Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~Chapter Eight~

*POV V*


- TaeHyung! - usłyszałem głośny krzyk przy moim uchu.

Wystraszony szybko usiadłem. Okazało się, że to mój współlokator, HoSeok, na którego ludzie po prostu mówią J-Hope.

- Co się dzieje..? - mruknąłem śpiący. Zacząłem się rozglądać po pomieszczeniu, w którym się znajdowałem. - Hope..? Gdzie my jesteśmy..?

- Nie pamiętasz już nic z wczorajszego wieczoru? - zaśmiał się cicho.

- Pamiętam kilka drinków... Cholera! - szybko zerwałem się z łóżka. - Pamiętasz, co się działo?

- Spokojnie. - uśmiechnął się. - Przecież tylko się bawiliśmy. - poruszył śmiesznie brwiami.

Przewróciłem oczami. Wspomniałem, że HoSeok jest zboczony? Ech, a ja muszę z nim żyć...

- Hobi... - mruknąłem zirytowany. - Pytam poważnie. - westchnąłem i usiadłem.

- Oj dobra... Na żartach się nie znasz, nudziarzu jeden. - zaśmiał się. - Byliśmy w klubie i... - uśmiechnął się. Patrzyłem na niego obojętnie. Ten tylko ponownie zaśmiał się.

- I wypatrzyłeś swojego ucznia... Jak mu tam...

- YoonGi! - krzyknąłem i olśniony znowu wstałem. HoSeok pociągnął mnie, bym usiadł z powrotem na łóżko.

- Nie przerywaj, skoro mam Ci opowiedzieć. - uśmiechnął się delikatnie. Pokiwałem głową. - Wypatrzyłeś YoonGiego i... - zamknął oczy, jakby zastanawiał się nad czymś. - I widząc go, szybko chciałeś wyjść, ale Cię powstrzymałem. W końcu miał prawo tam być, tak jak Ty. - zaśmiał się. - Potem alkohol, trawka...
- HoSeok. - warknąłem. Starszy zaśmiał się.

- Aż wylądowaliśmy w hotelu. Więcej nie wiem. - uśmiechnął się. Odetchnąłem z ulgą. - A nie, czekaj! - spojrzałem na niego gwałtownie. - Spotkaliśmy Jina, a Ty później... Zarywałeś do kilku. - zaśmiał się i wstał, po czym wybiegł.

On nigdy nie dorośnie. Westchnąłem i pokręciłem głową w delikatnym rozbawieniu.

~~~*~~~

- W końcu u siebie... - mruknąłem cicho i rozsiadłem się na kanapie. HoSeok zaśmiał się, idąc do swojego pokoju.

Po chwili poczułem dość... Nieprzyjemny zapach... Wstałem, od razu kierując się do łazienki, gdzie wziąłem odprężający i długi prysznic. Po wyjściu z kabiny wysuszyłem ciało ręcznikiem i poszedłem do pokoju. Ubrałem na siebie zwykłą koszulkę i rurki. Skierowałem się do kuchni, by następnie zrobić szybki obiad. Nie miałem zamiaru robić czegoś dużego, co później zostałoby wyrzucone, więc postanowiłem zrobić zupę. Starczy na dwa albo trzy dni.

~~~*~~~

Siedziałem w salonie, oglądając jakiś nudny serial, którego odcinek widziałem już setki razy, nudząc się często. Znałem go nawet na pamięć! Ile można tego oglądać?

Z oglądania po raz kolejny tego samego wyrwał mnie dzwonek. Nie spodziewałem się dzisiaj nikogo.

Poszedłem do przedpokoju i otworzyłem drzwi. Uśmiechnąłem się na widok dziewczyny HoSeoka. Wpuściłem ją do środka.

- HoSeok jest pewnie u...

- Moment! - krzyknął z łazienki.

- Jednak nie u siebie. - zaśmiałem się, a dziewczyna ze mną. - Czekaj... To dzisiaj jest ten dzień, prawda? - spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się.

- Tak. - powiedziała swoim cichym i słodkim głosem. - Dzisiaj mijają dwa lata związku. - uśmiechnęła się.

- To najlepszego! - uśmiechnąłem się i przytuliłem dziewczynę.

Odwzajemniła uścisk z cichym chichotem. Po chwili poczułem mocny ścisk.

- Ho-HoSeok... - wydusiłem cicho do chłopaka, który objął nas mocno i ścisnął.

Zaśmiał się cicho i rozluźnił uścisk. Moment później puścił nas.

- Marudzisz, nie było mocno. - uśmiechnął się niewinnie. Przewróciłem oczami i zaśmiałem się cicho. - Będziemy już szli, także nie czekaj na mnie z kolacją. Zostajemy w hotelu. - uśmiechnął się.

- Dobra. - uśmiechnąłem się. - Miłej zabawy, dzieci. - zaśmiałem się cicho, a para razem ze mną i wyszli. Wróciłem do salonu, rzucając się na kanapę.

~~~*~~~

- Sto sześćdziesiąt pięć poproszę. - westchnąłem, słysząc sumę do zapłaty.

Wyciągnąłem kartę kredytową i poczekałem chwilę. Zapłaciłem za zakupy, wziąłem je w obie dłonie i skierowałem się do wyjścia z supermarketu. Przyspieszyłem, widząc w sklepie mojego byłego. Nie miałem ochoty na konfrontację z nim.

Wsiadłem do auta, ruszając w stronę domu. Zaparkowałem i wysiadłem, idąc do środka. Rozpakowałem zakupy i postanowiłem pójść trochę pobiegać. W wolne dni lubię zadbać o kondycję fizyczną.

Przebrałem się w coś luźniejszego, następnie biorąc klucze, telefon i słuchawki, po czym wyszedłem. Zamknąłem dom, ruszając wolnym krokiem do parku. Podłączyłem słuchawki, włączyłem ulubioną playlistę, wsadziłem telefon do odpowiedniej i zapinanej kieszeni, po chwili zaczynając biec.

Patrzyłem na ludzi, siedzących na ławkach. Najczęściej były to matki z wózkami albo rowerkami dzieci. Plac zabaw tętnił życiem i energią, którą było widać i czuć już z daleka.

Przez własną głupotę wpadłem na kogoś... Lub coś...

- Bardzo Panią przepraszam, ale... - spojrzałem przed siebie. Drzewo. Przewróciłem oczami, ruszając biegiem dalej.

Wpadłem szybko do jakiegoś spożywczego, kupując wodę mineralną. Wyszedłem ze sklepu, pijąc. Odetchnąłem i odpocząłem chwilę, następnie obiegając kilka razy park.

~~~*~~~

Do domu wróciłem cały Mokry od potu i wody, a także obolały. Przez kolejną moją nieuwagę podczas biegania, wpadłem na staruszkę, która zaczęła bić mnie torebką. Nigdy nie bym nie pomyślał, że mogą mieć tyle siły, a i tak chodzą o kulach i laskach.

Pokręciłem głową i wszedłem do kuchni, gdzie zastałem list. Zmarszczyłem brwi i wziąłem kartkę w dłonie. Ciocia. Westchnąłem i zacząłem czytać. W liście było napisane, że przyjedzie w odwiedziny w wielką nowiną. Uśmiechnąłem się delikatnie, ale gdy odczytałem list do końca, szczęka mi opadła.

Ma zamiar zostać tu dwa tygodnie? Rozumiem, że to rodzina, ale kto będzie zostawać z nią w domu, kiedy ja i HoSeok będziemy w pracy? Hope zna ją, dogadują się wręcz rewelacyjnie, tylko problem jest w tym, że nie będziemy mieli czasu na siedzenie z nią. Ciotka jest w dość podeszłym wieku. Zresztą... Nie zostawię jej samej tutaj. Nie ciotkę. Westchnąłem.

Odłożyłem list na lodówkę i poszedłem do pokoju. Przebrałem się w coś czystego, wychodząc na taras. Wziąłem paczkę papierosów, wyciągając jednego i zapaliłem. Zaciągnąłem się mocno, zamknąłem oczy, wydmuchując dym z ust. Lubiłem taki stan. Dbałem o zdrowie biegając, ćwicząc, ale niszczyłem je paląc. Był w tym jakiś sens? No właśnie, nie było, nie ma i nie będzie, jeśli nie przestanę.

Skończyłem palić i wyrzuciłem końcówkę. Usiadłem na kanapie, która była na tarasie i patrzyłem w gwiazdy. Kiedyś obserwowałem je z dziadkiem przez lunetę. Uśmiechnąłem się na wspomnienia tych chwil z rodziną. Teraz jestem daleko od nich, nawet nie widzimy się raz na miesiąc. To smutne, ale niestety prawdziwe. Chciałbym ich odwiedzać, aczkolwiek praca mi to utrudnia. Niedługo będą święta, może wtedy uda mi się wyrwać na tydzień do rodziny? Oby się udało i żeby HoSeok nie zniszczył mi planów, bo obiecuję, że coś mu wtedy zrobię i nie będzie to nic łagodnego. Z takimi myślami zasnąłem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro