Rozdział 1
- Ywen! - jej instruktor krzyknął na wróżkę. - co to ma być? Latanie? Nie jesteś paskudnym Ćmiakiem, by pokazywać to, co pokazujesz. Ohyda! - skrzywił się nauczyciel.
Ywen zrobiło się przykro. Łzy zalśniły w jej niebieskich jak letnie niebo oczach i wylądowała na ziemi. Nieważne jak latała, czy się przykładała czy nie, instruktorowi zawsze coś nie pasowało. To za wolno, to za szybko, to za nisko, to za mało z gracją...wróżka miała tego dość. Nie mógłby jej chociaż raz pochwalić? Przecież to niemożliwe by jej styl był aż taki zły!
Szkoliła się na Kapłana...nie na Wojownika! Natomiast skrycie marzyła o tym, by to ona okazała się Wybrańczynią...
Jeszcze pół miesiąca do kolejnej Próby. W tym roku już jest na tyle dorosła, że może uczestniczyć. Nie mogła się doczekać! Niestety zostało jej jeszcze pół miesiąca codziennych lekcji z instruktorem, który ewidentnie jej nie lubił!
Co ona mu takiego zrobiła? Stał się taki, gdy wymsknęło jej się jako małej dziewczynce, że chciałaby kiedyś przejść Próbę. Każdy kto szkoli się na Kapłana, przechodzi próbę. Nikt nie pozwoliłby podejść do księgi Wojownikowi albo Matce czy Ojcu. To musi być ktoś z bardzo rozwiniętą metafizyką w sercu. Nie wolno mu podważać zasad rządzących światem. Przy inicjacji musi także...zabić przedstawiciela niższej nacji. Z reguły przyszli Kapłani wybierają ludzi. Są oni bardziej bezbronni, poza tym mniej obrzydliwi niż Ćmiaki i ich futrzane skrzydła i czułki. Fuj! Każda szanująca się Wróżka nigdy nie dotknęłaby Ćmiaka!
Ywen wiedziała, że ten czas się zbliża. Ale nauczyciele wcale nie polepszali tych burzliwych myśli, kazać się ucząc i oceniając surowo każde niedopowiedzenie, jakby chcieli jeszcze na sam koniec. To niesprawiedliwe!
Ywen miała dość takiego traktowania. Przecież niedługo stanie się dorosła! I to na tyle by wybierać własną ścieżkę, czyli oficjalnie wejdzie do grona uczniów Kapłanów.
Nauczyciele o tym wiedzą, dowiedzieli się na początku roku szkolnego, kiedy trzeba było składać deklaracje.
Niektórzy byli w szoku jak Ywen oddała swoją kartkę.
Poczuła się źle. Dlaczego nie nadaje się według nich na Kapłana? Może dlatego że dużo krwi napsuła, bawiąc się i lekceważąc zasady panujące na tym świecie.
Kiedyś nawet specjalnie przekroczyła barierę Bezpiecznego Lasu, by poszukać Ćmiaków. Na szczęście ją znaleziono zanim stało się najgorsze. Ale miała burę! I zakazano jej wychodzić przez ponad miesiąc z pokoju, chyba że do szkoły. A koledzy i koleżanki? Nigdy się tyle nie nawstydziła jak wtedy. Nazywali ją Ćmiakiem, ochydą, pół-wróżką... Raz nawet uciekła z płaczem z klasy. Ukryła się i dopóki nauczyciele jej nie znaleźli, nie miała zamiaru wracać do sali.
Ale już z tego wyrosła! Jest dojrzała! Dlaczego oni nie mogą tego zauważyć?
Fuknęła.
- Pięć minut przerwy! - warknął instruktor. - na przyszłość ..- zwrócił się do Ywen. - ćwicz, bo nie wystarczy to co pokazujesz na zajęciach.
Kilkoro uczniów zachichotało.
Wróżka spaliła buraka, starając się jednak to ukryć. - Głupia, porcelanowa cera...- szepnęła.
Posnuła się po trawie, spijając czubkami palców u nóg sok, by się wzmocnić. W zamian oddawała trochę swojej wody. Była to idealna symbioza. Wróżki nie niszczyły roślin ani nie zabijały zwierząt. To robili jedynie ludzie.
Szła tak jak ją poniosły nogi, aż napotkała siedzibę Kapłanów. Budynek w którym będzie niedługo mieszkać. Aż przeszedł ją dreszcz podniecenia. Już niedługo! Będzie uczyła się tego co chce, a nie tego co musi. Umie latać...może nie perfekcyjnie, ale wystarczy jej!
Westchnęła tylko z frustracji jak usłyszała wrzask nauczyciela.
Ruszyła z powrotem do reszty. Wiedziała że to będzie ciężki dzień. I ciężkie pół miesiąca.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro