wejściu prawie nastąpił na kota. Zaśmiał się, mamrocząc coś do zwierzęcia, Wziął go na ręce i donośnie oznajmił:
— Wróciłem!
Helena wyjrzała zza rogu kuchni zadowolona na widok siostrzeńca. Akurat stała z mytym talerzem w dłoni, z którego kapała woda zmieszana z pianą.
— Jak było w szkole? — spytała, najwyraźniej nie zwracając uwagi na ciecz lądującą na jej szarych getrach.
— Dobrze — odparł i drapał przy tym kota między uszami. — Niedługo będę miał kartkówkę z fizyki.
— Poradzisz sobie, słonko. — Uśmiechnęła się życzliwie. — No, leć na górę. Zabierz przy okazji Kuro, bo zabiję się kiedyś przez niego, jak będzie tak się kładł w przypadkowych miejscach.
Nikodem przytaknął roześmiany. Wtulił do siebie kota i ruszył w kierunku pokoju. Wkroczył, by postawić pupila na podłogę, który niemal od razu pobiegł w stronę specjalnie zrobionego legowiska – z jakiegoś powodu było jego ulubionym – mrucząc radośnie.
Nikodem rzucił plecak na łóżko, po czym sam na nie padł z głośnym wydechem. Minął kolejny dzień – kolejny wtorek. Odczuwał zmęczenie, a wiedział, że przed nim jeszcze wiele takich wtorków, a nawet gorszych. Wrzesień się nie skończył, a ilość nauki z rozszerzeń zdawała się przekraczać moralne normy.
Właściwie nie miał pojęcia, co skusiło go na mat-fiz. Nie ułożył sobie drogi życiowej, nie wybrał żadnego zawodu, Na ten profil poszedł z przypadku, bo musiał jakiś wybrać, a sądził, że w szkole podstawowej najlepiej szły mu: matematyka i fizyka. W liceum... sam nie potrafił określić, jak sobie radził. Niby czuł się nawet pewnie na tych dwóch przedmiotach, ale zawsze mógłby się pogubić w kolejnych tematach, a wtedy uczęszczanie na lekcje z rozszerzeń zmieniłoby się, z w miarę przyjemnych zajęć, w chwile ogromnego, niezrównoważonego stresu.
Jednak nie czuł się na siłach, by na bieżąco się uczyć. Z jednej strony miał świadomość, że bez tego szybko zostanie w tyle, ale z drugiej... zwyczajnie nie dał rady.
Wstał powoli, przy okazji chwytając za plecak. Wyjął z niego zeszyt z fizyki. Sprawdził, które zadania miały zostać wykonane w domu. Skrzywił się, dostrzegłszy pięć numerków wpisanych koślawymi liczbami na kartce. Rzucił kajet na biurko z myślą, że za moment zrobi pracę domową, gdy tylko złapie na to chęć.
Usiadł przed laptopem. Wcisnął włącznik, a do jego uszu dotarł dobrze znany dźwięk uruchamianych procesorów. Odczekał, aż urządzenie się włączy, przy tym stukając palcami o blat biurka. Jego oczom ukazał się folder NIE PATRZ TU. Patrzył tak na niego przez krótką chwilę. Kliknął na niego, przez co zobaczył zawartość – jeden, samotny dokument z książką. Spojrzał na datę ostatniej edycji. Od połowy czerwca nie wprowadził żadnych zmian.
Westchnął. Śmierć mamy nadal go trzymała, gdzieś tam raniła serce, choć stracił ją prawie cztery miesiące temu. Nadal pamiętał dni, gdy wchodził do domu w biegu, rzucał się rodzicielce w ramiona, opowiadał o każdym najmniejszym detalu. Każdego dnia potrafił znaleźć przynajmniej jedną, pozytywną sytuację. Jakoś dawniej zdawało mu się, że nigdy nie brakowało mu czasu. Uczył się, wychodził ze znajomymi, grał niekiedy, czytał, pisał, biegał dla sportu. Teraz, gdy spoglądał wstecz, życie, choćby rok wcześniej, zdawało się fikcją. Nie wierzył, że kiedyś starczyła mu pozytywna energia, by być wyjątkowo produkcyjnym.
Nie powinien aż tak przejmować się przeszłością, miał tego świadomość. To przeminęło, nie wróci. Lepiej, by zajął się tym, co działo się w konkretnych chwilach. Prawdopodobnie wtedy zdołałby pozbyć się nadmiernych, negatywnych przemyśleń, pogodzić się ze śmiercią matki, zacząć na nowo...
Jego telefon zabrzęczał. Znów się zamyślił, a przy tym nie oderwał wzroku od monitora. Przetarł oczy i chwycił komórkę. Po odblokowaniu ekranu zobaczył, że napisał do niego Bartek. Początkowo się zdziwił, ale postanowił sprawdzić, o co chodziło. Zrodziła się nawet nadzieja, że Bartek wspomni o zjawiskach, powie, że mógłby do nich dołączyć, poznałby wszystkie sekrety, odpowiedział na nurtujące go pytania.
Ale nadzieja umiera ostatnia.
Ej
Stary
Zajumałem ci podręcznik z fizyki
xD
Nikodem zaniemówił na moment przez zawód. Już za bardzo się nastawił na coś korzystnego. Odetchnął cicho. Zajrzał do plecaka i faktycznie brakowało w nim jednego, konkretnego podręcznika. Postanowił odpisać.
Ups
Jak ty żeś to zrobił?
Bo ja wiem?
Musiał mi się zaplątać xD
Jak chcesz to mogę ci w ramach
rekompensaty dać jutro spisać pd
Znów zaniemówił. Spisać? Nie miał tego w zwyczaju. Raczej samodzielnie rozwiązywał nawet trudne zadania. Zastanowił się poważnie. Nie chciało mu się tym razem odrabiać pracy domowej, nadal nie zebrał w sobie wystarczająco siły.
Co mi szkodzi? – pomyślał ze wzruszeniem ramion. Nic się nie stanie, jak kilka razy daruje sobie pracę w domu.
Jeśli ci to nie będzie przeszkadzać
To czemu nie
A jaki to problem?
Będziesz miał czas dla siebie
Plus xD
Fizyka jutro a i tak dopiero początek szkoły
Hah w sumie
To dzięki
Spoko
Dobra lecę
Mam parę spraw do ogarnięcia
Odłożył telefon tuż obok zeszytu. Zrobiło mu się lżej na myśl, że nie musiał zbierać sił, by usiąść, rozwiązać te kilka zadań. Mógł zająć się czymś innym... Tylko pytanie: Czym? Otwierało się przed nim wiele możliwości. Dokument z laptopa spoglądał, kusił go, ale nie zdecydował się do niego zajrzeć. Za dobrze znał siebie. Niby czuł gotowość, by w końcu spojrzeć na napisane niegdyś zdania, kontynuować historię kłębiącą się w jego głowie, ale wiedział, że znów zalałby się łzami. Był zbyt słaby i to mu przeszkadzało. Nie dał rady zmierzyć się z głupią, elektroniczną kartką. Dopóki jej nie pokona, nie stanie na równe nogi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro