Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1. Tajemniczy Jeleń

— Nikodem, słonko, zejdź już na dół. Zaraz spóźnisz się na autobus — z dołu rozległ się głos Heleny, która stała w kuchni z drugim śniadaniem przygotowanym specjalnie dla chłopca.

— Idę, ciociu!

Nikodem zbiegł po schodach, po drodze chowając telefon do plecaka. Prawie potknął się o swojego czarnego kota, który postanowił uciąć drzemkę w tymże miejscu. Gdyby nie fakt, że Nikodem się spieszył, nastąpiłby na niego specjalnie, by oduczył się kładzenia przy obiekcie użytkowanym przez innych domowników.

Wrześniowy poranek za oknem nie był owiany pozytywną energią. Padał deszcz, przez co niewiele dało się zobaczyć poza kroplami wody. Dodatkowo jeszcze mgła postanowiła zasłonić okolicę, co jeszcze bardziej napełniało Nikodema odczuciem pesymizmu, którego i tak już miał niezwykle dużo w swojej piętnastoletniej duszy. Nie chciał wychodzić z domu. Czuł, że przez cały dzień będzie chodził przygnębiony oraz wyglądał na nieżywego.

Nikodem jako nastolatek zmagał się z problemami, których zalążek leżał w sytuacji miesiąc przed egzaminami wstępnymi do liceum. Stracił wtedy matkę. Zginęła w wypadku samochodowym spowodowanym przez pijanego kierowcę pojazdu ciężarowego. Tknęło go to na tyle poważnie, że prawie nie zdał. Na szczęście były dwa terminy, więc Nikodem napisał test nieco później – na początku sierpnia.

Pomimo iż ze wszystkich przedmiotów, z których przyszło mu pisać egzaminy, uzyskał wyniki ponad siedemdziesięcioprocentowe, wcale się z nich nie cieszył. Wciąż z tyłu głowy tkwiła świadomość, że po powrocie do domu nie będzie mógł pochwalić się mamie. Rzecz jasna, miał ciotkę, lecz niewiele to zmieniało. Tęsknił za mamą – czasem smutek osiągał taki stopień, przez który Nikodem nocami wylewał hektolitry łez, marząc, by cofnąć czas, zatrzymać rodzicielkę w domu. Wtedy jego życie ukształtowałoby się inaczej.

Początkowo Nikodem nie mógł przywyknąć do mieszkania z ciocią. Musiał się przeprowadzić do innego województwa, pożegnać z ówczesnymi przyjaciółmi. Tutaj – w Dębinie – nie znał absolutnie nikogo. Czuł się w tym miejscu obco. Nawet gdy przyszło mu wyrzucić śmieci, mieszkańcy patrzyli się na niego jak na odludka. Szemrali za jego plecami, przerwali przy nim rozmowy. Przez to też Nikodem odczuwał wrażenie odepchnięcia, którego powodu nie był do końca pewien. Może to ciocia nie miała zbyt dobrego mniemania wśród sąsiadów? Może dotąd nie przywykli do młodzieży w tych okolicach? Nie wiedział tego, pozostawało to dla niego zagwozdką, której nie chciał rozwiązywać – przynajmniej nie w najbliższych latach.

Chłopak o pogodnym wyrazie twarzy poprawił swoje brązowe, ułożone włosy. Podszedł do Heleny, by wziąć od niej drugie śniadanie – zwyczajną kanapkę z serem. Ciotka przytuliła Nikodema na pożegnanie, proponując podwózkę do szkoły, żeby nie zmókł – nadal padało i nic nie zwiastowało zbliżającego się końca tegoż zjawiska.

— Nie musisz — odparł pewnie. — Nie jestem z cukru, a poza tym przyda mi się taki orzeźwiający prysznic.

Uśmiechnął się lekko, a Helena tylko odwzajemniła gest. Odsunąwszy się od chłopaka, spojrzała w jego piwne oczy.

— Nie stresuj się jak coś. — Poczochrała jego włosy. — Spróbuj kogoś poznać. Może akurat trafisz na kogoś o podobnych zainteresowaniach.

— Dobrze, ciociu... Nie martw się o mnie.

Ostatni raz przytulił się do Heleny. Opuścił dom szybkim krokiem, sprawdzając w telefonie godzinę. Jego autobus powinien przyjechać za pięć minut, więc nie mógł zbyt długo zwlekać.

Kroczył, czując, jak krople wody uderzały o jego włosy, a gdy tylko zrobił się ich nadmiar, powoli spływały, zahaczając o delikatną skórę. Nikodem nie zwracał na to większej uwagi, gdyż w jego głowie skłębiło się mnóstwo myśli, z czego, niestety, dominowały te negatywne. Już w tak młodym wieku borykał się z dylematem, czy życie miało jakiś sens. Do tej pory, gdy jeszcze jego mama chodziła po tym świecie, myślał, że uda mu się wspiąć na sam szczyt, zdobyć sławę jako pisarz, być rozpoznawanym wśród ludzi. Wydawało mu się, że rzeczywistość dawała mu tyle dróg, że nie wiadomo, za którą się zabrać. Jednakże po śmierci matki zupełnie się załamał. Od tamtej pory wszystko zdawało się przybierać szare odcienie. Nie widział już miliona ścieżek. Co dałaby mu kariera pisarza, poza sławą i jakąś satysfakcją? Co, gdyby nagle w jego głowie nie byłoby już nowych historii? Jak zareagowaliby na to inni? Gdzie znajdował się sens, skoro po pewnym czasie, pod wpływem presji, praca przestałaby mu sprawiać radość?

Przez to wszystko przestał pisać. Prawie udało mu się stworzyć całą historię z gatunku horror, którą marzył, by pokazać mamie. Po całym tragicznym zajściu próbował kontynuować tworzenie opowieści, lecz spoglądanie na jej zdania sprawiały, że nie mógł opanować łez. Wciąż kojarzył ją tylko ze swoją rodzicielką. Za bardzo bolała go dusza. Jednakże nie miał siły, by ją usunąć, dlatego dokument z książką w środku ukrył w folderze na laptopie, który podpisał wielkimi literami: NIE PATRZ TU.

Uderzył nagle w jakiś znak, co jednoznacznie zasygnalizowało, że trafił do celu. Pojawił się nieprzyjemny ból czoła przez zderzenie z metalem, lecz z jednej strony się cieszył. Gdyby nie to nagłe zatrzymanie, jego myśli powiodłyby go daleko od miejsca docelowego. Pogładził obolałe miejsce, a przy tym spoglądał na cały przystanek, który stanowiły: jeden znak i mała ławeczka, która aktualnie była cała mokra od deszczu, oraz tabliczka z rozkładem jazdy.

Na przystanku nikogo nie spotkał, czego poniekąd się spodziewał. To nieduża wieś, poza tym była wyjątkowo wczesna pora. Nikodem wolał jechać wcześniej, bez stresu zdążyć, niż biec na łeb na szyję, by nie zrobić złego wrażenia na pierwszych zajęciach w nowej szkole.

Akurat podjechał jego autobus. Jednoczłonowa maszyna o kolorze brudnej zieleni zatrzymała się z nieprzyjaznym dla uszu piskiem. Wewnątrz siedziały zaledwie dwie starsze osoby zajęte czytaniem książek. Nikodem wsiadł niechętnie. Nie zajął żadnego miejsca siedzącego. Stanął tuż przy samych drzwiach, by trzymać się jak najdalej od innych ludzi. Wyjął z plecaka niebieskie, składane słuchawki nauszne, by, po połączeniu ich z telefonem, pogrążyć się w muzyce.

Pojazd ruszył, powodując, że chłopak został lekko dociśnięty do swojego oparcia, jakim była szklana ścianka oddzielająca miejsce siedzące. Wpatrywał się w okolicę za szybą. Krople deszczu wciąż ścigały się na oknach, a to dodawało pewnego depresyjnego klimatu i sprawiało, że myśli chłopaka stawały się jeszcze bardziej mroczne i negatywne. Nie był to dla niego dobry znak, lecz nauczył się to ignorować. Przywykł, że w jego głowie od dłuższego czasu nie zjawił się żaden kolor i raczej nie spodziewał się żadnego w nadchodzących dniach.

Niespodziewanie dostrzegł bardzo jasne światło, które zdołało przejść przez mgłę. Zamrugał kilka razy, myśląc, że to tylko przewidzenie, jednak po chwili znów je zauważył. Tym razem ułożyło się w coś na kształt zwierzęcia. Nikodem zdębiał. Postura i poroża podsuwały mu na myśl tylko jedno stworzenie – jelenia. Zgłupiał. Przetarł aż oczy, by upewnić się, że to jego mózg nie płatał mu figli. Jednakże to coś nadal stało w tym samym miejscu, poruszając głową raz na lewo, raz na prawo.

Co to do cholery jest? – zapytał sam siebie, wciąż patrząc się w jeden punkt.

Autobus zatrzymał się na następnym przystanku, a jakaś nieznana siła kazała Nikodemowi wysiąść i skierować się w stronę dziwnego zwierzęcia. Nie obchodziło go w tym momencie, że będzie zmuszony czekać na następny transport jakieś pół godziny. Jego ciekawość przezwyciężyła. Może i sam nie rozumiał, czemu właściwie zmierzał w stronę lasu, skoro powinien jechać do szkoły, a nie zajmować się jakimś dziwnym światłem, ale jednocześnie miał z tyłu głowy „muszę tam iść, po prostu muszę". Jakaś dziwna moc pchała go do przodu, jakby rozkazywała, by stawiać kolejne kroki, nie pozwalając przy tym zawrócić.

Szedł i spoglądał kątem oka, jak jego autobus powoli się oddalał. Oczywiście go zignorował. Twardo kroczył do głupiego lasu, w którym zapewne nic nie znajdzie, ale inaczej jego myśli i ta dziwna siła zamęczyłyby go, gdyby tylko tego nie sprawdził.

Powoli zaczął omijać pierwsze drzewa. Światło gdzieś zniknęło i czuł, jakby właśnie dobrowolnie zgodził się na zadźganie przez jakiegoś mordercę lub zwyczajnie mu się przewidziało. Pomyślał szybko, nic już na to nie poradzi. Miał jakieś przeczucie, że nawet gdyby faktycznie spotkał jakiegoś zabójcę, to tylko spojrzałby na niego z obojętnością. Niezbyt chciał być na tym świecie, a nie planował samobójstwa, bo wydawało mu się dziwne i trochę jak szukanie atencji na siłę.

Usłyszał nagle szelest liści. Natychmiast spojrzał w tamtym kierunku, tym samym dostrzegając po raz kolejny zwierzę. Tym razem ułożyło się wygodnie na ziemi, kręcąc co jakiś czas łbem z wielkimi, masywnymi porożami. Nikodem nie widział go zbyt dobrze przez mgłę, jak i jego oślepiający blask, ale chciał podejść jeszcze bliżej, z nadzieją, że gdy już znajdzie się obok jelenia, światło nie będzie stanowiło żadnego problemu.

Zaczął się skradać, by nie spłoszyć zwierzęcia. Wiatr uderzał w jego zmoczoną od deszczu twarz, jednocześnie ją susząc i sprawiając, że ciało zostało opanowane przez chłód. Przełknął cicho ślinę. Im bliżej był okazu, tym coraz większe odczuwał dziwne uczucie mrowienia obok serca, któremu towarzyszył metaliczny posmak w ustach. Miał też wrażenie, jakby na moment stracił czucie w rękach. Sprawdził coś. Nie. W jego ustach nie było krwi. To coś innego powodowało ten smak. Tak samo dotknął prawej dłoni, następne lewej. Wyczuł pocieranie, więc wcześniejsze wrażenie to tylko złudzenie.

Gdzieś uderzył piorun, przez co zwierzę zerwało się na równe nogi. Zaryczało głośno, aż Nikodem musiał zakryć uszy, by go nie bolały. Zatrzymał się. Jeleń spojrzało centralnie w jego stronę. Zrobił jeden krok przed siebie. Drugi. Trzeci. Czwarty. Powoli zbliżał się do chłopaka, który zamarł, nie wiedząc, co ze sobą począć. Ucieczka nie miała sensu – jeleń był od niego znacznie szybszy. Niby mógłby go zgubić gdzieś we mgle, lecz po co? Nie widział sensu w życiu, potrzeby, by zbiec przed tym dziwnym okazem. Jego ciało zaczęło wewnętrzną walkę z myślami. Jedna połowa pragnęła zacząć ucieczkę, druga – nic nie robić.

Niespodziewanie rozległo się wycie wilków. Najpierw jedno, długie, ciche, potem drugie, krótkie, głośne. Jeleń, usłyszawszy to, zaczął biec w przeciwnym do dźwięku kierunku, pozostawiając Nikodema samego gdzieś na środku lasu. Zniknęło w oddali, jego oślepiający błysk zanikł, aż przez chwilę dało się dostrzec zapierający dech w piersiach ogon, pełen pierza – cecha, której zwykły jeleń nie posiadał.

Nikodem zamrugał kilka razy. Słyszał szelesty gdzieś w oddali, prawdopodobnie powodowane przed wilki lub inne zwierzęta. Westchnął cicho. Ten jego spacer do lasu nie przyniósł mu nic poza zażenowaniem i świadomością, że będzie musiał przez pół godziny czekać na autobus pośród deszczu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro