Rozdział 78. "Szczęsśliwa rodzinka"
Gabriel
Podziwiam Bellę, ja bym tego gnoja nie ratował. Nie zasługiwał na to.
Gdy pojechaliśmy do szpitala, na życzenie Belli, pielęgniarka patrzyła na mnie jak na idiotę gdy pytałem o Tobiasa. Nic dziwnego, w końcu pytałem o zmarłego parę lat temu ojca.
Na szczęście Na korytarzu spotkałem Maxa
-Gabriel, co Ty tu robisz?- zapytał zdziwiony.
-Nie uwierzysz, ale przywieźli tutaj mojego ojca.
Mężczyzna patrzył na mnie jakby myślał, że żartuje.
-Nie patrz na mnie takim wzrokiem - westchnąłem
-Nie bardzo rozumiem..przecież on nie żyje.
-Taaa do wczoraj też tak myślałem.
-Leży w sali numer 15 na drugim pietrze - powiedziała Bella podchodząc do nas - Dzień dobry - przywitała się z lekarzem
-Witaj Isabell, widzę, że dbasz o Gabriela - zaśmiał się
-Staram się jak mogę.- powiedziała również się uśmiechając
-Chodźmy już, miejmy to z głowy - powiedziałem do ukochanej
Pożegnaliśmy się z Maxem i ruszyliśmy do odpowiedniej sali. Przed drzwiami się zatrzymałem.
-Może ja wejdę pierwsza? - zapytała dziewczyna
-Nie, chce z nim najpierw porozmawiać sam jeżeli pozwolisz.
-Pod warunkiem, że nic mu nie zrobisz - szepnęła
-Za kogo Ty mnie masz?
-Za skrzywdzonego człowieka - powiedziała patrząc mi prosto w oczy.
Westchnąłem i wszedłem do sali. Mężczyzna leżał na łóżku, był podłączony do kardiomonitora.
-Gabryś - odezwał się słabo
-Nie mów tak do mnie - westchnąłem
-Dziękuję Ci...
-Mi? Mi nie masz za co, ja bym Cię tam zostawił żebyś zdechł. - powiedziałem zgodnie z prawdą
-Usiądziesz?- wskazał na krzesło przy Jego łóżku
Niechętnie usiadłem, jednak odsunąłem je dalej od łóżka.
-Synu..jestem świadom tego, że Cię bardzo skrzywdziłem...zresztą nie tylko Ciebie - spojrzał na drzwi
-Brawo, punkt dla Ciebie - powiedziałem z ironią
-Jesteś bardzo podobny do mnie...- zaczął
-Nie ubliżaj mi, ja nie krzywdzę innych - przerwałem mu
-Nie o tym mówię, jesteś taki..oschły i zimny. Też taki byłem..
-Zależy dla kogo - powiedziałem patrząc na niego ze złością.
-Będziesz w stanie mi to kiedyś wybaczyć?
-Na prawdę myślisz, że wrócisz po latach, powiesz jakieś durne przepraszam i będzie okey? Po tym wszystkim? Nie Tobias, nie wybaczę Ci. Mogłeś się leczyć wcześniej.
-Tak masz racje, mogłem..bardzo żałuje, że tego nie zrobiłem.
-Dać Ci za to medal?- wywróciłem oczami
-Gabriel, przepraszam, na prawdę i szczerze przepraszam. Więcej nie mogę niestety zrobić, czasu nie cofnę. - miałem wrażenie, że mówi szczerze, ale cholera go wie.
-Dobrze, powiedzmy, że Ci wybaczę, nie licz na to, że będziemy udawać, że jesteśmy idealną rodzinką- powiedziałem po chwili ciszy
-Dziękuje synu, na prawdę dziękuje - mężczyzna złapał mnie za rękę jednak natychmiast ją cofnąłem
-Bella też chciała z Tobą porozmawiać - powiedziałem oschle
Wstałem i otworzyłem drzwi żeby wpuścić dziewczynę.
-Wszystko okey?- zapytała wchodząc
-Tak, tak. - westchnąłem
-Isabell dziękuje - powiedział Tobias próbując usiąść na łóżku
Dziewczyna podeszła do łózka i usiadła na krześle a ja zostałem przy drzwiach.
-Nie ma Pan za co dziękować, każdy by tak postąpił - powiedziała starając się zabrzmieć spokojnie
-Nie każdy - mimowolnie mi się wyrwało
-Zgodzę się z Gabrielem, bardzo Was skrzywdziłem a mimo to uratowałaś mi życie. - powiedział i złapał dziewczynę za rękę
Zauważyłem, że Bella zbladła jednak nie cofnęła ręki i starała się uśmiechać.
Podziwiałem ją, na prawdę i z całego serca ją podziwiałem.
Przysunąłem drugie krzesło i usiadłem obok dziewczyny, chciałem dodać jej trochę otuchy. Objąłem ją.
-Jesteście cudowną parą - uśmiechnął się a po Jego policzku spłynęła łza.
-Tylko się nie rozklejaj - wywróciłem oczami
-Gabriel - skarciła mnie dziewczyna
-Przepraszam - powiedziałem niechętnie
Mężczyzna uśmiechnął się
-Masz na niego dobry wpływ - powiedział do Belli
-Dziękuję staram się. Co Pan teraz zamierza? Jeżeli można wiedzieć. - zapytała niepewnie
-Najważniejsze było dla mnie żeby Gabriel mi wybaczył, teraz nie mam żadnych planów.
-A gdzie się Pan zatrzymał?- zapytała a ja jęknąłem w duchu, domyślałem się do czego zmierza.
-Cóż wynająłem pokój w hotelu, wiec jak mnie wypuszczą pewnie tam wrócę.
Bella spojrzała na mnie i uniosła brew. Westchnąłem
-Może zatrzymasz się u nas- powiedziałem z niechęcią
-Nie, nie będę Wam sprawiał problemu.
-Okey, nie będę naciskać. - powiedziałem z zadowoleniem, jednak Isabell spiorunowała mnie wzrokiem. - Ech.. To żaden problem...tato.
-Proszę, proszę , chyba nawet Emily nie miała na Ciebie takiego wpływu - zaśmiał się
Wtedy do sali wszedł Max
-Gabriel? - spojrzał na mnie i na Belle - To jest Twój ojciec?
-Niestety - westchnąłem
-Słyszałem, że oszukał Pan śmierć - zaśmiał się lekarz
-Można tak powiedzieć.
-Wyniki ma Pan w normie, przepisze Panu leki na serce , podejrzewam, że to macie w genach - Max spojrzał na mnie - Mam nadzieje, że Ty bierzesz leki.
-Teraz nie było takiej potrzeby
-Gabriel..- zaczął jednak mu przerwałem
-Teraz nie rozmawiamy o mnie tylko o moim ojcu.
-Dobrze, wrócimy dobrej rozmowy. Panie Tobiasie , tutaj ma Pan receptę, musi je Pan brać 3 razy dziennie i proszę się oszczędzać.
-Zadbamy o to - wtraciła się Bella
-Ale ja się nie zgodziłem, żeby zamieszkać u Was.
-Witaj w moim świecie - mimowolnie się uśmiechnąłem do ojca, on odwzajemnił uśmiech.
Max podszedł do mnie
-Jak się czujesz? Miałeś jeszcze ataki?- zapytał tak cicho żebym tylko ja usłyszał, jednak widziałem, że ojciec się przysłuchuje
-Jest dobrze - odpowiedziałem lakonicznie
-Gabriel...dobrze wiesz, że trzeciego zawału nie przeżyjesz.
-Nie musisz mi przypominać.
Mężczyzna wesrchnął zrezygnowany.
-Dobrze, przyniose wypis dla Twojego taty - powiedział i wyszedł.
Zebraliśmy się wszyscy i wróciliśmy do domu. Bella poszła przygotować pokój dla Tobiasa a ja zostałem sam z ojcem.
-Napijesz się czegoś? - zapytałem
-Wody, jeżeli mogę prosić.
Przyniosłem mężczyźnie wodę a sobie nalałem whisky
-Nie powinieneś - powiedział patrząc na mnie
Nie odpowiedziałem tylko wypiłem duszkiem zawartość szklanki.
Ojciec usiadł obok mnie. Momentalnie mnie zemdliło mimo to nalałem sobie kolejną szklankę.
-To prawda? Miałeś już dwa zawały? - zapytał a ja wzruszyłem ramionami- Jezu, Gabriel , Ty przecież masz dopiero 35 lat...
-Jeżeli mam być szczery to to Twoja zasługa tato. Wieś bardzo Cię proszę, nie praw mi morałów.
-Martwię się ...
-Teraz się nagle martwisz?
-Tłumaczę Ci, że się zmieniłem, nie jestem już taki jak kiedyś..
-Posłuchaj, powiedziałem Ci, że Ci wybaczam, jednak nie myśl sobie, że teraz będziemy tworzyć idealną rodzinę, rozumiesz?
-Oczywiście. - powiedział z uśmiechem i położył mi rękę na ramieniu.
Ponownie poczułem silne mdłości.
-Przepraszam na chwile - powiedziałem i wyszedłem do łazienki.
Gdy skończyłem wymiotować poczułem chwilową ulgę. Odświeżyłem się i wróciłem do salonu.
-Wszystko w porządku?- zapytał ojciec
-Jak najbardziej. - odpowiedziałem bez emocji.
-Zawsze taki jesteś czy tylko dla mnie?
-Nie rozumiem.
-Jesteś taki oschły, skryty
-Zawsze taki byłem.
-Dobrze, że masz tę dziewczynę, ma na Ciebie dobry wpływ.
-Tak, masz racje. - powiedziałem oschle
-Pana pokój jest gotowy - powiedziała Bella schodząc do nas
-Dziękuje bardzo, chyba pójdę się położyć - powiedział słabo
-Pomogę Panu - dziewczyna podała mu rękę.
Podziwiałem jej spokój i opanowanie, chociaż wiedziałem też, że to się odbije na niej w nocy, znowu będzie miała koszmary.
Isabell poszła zaprowadzić ojca do pokoju a ja zostałem w salonie.
Dzisiaj rozdział tak trochę "na luzie" 🤣 ale spokojnie, bomba nadchodzi 🤫❤
Czekam na Wasze opinię ❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro