Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 20


*LENA*

Mam już trzy światełka. Nie biegniemy długo, bo poznałam Labirynt już wcześniej. Mam wrażenie, że Minho chciał zacząć rozmowę, ale nie ma na to odwagi. Nie mam mu tego za złe, bo przecież nie codziennie biega się po Labiryncie z byłą dziewczyną, która spowodowała śmierć wielu bliskich mu osób.

- Um... Minho... - Odzywam się. - Która godzina?

Pytam, bo na szkoleniu nie dostajemy jeszcze zegarków.

- Dopiero dziewiąta, a dlaczego pytasz?

- Tak sobie... Cicho tu jakoś...

Biegniemy dalej mijając szare korytarze porośnięte bluszczem. Docieramy nad urwisko.

- Pamiętam, jak się wtedy bałam... - Uśmiecham się wspominając.

- Powinienem był ci uwierzyć...

- Nie ma problemu - kładę mu rękę na ramię, a chłopak odskakuje i o mało, co nie spada.

- Minho! - Krzyczę łapiąc go w ostatnim momencie.

Chłopak opiera się o ścianę i zjeżdża po niej w dół. Mruczy coś pod nosem.

Kucam obok niego.

- Co mówiłeś?

- Dzięki, sztamaku...

Uśmiecham się. Tęskniłam za nim.

- Um... Lena... Co się wtedy zdarzyło? Tamtego dnia?

Wzdycham. Mam nadzieję, że tym razem mi uwierzy.

- Tobias i Euriah wyszli stąd. Spotkałam ich...

- Jak...?

- Nie mogę powiedzieć... Przykro mi, ale dowiesz się tego wkrótce. - Mówię i chcę dotknąć jego ramienia, ale w ostatniej chwili zabieram ją. - Po tym jak oni wyszli, wyjście zamknęło się. Po prostu. Nie wiem, dlaczego. W każdym razie potem przyszli Bóldożercy i... Sam wiesz...

- Ja... Powiedzmy, że Ci wierzę... Nie wyglądasz na morderczynię.

Śmiejemy się. Nagle chłopak wstaje.

- Dobra, dość lenia się! Trzeba znaleźć jesze trzy lampki!

Minho wyciąga dłoń, a ja niepewnie ją ujmuję. Chłopak podciaga mnie i po chwili znów biegniemy.

Nie rozmawiamy, ale tym razem jest to przyjemna cisza. Nagle z sąsiedniego korytarza dobiega mnie krzyk i płacz.

- Minho, co to jest?

- Nie wiem, ale raczej nie jest to coś dobrego...

Po chwili docieramy na miejsce i moim oczom ukazuje się przerażający widok.

Moja siostra z podrapaną twarzą siedzi skulona i zapłakana w ramionach Newta, któremu sączy się krew ze skroni.

- O purwa! - Przeklina Minho.

Podbiegam do siostry.

- Matko! Co się stało?!

Cała drży. Próbuje coś powiedzieć, ale kończy się to jeszcze większym szlochem.

- Spotkaliśmy Bóldożercę...

- O cholera!

- Trochę ją podrapał, bo z początku stała jak sparaliżowana, ale nie jest najgorzej...

Chcę ją trochę odciągnąć od Newta, ale ta za cholerę nie chce go puścić.

- Już dobrze... - Szepcze jej na ucho chłopak.

- Powinniśmy się zbierać, bo mogą wrócić - mówi Minho marszcząc czoło.

- Beza, ja cię wezmę na ręce, ogay? Newt jest trochę za słaby...

Dziewczyna ściska lekko szyję przyjaciela, a następnie odwraca się w stronę Minho.

Chłopak bierze ją w stylu panny młodej, a ja pomagam Newtowi wstać. Biegniemy powoli w stronę Strefy uważając, żeby nie natknąć się na jakiegoś stwora.

***

Odkładam Bezę na łóżko szpitalne. Oglądam jej rany. Nie trzeba nic szyć. Całe szczęście.

- Lena? - Woła mnie Minho.

- Tak?

- Możemy porozmawiać?

Potakuję mówiąc "pewnie", a następnie wychodzę za nim ze szpitala.

Idziemy w stronę Bazy. Wchodzimy do środka, a następnie kierujemy się do jego pokoju, czyli pokoju przywódcy. Byłam tam wiele razy.

Siadam na łóżku, a on na przeciwko mnie na krześle przy biurku.

- Nie wiem jak to powiedzieć... Zdarzyło się wiele dziwnych rzeczy... Ja starałem się to wszystko ode mnie odeprzeć, ale... To jest silniejsze ode mnie...
- Minho, o co chodzi...?

- Lena, ja... Kocham Cię...

***

Ach, ten Minho...

Dodaję rozdziały zamiast uczyć się tej cholernej przyrody... Ech... Dzisiaj był taki mały maraton :)

Następny pewnie będzie jutro :)
A i dziękuję za wszystkie gwiazdki, komentarze i te ponad trzy tysiące wyświetleń! Jesteście najlepsi!

DoZo!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro