Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 21

~Oczami Zane'a~
*By Gwiazdeczka & Czesieł*

   - Lilianne... - szepnął Cole, wyciągając rękę w stronę swojej dziewczyny, jednak ona go nie słuchała. Była w zbyt dużym szoku.
   Do syreny podszedł Jay, który cały czas ją obserwował i widział, co dokładnie się stało.
   - Lilianne, uspokój się. Cole bardzo cierpi - rzekł do niej.
   Zakryła usta dłonią, wciąż nie spuszczając wzroku z unoszących się na wodzie ciał, które fale powoli zabierały wgłąb oceanu.
   - Zane, mógłbyś mnie zanieść do Lily? - zapytał nagle Mistrz Ziemi, który już od paru minut usilnie próbował wstać. Na próżno.
   Skinąłem głową, patrząc smutno na pogłębiające się z sekundy na sekundę rany przyjaciela, którego chwyciłem na ramiona z trudem, ale przypominając sobie, że dla niego skupienie się na wyczuciu mojego ciała jest większym wysiłkiem, zwłaszcza przy takim bólu, przestałem zamartwiać się nad samym sobą.
   Moje tytanowe nogi zatapiały się głęboko w wilgotnym piasku, co utrudniało noszenie umierającego przyjaciela. Z pomocą przyszedł mi Lloyd. Do samego brzegu zanieśliśmy ducha razem. Wtedy Kai, który jak dotąd pilnował nieprzytomnej mamy Lily, podszedł do nas, a sama syrena, po odzyskaniu przytomności, popłynęła na płycizny do swojej córki.    Gdzieś za nami szli także Sensei Wu, Misako i Nya.
   Kai wysuszył ogniem część piasku, by położenie na nim Cole'a nie spowodowało jego śmierci. Po chwili ułożyliśmy Czarnego Ninja na plaży.
   - Lily... Jestem tutaj - szepnął Cole schrypniętym głosem. Jego zielonkawa poświata niemal całkowicie zniknęła.
   Lilianne patrzyła na wszystko przestraszona, jakby chciała spytać, co właściwie się tu wydarzyło.
   - Zebrałaś w sobie tak dużo mocy, że jej nadmiar musiał zostać natychmiastowo zużyty.   Oni podeszli za blisko, dlatego zginęli - wytłumaczył Sensei Wu, który najwyraźniej widział tyle, co ja.
   - Lily... - szepnął ponownie Cole. Zawołana uśmiechnęła się.
   - Lilianne, dlaczego...? - spytał Kai.
   Dziewczyna Cole'a uniosła do góry swoją dłoń, która migotała na fioletowo. Mama syreny spojrzała na to zmartwionym wzrokiem:
   - Lilianne, korzystając z tak silnej magii możesz stracić moc. A częściowo także ogon - powiedziała.
   - Częściowo? - zdziwił się Jay.
   - Zasadniczo... Nie wiem, co to znaczy, ale podobno to nic dobrego dla morskiego stworzenia - wytłumaczyła starsza syrena.
   - Nie chcesz stracić Cole'a, prawda? - zapytała zapłakana Nya. - Nie pozwól mu umrzeć! - błagała.
   Lily skinęła głową i oddała część swojej mocy duchowi.  Zbladła w kilka sekund, ale z jej twarzy nie schodził uśmiech.
   Rany Mistrza Ziemi zaczynały stawać się coraz płytsze, zanikać, zacierać, leczyć. On sam nie jęczał już z bólu. Wyglądał lepiej, zielona poświata wokół jego ciała powróciła i nabrała intensywności. Jednak dało się go uratować.
   - Dziękuję, Lily, ale nie musiałaś tego robić - szepnął, podniósł się powoli i usiadł ze skrzyżowanymi nogami.
   Lilianne ponownie wyciągnęła migoczącą dłoń przed siebie, jednak Cole skinął przecząco głową. Gwałtownie chwycił przedramię syreny i przyłożył do jej szyi, tym samym używając mocy do wyleczenia jej narządów głosu i paru innych, które zmiażdżone zostały podczas ataku trytonów.
   - Cole, idioto... Chciałam tylko dać ci to, o czym marzyłeś... Żebyś przestał być duchem... Albo chociaż był odporny na wodę... - Lily odzyskała głos, ale nie była zbyt szczęśliwa z tego powodu.
   - Może i jestem idiotą, ale nie pamiętam, żebym cię prosił o ratunek. Poza tym, ty, tak, jak ja, zasługujesz na szczęście - odparł duch.
   - Ja... Cole... - Lily znów była bliska płaczu. Powoli nawet wyciągała dłonie w stronę swojego chłopaka, żeby oddać mu ostatnią z odebranych trytonom mocy, jednak on jedynie pokiwał przecząco głową:
   - Zostaw tę magię dla siebie. Zatrzymaj ogon - uparł się Mistrz Ziemi, kładąc dłoń na włosach swojej dziewczyny i delikatnie je przeczesując, mimo iż były wilgotne.
   Skinąłem głową na pozostałych, żeby się rozeszli.   Zakochane pary potrzebowały w tej chwili trochę prywatności.  Jay i Nya odeszli razem kawałek dalej. Misako i Sensei Wu postanowili porozmawiać z mamą Lilianne, a ja, Kai i Lloyd wyruszyliśmy na spacer.   Właśnie wstawał świt.
   Od strony głębi lądu, gdzieś nad lasami i budynkami, przez chmury przebijało światło porannego słońca.
   Kai kichnął, wytrącając mnie z zadumy.
   - Na zdrowie! - zaśmiał się Lloyd.
   - Myślicie, że już po wszystkim? - spytałem.
   - Absolutnie nie! Najpierw musimy wszystko uczcić! Najlepiej ponownym, ale tym razem udanym, ślubem Jaya i mojej siostry. Poza tym, jeszcze nie wiemy, co się stanie z matką Lilianne. Teraz nie może wrócić do podwodnego miasta, bo narobiła sobie wielu wrogów - stwierdził Mistrz Ognia, kichając ponownie.
   Nagle usłyszeliśmy krzyk Nyi.  Zobaczyła coś, o czym my zapomnieliśmy. Na piasku leżały zwłoki Jasona. W jego dłoni wciąż leżało wydarte serce, a po ciele i piasku spływała nieco rozmyta krew.

~Oczami Kaia~
*By Gwiazdeczka*

   Gdy usłyszałem paniczny krzyk Nyi, razem z Zane'em i Lloydem ruszyłem w ich kierunku.
   Jak mogliśmy zapomnieć, że na piasku leży nieżywy współwięzień mojej siostry?
   - Co mu zrobiliście? - spytała,  uspokajając swój napad histerii.
Błyskawicznie objąłem siostrę, tłumacząc, że Jason oszalał i sam sobie to zrobił. Po paru minutach jej płacz ograniczył się do cichego łkania, jednak wciąż mnie tuliła, a kątem oka zerkała na smutnego Mistrza Błyskawic.

~Oczami Cole'a~
*By Gwiazdeczka & Czesieł*

   Ja i Lilianne obserwowaliśmy zdarzenie z daleka. Niemniej, nie oznaczało to, że tego nie przeżywaliśmy.
   - Lily, poczekasz tutaj na mnie? - spytałem, odsuwając się nieco od mojej dziewczyny.
   - Prawie bym ciebie straciła. Nie chcę ani na chwilkę zostać sama - odparła.
   - Lily, bądź poważna - poprosiłem.
   - Piasek jest mokry - upierała się, chwytając mój nadgarstek.
   - Twoja ręka również - kontynuowałem, usiłując powstrzymać łzy bólu, które mimowolnie wypływały spod moich powiek.
   - Przepraszam - puściła gwałtownie moją rękę. - Cole, jakoś dziwnie się czuję - skrzywiła się.
   - Coś nie tak? - zapytałem automatycznie.
   Lilianne przechyliła się na bok, jakby miała mdleć, a jej oddech z nagła stał się nieregularny. Zdawała się pobierać powietrze z trudem, a jej twarz zsiniała.
   - Lily, co się dzieje?! - przestraszyłem się i chwyciłem jej wilgotne ramiona, chcąc sprawić, by nie traciła przytomności.
   - Ja... Nie wiem. Niedobrze mi - odparła i mimowolnie wykonała odruch wymiotny, ale nie zwymiotowała. Jakby coś ją blokowało.
   - Sensei! Sensei! - zawołałem mojego mistrza. Po paru chwilach był już przy mnie i Lily.
   Syrena zwinęła się w kłębek i oparła o moje ramię. Zdawała się nie mieć kontaktu z rzeczywistością. Jej oczy zyskały pusty wyraz.
   - Cole, ona chyba nie może oddychać - rzekł Sensei Wu.
   Przykucnąłem, żeby w razie ewentualności zanieść moją dziewczynę do wody, jednak ona pokiwała przecząco głową.
   - Moje skrzela... Mój ogon... To boli... - powtarzała.
   Chwyciła swoje rozpuszczone włosy, jak gdyby chciała się nimi przykryć i zadygotała.
   Jej ogon zdawał się zmieniać w nogi. Stracił swoją fioletowo-granatową barwę, a przybrał blady kolor skóry syreny, ale łuski zniknęły tylko od dekoltu do pasa. Ogon nie przeobraził się w nogi, stracił tylko ubarwienie.
   Skrzela Lilianne zmieniły swoje miejsce położenia. Nie zastępowały już płuc, a ,,wysunęły się" w okolice żeber.
   - Częściowa utrata ogona... - szepnęła mama Lily.
   - Lilianne, prawdopodobnie teraz możesz żyć zarówno na lądzie, jak i w wodzie - stwierdziła Misako.
   - Ale przecież nie mogę chodzić. Nie mam nóg a ogon - odparła moja dziewczyna.
   - Mogę cię nosić póki nie znajdziemy lepszego rozwiązania - zapewniłem.
   - Cole... Możemy na chwilę zostać sami? Potrzebuję pomocy - wyszeptała mi do ucha tak, żeby nikt nie słyszał.
   -Potrzebujemy chwilki dla siebie, możecie...? - poprosiłem i dałem znak głową, aby wszyscy odeszli (a mama Lily odpłynęła kawałek dalej). - Więc dlaczego chciałaś, żeby wszyscy poszli? - zapytałem.
   - Cole... Zniknęły mi łuski z górnej połowy ciała. Jestem półnaga - odpowiedziała lekko zirytowana i poprawiła swoje tymczasowe okrycie z włosów.
   Przyjrzałem się jej ciału i niechcący [tak, Cole, sam siebie oszukuj] zatrzymałem spojrzenie na jej klatce piersiowej.
   - Cole, zboczeńcu! - ofuknęła mnie, zakrywając się dodatkowo dłońmi.
   Odwróciłem wzrok i zdobyłem się na lekki uśmiech.  Po chwili Lilianne także zachichotała.
  - Dałbym ci moją koszulkę, ale zmieni się w ektoplazmę, zanim zdążysz ją założyć - tym razem nawet nie starałem się ukrywać rozbawienia.
   - Cole, ty łajzo! - wyzwała mnie, usiłując się rozgniewać, jednak była zbyt szczęśliwa z mojego towarzystwa przy niej. - Przyniósłbyś mi jakieś ubranie, a nie... Zachowujesz się jak jakiś gupik.
   Wstałem i sprawiłem, by moje nogi zmieniły się w charakteryzującą duchy ,,smugę", tak, abym nie musiał ranić nóg o mokry piasek i podleciałem do Nyi, Jaya, Lloyda, Kaia i Zane'a w nadziei, że ktoś z nich pożyczy swoją bluzę dla Lily.
   - Jasne, Cole, pozwól tylko na moment... - rzekł Mistrz Ognia, odciągając mnie na bok.
   - Kai, po co...?
   - Cicho, głąbie. Dam ci radę. Nie patrz za często tam, gdzie nie powinieneś patrzeć.
   - Widziałeś całą tę sytuację?
   - I słyszałem - zaśmiał się.
   - Ty to niby taki spec - skrzyżowałem ramiona na klatce piersiowej. - A jak przychodzi co do czego, to na randce ze Skylor więcej patrzysz jej w dekolt niż na twarz.
   - Cii, Duszku, skały mają uszy... - szepnął na podsumowanie rozmowy i zdjął swoją bluzę.   Szybko poleciałem zanieść ją Lilianne.

Wybaczcie, Gwiazdeły, że tak długo nie było rozdziałów! Pewnie nikt nie pamięta, że w ogóle istniejemy, no ale sami dobrze wiecie ile nauki jest w szkole... Zwłaszcza w trzeciej gimnazjum (tak, jak w przypadku Czesieła).
Ale co do rozdziału:
*Jest to jeden z ostatnich w tej części książki
*Wybaczcie za ten zboczony akcent na końcu, no ale cóż, kiedyś musiał się pojawić :3

   Liczymy, że rozdział się podobał, czekamy na wasze opinie (oby najzaje*iściejsze, jak się da :*). Postaramy się, aby ciąg dalszy pojawił się dosyć szybko.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro