Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 32. Ojciec idealny?

Gabriel

Była taka słaba, taka krucha. Cale szczęście mogła już oddychać samodzielnie bez tej maszyny. Przerażał mnie ten widok, sam bym nie dał się do tego gówna podłączyć.
Widziałem jak przy każdym ruchu czuje ból, ile ją kosztowały te dwa słowa, jednak dla mnie to było jak największe wyznanie miłości.
Walczyła, dla mnie, dla nas, dla naszej przyszłości. Doceniałem każdy jej najmniejszy gest. Obiecałem sobie, że nie rozkleje się przy niej choćby nie wiem co, jednak nie dałem rady.

Byłem w stanie zrobić wszystko aby jej pomóc,  nie mogłem sobie wyobrazić życia bez niej.
Gdy zasnęła wyszedłem z sali po kawę. Na szczęście automat znajdował się tuż obok Sali Belli. Skurwiel Lucas myślał że mi zaszkodzi? Serio?  On jeszcze nie wie na co mnie stać. Ach gdybym na chwile miał tylko swoje Miraculum motyla...zemściłbym się na nim, czułem w sobie ogromne pokłady złości..jednak tym razem nie dam się zwieść magicznej biżuterii, to nie jest odpowiednie wyjście.

Zauważyłem Adriena na korytarzu
-Cześć tato- chłopak mnie objął - Jak się trzymasz? Jak Bella?
-Jest lepiej, nawet ja rozintubowali. Dzisiaj ma mieć pierwszą rehabilitację
-To super, jest coraz lepiej. Potrzebujesz czegoś?
-Poza ukatrupieniem Lucasa? Paru litrów kawy.
-Może coś do zjedzenia? Oraz trochę snu?
-A to nie powinno być na odwrót? To ja się powiniem Tobą zajmować.- westchnąłem, wiedziałem, że teraz zaniedbuje syna
-Tato, wiem że zawsze się o mnie troszczysz. Jesteś cudownym tatą,  dzięki Tobie i mamie jestem jaki jestem - uśmiechnął się
-Och Adrien - przytuliłem go- Tak bardzo Cię kocham synu.
-Ja Ciebie też tato i pamiętaj, że zawsze i we wszystkim będę Cię wspierał.

Gdyby wiedział co robiłem jeszcze parę tygodni temu na pewno by tego nie powiedział. Nie byłem w stanie mu tego powiedzieć bo wiem, że chłopak by się na mnie zawiódł.
-Dziękuje synu, ale ja też czasami popełniam błędy...
-Wiem tato - szepnął

Spojrzałem mu w oczy
-Wiem kim...kim byłeś i dlaczego to zrobiłeś...
-Co? Ale...ale..ale jak to?- poczułem , że tracę grunt pod nogami. Musiałem usiąść -Jak to wiesz?
-To już nie ważne, wiem dlaczego to robiłeś i nawet trochę Cię rozumiem. Nie jestem zły ani zawiedziony, nie wiem jak ja bym się zachował gdyby coś się stało Marinette.
-Bardzo ją kochasz, co?
-Nie wiem jak ja mogłem być tak ślepy, nie wyobrażam sobie życia bez niej tato.
-Mam już planować ślub? - zaśmiałem się
-Kto wie, kto wie - odpowiedział ze śmiechem chłopak -A teraz powiedz czego potrzebujesz , Nathalie powiedziała, że przyjedzie Cię zmienić.
-Ale..
-Tato, ja nie mam zamiaru się kłócić z Nathalie, wiesz jaka ona jest, jak coś powie...
-Tak, to jest święte - wywróciłem oczami
-No właśnie. A rodzice Marinette pozwolili mi zostać u siebie.
-Na prawdę? Muszę zadzwonić im podziękować.
-To Ty dzwoń a ja uciekam, do zobaczenia tato.
-Pa synku.

Chłopak poszedł a ja wyjąłem telefon. Zerknąłem do sali czy z Bella wszystko okey, dziewczyna dalej spała więc zamknąłem drzwi.
-Słucham - odezwał się ojciec Marinette
-Witaj Tom, Gabriel z tej strony. Chciałem Wam bardzo podziękować za opiekę nad Adrienem...ta sytuacja teraz...
-Nie ma problemu, Adrien to cudowny chłopak, opieka nad nim to sama przyjemność. Lepiej powiedz jak Twoja narzeczona? Wszystko w porządku?- niby zwykłe pytanie, ale jako jeden z nielicznych zapytał o zdrowie Belli, to na prawdę miłe z jego strony.
-Było bardzo źle, jednak mamy nadzieje, że będzie coraz lepiej. Jeszcze raz dziękuje.
-Nie ma za co, Adrien może zostać jak długo będzie trzeba. Do zobaczenia. - powiedział mężczyzna i się rozłączył.

Adrien miał racje, Marinette i jej rodzice to cudowni ludzie.

Wróciłem do sali i usiadłem przy łóżku ukochanej. Dziewczyna otworzyła oczy i delikatnie się uśmiechnęła.
-Hej księżniczko- odzwajemniłem uśmiech
Dziewczyna ściągnęła maskę
-Nie powinnaś - skarciłem ją na co wywróciła oczami
-Gabriel - szepnęła jej głos był zachrypnięty i widać było ile ją to kosztowało- Kocham Cię.
-Ja Ciebie też - byłem wzruszony, zadała sobie tyle cierpienia żeby mi to powiedzieć. -Ale założymy maskę, okey?

Dziewczyna skineła głową na zgodę a ja założyłem jej maske.
-Jestem z Ciebie dumny, wiesz o tym?
Usmiechnęła się w odpowiedzi po czym ponownie ściągnęła maskę
-Połóż...się - szepnęła i wskazała na wolne miejsce obok siebie
Założyłem jej maskę i delikatnie położyłem się obok ukochanej i objąłem ją.
W końcu poczułem spokój, miałem nadzieje, że będzie dobrze.
Nawet nie wiem kiedy zasnąłem wtulony w dziewczynę. Obudził mnie głos Nathalie.
-Hej - szepnęła - Lekarz mówił, że za chwile zabierają Belle na rehabilitację.
-Rozumiem, już wstaje.
-Wstawaj i zmykaj do domu - powiedziała kobieta
-Nathalie...
-Nie, idziesz do domu, zjesz coś, przebierzesz się itp i wrócisz dobrze?

Westchnąłem, z tą kobieta nie wygram.
-Dobrze, tylko obiecaj że nie spuścisz z niej oka
-Możesz być spokojny.
-Dziękuje - uśmiechnąłem się do niej, pocałowałem Belle w policzek - Niedługo do Ciebie wrócę księżniczko - szepnąłem i wyszedłem

Wziąłem klucze z auta od Nathalie i pojechałem do domu. Wziąłem prysznic, przebrałem się i zjadłem coś na szybko.

Wychodząc wpadłem na Lucasa.
-Co Ty tu robisz?- zapytałem oschle
-Wpadłem odwiedzić przyszłego zięcia - zaśmiał się mężczyzna
-Daruj sobie i lepiej się stad wynoś bo nie ręczę za siebie.
-No tak, wiadomo, nie potrafisz utrzymać rąk przy sobie.
-Daruj sobie Lucas, oboje wiemy że mnie nie sprowokujesz.
-Chciałem się dowiedzieć o stan zdrowia mojej córki.
-Teraz Cię to obchodzi? Wiesz co nie bądź śmieszny. Serio myślałeś, że mi zaszkodzisz tym telefonem do dyrektora kliniki? Żałosny jesteś.
-Posłuchaj, bądźmy szczerzy, Bella teraz nie wróci do pełni sił, chcesz się zajmować kobietą rośliną? W najlepszym wypadku skończy na wózku. Po co masz sobie życie marnować?
-Wiesz co? Ja w przeciwieństwie do Ciebie mam zamiar zajmować się chorą żoną! Tak, nawet jeżeli Bella będzie na wózku, nie będzie w pełni sprawna, będę się nią zajmował rozumiesz?! Bo na tym polega miłość. Ale Ty o tym nic nie wiesz, bo nigdy nikogo nie kochałeś, liczyła się tylko kasa! Zmartwię Cię, mam więcej pieniędzy niż Ty możesz sobie wyobrazić, mogę Cię zniszczyć w mgnieniu oka, rozumiesz? Będziesz na dnie i co najlepsze zostaniesz tam całkiem sam, bez pomocy i współczucia bo jesteś największym skurwysynem jakiego w życiu widziałem.

Zauważyłem, że wyraz twarzy mężczyzny się zmienił, nie mogłem określić co wyrażała ale chyba moje słowa go poruszyły bo odszedł bez słowa.

Wróciłem do kliniki , przy wejściu zaczepiła mnie jakaś kobieta
-Przepraszam Panie Agreste, można zająć chwile?
-Nie udzielam żadnych wywiadów- powiedziałem nie patrząc nawet na kobietę. Chciałem wejść jednak ona złapała mnie za rękę.-Przegina Pani, nagabuje mnie Pani i jeszcze to? Dla jakiej gazety piszesz? Pewnie jakiś pseudo magazyn.
-Nie pisze do żadnej gazety... Ja...ja...chciałam tylko zapytać...bo pisze blog o Panu i..zmartwiło mnie to co dzieje się z Pana narzeczoną...- powiedziała nieśmiało.

Przyznaje, że zrobiło mi się glupio. Niepotrzebnie na nią naskoczyłem, mogłem być milszy.
-Przykro mi ale to moje życie prywatne, nie będę odpowiadał na takie pytania, przykro mi.
-Rozumiem...niech mi Pan tylko powie, będzie dobrze?
-Oczywiście, do widzenia - powiedziałem i wszedłem do kliniki.

Po drodze do sali spotkałem doktora Hope
-Jak rehabilitacja?
-Ech, ciężko było, każdy ruch zadaje Belli mnóstwo bólu...- westchnął - Będzie teraz Pana potrzebować. Ale Pana asystentka świetnie dała sobie rade, bardzo dziewczynie pomagała.
-Dziękuje - powiedziałem i ruszyłem do sali

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro