7
Yildys:
Weszłam do domu zapłakana i roztrzęsiona rzuciłam torebkę w kont. Przyszła do mnie Aysel o nic nie pytała pomogła mi wejść do sypialni.
- Dziękuję Aysel możesz iść.
- Tak ?
- Tak nie martw się ja to wszytko przetrwam ..
Zdążyłam jedynie wziąć prysznic i przebrać się a gdy wyszłam natknęłam się na mojego męża. Który siedział na łóżku i czekał na mnie.
- Yildyz...
- Nie chce tego słuchać naprawdę dość już mnie zraniono rozstaniemy się - s trudem wypowiedziałam dwa ostatnie słowa.
Spojrzał na mnie i wstał od razu podszedł do mnie łapiąc mnie za ręce które wyrwałam od razu.
- Przestań...
- Jeszcze niczego nie zacząłem.. skarbie ja cię kocham... Naprawdę cię kocham.. ona była jedynie..
- Kochanką z którą mnie zdradziłeś rozumiesz powagę sytuacji? - zdenerwowałam się.
- Tak wiem jestem gnojem i nigdy mi tego nie wybaczysz ale spróbuj nie dla mnie ale dla naszego syna. Nie chcę was stracić.
- Straciłeś nas w dzień w którym mnie zdradziłeś ! A w dniu w którym ja się tego dowiedziałam był dla nas świętem! Zanim spędzać go ze mną poleciałeś do mniej! Nie wybaczę ci nigdy i rządam rozwodu!
- Rozwodu?
- Tak z nami koniec - łzy ciekły mi po policzkach mówiąc te słowa kochałam go tak bardzo go kochałam.
- Yildyz kochanie...
- Nie - mówię i biorę poduszkę i kołdrę pod pachę - Idę spać do pokoju syna - mówię trzaskać za sobą drzwiami.
W korytarzu minęłam mamę modliłam się idąc by mnie nie zaczepiła ale na szczęście chyba zrozumiała, że nie chce dziś z nikim rozmawiać. Weszłam do pokoju syna i rozpłakałam się zakrywając buzię poduszka by go nie obudzić. Zjechałam plecami po drzwiach siadając na podłogę. Jest mi źle moje serce złamało się tego dnia nas pogrzebałam żywcem i wsadziłam do grobu. Nigdy mu tego nie wybaczę a ona ? Śmie nazywać się moja przyjaciółka ? Jak mogła zniszczyć mi życie nie wybaczę tego ani jej ani jemu. Jutro z samego rana składam pozew o rozwód. Z jego winy rzecz jasna niczego mu nie ułatwie niczego.. Wstałam z zimnej podłogi i położyłam się obok syna.
- Mamo? - odezwał się przytulając się do mnie.
- Tak skarbie dziś śpię z tobą - mówiąc to pocałowałam go w czoło.
Nawet nie wiem kiedy zasnęłam..
Rano obudziłam się nie wyspana i trochę obolała. Jestem za stara na stanie w dziecinnym łóżku. Synuś jeszcze spał więc ostrożnie wstałam z łóżka. Pocałowałam go w policzek k wyszłam z jego pokoju. Od razu skierowałam się do sypialni gdzie czekał na mnie on. Widać było że nie spał całą noc wciąż był w tym samym garniturze. Siedział w fotelu i przyglądał mi się przez chwilę.
- Jak się spało? - zapytał.
Nic nie odpowiedziałam bo i po co ? Żeby sobie pomyślał nie wiadomo co? Oj nie nie dam mu tej satysfakcji zamiast tego zamknęłam się na klucz w łazience. Wzięłam prysznic i przebrałam się w tak zwany kombinezon. Wyszłam z łazienki i o dziwo jego nie było już w pokoju. Na co odetchnęłam z ulgą nie będzie mnie męczył. Jednak gdy tylko zamknęłam drzwi łazienki on wyłonił się za drzwi wejściowych.
- Porozmawiamy?
- Nie mamy o czym wszystko wczoraj zostało powiedziane.
Minęłam go i wyszłam z sypialni łzy znów napłynęły mi do oczu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro