Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12. Wyznanie

Nikodem został na razie z Darią. Siedział owinięty kocem i akurat dostał kubek z ciepłą herbatą. Zrobiło mu się strasznie zimno, ale wedle innych to całkowicie normalna reakcja organizmu na żółtą magię. Bardziej przerażało go, że choć trochę po nim krążyło. Niby podchodziła od Twórcy, pozwalała mu nad nim panować, ale wystarczająco nasłuchał się od Bartka.

Dopiero niedawno zaczął zupełnie trzeźwo myśleć, ale nadal nie opuszczała go matka Bartka. Nie dawała mu spokoju. Jeśli to naprawdę ją spotkał, uratowała życie, to można by snuć teorie na temat żółtej magii. Bynajmniej sam tak uważał, ale bał się spytać kogoś innego. Ten temat musiał być drażliwy, więc lepiej by pozostał cicho. Tyle że ciekawość go dobijała. Pragnął wiedzieć więcej.

— Jak samopoczucie? — zapytała nagle Daria patrząca z zaciekawieniem, jak Nikodem znów odpłynął w krainę myśli. — Cieplej już?

— Jest w porządku, dziękuję.

— Powinni zaraz skończyć gadać, więc wyjaśnią ci co i jak. — Pogładziła chłopaka po plecach.

Na usta aż cisnęło mu się wiele pytań. Według Bartka, Daria nie potrafiła powiedzieć „nie", więc mógłby łatwo coś z niej wyciągnąć, ale też głupio korzystać na czyjejś życzliwości. Lepiej rozegrać to w inny sposób.

— Daria... To zabrzmi dziwnie, ale wydaje mi się, że w śnie spotkałem matkę Bartka...

Daria gwałtownie obróciła się w stronę miejsca, w którym rozmawiali inni, po czym ponownie skierowała wzrok na Nikodema.

— To niemożliwe — szepnęła z niedowierzaniem. — Po czym w ogóle wnioskujesz?

— Uratowała mnie i wspomniała, że wystarczająco kogoś skrzywdziła i żebym nie pozwolił, by ktoś został sam.

Daria złożyła ręce. Najwyraźniej nie mogła w to uwierzyć i cisnęły jej się na usta słowa, których nie powinna wypowiadać przy człowieku.

— Jego matka była dziesiątką, najwyższą rangą Twórcy. Niewiele było takich przypadków, dlatego mało o niej wiadomo. — Sprawdziła, czy nikt nie nadchodzi. — Jak wyglądała?

— Zacznijmy od tego, że nie wyglądała... Jej w ogóle nie było widać, ale stała obok mnie, trzymała moją rękę.

Kobieta zmarszczyła brwi.

— Gdybym wiedziała, mogłabym ci cokolwiek wyjaśnić, ale nie mam pojęcia, co dzieje się z konkretnymi rangami Twórców po ich śmierci.

Nikodem kiwnął głową w geście zrozumienia. Trochę się zawiódł, ale nie mógł winić Darii, że nic nie wiedziała. Albo zwyczajnie ukrywała prawdę. Nie chciał nalegać, by nie wyjść na kretyna, dlatego delektował się swoją herbatką, jednocześnie za wszelką cenę próbując wybić sobie z głowy matkę Bartka.

Zanim zasnąłem też ją usłyszałem... – zdał sobie nagle sprawę, biorąc łyk. – Może ona wciąż tu jest?

Coś zaczęło drapać drzwi frontowe od drugiej strony. Daria wstała, by je otworzyć. Wszedł zza nich wilk o ciemnozielonej sierści z kilkoma czarnymi pasami. Nikodem spojrzał na niego z wielkimi oczami. Oczywiście trząsł się ze strachu, ale też przyglądał się z zaciekawieniem. Nigdy wcześniej w naturze nie widział czegoś podobnego.

Zwierzę podeszło bliżej niego. Z ciekawością spoglądało na kubek z herbatą. Nikodem odstawił naczynie na pobliski stół. Niepewnie wyciągnął rękę, by pogładzić wilka po pysku. Ku jego zdziwieniu pozwolił mu na to, a nawet zamerdał radośnie ogonem. Gdy zabrał dłoń, zwierzak wskoczył na kanapę, przysiadł obok Nikodema. To wtedy postanowił go obwąchać, co sprawiło, że omal nie zapocił się cały ze strachu.

— Viri, złaź z kanapy! — krzyknęła Ola, zauważywszy swojego wilka.

Zwierzę zeskoczyło posłusznie, choć z niechęcią. Szczeknęło raz na właścicielkę.

— Co ci mówiłam w domu? Nie wchodzimy na meble.

Wuff!

— Bo cię pomaluję na różowo!

Viri ucichła, przysiadła grzecznie.

— Dobry wilczek. — Położyła dłonie na biodrze. — Kto ją wpuścił do środka? — Wzrok Oli padł na Darię, która zakrywała usta ze śmiechu. — Daria, Viri ma tendencję do wskakiwania na wszystko. Mi starczyło, że raz znalazłam ją na lodówce, szafie i, jakimś cholernym cudem, na górnych szafkach w kuchni.

Ola wygoniła Viri za drzwi, wciąż coś mamrocząc pod nosem. Pożegnała się z innymi, zawołała Karolinę i opuściła mieszkanie. Akurat podjechał ich transport do domu.

W międzyczasie Bartek przysiadł obok Nikodema. Radość go nie opuszczała. Przyjaciel przeżył, przynajmniej teraz. Jeszcze wiele przed nimi, ale przynajmniej mógł się w tej chwili pocieszyć. Objął go ramieniem, przytulił do siebie nadal szczęśliwy. Przygryzł lekko wargę, będąc tak blisko i coś zaczęło w nim szaleć.

— Nikodem — zaczął Jacek. — Przegadaliśmy coś i trochę jeszcze przed tobą.

Założył ręce.

— Teraz za każdym razem, gdy zaśniesz, magia w twoim ciele zacznie się kumulować, a przy okazji zechce cię sprowadzić — wyjaśnił po krótce aż zbyt poważnym tonem.

— Nie brzmi to za dobrze — stęknął Nikodem.

— Nie możesz spać, dopóki nie się nie przygotujemy. — Podszedł bliżej. — To silny Twórca, szóstka, a nie wiem, czy przypadkiem nie wskoczył na siódemkę. Poproszę kilka innych grup o wsparcie i jakoś to pójdzie.

— Problem w tym, że ludzie nie wytrzymają długo bez snu. — Oparł się. — Mogę mieć z tym problem.

— Postaraj się. Jesteś naszą jedyną szansą na znalezienie i powstrzymanie Twórcy. Liczymy na ciebie. Potrwa to trzy, góra cztery dni. — Stanął swobodniej. — Jeśli nie macie nic przeciwko, zostawimy was samych na parę godzin. Muszę przejechać się z Darią do Rady, wspomnieć o postępach i takie tam pierdoły.

— Nie rozniesiemy domu — rzucił Bartek.

— Trzymam za słowo. — Jacek uśmiechnął się wymownie. — Do zobaczenia.

Potrzebowali jeszcze kilku minut, by się zebrać i wyjść. Wcześniej wpuścili jeszcze Lirena do domu, bo strasznie się kręcił na podwórku i piszczał. Bartek niezbyt miał ochotę zajmować się nim o tej porze, dlatego dorzucił mu jedzenia do miski, rzucił jego ukochaną piłkę – w nadziei, że znów czegoś nie zbije.

Nikodem wyszedł spod koca, ponieważ Bartek chciał, by przeszli do jego pokoju. Uznał, że będzie mu tam wygodniej. Nikodemowi jakoś niezbyt się podobało, że przebywał w cudzym domu tak sam na sam z przyjacielem z klasy. Zwyczajnie czuł się nieswojo. Nie przywykł do nocowania u innej osoby, ale akurat tym razem sytuacja tego wymagała. Nie sądził jednak, że przebudzi się kilka minut po północy, a resztę nocy spędzi nieprzespaną.

Najgorsze, że wcale nie wypoczął. Bardziej zmęczyło go te siedem godzin. Marzyło mu się ciepłe łóżeczko, na którym położyłby się „plackiem" i najlepiej nie wstawał z niego przez cały weekend.

Tylko jeśli teraz zasnę, mogę nie obudzić się przez kilkadziesiąt takich weekendów – pomyślał, aż przeszedł go dreszcz. Miał obecnie jedno zadanie: nie spać. To nie mogło być aż tak trudne, prawda?

Weszli do środka. Bartek przekręcił zamek w drzwiach, ale Nikodem natychmiast się odwrócił i ze zdziwioną miną spytał:

— Czemu zamknąłeś drzwi?

Chłopak na moment się zwiesił.

— Zawsze je zamykam, jak chcę prywatności, taki odruch... — Podrapał się z tyłu głowy zmieszany. — Sorka.

— Nikogo nie ma, po co ci prywatność?

— Liren potrafi otwierać drzwi, a wierz mi, że ma wyczucie. Wchodzi zawsze, gdy się go nie spodziewam i aż podskakuję na krześle. — Stanął obok. — Jeśli ci przeszkadza, to wiesz...

— Nie no, byleby tobie było w miarę dobrze. — Usiadł na łóżku.

Gorąco mi się teraz zrobiło...

Bartek zajął miejsce obok przyjaciela. Atmosfera między nimi niezwykle zgęstniała tak, że ktoś byłby w stanie ją zebrać, zrobiłby to bez problemu. Nic do siebie nie mówili. Nikodem zobaczył, jak Bartek nerwowo stukał palcami o pościel oraz oddychał niemiarowo. W końcu odwrócił głowę w stronę przyjaciela. Zaczął:

— Może to zbyt osobiste pytanie, ale... — Opuścił wzrok. — Co pokazał ci Twórca w drugiej części snu? — Po krótkiej przerwie sprostował: — Jeśli nie chcesz, nie musisz mówić.

Nikodem westchnął cicho.

— Moją mamę... Musiał się dowiedzieć, że kurewsko za nią tęskniłem i zrobiłbym wszystko, byleby znów z nią być. — Pociągnął nosem. Musiał powstrzymać napływające łzy. — Nie potrafiłem się pogodzić z jej śmiercią. Była dla mnie całym światem.

— Współczuję... Poniekąd rozumiem. Sam czuję się dziwnie bez matki, która nigdy słowem nie wspomniała do mnie o magii. — Prychnął smutny. — Dalej próbuję zrozumieć, co ją skłoniło do zdrady.

Ucichł na moment, ale nadal nie spuszczał z oczu Nikodema. Uśmiechnął się lekko i nieco niepewnym tonem dopowiedział:

— Szczerze? Byłeś pierwszą osobą, z którą kiedykolwiek aż tak się bawiłem magią. Szczególnie to obmacywanko.

— Poważnie?

— Sam sobie mówiłem, że pokażę to komuś specjalnemu. — Przysunął się bliżej. — Komuś...

— Kto da się obmacać? — Zakrył rozbawiony usta.

— Nie narzekałeś, więc wiesz. — Wzruszył ramionami. — Wywnioskowałem, że się dobrze bawiłeś.

Nikodem oblał się rumieńcem. Poczuł dłoń Bartka na swojej, aż spojrzał w kierunku styku ciał. Teraz to zrobiło się mu piekielnie gorąco. Przełknął cicho ślinę. Gdy uniósł wzrok i zobaczył, jak blisko był chłopak, zamarł w miejscu. Jego serce momentalnie przyspieszyło, aż niewiele brakowało, by wyskoczyło z klatki piersiowej. Bartek oblizał wargi. Przysunął twarz jeszcze bardziej, ale jeszcze się powstrzymał przed jednym gestem. Nie był do końca pewny, czy powinien posuwać się do czegoś podobnego.

Jednak postanowił zaryzykować. Zetknął swoje wargi z Nikodema najdelikatniej, jak potrafił. Towarzysz zadrżał, zacisnął palce. Jego mózg się zaciął. Czy działo się właśnie to, o czym myślał? Naprawdę został pocałowany przez chłopaka? To kolejny sen? Jeszcze się nie obudził? Zaraz zza okna wyskoczy jeleń wraz z Twórcą? To nie mogło dziać się naprawdę. Może od uderzenia patelni miał omamy?

Bartek się odsunął kawałek i cicho się zaśmiał, widząc reakcję Nikodema.

— Wyglądasz jak Liren, gdy zgubi swoją piłeczkę za lodówką. — Pogładził go drugą ręką po policzku.

Nikodem zamrugał kilka razy.

— Okej... — stęknął cicho. — Dziwne uczucie.

— Bałem się, że się odsuniesz, kopniesz mnie w jaja lub zrobisz coś gorszego — przyznał cicho. — Ale chyba się zawiesiłeś.

— Stary, znam cię miesiąc. Nigdy bym się nie spodziewał, że zechcesz... no...

Bartek znów musnął szybko usta przyjaciela. Zrobił to na tyle niespodziewanie, że Nikodem aż podskoczył. Spojrzał wielkimi oczami.

— Ty się chyba dobrze bawisz.

— A ty nie? — Poruszył wymownie brwiami. — Jesteś taki czerwony na twarzy, że przypominasz soczystego pomidora. Akurat nie jadam.

— Wolniej, bo mój mózg nie jarzy nic. Ja nie śnię?

Bartek uszczypnął Nikodema w rękę. Zabrał ją gwałtownie, odczuwszy ból.

— Jak widzisz, nie. — Szeroko się uśmiechnął.

— Co ci się niby we mnie podoba? — Przytulił do siebie dłoń.

— Cóż, dużo rzeczy. — Uniósł wzrok. — Aż nie dam rady ich wyliczyć.

Nikodem zagryzł wargi od środka zawstydzony.

— Podobałeś mi się nieco wcześniej — kontynuował — ale musiałem się pilnować, bo przy wyborze ukochanej osoby, pierwsze kryterium brzmi: „byleby to nie był człowiek", bo ciężko tak kryć przed taką osobą istnienie magii.

— Czyli teoretycznie nie możesz ze mną być, jakkolwiek by to nie brzmiało.

— Teoretycznie nie, ale w praktyce, jeśli przeżyjesz, czego dopilnuję, to starczy, że złożysz przysięgę, że utrzymasz język za zębami i no...

Bartek usiadł prosto.

— Na razie też sam nie wiem, jak tobie by to pasowało. — Odwrócił głowę. — Nie wiem, czy zauważyłeś, ale na razie ciągle będziesz taki przytłumiony, nic nie ogarniał i tak dalej. Może nawet w pełni dotrze do ciebie, że przed chwilą cię pocałowałem, za jakieś trzy dni. — Wzruszył ramionami. — Może nigdy nie dojdzie. Temu dopilnuję, żebyś przeżył, i daję ci słowo, że będziesz miał powtórkę. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro