16
Yildyz:
Wiedziałam czułam, że coś będzie nie tak martwiłam się o niego by sobie czegoś nie zrobił. Wiem, że to głupie i nie powinnam tak myśleć powinnam go przeklinać. Ale ja tak nie potrafię jednak był i wciąż jest moim mężem. Widziałam, że Dogan się zdenerwował i wszedł do domu ja zaś zatrzymałam ochroniarza raz jeszcze.
- Poszedł by pan ze mną do mojego domu?
- Muszę zapytać o pozwolenie pana Dogan'a.
- Ja to załatwię i przy okazji się przebiorę - mówię idąc do domu.
Tam zaś czekała na mnie matka z grobową miną ocho czyli Dogan jej powiedział. Ale nawet ona mnie nie powstrzyma mimo wszystko jest ojcem mego syna. I czy chcą czy nie zawsze będzie w moim życiu i w życiu syna. Byle by nie za często..
- Co się stało? - zapytała mama bacznie mnie obserwując.
- A co się miało stać ?
- Tak czułam, że mi nie powiesz więc przycisnęłam Dogan'a.
- To skoro wiesz to po co pytasz ?
- Pójdziesz tam?
- Tak mamo - mówię chcąc iść do sypialni.
Jednak na schodach trafiłam na Dogan'a. Minęłam go idąc dalej żaden z nich nie powstrzyma mnie. Nie wiem dlaczego ale czułam, że muszę tam iść. A skoro dziwna moc mnie tam ciągnie to pójdę i choć zobaczę co tam się działo. Przebrałam się szybko i zeszłam spowrotem na dół. Tam już czekał na mnie Dogan:
- Pójdę z tobą nie będziesz szła z ochroniarzem będę spokojniejszy jak dłużej cię nie będzie bo będę z tobą.
- Dobrze - mówię mało przekonująco.
To może być zły pomysł Kartal jest agresywny jak ma wypito. Przechodziłam przez to jakiś czas jak mu w firmie nie poszło jak by tego chciał.
Ruszyliśmy więc ramię w ramię do mojego domu otworzyłam ostrożnie drzwi kluczem. Uchyliłam nieco i zajrzałam do środka już od wejścia był wielki nie ład. Szafka na buty była przewrócona rozbite lustro wszędzie szło i ciuchy.
- Krew!
Weszłam szybko do środka idąc wprost do salonu. Tam go zostawiłam w całkowitym burdelu. To nie był ten sam salon to był armagedon. Wszędzie szło i butelki on sam leżał na podłodze między stolikiem i kanapą.
- Kartal! - ze łazami w oczach podeszłam do niego.
Poruszyłam go kilka razy jednak to nic nie dało odwróciłam się w stronę Dogan'a. Który był w tym samym szoku co ja nie spodziewałam się tego.. Łzy zaczęły lecieć ciurkiem po moich policzkach.
- Czy on.. - zaczęłam łamiącym głosem..
- Nie to nie możliwe - odsunął mnie od niego i sam uklęknął przy nim - Kartal! - szarpnął nim odwrócił go twarzą w naszą stronę.
Szok.. uśmiechał się jak by nigdy nic patrząc na nas.
- Jak mogłeś ?! Coś takiego odwalić?! - zaczęłam krzyczeć w jego stronę.
- To dowodzi, że wciąż mnie kochasz..
- Tu tylko i wyłącznie chodzi o naszego syna! By miał ojca!
Dogan pokiwał głową i wyszedł z domu ja zaś zostałam nie ruszając się z miejsca.
- Jak mogłeś ?! Prawie zawału dostałam! - krzyczałam nadal.
- Uspokój się już żyje patrz nic mi nie jest !
Byłam wściekła byłam tak wnerwiona jak nigdy poszłam w ślady Dogan'a zostawiając Kartala samego. Nie reagowałam na krzyki za mną zatrzasnęłam za soba drzwi. Ten rozdział w moim życiu właśnie się kończył. I nawet on tego nie zmieni..
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro