Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6. Kolejne sekrety

— Chyba ciebie coś boli, Bartek — burknęła Ola i już była gotowa chwytać za cokolwiek, co znalazłoby się pod jej ręką, by dopełnić tradycji i znów wybijać Bartkowi głupoty z głowy.

— Choć raz mnie nie bij. — Specjalnie się zasłonił.

Ola zacisnęła dłoń na ramiączku plecaka. Zmarszczyła brwi. Propozycja, by wkręcić Nikodema do ich grupy brzmiała jak najgłupsza rzecz na świecie. Tak ja denerwowało, że Bartek aż za bardzo mówił o utrzymywanym sekrecie. Cieszyła się z faktu, że przyjaciel trzymał język za zębami choć trochę i Nikodem nie znał całej prawdy. Niby nie towarzyszyła Bartkowi przy każdej rozmowie – co z jednej strony wychodziło na plus dla obitej głowy chłopaka – ale wiedziała, że, gdyby powiedział wszystko, Nikodem by dopytywał, a może zupełnie się odsunął, uznawszy ich za wariatów.

Chociaż ta druga opcja wydaje się lepsza – pomyślała Ola, mentalnie wywracając oczami.

— Bartek, zachowujesz się jak kretyn — rzuciła i założyła ręce. — Wiesz, że pysk ma być na kłódkę.

— Wiem, wiem. — Westchnął. — Ale co poradzę, że wnika we wszystko?

— Jakoś do tej pory nie miałeś problemu z ukrywaniem tego — dodała pretensjonalnie. — Z łaski swojej, przymknij jadaczkę, aż mu się znudzi.

Po tych słowach wyszła szybkim krokiem z szatni licealistów. Bartek oparł się o siatkę i odetchnął głęboko. Po części spodziewał się reakcji Oli i aż zdziwił się, że obyło się bez rękoczynów.

Usiadł „po turecku" na ławeczce, oparł łokcie o kolana i postanowił w tej pozycji pogrążyć się w zamyśleniu i czekaniu. Uświadomił sobie, że faktycznie powinien bardziej zważać na zachowanie i wypowiadane frazy. Im częściej będzie unikał tematu przepowiedni, tym łatwiej przyjdzie mu dochowanie tajemnicy – przynajmniej w teorii.

Znów za bardzo wdawał się w relacje międzyludzkie, ale ciężko mu przeżyć samotnie. Do szóstej klasy mógł codziennie widzieć Olę, która zawsze dotrzymywała mu towarzystwa. Jednak zdarzyło się niefortunnie, że nie zdała i powtarzała rok. Sam twierdził, że nie wpłynęło to na niego na tyle poważnie, by zupełnie zapragnął odciąć się od ludzi. I faktycznie było coś jeszcze, ale nie lubił o tym wspominać...

Nikodem trącił ramieniem Bartka, gdy ten nie zareagował na zaczepki słowne. Wyrwał go z zamyślenia.

— Cześć. — Wstał, by wyprostować nogi. — Jesteś wcześniej?

— Wyrobiłem się, więc stwierdziłem, że przyjadę.

Telefon Bartka zaczął wibrować. Chłopak sprawdził, kto do niego dzwonił, choć spodziewał się tylko jednej osoby. Nie pomylił się, co wcale nie napawało go optymizmem. Przeprosił na moment kolegę, po czym odebrał. Odszedł od Nikodema, którego początkowo nie interesował temat, dopóki nie usłyszał:

— Karola, czemu płaczesz? — spytał zmartwiony.

Wtedy Nikodem się ożywił.

— Nie założyłeś osłonek na zęby? — Przerwał, zapewne wsłuchując się w odpowiedź. — Jak to zapomniałaś? Ola wie?

Nikodem się skrzywił, nic nie zrozumiawszy. Osłonki na zęby? Po co byłby komuś potrzebne? Dlaczego ich brak miałby spowodować czyjś płacz? Istniała choroba zębów, przy której zalecano osłonki? Znów ogrom pytań przeszedł przez myśli Nikodema. Bartek po raz kolejny spowodował ogromne zdziwienie i niezrozumienie.

Czy on choć raz może być normalny? – spytał w myślach Nikodem z pewnym wyrzutem. Lista pytań dotycząca Bartka i jego najbliższego grona przekraczała tyle pozycji, że zdawało się to nienormalne.

— Mam zadzwonić do Darii? Mamy? Oli? — Westchnął cicho. — Przecież nie wytrzymasz w szkole. Zechcesz, to wrócisz. Darii zajmie to chwilkę, wiesz o tym.

Zaśmiał się cicho.

— Dobrze, zadzwonię. Poczekaj chwilę na Olę. I następnym razem nie zapomnij o osłonkach.

Rozłączył się, po czym wykonał kolejny telefon. Tym razem mówił znacznie ciszej, więc Nikodem nic by nie usłyszał, dopóki by nie podszedł bliżej, a to by go zdradziło. Postanowił więc poczekać chwilę i w międzyczasie w końcu zmienić buty, bo tak skupił się na podsłuchiwaniu, że zapomniał, po co przyszedł do szatni.

W tym czasie Bartek powoli wrócił.

— Wybacz, nagłe sytuacje. — Zaśmiał się zmieszany. — To co? Chcesz fizykę?

Podał mu podręcznik oraz swój zeszyt, by ten mógł z niego spisać pracę domową. Otworzył go od razu i zobaczył, że Bartek miał rozwiązane wszystko, łącznie z dopiskami, dlaczego coś zostało użyte.

— Te komentarze obok pomagają w nauce, jakbyś pytał — wyjaśnił, zauważywszy, że Nikodem się przyglądał. — Robię tak od kilku lat. Dobry sposób.

— Dzięki.

Wyjął zeszyt i rozpoczął przepisywanie zadań. Czuł się poniekąd źle z myślą, że żerował na czyjejś pracy, ale uspokajał się stwierdzeniem, że Bartek sam to zaproponował. A może nie powinien się zgodzić? Teraz nie było już odwrotu, zrodzą się wyrzuty sumienia.

Za dużo myślę – uświadomił sobie, przygryzając lekko wargi.

— W ogóle — zaczął Bartek — pytałem Olę.

— I? — Spojrzał kątem oka.

— Nie zgodziła się. O dziwo obyło się bez bicia.

Nikodem przygryzł wargi.

— Podała powód?

— Było „nie" i tyle. Mi by latało to koło nosa, ale z nią nie przegadasz. — Wzruszył ramionami. — Przyznaję, że może trochę sram w gacie po tym, jak spuściła mi już łomot, ale sam rozumiesz.

Przerwał na moment, nie wiedząc, co powiedzieć dalej. Oparł się o ścianę, opuścił głowę i trwał tak przez chwilę w milczeniu. Stworzyła się niezręczna cisza. Zapewne znów na jego ustach cisnęły się słowa, których nie powinien wypowiadać przy Nikodemie. Musiał się powstrzymywać, ale sprawiało mu to problemy.

— Bartek, możesz na chwilę?

Chłopak podniósł wzrok znad podłogi. Podszedł, usiadł obok.

— Co tam?

— Skąd ty wziąłeś te dwa i pół? — Pokazał palcem. — Niby jest napisane, ale jakoś nie czaję.

Bartek przyłożył dłoń do zeszytu, stykając się przez moment z dłonią kolegi. Znów na moment opuścił głowę, co z perspektywy Nikodema wyglądało, jakby ten próbował za wszelką cenę ukryć oczy. Przypatrywał się tak zadaniu przez chwilę, po czym odparł:

— Ja się walnąłem — przyznał z uśmiechem. — Pewnie pisałem za szybko. Robiłem w biegu, bo obiecałem, że dam ci spisać i w ogóle.

— Nie musiałeś się fatygować.

— Zawsze dotrzymuję obietnic, a głupio byłoby cię wystawić. Jakbym nawalił za pierwszym razem, to sam bym się czuł jak debil. — Zaśmiał się, po czym wziął swój zeszyt z kolan kolegi. Poprawił błąd, po czym oddał go, mówiąc: — Jak zobaczysz coś jeszcze, mów śmiało.

Kontynuował przepisywanie. Nie zobaczył już żadnego błędu, więc nie zaczepiał Bartka, by cokolwiek poprawiał. W międzyczasie zaczęli się schodzić pierwsi uczniowie. Niektórzy, usłyszawszy tylko, że była praca domowa, od razu zaczęli dopytywać, czy mogą spisać. Bartek z chęcią dawał swoje zapiski, a nawet Nikodem postanowił powierzyć komuś zeszyt z myślą, że dopisze w ten sposób dobry uczynek na swoje konto. Wierzył w karmę, więc może odwróci się do niego w pozytywnym aspekcie, jeśli doda do swojej osoby parę plusów?

Chyba aż nadto optymistyczny scenariusz jak na mnie – skomentował w myślach z rozbawieniem.

— Ej, Nikodem, jeszcze dwadzieścia minut do lekcji. Skoczymy razem do sklepu obok szkoły? — spytał Bartek, znów siadając obok kolegi.

— Jasne. Masz ochotę na coś szczególnego?

— Kabanosy... — powiedział z lekkim szeptem, aż prawie pociekła mu ślina z ust. Otrząsnął się szybko, po czym wstał pospiesznie.

Nie chciało im się zbytnio specjalnie zmieniać obuwia na te kilka minut spaceru poza szkołą, więc wyszli z szatni z nadzieją, że nikt ich nie przyłapie. Poszczęściło im się, dlatego nie zwlekali, tylko szybkim krokiem ruszyli w stronę Żabki. Po drodze minęli się ze swoją wychowawczynią. Zamienili z nią parę słów, ale ta trochę akurat nie miała zbytnio czasu, bo zaspała, a miała jeszcze z rana pracę papierkową do wykonania.

Sklep nie był duży, ale dużo ludzi do niego wpadało po pojedyncze artykuły. Bartek chodził tu stosunkowo często, więc kasjerka go rozpoznawała od razu. Przywitała go z uśmiechem, gdy tylko go dostrzegła.

Bartek wziął kabanosy, ale ich ilość trochę zdziwiła Nikodema. Trzymał w dłoni siedem paczek. Z jednej strony nie było to wiele, ale też po co mu aż tyle, jeśli, zapewne, chciał wszystko zjeść sam? A może miał ochotę się podzielić? Też logiczna opcja, choć nie wspominał, by Nikodem się składał.

Chyba musi naprawdę lubić kabanosy...

Podszedł do kasy i dziewczyna za ladą skomentowała szybko:

— Widzę, że to co zwykle. — Zakryła usta.

— Dopadł mnie wilczy apetyt, więc nie szczędzę — dodał z przymrużonymi oczami.

To zabrzmiało dwuznacznie... Albo to ja znów dopisuję mu dziwactwa.

Bartek zapłacił i patrzył na swoją zdobycz z uradowaniem. Od razu po wyjściu ze sklepu otworzył jedną z paczek i zaczął zajadać się ze smakiem. Zaproponował nawet Nikodemowi trochę, ale ten obecnie nie miał ochoty. Patrzył jak koledze nie schodził uśmiech z twarzy.

Że coś tak głupiego mogło dawać mu tyle radości? Kiedy ostatnio Nikodem tak cieszył się z jakiejkolwiek małej rzeczy? Ostatnio bardzo mało rzeczy dawało mu radość. Śmiechem, żartem, ale wyliczyłby je na palcach jednej ręki. Przypomniał sobie, jak za młodu nie brakowało mu powodów do szczęścia... Czy on przypadkiem ostatnio na to nie narzekał? Sam już się gubił, co ostatnio mu w nim nie pasowało. Najprościej by powiedzieć „wszystko", ale wtedy by skłamał. Lubił coś w sobie. Nie umiałby wymienić tego w tej konkretnej chwili, ale grunt, że nie nienawidził siebie zupełnie. Wtedy by kompletnie zwariował.

Znów pozwolił zbyt wielu myślom się napatoczyć. Powinien w końcu nad nimi zapanować.

Wrócili do szkoły i zaraz na wejściu spotkali Olę stojącą z założonymi rękoma i tupiącą jedną nogą o podłogę. Jej wzrok w głównej mierze skupiał się na Bartku zajadającym się w najlepsze swoimi kabanosami. Bartek uśmiechnął się głupio w jej kierunku i szukał sposobu na ominięcie przyjaciółki.

— Musimy pogadać — oznajmiła, widząc, jak Bartek błądził wzrokiem.

Przełknął to, co obecnie przegryzał.

— Znów? Brakuje ci bicia mnie czy co?

Zmarszczyła brwi.

— To ważne. — Wyjęła jeden pasek przekąski i sama zaczęła go jeść. — Wiesz, że w czasie szkoły nikt nam nie przeszkadza, dopóki faktycznie nie dzieje się nic pilnego.

Bartek wywrócił oczami. Spojrzał na Nikodema.

— Zajmij jakieś fajne miejsce w sali, za moment przyjdę.

Chłopak niechętnie kiwnął głową. Patrzył, jak Ola szła razem z Bartkiem w bardziej ustronne miejsce, by móc zamienić ze sobą parę słów. Siłą rzeczy ruszył za nimi. Zżarłaby go ciekawość. Sekrety tamtej dwójki same prosiły się o ujawnienie. Jeśli, nie daj Boże, to coś nielegalnego lub niebezpiecznego, mógłby zareagować w odpowiedniej chwili. Może przesadzał...

Ale sprawdzić nie zaszkodzi, czyż nie?

Bartek i Ola weszli do oddzielnego, małego pomieszczenia, a Nikodem stanął niedaleko drzwi, by wszystko słyszeć. Bał się trochę, że zostanie nakryty, dlatego musiał się skupić, by wyczuć moment, gdy odejść.

— Jak Karolka? — zaczął Bartek, akurat przeżuwając kęs.

— Jest w domu na razie. Pewnie już nie przyjedzie. — Wzięła głęboki wdech, żeby uspokoić drżący głos. — Ale mniejsza.

— Coś nie tak? Brzmisz wyjątkowo poważnie i nie chcesz mnie tłuc. Nie zdarza ci się to w połączeniu.

— Słyszałeś o przypadku Z?

Zaczyna się gadanie o rzeczach, których nie rozumiem – pomyślał Nikodem.

Najwyraźniej Bartek na moment zamarł, bo nic początkowo nie odpowiedział.

— Słyszałem, głośno o tym. Dlaczego pytasz?

— Jest u nas... — Przełknęła cicho ślinę. — Wcześniej to były tylko plotki, ale gdy Daria przyjechała po Karolkę, przekazała, że na sto procent ona tu jest.

— Jasna... — Głośno wypuścił powietrze. — I co my mamy z tym zrobić?

— To co do nas należy — odrzekła z lekką determinacją. — Nie ma co srać w gacie, że ona się napatoczyła na nasz teren. Bywały już trudne przypadki.

— Jeśli my nawalimy, to następna grupa się nią zajmie — dodał Bartek nieco obojętnie, jakby traktował to jako świetne rozwiązanie.

— Jeśli nawalimy, może być z nią większy problem, niż jest teraz — uświadomiła chłopakowi. — Liczą na nas. Nie możemy tak po prostu tego spieprzyć.

— Ola, spieprzyło już co najmniej dwadzieścia grup i nagle my mamy posprzątać cały ten bałagan?

— Twoja matka była w Radzie Głównej, więc to nie od nas zależy — rzuciła szybko prawdopodobnie bez zastanowienia.

Zapadła na moment cisza – bardzo niezręczna.

— Wybacz, nie powinnam wspominać o twojej mamie... — Westchnęła. — Wiem, że...

— Rozumiem, skończmy ten temat — powiedział agresywniej. — Daria powiedziała coś jeszcze?

— Przypadek Z istnieje około trzy lata, więc możliwe, że gdzieś kręci się Wybrany.

— Co ma jedno z drugim?

— Ma doświadczenie, więc raczej nie zwleka z Wybranymi... — Przygryzła wargi. — Możliwe, że już gdzieś jest.

— Nie cieszyłbym się. Szukanie jednej osoby, to jak ganianie za własnym ogonem. — Prychnął ironicznie.

— Wiemy, gdzie na razie wysyła swoje zjawiska. Może ona też tam będzie. Przynajmniej taki ma plan Daria i twój tata. Punkt po północy zbieramy się w tamtym lesie i robimy, co do nas należy.

Bartek westchnął. To chwila, w której Nikodem pomyślał, że to dobra okazja, by się wycofać. Podsłuchał wystarczająco. Nie zrozumiał absolutnie nic. Przypadek Z? Wybrani? Co to w ogóle miało znaczyć? Te pojęcia brzmiały, jakby zostały wyciągnięte z pierwszej lepszej powieści fantasy.

Czym oni się zajmowali? Zważywszy na fakt, że Bartek wspominał o „co najmniej dwudziestu grupach", to wcale nie była mała organizacja. Kto wie? Może to, w czymkolwiek się specjalizowali, wykraczało poza ramy Polski? Najbliżej Podlasia znajdowała się Białoruś, Litwa, więc możliwe, że tam też istniała podobna instytucja?

Albo to Nikodem znów wyolbrzymiał – równie prawdopodobna opcja.

Nikodem zwrócił też uwagę na coś, zapewne, istotnego. Temat mamy Bartka. Wywołał on zdenerwowanie u chłopaka, a to znaczyło, że coś zaszło w ramach prywatnych. Nikodem nie miał zamiaru zaraz go wypytywać o wszystko, bo tak nie wypadało, ale sama świadomość, że tematy rodzinnie to pewien słaby punkt Bartka to bardzo przydatna informacja. Nigdy nie wiadomo, co się nada.

Poza tym mieli się spotkać w lesie i Nikodem czuł, że chodziło o ten niedaleko jego wioski. To właśnie tam ludzie doświadczali niewyjaśnionych zjawisk, to tamto miejsce stało się wyjątkowo popularne w Internecie. Szansa, że to właśnie tam po północy zbierze się ich grupka.

Nikodemowi przeszło przez myśl, by się tam zakraść i wreszcie na własne oczy przekonać się, czym zajmował się Bartek.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro