Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog

Janka biegła ulicą po bułki. Jej mama poprosiła ją o kupno tego pszennego wypieku, gdyż ostatnie poszły na właśnie zrobiony przez rodzicielkę podwieczorek. Upał dawał się we znaki, mimo że już dawno było po siedemnastej i powinno zacząć się ochładzać. Koniec sierpnia i ponad trzydzieści stopni w cieniu? Co się dzieje z tą pogodą? – Zastanawiali się ludzie. Jance to nie przeszkadzało, lubiła upał.

Jej luźna bluzka wpuszczona w krótkie, dżinsowe spodenki, lekko zafalowała na delikatnym wietrze, który się zerwał i ochłodził rozgrzane ciało dziewczyny. Podniosła palce do opalonej twarzy i odgarnęła ciemnoblond włosy z ust. Pomimo pory roku trzymała je rozpuszczone. Nie były za długie – sięgały początku łopatek. Przed pójściem na uniwersytet planowała je ściąć, jako początek nowego życia. Wyprowadzała się. Nie tak bardzo daleko, bo do sąsiedniego miasta, ale to i tak dla niej nowy początek, mieszkała bowiem na wsi. Ruszyła trampkami i dotarła do sklepu, małego sklepiku tak naprawdę.

- Dzień dobry! – wykrzyknęła luźno na wejściu. Wszyscy tutaj siebie kojarzyli, więc nie trzeba było udawać i tak niepotrzebnego, w końcu wszyscy jesteśmy ludźmi, dystansu.

- Dzień dobry panienko Janino! – uśmiechnęła się starsza kobieta za ladą. – Ale panienka urosła! Która to już klasa?

Dziewczyna zachichotała. – Teraz to już raczej rok. Pierwszy rok na uczelni.

- Ojej! – wykrzyknęła kobieta zakrywając usta dłonią ze zdziwienia. – Rzeczywiście, jak ten czas leci!

- Hehe! Tak! Już jutro wyjeżdżam. – zwierzyła się Janka, przyglądając się naprędko pieczywu i zastanawiając się czy lepsze będą kajzerki, czy może jednak grahamki.

- Ojejku, już? Tak prędko? Nie no, zaszalałaś kochanie! A daleko to jedziesz?

- Nie, nie całkiem. Do pobliskiego miasta. Poproszę cztery bułeczki z sezamem.

- Dobry wybór, bułki oczywiście! – powiedziała kobieta – I to już jutro! Przecież jeszcze cały wrzesień! – pokręciła głową, wkładając foliową rękawiczką odpowiednią ilość pieczywa do papierowej torby, którą podała dziewczynie.

- Muszę jeszcze zorientować się, co jest gdzie w tym mieście. – wyjaśniła Janka, odbierając przedmiot i naprędce wyliczając pieniądze do zapłaty. – Miastowym łatwiej w końcu od zawsze tam mieszkają.

- Oj, zdziwiłabyś się! – puściła do niej oko kobieta. – Nierzadko mieszkańcy z dziada pradziada orientują się słabiej w swoim własnym mieście niż przyjezdni. No cóż...dorosłaś w końcu. Będzie nam ciebie brakowało. Przyjedziesz na święta?

- Jasne! Nie odpuściłabym świętowania w rodzinnym gronie! – zawołała lekko dziewczyna, żegnając się z ekspedientką i wychodząc na duszne, rozgrzane powietrze. Przystanęła i odetchnęła głęboko. Od jutra jej świat się zmieni!

Nawet nie wiedziała jak bardzo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro