Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

▪ Rozdział 5 - Zgadłeś ▪

3 dni wcześniej

Perspektywa Polski

Ciepło. Ciepło, które czułem było przyjemne.

Siedziałem właśnie na fotelu, który był w salonie i oglądałem telewizję. Było mi dobrze, nawet bardzo.

- Co chcesz na śniadanie? - Głos Węgrów zabrzmiał mi w uszach, więc postanowiłem się do niego odwrócić.

- Dobre pytanie. - Rzuciłem żartobliwie i wróciłem do mojego zajęcia.

- Okej, czyli płatki. - Nawet na niego nie spojrzałem, a wiedziałem, że już wyciąga z mikrofalówki podgrzane wcześniej mleko. Nasypuje teraz do miski kukurydziane pożywienie i idzie do mnie.

Nie zdążył nawet się wypowiedzieć, a ja się zwróciłem ku niemu i podziękowałem. On natomiast stał osłupiony i nie wiedział za bardzo co powinien zrobić. Otrząsnął się, a później usiadł na kanapie, zaraz koło mnie.

Zapowiadał się miły dzień.

***

- Wiem! - Krzyknąłem triumfalnie. Po skończonym posiłku przekazałem pilota mojemu bratu, a sam poszedłem do swojego pokoju. Pogoda mimo tego, że było nadal zimno, była ładna. Słońce przyjemnie szczypało w policzki, a pojedyńcze chmury na niebie nie sprawiały większego problemu. Siedziałem sobie w pokoju i nie za bardzo wiedziałem co mógłbym począć z swoją marną egzystencją. Wtem, nasunął mi się genialny pomysł. Mianowicie, ostatnio dobrze dogaduję się z Etiopią, czemu by nie zaprosić go gdzieś, gdzie bylibyśmy sami? Tak, to dobry pomysł!

No i właśnie z tą inicjatywą napisałem do mojego kolegi.

Rozmowa z: Etiopia

Ja: Hej

Etiopia: ክፍል [Cześć]

Ja: Te twoje znaczki za trudne na moją łepetyne xd

Etiopia: Haha, zdaje sobie z tego sprawę ;)

Ja: Masz dzisiaj coś na głowie?

Etiopia: No, ቆብ [Czapkę]

Ja: ಠ_ಠ

Ja: Co?

Ja: Pisz Ty po ludzku, a nie jakieś dziwne znaczki xD

Ja: *Przepraszam jeśli Cię uraziłem*

Etiopia: Nie no, spoko

Etiopia: Pisałem, że mam dzisiaj na głowie czapkę

Ja: ...

Ja: CO?

Etiopia: No sam nie wiem.

Ja: Ja też

Etiopia: To co chciałeś?

Etiopia: Bo zgaduję, że nie napisałeś tylko po to żeby pytać się o moje obuwie..?

Ja: Pytałem, czy jesteś dzisiaj wolny, czy też masz jakieś plany.

Etiopia: To znaczy?

Ja: Robisz coś teraz?

Etiopia: አይደለም [Nie]

Ja: ....

Ja: ......

Ja: Uznam to za tak.

Ja: Słuchaj, jeśli miałbyś dzisiaj po południu czas, to może chciałbyś ze mną gdzieś wyskoczyć??

Etiopia: Ok, w sumie czemu nie.

Ja: ..Serio?

Etiopia: Co serio?

Ja: Już nic..

Po tym tylko schowałem swoją głowę w poduszkę i pogrążyłem się w myślach.

- M-Można to nazwać przyjaciółmi..? - Zapytałem sam siebie i czułem jak zapadam się pod ziemię.

***

Jak wcześniej umówiłem się z moim towarzyszem, mieliśmy się stawić równo o trzynastej, przy pobliskim Parku.

- ፖላንድ! [Polska] - Odwróciłem się za siebie.

- Mówiłem ci, napierdalaj do mnie po [insert here language]* - Zaśmiałem się cicho na swoje słowa, ale na jego twarzy można było zobaczyć lekkie zniesmaczenie. Zaraz jednak zniknęło, a po chwili się odezwał.

- Zatem.. - Przerwał, ale zaraz dokończył. - Gdzie zamierzamy pójść? - Czułem jak po woli na mojej twarzy pojawia się mały uśmiech.

- Najpierw pójdziemy do kawiarni! - Krzyknąłem uradowany i złapałem go za ramię. Na mój ruch, trochę podskoczył, jednak zaraz później się uspokoił.

- To prowadź.

- Zatem idziemy!

***

- Jedna z lepszych kaw jaką piłem. - Stwierdził krótko.

- Ciezko się z tym nie zgodzić. - Upiłem łyk cieczy, która znajdowała się w filiżance przede mną, a później ją odstawiłem na miejsce.

- To gdzie teraz? - Wraz z tymi słowami przeciągnął się leniwie na krześle i ziewnął.

- Tajemnica. - Przybrałem chytry uśmiech i wstałem z mojego siedzenia. - Skończyłeś? - Rzuciłem krótko i skierowałem swój wzrok gdzieś w dal,  tam gdzie chciałem go zabrać.

- እንደዚህ [Tak] - Spojrzałem na dno jego kubka. Był pusty, czyli że wcześniejsze słowa musiały oznaczać tak.

- Okej, zatem idziem. - Znowu moja ręka znalazła się na jego ramieniu i zacząłem go ciągnąć przed siebie, tylko w mi dobrze znane miejsce.

- W-Woah, ይጠብቁ! [Czekaj] Gdzie idziemy?! - Zapytał zdezorientowany, ale ja nie zwracałem na to większej uwagi. Po prostu szłem. Szłem żeby zabrać go do oazy ciszy i spokoju.

***

- Ta-dam! - Po pustej, zielonej przestrzeni, na której aktualnie byliśmy rozległo się echo mojego głosu.

- O kurde.. - Tylko tyle zdołał wydusić z siebie mój kolega, a później oddał się krajobrazowi wokół.

Zielona łąka, przepasana drzewami i zapachem lasu, który był bardzo intensywny. W dodatku piękne mieniące się odcieniami zieleni jezioro, w którym odbijały się nasze postury.

- Pięknie tu..

- Inaczej bym Cię tu nie zabrał. - Wyminąłem go i usiadłem nad wodą. Cisza. Właśnie tego mi było trzeba. Etiopia nie zwlekając dłużej zrobił to samo co ja i dosiadł się zaraz obok mnie. Z jego ust można było jeszcze usłyszeć ciche westchnienie zadziwienia. Uśmiechnąłem się na jego reakcję. To miłe, że dla odmiany to ja kogoś uszczęśliwiłem, a nie on mnie. Poczułem jak moje ciało bezwładnie opada na trawę, a ona sama łaskocze mnie po twarzy. Wspaniałe uczucie. Zamknąłem oczy i oddałem się rozkoszy.

- Etiopia.. - Nagle przerwałem trwającą wokół nas harmonię. 

- Tak..? 

- Czy.. My.. No.. - Zaciąłem się. Na samą myśl o tych słowach zrobiło mi się duszno, a po chwili już mogłem poczuć jak na moim ciele pojawia się milion maleńkich kropel potu. - Czy.. Czy jesteśmy przyjaciółmi? - W końcu dokończyłem, tym samym przełykając głośno ślinę. Wróciłem do swojej wcześniejszej pozycji i aktualnie siedziałem. 

Świerszcze. To jedyne co mogłem usłyszeć po zadaniu mojego pytania. Zmartwiłem się. Zaniepokoiłem. Czy powiedziałem coś źle? Co jeśli tak? Co teraz? Spie- 

Zaśmiał się.

- P-Powiedziałem coś nie tak? - Zapytałem zakłopotany. Jego śmiech był cudowny. Idealnie zgrywał się z pobliskim szelestem krzaków oraz śpiewem ptaków. 

Lecz wtem, jego barwa głosu się zmieniła. Stała się bardziej donośna. Jego śmiech natomiast przestał być już taki niewinny jak dotychczas. Bałem się. Bałem się, bo przypomniał mi on o pewnej osobie, o której chciałbym zapomnieć. 

- Oj Polska.. - Zbliżył swoją rękę do mojej twarzy i usadził ją na policzku. Przez chwilę wpatrywałem się w jego oczy, a później poczułem jak coś dotyka moich ust. To był on. Złączył nas w namiętnym pocałunku. Nie wiedziałem co się działo, byłem speszony. 

Gdy odzyskałem świadomość umysłu starałem się od niego oderwać, ale skurwiel był silniejszy niż na to wyglądał.

W końcu przestał. Oderwał się ode mnie, a ja opadłem na ziemię. Czułem się tak jakby całe moje życie aktualnie przelatywało mi przed moimi oczami. On natomiast lekko oblizał wargi i przyglądał się mi. Wtedy ujrzałem coś co mnie przeraziło.

W jednym z kącików jego ust, jedna z barw odsłoniła drugą. Była nią czerwona. 

- C-co.. - Nie skończyłem, bo znowu złączył się zemną. Odepchnąłem go. To co się tu teraz działo, było chore. 

- Muszę przyznać, że kiedyś smakowałeś lepiej. - Zadrżałem. Kiedyś? Co to oznacza? Znam go? Nie, jestem pewny, że nigdy go nie widziałem, przynajmniej nigdy nie poznałem..

- Rz.. - Nie dokończyłem. Moje źrenice momentalnie się pomniejszyły, a ja sam musiałem złapać oddech. Nie chciałem tego mówić, wolałem trwać w błogim kłamstwie, że to nie on. Lecz jednak.. Wszystko teraz na to wskazywało. 

- Dokończ. - Nie zdałem sobie sprawy z tego, że on dalej tu jest. Znowu widzi mnie słabego i bezbronnego. Ma mnie teraz praktycznie jak na tacy, może zrobić wszystko. - DOKOŃCZ. -Powiedział stanowczo i jego ręka powędrowała pod moją koszulkę. 

Kurwa, Polska, otrząśnij się! 

- N-Nie. - Złapałem jego rękę i resztkiem sił jaka mi pozostała próbowałem wyjąć ją spod mojej bluzki. 

- Nie walcz, bo stanie ci się krzywda. - Znowu ten nieprzyjemny dreszcz, który mnie nawiedzał podczas II wojny światowej. - Zatem.. Czekam.. - Powiedział oschle i dopiero teraz ujrzałem w jego ręce wcześniej wyjęty scyzoryk. 

- N.. Niby na co? - Zabrzmiałem drwiąco. Nie powinienem, nie poprawka, nie mogłem się tu poddać. Wiem, że czuję się tak jakbym zaraz miał zostać zabity, a paraliż przechodzi po moim całym ciele, ale nie teraz i nie tutaj polegnę. 

- Słodkie... - Przybliżył się do mojej twarzy i kiedy spodziewałem się najgorszego, ten po prostu starł spod moich powiek łzę. Kurwa, nawet jej nie poczułem. 

- C-co jest kurwa t-takie słodkie. - Warknąłem dane słowa w jego stronę, na co ten wtórnie się zaśmiał.

- Słodkie jest to, że się mnie boisz. - Zamarłem. Bawi go to?

- J-Jesteś jakimś pojebanym psychopatą! - Krzyknąłem i zacząłem się szarpać na wszystkie strony. O nie, nie, nie, nie, nie! NIE! Ucieknę mu, nie wiem jak, ale to zrobię. 

- Zgadłeś. - Po tych słowach wpił się w moje usta. 

~~~~~~


Opublikowane: 2019-03-31

Edytowanie Notatki: 30-06-2022

* - Kraje mają jeden uniwersalny język język, jakiego używają i nie jest nim angielski.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro