~Chapter Six~
*POV V*
Poczułem jego przeszywający wzrok na sobie. Ja natomiast miałem spuszczoną głowę. Westchnąłem.
- Co się takiego stało, że tak się zachowałeś? - spojrzałem na niego.
- To nie jest Twoja sprawa. - uderzył pięścią w stół, wstając. Widać, że był mocno zdenerwowany mom pytaniem.
- YoonGi. Pytam poważnie. - wstałem, by być na równi z nim. Chłopak gniewnie mierzył mnie wzrokiem.
- Wyjdź. - warknął, a mi oczy wyszły na wierzch. Ale to jego dom. Od tu rządzi. - Głuchy jesteś? Won! - krzyknął.
- YoonGi...
- Wyjdź do cholery! - pokazał dłonią na drzwi. - Tam masz drzwi. Za dziesięć sekund nie widzę Cię tu. - mruknął i zaczął odliczać. Nie ruszyłem się z miejsca, patrząc na niego.
- Uspokój się najpierw, a będziemy mogli spokojnie...
- Dziesięć. - warknął i pociągnął mnie za rękaw, prowadząc do drzwi. Otworzył je i wypchnął mnie.
- YoonGi... - wyszeptałem, ale zatrzasnął mi drzwi przed twarzą. Westchnąłem.
Nie miałem zamiaru odpuścić, dlatego cicho wszedłem do jego domu.
- Po co on pyta o takie rzeczy? To nie jest jego sprawa. - usłyszałem jego gniewny ton po wejściu. Oparłem się cicho o ścianę i słuchałem dalej. - Niech zajmie się swoimi sprawami, a nie czepia moich... - po tych słowach, cicho wszedłem do salonu. Chłopak był do mnie tyłem.
- YoonGi... - ponownie zacząłem. Chłopak gwałtownie odwrócił się.
- Czego jeszcze chcesz? Nie umiesz zrozumieć prostych słów? Opuść. Ten. Dom.
- YoonGi, do cholery! - krzyknąłem. Chłopak spojrzał na mnie z szeroko otwartymi oczami. - Ogarnij się w końcu i daj sobie pomóc! - ponownie podniosłem mocno głos i spuściłem głowę, uspokajając się.
Po chwili spojrzałem na chłopaka, który stał w mocnym szoku. Zaraz po tym wolno skierował się na kanapę, co także uczyniłem. Usiadłem obok niego. Wziąłem głęboki oddech.
- Powiesz mi w końcu co się dzieje, czy znowu mam zacząć krzyczeć? - spojrzałem na niego. Chłopak westchnął.
- Co chcesz wiedzieć? - mruknęł, nawet nie patrząc na mnie.
- O co chodziło z Panem Choi? - zapytałem spokojnie. Chłopak prychnął i wstał.
Pociągnąłem go za rękaw w dół, by ponownie siedział obok mnie.
- Zawsze coś mu nie pasuje. Do tego mamrocze pod nosem, a tylne ławki nic nie słyszą...
- To dlaczego nie usiądziesz bliżej?
- Chciałbyś siedzieć tuż przed nim i czuć jego ślinę na dłoniach lub zeszycie, książce? - spojrzał na mnie, jak na idiotę.
Zaśmiałem się cicho i pokręciłem głową w rozbawieniu.
- Mówię poważnie. - dodał po chwili.
- To może razem z klasą pójdźcie do Pana dyrektora i wytłumaczcie całą sytuację? - spojrzał na mnie.
- Wiesz, że to nic nie da? - mruknął i prychnął. Westchnąłem.
- Pójdę już. Jakbyś chciał porozmawiać, to wiesz gdzie mnie znaleźć. - wstałem. Mruknął coś cicho pod nosem. Poszedłem do wyjścia. - Do jutra, Suga. - w tym momencie widziałem jego wzrok na sobie. No tak... Rzadko się zdarza, że mówię mu po pseudonimie.
- Do jutra... - usłyszałem i wyszedłem z delikatnym uśmiechem na twarzy.
~~~*~~~
Siedziałem w salonie, myśląc nad wszystkim. Nie rozumiałem, dlaczego klasa nie chce iść z tym do dyrektora. Boją się go? A może Pana Choi? Westchnąłem.
Pomogę im, ale od nich musi to wyjść. Jestem w stanie stanąć murem za tą klasą, chociaż znam ich zaledwie trzy dni...
To dobra i sympatyczna klasa, która nie zasługuje na takiego nauczyciela. Nauczyciela, który mamrocze pod nosem. Który nie potrafi im nic porządnie wytłumaczyć. Który bez powodu zaciąga ich do dyrektora, zamiast sam rozwiązać problem.
Pan Choi ma ponad czterdzieści pięć lat i ciężką historię życia... Praca nauczyciela odciąga go od tych wspomnień, ale w tym wieku potrzebni są młodzi nauczyciele. Młodzież starszych ciężko trawi, ale taka jest natura człowieka.
Wstałem i poszedłem do łazienki, wziąć szybki prysznic. Byłem zmęczony tym dniem. Wszedłem pod gorącą wodę, myjąc się porządnie.
Po skończonym prysznicu, postanowiłem odpocząć w salonie, sprawdzając zadania, które uczniowie robili na dzisiejszej lekcji. Usiadłem wygodnie i zacząłem szukać kart pracy w teczce.
Po chwili uderzyłem się z otwartej dłoni w czoło. Byłem aż tak zachwycony tym, że YoonGi poradził sobie świetnie, że zapomniałem zebrać prac... Westchnąłem ciężko i włączyłem telewizor, chcąc obejrzeć jakiś film. Załączyłem horror. Już po pierwszych krzykach bohatera dostałem delikatnych dreszczy.
Usłyszałem pukanie do drzwi, więc spojrzałem na zegar. Westchnąłem cicho.
- Proszę! - krzyknąłem i rozłożyłem się na kanapie.
Gdy usłyszałem, że nikt nie wchodzi, zwątpiłem. Zmarszczyłem delikatnie brwi i poszedłem w tamtą stronę. Nie było tam nikogo, tylko... List i jakieś wielkie pudło, w którym zmieściłby się nawet człowiek...
Złapałem pudło po obu stronach, chcąc przenieść je do salonu, ale na marne. Spojrzałem za nie, gdzie było średnie urządzenie, do przewożenia cięższych rzeczy. Złapałem je i podniosłem paczkę, jadąc z nią do salonu. Gdy postawiłem, otworzyłem list.
"Wiem, że między nami się nie układało, przez moją zdradę, ale chcę to zmienić, dlatego zrobiłem Ci ten prezent. Nie otwieraj go do jutra rana. Niech będzie zamknięty.
Twój, Misio. ♥"
Zamknąłem oczy, by uspokoić się. Poszedłem do pokoju, rzucając się na łóżko i próbując zasnąć.
Gdy byłem blisko snu, usłyszałem czyjeś kroki na schodach, przez co od razu wstałem i wziąłem w dłoń coś ciężkiego, gasząc światło i stając za drzwiami. Przygotowałem moją jakby broń i czekałem. Drzwi od pokoju otworzyły się, a ja z mocnym zamachem uderzyłem sprawcę w brzuch. Ten upadł i zawył z bólu. Rozpoznałem głos.
- Co Ty tutaj robisz? - usiadłem na podłodze, opierając głowę na dłoni, a łokieć na kolanie.
- Jak to co? Chcę Cię przeprosić, byś mi wybaczył, żebyśmy ponownie byli razem. - zaczął iść do mnie na czworaka, łapiąc się za brzuch.
- Tego jest za wiele, rozumiesz? Zdradziłeś mnie, zraniłeś... I nawet nie chcesz powiedzieć mi z kim! - podniosłem głos i wstałem gwałtownie. - Pewnie jakaś dziwka, co? Byle tylko odstresować się po naszej kłótni, tak? - prychnąłem. - Wyjdź stąd i nie wracaj... Nie wybaczę Ci tego. Widzę, jak się starasz, ale jest za późno. Na nas... Już za późno. - powiedziałem, patrząc na niego. Gwałtownie wstał.
- Tak?! Za późno?! Będziesz tego żałować! - wydarł się.
- Nie będę. Wiesz czego żałuję? - zapytałem go.
- Niby czego?! - krzyknął, wyrzucając ręce w powietrze.
- Czasu straconego na Ciebie. Wyjdź. - powiedziałem, patrząc w jego oczy.
Chłopak wkurzony wyszedł, a ja poszedłem za nim i zamknąłem drzwi. Oparłem się o nie, wzdychając. On nigdy tego nie zrozumie...
Wróciłem do pokoju, rzucając się na łóżko i ponownie tej nocy próbowałem zasnąć, by rano wstać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro