Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

▪ Rozdział 12 - END ▪

09.01.20XX

Perspektywa Czech

Poczułem w moim gardle rosnącą gulę, która narastała wraz z każdą minutą mojego istnienia. Przede mną nie stał nikt inny aniżeli Polska, a obok niego Etiopia. Jednak nie. To niemożliwe. Prze-Przecież on-on...

- Czechy, kurwa mać, Etiopia to tak na prawdę Rzesza!

W tym momencie wszystko stanęło

- N-Nie, t-to... - Twarz oprawcy mojego brata przybrała dotychczas nieznany mi wyraz, którego nigdy bym się nie spodziewał dojrzeć u jego osoby. Zniesmaczenie oraz odraza skierowana ku mnie, a za razem ku mojejemu jestestwu.

Łowca, który nie miał zamiaru schodzić ze swojej zdobyczy, mimo zaistniałej sytuacji tylko cmoknął swoimi ustami, by zaraz później prychnąć i zacucić jadem daną, budującą się, i tak już spiętą atmosferę.

- A myślałem, że wytrzymasz trochę dłużej... - Z jednej, z jego rąk wyciągnął podręczny scyzoryk. Nie wystarczyło nawet kilka sekund, by zaraz się spostrzec, że został on przyłożony do szyji swojej "własności" - Polen...

Niebezpiecznie zawirowało, czucie w dolnych jak i górnych kończynach zostało wystawione pod próbę utrzymania równowagi, a zwalczanie odruchów zaatakowania przeciwnika było silniejsze niż można by było się tego spodziewać.

- P-Puszczaj go... - Wycedziłem jedynie przez zęby, by zaraz ujrzeć jego rozbawioną minę.

- Dobrze, dobrze, pogramy według twoich zasad! - Uwolnił go. Nie wiedziałem czemu, nie wiedziałem jak, nie wiedziałem dlaczego, ale dał mu w większym stopniu możliwość swobodnego poruszania jedną z jego rąk. Radość przeganiała zdziwienie, a zaraz później zmyło je rozczarowanie. - Albo wiesz co..? - Polska szybko został wyprowadzony z swojej swobodnej możliwości poruszania się szybciej, niż by się spodziewał. Lecz czegóż to miał się dziwić? Przecież oczywistym było, że Rzesza się po prostu nimi bawił. W jego oczach wyżej wymieniona dwójka nie była niczym innym jak zwykłymi lalkami, marionetkami, którymi mógłby się bawić, aż do momentu ich zepsucia. Jednak Polska, nie on był inny. Mimo upływu tak wielu lat nadal był w dobrej kondycji. Nie poddawał się tak łatwo, dopinał swego, umiał walczyć o swoje... Był po prostu... Idealny pod każdym względem. To niewiarygodne jak bardzo taki mały kraj jak on wbrew przeciwności losu się nie uginał. Na samą myśl o niekończących się torturach, zabawianiu się z nim tak, że będzie mu grał do taktu, Rzesza można rzec, aż dostawał napadu ekstazy. Nigdy mu się nie znudzi ciągle patrzenie na jego mizerną twarz, która potrafiła przybrać coraz to nowsze usposobienia bólu, przyprawiające go o dreszcze rozkoszy. - Jednak nie... - Jedno ciało dotykało drugiego, zakleszczone w jednym jego bolesnych uścisków, nie pozwalające na oddalenie się nawet na cal, o milimetrze nawet nie mówiąc.

- CZE- Hmpf! - Zgrabnie uciszył swojego "więźnia" poprzez wsadzenie mu swoich palców u dłoni do ust. Wpierw jeden, potem drugi, aż w końcu trzy, poruszały się w rytm tylko im znanego taktu, coraz to głębiej eksplorując jego jamę ustną. Zbliżył się do jego ucha, by tylko wysepceć mu podane słowa:

- Zupełnie jak podczas drugiej Wojny Światowej, nie sądzisz... Poooleen? - Przybliżył swoje krocze do niego, nie widziałem tego, ale czułem to. Czułem to, że ten jebany psychol podnieca się na sam widok, mojego brata.

Coś we mnie zaczęło buzować, chciałem wyrwać mu z ręki ten jebany scyzoryk, chciałem mu go tak panicznie zabrać i zrobić mu jakąś krzywdę. Nawet najmniejszą, wszystko byleby odebrać mu mojego bezcennego członka rodziny i sprawić by cierpiał za wszystko czemu musiał sprostać, przez niego.

- Nawet nie próbuj.. - Cholera, zauważył. Podczas gdy ten (jak mi się wydawało) zwracał uwagę tylko na siebie i to co robił, zdołał jakoś dojrzeć, że powolnymi krokami dotrzeć do noża, który był wbity w deskę, sytującą się na ladzie. Wysunął przed siebie pewniej rzecz, którą tak zaciekle ściskał i wycelował nią we mnie. Mało go obchodziło, że w tej chwili to co on robi może wyrządzić komuś krzywdę, jak widać liczył się tylko on i nikt inny więcej.

Policzki Polski zaczęły coraz to bardziej puchnąć, powieki odmawiały posłuszeństwa, a wszystkie kończyny przechodziło nieprzyjemne odczucie drętwienia. Ciężko dobrać w słowach czegoś, co opisywałoby jego aktualne przemyślenia, czy chociażby uczucia. Nie w sposób zatem jest też stwierdzenie faktu, że najpewniej gdyby mógł, uciekł by od tego wszystkiego. Nie chodziło tu jednak o taką ucieczkę tylko od Rzeszy, a raczej taką od świata. Najlepiej by było gdyby dano mu możliwość wypoczynku, nie byłby on długi, ale wbrew pozorom trwałby on wystrczającą ilość czasu by ten zdołał wszystko przemyśleć.

- Zostaw nas, nie widzisz, że on przez Ciebie cierpi! - Wykrzyknąłem wyrywając go z dotychczasowego transu, w którym trwał. Wyprostowałem się, a twarz przybrała wyraz gniewu. Nie miałem zamieru mu pokazywać, że się jego boję, musiałem wbrew samemu sobie pokazać mu, że walczy z "równym" sobie rywalem, a pokonanie go nie będzie należało do najprostszych.

- Otóż to! - Dłoń, która była w ustach Polski powędrowała pod jego szyję, ściskając ją nad wyraz mocno, ale na tyle luźno, by ten mógł brać, chociażby płytkie wdechy. - W tym całym zapierdolcu chodzi mi tylko o ból, to jest dla mnie najważniejsze! - Spojrzałem na niego wyprowadzony z równowagi i przełknąłem głośno zalegającą mi w gardle ślinę. - CZYŻ TO NIE CUDOWNE PATRZEĆ JAK INNI CIERPIĄ, SPÓJRZ TYLKO NA PRZYKŁAD SWOJEGO BRATA!! - Jak do tej pory żelazny uścisk pociaśnił się jeszcze bardziej i ręka, w której znajdował się scyzoryk powędrowała ku brzuchowi Polski. - JEST MAŁY, ŻAŁOSNY, NICZEGO NIE WARTY, A JEDNAK DALEJ BRNIE W TO GÓWNO ZWANE ŻYCIEM! TO NIESAMOWITE, CZY ZADAWAŁEŚ SOBIE MOŻE KIEDYŚ PYTANIE PRZEZ ILE TEN GNOJEK PRZESZEDŁ?!! - Jego białka drastycznie się powiększyły, a pod oczami widoczne były cienie, nie wiadomym jednak było dla mnie czym były spowodowane. - ON-ON, SPÓJRZ TYLKO NA NIEGO! ZADAŁEM MU JUŻ TYLE BÓLU!! - Oddech Rzeszy przyśpieszył, świadczyło to o tym, iż robił to co kochał.

Sprawiał innym ból.

- A TEN NADAL ŻYJĘ, TO NIESAMOWITE, CZY INTERESOWAŁ CIĘ MOŻE KIEDYŚ JEGO LIMIT??! - Z jego ust poleciała lekko widoczna strużka śliny, której chwilę później się pozbył poprzez zlizanie jej swoim językiem. - Podnieca mnie to... - Wtopił się. Wtopił się na moich oczach w jego szyję, pozostawiając po sobie tylko ślad paskudnej dla mnie malinki. - I TO WŁAŚNIE DLATE-

Moje oczy nie dowierzały, sam chciałem żeby to co teraz się stało było tylko jakimś chorym koszmarem, w którym gram jedną z drugoplanowych postaci.

- P-Polska... - Tylko tyle zdołałem wydkuać z siebie po tym co zrobił.

Przeszkodził on temu zasrańcowi w jego dialogu, ale za jaką cenę.

Wcześniej wykierowany w jego brzuch nóż, złapał i samemu przy okazji przebijając sobie ciało, wykierował go w Rzeszę.

Bez większego namysłu, zaczął poprzez swoje własne łzy pogłębiać ranę, w nadziei, że ów przedmiot dotrze także do niego.

Tak się stało, Rzesza poczuł jak metalowa końcówka, a później też i całe ostrze przekuwa i jego.

Młodszy z zaistniałej dwójki czuł jak jego bielizna po woli przybiera kolor szkarłatnej czerwieni, której koloru od tak dawna nienawidził.

Dusząc się własnymi łzami, starając się co za tym idzie, coraz łapczywiej nabrać tak cennego oddechu zebrał się na ostatnie słowa zanim odpłynął.

- Game Over.. Rzesza..

***

Perspektywa Niemczech

- Gdzie jest Polska??! - Bez żadnych większych pomówień, czy też innych zbędnych pierdół zapytałem się recepcjonistki, która siedziała za ladą biura.

Po informacji o tym, iż Polska jest w ciężkim stanie i aktualnie został przewieziony do pobliskiego szpitala, nie dowierzałem. W jednej chwili rzuciłem wszystko co robiłem, by zaraz po chwili wyminąć niezadowoloną (znów) Francję i stawić się na miejscu.

- P-Pan to kto? - Zapytała z drżącym głosem i sięgnęła po jakieś papiery.

- Rodzina, przyjaciel, NIE WIEM!! Gdzie jest Polska??!! - Uderzyłem otwartymi dłońmi w blat, by ta na wskutek moich działań lekko podskoczyła i drżącym, delikatnym głosem znowu się wypowiedziała.

- P-Pokój sz-sześćset d-dwadzieścia d-dziewięć... - Po czym schowała się za pipierami, by uniknąć mojego wzroku, jednak ja już nie zwracałem na nią uwagi. Teraz liczyło się tylko zdrowie mojego przyjaciela, musiałem się upewnić, że wszystko z nim w porządku.

***

- N-Niemcy! - Słowacja, która jak widać już z daleka dostrzegła moją sylwetkę zwróciła się ku mojej stronie.

- J-Jak.. - Spokojnie Niemcy, wdech, wydech, wdech.. - J-Jak tam Polska? - Wraz z wypowiedzeniem danych słów sprostałem się z spuszczoną głową Czech i jego dołującym spojrzeniem.

- L-Lekarz mówił, że ma przebite jelito cienkie, a ostrze zachaczyło przy okazji o jelito grube... - Powiedziała zrezygnowana, patrząc na swojego chłopaka, który jakby ciałem był obecny, ale duszą zawędrował już dawno daleko stąd.

- M-Mogę..? - Spojrzałem z nadzieją w oczach na drugiego mężczyznę stojącego obok niej. Wyglądał tak jakby już wszystko mu było obojętne, nie obchodziło go już nic. Nawet na mnie nie spoglądając lekko i niezauważalnie kiwnął głową, a ja chociaż tym rozpromieniony mu podziękowałem i wyszedłem cicho do pokoju, gdzie był pacjent.

Pierwszym co ujrzałem był Węgry, opierając się spał na łóżku poszkodowanego, a on sam, widocznie zmęczony, leżąc czule i powolnymi ruchami głaskał jego głowę. Widać było, że zanim tu przybyłem ten płakał, ale nie wspomniałem mu o tym, zamiast tego zapukałem lekko w drzwi.

- Puk, puk... Można..? - Ten odwrócił jak dotychczas utkwiony w oknie wzrok, a na mój widok lekko się uśmiechnął. Nie zberał jednak w sobie wystarczającej ilości słów by coś powiedzieć, więc zatrzymał się na zwykłym ,,W", a zaraz potem dał mi do zrozumienia, że mam pozwolenie na zakłócenie jego spokoju.

Najostrożniej jak tylko mogłem zamknąłem drzwi, by potem przystawić sobie od drugiej strony łóżka krzesło. Usiadłem na nim bezszelestnie i odwróciłem się w jego stronę, by spotkać się z jego oczami. Był zmęczony, ale nie dawał tego po sobie jakoś specjalnie poznać, zamiast tego jednak, ukrył wszystko pod warstwą złudzeń i sztucznych uśmiechów, by sprawiać wrażenie szczęśliwego.

- Wiesz... - Poczułem się tak jakby w gardle formowało mi się coś na kształt ogromnej guli, jednak wbrew niej, mówiłem dalej. - J-Jest coś.. - Mój oddech przyśpieszył, a sam jakbym magicznym ruchem ręki mógł zatrzymać czas. - J-Jest coś... Coś co...

Zatrzymałem się. Czy oby na pewno chcę mu to powiedzieć? Czy oby na pewno chcę zadać mu to pytanie w tej chwili? Zebrałem w sobie resztkę moich sił, godności oraz odwagi, by wypowiedzieć to, co miałem zamiar od tak długiego czasu.

- Polen, J-ja..! - Odwróciłem się w jego stronę by ujrzeć, że ten śpi. Tym razem to ja lekko uśmiechnąłem się na ten fakt, by zaraz przykryć go lepiej kocem, tak by nie było mu zimno. - Masz rację... - Wstałem i poprawiłem swoją kurtkę, by zaraz stawić się, i uchylić drzwi. - To jeszcze nie czas na to. - Po czym wyszedłem.

🌹🌹🌹

EDIT: Notatka została usunięta.


Opublikowane: 13-08-2019

Status: Nie sprawdzone

Edytowanie Notatki: 30-06-2022

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro