Rozdział 55. Kolejna wizyta w szpitalu
Gabriel
Czułem się fatalnie już przed rozmową z Bellą. Jednak jej wyznanie mnie szczerze wzruszyło, każda kobieta marzy o białej sukni, pięknym weselu itp a dla niej liczyłem się tylko ja. Nie zasłużyłem na nią...
Jakby nie było,przeze mnie mój ojciec ją molestował. Gdybym nie powiedział Lucasowi..
Teraz mogę sobie tylko gdybać co by było gdyby.
Nagle poczułem silne zawroty głowy i ścisk w klatce piersiowej.
-Bella - szepnąłem - Zadzwoń do Maxa, to kardiolog. - zdążyłem powiedzieć zanim straciłem przytomność .
Gdy się ocknąłem zobaczyłem nad sobą twarz Maxa.
-Z bliska wyglądasz okropnie - Powiedziałem lekko zachrypniętym głosem
-Nawet w takim stanie jesteś dowcipny - zaśmiał się lekarz
-To nie dowcip, to fakt. Czyli jeszcze żyje?
-Tak i to dzięki szybkiej reakcji Twojej narzeczonej - uśmiechnął się do Belli -Swoją drogą jak taki dziad jak Ty wyrwał taką ślicznotkę to ja nie wiem.
Zauważyłem, że Bella mimowolnie się uśmiechnęła
-Nastraszyłeś mnie - skraciła mnie ukochana
-Wybacz. - przesłałem jej przepraszające spojrzenie.
-Będziesz musiał przyjść na badania i zaczniesz przyjmować leki na stałe.- powiedział Max
-Nie ma takiej opcji. To chwilowy stres.
-Agreste, nie bagatelizuj swojego stanu, to już nie są żarty.
-Dobrze, na wizytę przyjdę ale leków brał nie będę. - powiedziałem a lekarz zmierzył mnie wzrokiem - no co? To już kompromis.
-Ja się zajmę tym, żeby brał te leki - powiedziała Bella
-Widzisz? Twoja narzeczona ma więcej oleju w głowie niż Ty - powiedział Max a ja wywróciłem oczami
Mężczyzna pomógł mi wstać , lekko zakręciło mi się w głowie wiec od razu usiadłem.
-Nie wygląda to dobrze - westchnął
-Przestań panikować Max, złego licho nie bierze.
-A zajebać Ci na spamiętanie? - zapytał
Nagle do gabinetu wszedł Adrien
-Tato? Co się dzieje?- podbiegł natychmiast do mnie a mi jakby serce pękło na pół.
Nie brałem pod uwagę Jego uczuć,tego,że może się martwić o mnie. Ani tego, że gdyby mnie stracił to zostałby sam.
Jestem beznadziejny...
Chłopak mnie objął i nie chciał puścić.
-Już wszystko dobrze - szepnąłem do chłopaka a ten spojrzał pytająco na Maxa
-Yyy...no na razie jest okey..- zaczął lekarz - Ale będę musiał dokładnie przebadać Twojego tatę.
-Na co czekasz?- syn spojrzał na mnie
-Ale ..
-Tato..ja nie chce zostać sierotą, musisz o siebie zadbać.
-Zgadzam się z Adrienem - zaczęła Bella - Nie dla siebie ale zrób to dla niego.
Spojrzałem w oczy chłopakowi, a po Jego policzku spłynęła łza. Musiał na prawdę się wystraszyć.
-Dobrze, zgadzam się - powiedziałem ocierając łzę
-Cieszę się tato - Adrien ponownie mnie przytulił
Zebrałem się i pojechałem z Maxem do szpitala. Bella i Adrien mieli dojechać po badaniach.
-Skąd Adrien wiedział? - zapytałem
-Słuchaj, musiałem go poinformować, żeby w razie "W" zapewnić mu opiekę jakbym musiał Cię natychmiast wziąć na oddział. Wiem, że Nathalie jest w szpitalu. Chciałem, żeby został z rodzicami swojej dziewczyny, Bella mi mówiła, że czasami tam nocuje albo ona u Was, ale jak widać wolał przyjechać osobiście. Ja się mu nie dziwie Gabriel.. Matkę już stracił
-Dobra, nie musisz mi wypominać jakim to jestem beznadziejnym ojcem.
-Ja nie powiedziałem, że jesteś beznadziejny, tylko chodzi mi o to, żebyś zrozumiał, że musisz się wyleczyć dla niego. - zawahał się - No i dla tej panienki - uśmiechnął się
Wywróciłem oczami, kasanowa mu się znowu włączył
-Jakim cudem ją wyrwałeś? Zdradź mi proszę.
-Ty byś się w końcu ustatkował, ożenił, założył rodzinę -westchnąłem
-Zartujesz? Taki towar jak ja miałby być tylko dla jednej kobiety - zaśmiał się
-Nic się nie zmieniłeś..
-Dziękuje - odpowiedział z uśmiechem
-To nie był komplement.
-Ty tak uważasz - zaśmiał się
Dojechaliśmy do szpitala. Zrobili mi mnóstwo badań, oczywiście do łóżka nie dałem się położyć i zostałem w swoich ubraniach.
Gdy Max przyszedł z wynikami sprawdzałem pocztę i odpisywałem na maile. Znowu miałem parę zleceń do zaprojektowanie.
-Nawet tu nie odpoczniesz?- westchnął
-Jak wyniki?
-O dziwo wszystkie w normie.
-Super, czyli mogę wyjść. - wstałem
-Jezu nie zachowuj się jak dziecko. Coś jest nie tak.
-Wszystko jest okey, po prostu miałem za dużo stresu i tyle.
-Nie wiem...nie podoba mi się to Gabriel.
-Nie możesz mnie trzymać na siłę.
Wtedy do sali wszedł Adrien
- I cóż tatą?- zapytał wyraźnie zmartwiony
Uśmiechnąłem się i czekałem na odpowiedź lekarza.
-No...wyniki Twojego taty są dobre..
-Czyli jest zdrowy?
-Ech - westchnął - Jeżeli mam być szczery to coś jest nie tak moim zdaniem.
-Tłumaczyłem Ci, że się zdenerwowałem - przerwałem mężczyźnie
-Może nas Pan zostawić?- zapytał chłopak
Zamarłem, nie wiedziałem czego się spodziewać.
-Oczywiście - powiedział Max i wyszedł.
-Tato, co się dzieje? - stanął naprzeciwko mnie i patrzył mi w oczy.- Proszę, tylko nie mów że nic, bo nie jestem ślepy.
-Och Adrien ja...- przerwałem. Jak miałem coś takiego powiedzieć własnemu synowi?- Ja nie mogę Ci powiedzieć...
-Dlaczego? Nie jestem dzieckiem tato, na prawdę mogę wiele zrozumieć. Chodzi o Belle?
-Tak...nie...znaczy...cholera to jest zbyt trudne.
Chłopak mnie przytulił
-To ma związek z dziadkiem?- szepnął
-Tak - odpowiedziałem również szeptem głaszcząc chłopaka po głowie
-Czy on...coś Ci zrobił?- zapytał cicho
Milczałem, nie byłem w stanie wypowiedzieć żadnego słowa.
-To dlatego nie chciałeś żebym do niego jeździł?
-Tak..- powiedziałem i poczułem jak ręce zaczęły mi drżeć
-Dobrze, już nie będę o to wypytywał, tylko obiecaj mi, że mnie nie zostawisz - spojrzał mi w oczy, łzy spływały mu po policzkach- Mam tylko Ciebie i Marinette, nie przeżyłbym bez Ciebie.
-Obiecuje.
Co miałem mu powiedzieć? Co ja mogłem zrobić? Wykasować sobie pamięć? Jakby się tak dało, cale dzieciństwo bym usunął.
-Czyli dasz się zbadać i będziesz brał leki?
-Ale...
-Tato, nie mogę Cię stracić
-Dobrze. - westchnąłem - A gdzie Bella?
-Wiesz, tego Twojego lekarza nie było a jej nie chcieli wpuścić bo nie jest rodziną.
-Dlatego nienawidzę tych szpitali. - westchnąłem
Wyszedłem na korytarz do ukochanej
-Hej - objęła mnie - Jak się czujesz?- ona też się martwiła o mnie
-Dobrze, na prawdę jest dobrze.
Podszedł do nas Max.
-Tutaj są leki , masz je brać dwa razy dziennie i za tydzień do kontroli, jeżeli coś się będzie działo masz dzwonić - podał mi 2 pudełka tabletek.
-Oszalałeś? Mam zostać lekomanem?
-Nie przesadzaj, wolisz zostać?
-Dobra, dobra, niech Ci będzie. - wywróciłem oczami- Wszystko byłe stąd wyjść.
Zebrałem swoje rzeczy i wróciliśmy taksówką do domu. Adrien całą drogę trzymał mnie za rękę.
Na prawdę muszę się ogarnąć.
Dzisiaj taki bardziej na luzie rozdział 🙈🤣
Mam nadzieje, że mimo to się spodoba ❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro