Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12

Pierwsi Streferzy zaczynają napływać do Stołówki. Rozdaję im równe porcje. Niektórzy wracają po dokładkę. Jedząc wszyscy rozmawiają, śmieją się i rzucają jedzeniem. Obserwuję ich jedzą swoją porcję, chociaż nie jestem zbyt głodna. Nagle ktoś zaczyna mi machać ręką przed twarzą.

- Halo, tu Minho! Ziemia do Świeżucha! - Mówi.

- A! - Odskakuję do tyłu uderzając się w szafkę. - Auć... Już podaję...

Obracam się w stronę garnka i nakładam spaghetti dla Przywódcy. 

- Proszę - mówię z uśmiechem podając Minho obiad przez okienko. Chłopak bierze go ode mnie, ale nie odchodzi. - Coś nie tak?

Patrzy mi w oczy. Uśmiecham się lekko.

- Jeśli normalne jest to, że grupa nastolatków siedzi w jakimś pikolonym Labiryncie, do którego zawitały jakieś Pokręcone Bliźniaczki, to wszystko w normie.

Zaczynam się śmiać. Tak, śmieję, nie wiem dlaczego, ale się śmieję. Minho też. 

- Przepraszam, że na początku tak na Ciebie naskoczyłem... - Mówi patrząc gdzieś w dół. - Przyjdziesz do Bazy po obiedzie?

- Pewnie, ale... Miałam jeszcze iść pogadać z Leną, bo mnie prosiła...

- ŻE CO?! - Przerywa mi. - Ona Cię prosiła?! Jak...? 

- Wyjaśnię Ci jak się potkamy, ogay?

- Ja pikolę... Ja się, do purwy nędzy zaczynam Was bać. Naprawdę - śmieje się. 

Wysyłam Lenie telewiadomość:

Przyjdę trochę później, bo Minho chce pogadać. Nie pogniewasz się, prawda siostrzyczko?

Odpowiedź przychodzi po chwili:

Ech... Dobra.

- To w Bazie po obiedzie, tak?

Minho kiwa głową, a następnie odchodzi do stolika, gdzie siedzą inni Streferzy.

***

Wreszcie się chłopy nażarły.

Nie mam pojęcia, ile tam stałam i rozdawałam dokładki, ale wiem, że ja i Newt to idealna para, jeśli chodzi o karmienie wygłodniałych nastolatków. 

Wychodzę z kuchni i zmierzam w stronę Bazy. Otwieram drzwi i podchodzę do kolejnych z napisem "PRZYWÓDCA". Pukam kilka razy, a po chwili otwiera ja Minho. Wchodzę do środka i siadam na krześle, a chłopak na łóżku.

- Cześć, Pokręcona Bliźniaczko Numer 1, w skrócie PBN1 - wita się, a ja wybucham śmiechem.

- Witaj, mój Przyjacielu, Który Nie Ogarnia Pokręconych Bliźniaczek, w skrócie PKNOPB - odpowiadam tym samym.

- Moje lepsze! - Mówi śmiejąc się. - Może zacznijmy od początku. Powiedz, czy pamiętasz coś?

- Nie. Moja głowa to totalne pole, na którym absolutnie nic nie chce urosnąć po tym, jak ktoś je całe zniszczył. 

- Piękna przenośnia, Świeżuchu - uśmiecha się. - Mówi ona o tym, że pod tym względem jesteś do reszty podobna. A teraz powiedz mi, w jaki sposób porozumiałaś się z Leną?

- Telepatia. Nie mam pojęcia jak i dlaczego, ale potrafimy porozumiewać się telepatycznie. Potrafię to ja, Lena i Newt. 

- Wow... Nie wiem jak to skomentować... A sprawdzisz, czy do mnie też przemówisz... telepatycznie?

Formuję w głowie zdanie:

Cześć, Minho, jak minął dzień?

i próbuję je wysłać, ale nic się nie dzieje. Przywódca cały czas na mnie patrzy. 

- Nic z tego. Nie da się. 

- No trudno, bywa. - Mówi znużonym tonem. - Masz teraz do mnie jakieś pytania, czy coś?

- Tak, mam prośbę, żeby ktoś mi powiedział, co tu się dzieje, bo jak na razie to wiem tylko, że nikt tu nic nie pamięta, a Plaster ma ręce pełne roboty, bo ciągle ktoś robi sobie jakąś krzywdę.

- Och... Zapomniałem! Jutro rano obudzę Cię i pójdziemy zwiedzać, a jeśli chodzi o to, gdzie pójdziesz to zostaniesz pomocnicą Patelniaka, bo to spaghetti było przepyszne, Świeżuchu!

- Dzięki, ale nie zapominaj też o Newtcie. 

- Ogay. - uśmiecha się. - Może pójdziemy teraz do Szpitala odwiedzić wiecznie robiących sobie jakąś krzywdę nastolatków?

Mówię, że chętnie i idziemy w stronę Szpitala wcześniej zabierając spaghetti na wypadek gdyby ktoś się obudził.

Kiedy wchodzimy widzę, że wszyscy już wstali. Siedzą na swoich łóżkach i prowadzą rozmowę składającą się z charczeń i cichych szeptów. No, ale jak w końcu mogą rozmawiać osoby w Szpitalu?

Osobą, która siedzi sama i nic nie mówi jest Newt. Chcę do niego podbiec, ale przypominam sobie o reszcie. Rozdaję spaghetti, rozmawiam chwilę z siostrą, opieprzam Noaha i w końcu idę do Newta.

- Co jest? - Pytam siadając na jego łóżku.

- Pogadamy o tym kiedy indziej? Proszę?

- Pewnie, a jak się czujesz?

- Dobrze. Chcę już stąd iść - patrzę na niego podejrzliwie. - Naprawdę nic mi nie jest, ja tylko... Powiedzmy, że wróciło coś, o czym chciałem bardzo zapomnieć...

- Plaster! - Krzyczę, a chłopak podchodzi do łóżka Newta. - Mogę już zabrać tego pacjenta? Nie wygląda na chorego, tylko raczej przestraszonego, a tego w szpitalu to raczej nie leczą, nie?

- No nie... - kręci głową. - Możesz go zabrać, ale jak coś będzie nie tak to wrócicie, ogay?

- Ogay. - Odpowiadam, a następnie zwracam się do Newta. - Pozbieraj się, a ja jeszcze pójdę na chwilkę do Leny.

Zmierzam na drugi koniec sali, gdzie siedzi moja siostra.

- Dobrze się czujesz? - Pytam.

- Tak, ale boli mnie trochę gardło, ale w końcu... No wiesz... - Kręcę głową. - Nie powiedzieli Ci? Ech... Więc to wyglądało tak, że z nieswojej woli zaczęłam się dusić, aż wreszcie straciłam przytomność.

Udaje mi się tylko wyrzucić z siebie ciche 'och!' i nic więcej. Przytulam się do niej.

- Matko, jak ja Ciebie dawno nie przytulałam... - Mówi trzymając głowę na moim lewym ramieniu.

- Co masz na myśli? - Pytam.

- Niedługo Ci wyjaśnię, siostrzyczko, a teraz idź, bo ktoś na Ciebie czeka - mówi puszczając mnie i pokazując coś za mną. Odwracam się. Newt stoi i uśmiecha się sztucznie.

Wychodzimy ze Szpitala i idziemy do lasu pod nasze drzewo. 

- Opowiadaj, co się stało.

- Em... Widziałaś tą twarz w kłębach dymu? - Pyta, a ja kiwam głową. - To był mój przyjaciel w czasach, kiedy to ja byłem Świeżuchem. Miał na imię Eryk...

Newt zaczyna swoją opowieść, a ja słucham go bardzo uważnie. 

- Kiedy umarł... Zmieniłem się, obciąłem włosy - patrzę na niego zdziwiona - no, co? To chłopak nie może już mieć długich włosów? - Pyta retorycznie, a ja próbuję go sobie wyobrazić w długich włosach. - No i też nie uśmiechałem się, nie jadłem... Ciężko było, ale bogu dzięki za takiego Sztamaka jak Minho. Nawrzucał mi od tępych krótasów, bab i gejów to w końcu wyszedłem z łóżka i zacząłem żyć. 

- Ej, Newt, ale ty to gejem nie jesteś, prawda? - Pytam z udawanym zaniepokojeniem.

- Spokojnie, aż tak nisko nie upadłem, Beza - uśmiecha się.

- "Beza"? - Unoszę brew.

- Skrót od Bezimienna.

- Co wyście się tak na te skróty uwzięli, co? - Newt robi pytającą minę. - Mino nazwał mnie  Pokręconą Bliźniaczką Numer 1, czyli w skrócie PBN1. 

- Ogay... Niech mu będzie, ale ty jesteś Beza. - Szczerzy się. 

- A ty Telekotkiem. 

Śmiejemy się, a po chwili Newt nie wiadomo dlaczego zaczyna mnie łaskotać. 

- Ej, przestań! - Śmieję się i próbuję wyrwać spod jego na pozór cherlawych ramion. W końcu mi się udaje, więc wstaję i zaczynam biec. Biegnę do centrum Strefy, a mój przyjaciel za mną.

- I tak Cię dopadnę! - Krzyczy.

Po chwili znów leżę na ziemi i wiję się pod jego rękami, które mnie łaskoczą.

- Co Cię się tak na te łaskotki wzięło?! - Dyszę, kiedy Newt mnie wreszcie puszcza.

- Jako przyjaciel miałem ochotę Cię po gilgać - jego twarz zaopatrza się w całą kiść bananów.

Mrużę oczy i patrzę na niego. 

- A swoją drogą to całkiem nieźle biegasz, Beza. - Mówi. - Może się uda i zostaniesz Zwiadowcą?

***

Jest 23.58, więc jeszcze nie przekroczyłam czasu na napisanie rozdziału. *szczerzy się* Jak myślicie, Beza zostanie Zwiadowcą, czy Minho i ona bedą przyjaciółmi? Piszcie w komentarzach! Do zobaczenia!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro