Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16

Yildyz:

Wiedziałam czułam, że coś będzie nie tak martwiłam się o niego by sobie czegoś nie zrobił. Wiem, że to głupie i nie powinnam tak myśleć powinnam go przeklinać. Ale ja tak nie potrafię jednak był i wciąż jest moim mężem. Widziałam, że Dogan się zdenerwował i wszedł do domu ja zaś zatrzymałam ochroniarza raz jeszcze.

- Poszedł by pan ze mną do mojego domu?

- Muszę zapytać o pozwolenie pana Dogan'a.

- Ja to załatwię i przy okazji się przebiorę - mówię idąc do domu.

Tam zaś czekała na mnie matka z grobową miną ocho czyli Dogan jej powiedział. Ale nawet ona mnie nie powstrzyma mimo wszystko jest ojcem mego syna. I czy chcą czy nie zawsze będzie w moim życiu i w życiu syna. Byle by nie za często..

- Co się stało? - zapytała mama bacznie mnie obserwując.

- A co się miało stać ?

- Tak czułam, że mi nie powiesz więc przycisnęłam Dogan'a.

- To skoro wiesz to po co pytasz ?

- Pójdziesz tam?

- Tak mamo - mówię chcąc iść do sypialni.

Jednak na schodach trafiłam na Dogan'a. Minęłam go idąc dalej żaden z nich nie powstrzyma mnie. Nie wiem dlaczego ale czułam, że muszę tam iść. A skoro dziwna moc mnie tam ciągnie to pójdę i choć zobaczę co tam się działo. Przebrałam się szybko i zeszłam spowrotem na dół. Tam już czekał na mnie Dogan:

- Pójdę z tobą nie będziesz szła z ochroniarzem będę spokojniejszy jak dłużej cię nie będzie bo będę z tobą.

- Dobrze - mówię mało przekonująco.

To może być zły pomysł Kartal jest agresywny jak ma wypito. Przechodziłam przez to jakiś czas jak mu w firmie nie poszło jak by tego chciał.

Ruszyliśmy więc ramię w ramię do mojego domu otworzyłam ostrożnie drzwi kluczem. Uchyliłam nieco i zajrzałam do środka już od wejścia był wielki nie ład. Szafka na buty była przewrócona rozbite lustro wszędzie szło i ciuchy.

- Krew!

Weszłam szybko do środka idąc wprost do salonu. Tam go zostawiłam w całkowitym burdelu. To nie był ten sam salon to był armagedon. Wszędzie szło i butelki on sam leżał na podłodze między stolikiem i kanapą.

- Kartal! - ze łazami w oczach podeszłam do niego.

Poruszyłam go kilka razy jednak to nic nie dało odwróciłam się w stronę Dogan'a. Który był w tym samym szoku co ja nie spodziewałam się tego.. Łzy zaczęły lecieć ciurkiem po moich policzkach.

- Czy on.. - zaczęłam łamiącym głosem..

- Nie to nie możliwe - odsunął mnie od niego i sam uklęknął przy nim - Kartal! - szarpnął nim odwrócił go twarzą w naszą stronę.

Szok.. uśmiechał się jak by nigdy nic patrząc na nas.

- Jak mogłeś ?! Coś takiego odwalić?! - zaczęłam krzyczeć w jego stronę.

- To dowodzi, że wciąż mnie kochasz..

- Tu tylko i wyłącznie chodzi o naszego syna! By miał ojca!

Dogan pokiwał głową i wyszedł z domu ja zaś zostałam nie ruszając się z miejsca.

- Jak mogłeś ?! Prawie zawału dostałam! - krzyczałam nadal.

- Uspokój się już żyje patrz nic mi nie jest !

Byłam wściekła byłam tak wnerwiona jak nigdy poszłam w ślady Dogan'a zostawiając Kartala samego. Nie reagowałam na krzyki za mną zatrzasnęłam za soba drzwi. Ten rozdział w moim życiu właśnie się kończył. I nawet on tego nie zmieni..

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro