5
Yildyz:
Po jednym filmie już mi się znudziło siedzę z mężem i udawaną szczęśliwa rodzinę.
- Dlaczego nie pojechałeś dziś do pracy? - zapytałam.
Na co Kartal nie ukrywając dziwienia odpowiedział:
- Nie cieszysz się, że jestem w domu ? Chciałem ci sprawić przyjemność i niespodziankę za wczoraj.
- To już minęła zostawiłeś mnie i wybrałeś pracę - odpowiedziałam z trudem.
- Yildyz kochanie..
- Przestań. Wczoraj to było wczoraj dziś mamy całkiem normalny dzień.
- Nie dla mnie, dla mnie rocznicę możemy świętować każdego dnia.
- Nie rocznicę się świętuję na co dzień lecz pielęgnuje miłość a ty zupełnie o tym zapomniałeś.. zajmując się - już miałam powiedzieć kochanką lecz dzwonek do drzwi rozwiał wszelkie zamiary.
Oboje spojrzeliśmy w stronę wejścia do salonu z niecierpliwością kto przyszedł. Ale jej tu się nie spodziewałam.
- Yildyz Cześć.
- Kumru Hej.
Moje zamiary wobec tych dwoje właśnie się podwoiły jak ona śmie tu przychodzić.
- Kartal ty w domu? - zapytała głupio.
- Wiesz - zaczęłam - Wczoraj mieliśmy rocznicę lecz mnie zostawił i poleciał do pracy - mówi wróciłam do niej wzrokiem - Ale dziś mieliśmy zamiar to zmienić i dzień spędza z żoną - podkreślałam swoją pozycję.
Na co oboje spojrzeli na siebie Kartal się zmieszał widząc mój wzrok w jego stronę. A ona jedynie się uśmiechnęła.
- Cóż czasem tak bywa w małżeństwie - odezwała się a we mnie normalnie zawrzało.
- Nie byłaś i nie wiesz jak to jest.. - nie mogłam się powstrzymać.
Spojrzała na mnie zaskoczona.
- Widzę, że nie w porę przyszłam - komentuje.
- Ofszem - dodałam patrząc jej prosto w oczy.
Lecz ona była zajęta Kartal'em i kontem okna widziałam jak do siebie mrugają. A mnie aż na wymioty brało.
- To ja już pójdę.
- Odprowadzę cię do drzwi - wstał szybko mój mąż.
- Po co sama trafi.
- Yildyz to przecież twoja przyjaciółka.
- Dlatego mówię, że sama trafi prawda kochana - mówię w jej stronę co widocznie się jej nie podobało.
- Tak trafię.
Ona wyszła a Kartal spojrzał na mnie z gniewem w oczach.
- Co? - odezwałam się.
- Jak ty gości traktujesz ?
- Nie zapowiedziała się, że przyjdzie to co mam jej na szyję się rzucić ? Tak jak ty - dodałam w myślach.
- Ależ nie ale tak się nie robi z równością jest jej przykro.
- Przykro ? Ja cię proszę.
- A co nie może jej być przykro?
- Ta żmija w ogóle wie co to przykrość ! - zdenerwowałam się i przestałam panować nad słowami.
- Żmija ? - to wpadłam.
- Tak! Nie chcę jej więcej w moim domu! Ani w życiu ani nigdzie indziej.
- Pokłóciliście się ? - dopytywał.
- Nie ale przestałam ją lubieć.
- Z powodu?
- Nie lubię jej i już nie wtrącaj się.
Po czym wyszłam unikając dalszej rozmowy na temat kochanki męża. Weszłam do pokoju syna by choć tam zaznać trochę spokoju. Jednak usłyszałam kroki które zbliżały się do nas.
- Kochany mój choć do mamusi - mówię zabierając syna z łóżka na ręce.
W drzwiach stał mój mąż przyglądając się nam.
- Wejdź a nie stój w drzwiach wiesz, że tego nie lubię.
- Yildyz co się z tobą dzieje ?
- Nic przyszedłeś tu by rozmawiać o Kumru?
- Nie o tobie zachowujesz się dziwnie.
- Dlaczego?
- Przecież lubisz Kumru co się nagle zmieniło?
- A jednak Kumru nie chce z tobą rozmawiać na jej temat.
Wyszłam z pokoju wciąż trzymając syna na rękach. Weszłam do sypialni i usiadłam na łóżku łzy zaczęły płynąć mi po policzkach. Nie martwi się o mnie lecz o nią.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro