Rozdział 12
Pierwsi Streferzy zaczynają napływać do Stołówki. Rozdaję im równe porcje. Niektórzy wracają po dokładkę. Jedząc wszyscy rozmawiają, śmieją się i rzucają jedzeniem. Obserwuję ich jedzą swoją porcję, chociaż nie jestem zbyt głodna. Nagle ktoś zaczyna mi machać ręką przed twarzą.
- Halo, tu Minho! Ziemia do Świeżucha! - Mówi.
- A! - Odskakuję do tyłu uderzając się w szafkę. - Auć... Już podaję...
Obracam się w stronę garnka i nakładam spaghetti dla Przywódcy.
- Proszę - mówię z uśmiechem podając Minho obiad przez okienko. Chłopak bierze go ode mnie, ale nie odchodzi. - Coś nie tak?
Patrzy mi w oczy. Uśmiecham się lekko.
- Jeśli normalne jest to, że grupa nastolatków siedzi w jakimś pikolonym Labiryncie, do którego zawitały jakieś Pokręcone Bliźniaczki, to wszystko w normie.
Zaczynam się śmiać. Tak, śmieję, nie wiem dlaczego, ale się śmieję. Minho też.
- Przepraszam, że na początku tak na Ciebie naskoczyłem... - Mówi patrząc gdzieś w dół. - Przyjdziesz do Bazy po obiedzie?
- Pewnie, ale... Miałam jeszcze iść pogadać z Leną, bo mnie prosiła...
- ŻE CO?! - Przerywa mi. - Ona Cię prosiła?! Jak...?
- Wyjaśnię Ci jak się potkamy, ogay?
- Ja pikolę... Ja się, do purwy nędzy zaczynam Was bać. Naprawdę - śmieje się.
Wysyłam Lenie telewiadomość:
Przyjdę trochę później, bo Minho chce pogadać. Nie pogniewasz się, prawda siostrzyczko?
Odpowiedź przychodzi po chwili:
Ech... Dobra.
- To w Bazie po obiedzie, tak?
Minho kiwa głową, a następnie odchodzi do stolika, gdzie siedzą inni Streferzy.
***
Wreszcie się chłopy nażarły.
Nie mam pojęcia, ile tam stałam i rozdawałam dokładki, ale wiem, że ja i Newt to idealna para, jeśli chodzi o karmienie wygłodniałych nastolatków.
Wychodzę z kuchni i zmierzam w stronę Bazy. Otwieram drzwi i podchodzę do kolejnych z napisem "PRZYWÓDCA". Pukam kilka razy, a po chwili otwiera ja Minho. Wchodzę do środka i siadam na krześle, a chłopak na łóżku.
- Cześć, Pokręcona Bliźniaczko Numer 1, w skrócie PBN1 - wita się, a ja wybucham śmiechem.
- Witaj, mój Przyjacielu, Który Nie Ogarnia Pokręconych Bliźniaczek, w skrócie PKNOPB - odpowiadam tym samym.
- Moje lepsze! - Mówi śmiejąc się. - Może zacznijmy od początku. Powiedz, czy pamiętasz coś?
- Nie. Moja głowa to totalne pole, na którym absolutnie nic nie chce urosnąć po tym, jak ktoś je całe zniszczył.
- Piękna przenośnia, Świeżuchu - uśmiecha się. - Mówi ona o tym, że pod tym względem jesteś do reszty podobna. A teraz powiedz mi, w jaki sposób porozumiałaś się z Leną?
- Telepatia. Nie mam pojęcia jak i dlaczego, ale potrafimy porozumiewać się telepatycznie. Potrafię to ja, Lena i Newt.
- Wow... Nie wiem jak to skomentować... A sprawdzisz, czy do mnie też przemówisz... telepatycznie?
Formuję w głowie zdanie:
Cześć, Minho, jak minął dzień?
i próbuję je wysłać, ale nic się nie dzieje. Przywódca cały czas na mnie patrzy.
- Nic z tego. Nie da się.
- No trudno, bywa. - Mówi znużonym tonem. - Masz teraz do mnie jakieś pytania, czy coś?
- Tak, mam prośbę, żeby ktoś mi powiedział, co tu się dzieje, bo jak na razie to wiem tylko, że nikt tu nic nie pamięta, a Plaster ma ręce pełne roboty, bo ciągle ktoś robi sobie jakąś krzywdę.
- Och... Zapomniałem! Jutro rano obudzę Cię i pójdziemy zwiedzać, a jeśli chodzi o to, gdzie pójdziesz to zostaniesz pomocnicą Patelniaka, bo to spaghetti było przepyszne, Świeżuchu!
- Dzięki, ale nie zapominaj też o Newtcie.
- Ogay. - uśmiecha się. - Może pójdziemy teraz do Szpitala odwiedzić wiecznie robiących sobie jakąś krzywdę nastolatków?
Mówię, że chętnie i idziemy w stronę Szpitala wcześniej zabierając spaghetti na wypadek gdyby ktoś się obudził.
Kiedy wchodzimy widzę, że wszyscy już wstali. Siedzą na swoich łóżkach i prowadzą rozmowę składającą się z charczeń i cichych szeptów. No, ale jak w końcu mogą rozmawiać osoby w Szpitalu?
Osobą, która siedzi sama i nic nie mówi jest Newt. Chcę do niego podbiec, ale przypominam sobie o reszcie. Rozdaję spaghetti, rozmawiam chwilę z siostrą, opieprzam Noaha i w końcu idę do Newta.
- Co jest? - Pytam siadając na jego łóżku.
- Pogadamy o tym kiedy indziej? Proszę?
- Pewnie, a jak się czujesz?
- Dobrze. Chcę już stąd iść - patrzę na niego podejrzliwie. - Naprawdę nic mi nie jest, ja tylko... Powiedzmy, że wróciło coś, o czym chciałem bardzo zapomnieć...
- Plaster! - Krzyczę, a chłopak podchodzi do łóżka Newta. - Mogę już zabrać tego pacjenta? Nie wygląda na chorego, tylko raczej przestraszonego, a tego w szpitalu to raczej nie leczą, nie?
- No nie... - kręci głową. - Możesz go zabrać, ale jak coś będzie nie tak to wrócicie, ogay?
- Ogay. - Odpowiadam, a następnie zwracam się do Newta. - Pozbieraj się, a ja jeszcze pójdę na chwilkę do Leny.
Zmierzam na drugi koniec sali, gdzie siedzi moja siostra.
- Dobrze się czujesz? - Pytam.
- Tak, ale boli mnie trochę gardło, ale w końcu... No wiesz... - Kręcę głową. - Nie powiedzieli Ci? Ech... Więc to wyglądało tak, że z nieswojej woli zaczęłam się dusić, aż wreszcie straciłam przytomność.
Udaje mi się tylko wyrzucić z siebie ciche 'och!' i nic więcej. Przytulam się do niej.
- Matko, jak ja Ciebie dawno nie przytulałam... - Mówi trzymając głowę na moim lewym ramieniu.
- Co masz na myśli? - Pytam.
- Niedługo Ci wyjaśnię, siostrzyczko, a teraz idź, bo ktoś na Ciebie czeka - mówi puszczając mnie i pokazując coś za mną. Odwracam się. Newt stoi i uśmiecha się sztucznie.
Wychodzimy ze Szpitala i idziemy do lasu pod nasze drzewo.
- Opowiadaj, co się stało.
- Em... Widziałaś tą twarz w kłębach dymu? - Pyta, a ja kiwam głową. - To był mój przyjaciel w czasach, kiedy to ja byłem Świeżuchem. Miał na imię Eryk...
Newt zaczyna swoją opowieść, a ja słucham go bardzo uważnie.
- Kiedy umarł... Zmieniłem się, obciąłem włosy - patrzę na niego zdziwiona - no, co? To chłopak nie może już mieć długich włosów? - Pyta retorycznie, a ja próbuję go sobie wyobrazić w długich włosach. - No i też nie uśmiechałem się, nie jadłem... Ciężko było, ale bogu dzięki za takiego Sztamaka jak Minho. Nawrzucał mi od tępych krótasów, bab i gejów to w końcu wyszedłem z łóżka i zacząłem żyć.
- Ej, Newt, ale ty to gejem nie jesteś, prawda? - Pytam z udawanym zaniepokojeniem.
- Spokojnie, aż tak nisko nie upadłem, Beza - uśmiecha się.
- "Beza"? - Unoszę brew.
- Skrót od Bezimienna.
- Co wyście się tak na te skróty uwzięli, co? - Newt robi pytającą minę. - Mino nazwał mnie Pokręconą Bliźniaczką Numer 1, czyli w skrócie PBN1.
- Ogay... Niech mu będzie, ale ty jesteś Beza. - Szczerzy się.
- A ty Telekotkiem.
Śmiejemy się, a po chwili Newt nie wiadomo dlaczego zaczyna mnie łaskotać.
- Ej, przestań! - Śmieję się i próbuję wyrwać spod jego na pozór cherlawych ramion. W końcu mi się udaje, więc wstaję i zaczynam biec. Biegnę do centrum Strefy, a mój przyjaciel za mną.
- I tak Cię dopadnę! - Krzyczy.
Po chwili znów leżę na ziemi i wiję się pod jego rękami, które mnie łaskoczą.
- Co Cię się tak na te łaskotki wzięło?! - Dyszę, kiedy Newt mnie wreszcie puszcza.
- Jako przyjaciel miałem ochotę Cię po gilgać - jego twarz zaopatrza się w całą kiść bananów.
Mrużę oczy i patrzę na niego.
- A swoją drogą to całkiem nieźle biegasz, Beza. - Mówi. - Może się uda i zostaniesz Zwiadowcą?
***
Jest 23.58, więc jeszcze nie przekroczyłam czasu na napisanie rozdziału. *szczerzy się* Jak myślicie, Beza zostanie Zwiadowcą, czy Minho i ona bedą przyjaciółmi? Piszcie w komentarzach! Do zobaczenia!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro