▪ Rozdział 2 - Polska, miło mi poznać ▪
5 dni wcześniej
Perspektywa Polski
Było zimno. Nie wiem co mnie naszło, by w samym środku mroźnej zimy wyjść na długi, trzydziesto minutowy spacer. Co mnie podkusiło, bym wpadł na tak idiotyczny pomysł? Teraz niestety, to już nieważne. Aktualnie mój krok kierował się ku parkowi.
Potarłem swoje ręce o siebie, po czym przyłożyłem je do swoich policzków. Kurwa, zamarzam. Poczułem jak nieprzyjemny i chłodny wiatr muska moją twarz, tym samym sprawiając, że ponownie poczułem się jak bryła lodu.
- Chrzanić to.. - Rzekłem cicho do siebie i szłem dalej.
Nagle jednak, dostrzegłem pewne dwa kraje po przeciwnej stronie ulicy. ,,Kto to..?" Pomyślałem i zmrużyłem oczy, by lepiej móc dostrzec postury danych postaci. Wtem, jednak z nich mnie dostrzegła i zaczęła do mnie machać. Spojrzałem na nią. "Zna mnie?".
Przeszłem przez ulicę i skierowałem swój krok, ku danej dwójce. Gdy ci to zauważyli, podbiegli do mnie i jeden z nich zaczął konwersację.
- Przeee.. - Złapał wdech, a jego ręce powędrowały na kolana.
- Przepraszamy. - Po chwili ujrzałem drugą osobę, która doszła do mojego aktualnego rozmówcy i wtrąciła swoje przysłowiowe "trzy grosze".
Zmierzyłem ich od stóp do głów wzrokiem. Nie wyglądali na tutejszych, raczej na kogoś z innego kontynentu..
- Niech zgadnę, jesteście z Afryki?
- Patrz, jednak ktoś jeszcze o nas słyszał. - Rzucił rozbawionym i delikatnym głosem, ten który nadal nie mógł złapać oddechu. Gdy w końcu jednak to mu się udało, wyprostował się i mówił dalej. - Jesteśmy tutaj nowi, nie byłbyś zły, gdybyś... - Uciął się w połowie zdania. Mógłbym co?
- Pomoc wam? - Skończyłem za niego.
- T-Tak! - Odpowiedział uradowany chłopak. Widać było po nim, że naprawdę jest zielony w temacie i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Podczas gdy po środku swojej twarzy miał jakieś dziwne niebieskie kółko, na trzy kolorowym tle, tak pierwszy z jego pasków, był właśnie zielony.
- Jejku, ratujesz nam siedzenie Stary. - Dodał jego towarzysz po krótkiej chwili milczenia, po czym wyciągnął rękę w moją stronę. - Etiopia, miło mi. - Wypowiadając te słowa na jego twarzy pojawił się mały, ale promienny uśmiech. Przeszył mnie dreszcz, ale na szczęście w tym pozytywnym sensie. Szczerze? Dawno nikt się do mnie tak nie uśmiechał. Nie licząc Węgier i oczywiście paru moich znajomych, był to jeden z tych najżyczliwszych uśmiechów jaki od czasów II wojny światowej zaznałem. Wyciągnąłem do niego rękę i poczułem jak jego uścisk się zacisnął na mojej.
- Polska, miło mi poznać.
☆~☆~☆~☆~☆
Informacja końcowa – Akcja powyżej opisanego rozdziału rozstrzyga się pięć dni wcześniej.
Edytowanie Notatki: 30-06-2022
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro