Rozdział 16
Jeśli ktoś nie lubi drastycznych scen pełnych rozlewu krwi, to radzimy nie doczytywać tego rozdziału do końca. Makabryczne momenty pisane są z pomocą młodszej siostry Czesieła (nie pytajcie, co ona ma w głowie, że pisze takie rzeczy).
~Oczami Misako~
*By Gwiazdeczka & Czesieł*
Wszyscy z wyjątkiem Kaia otaczali łóżko nieprzytomnego Mistrza Ziemi.
- Misako, znasz jakiś sposób, żeby go obudzić? - spytał zmartwiony Zane. Odpowiedź brzmiała ,,Nie", jednak nie chciałam mu tego mówić.
Wojownicy liczyli na to, że istnieje zwój, na którym jest wszystko wyjaśnione, a ja miałam z nim styczność.
Niestety, nie każdej rzeczy można się dowiedzieć z kawałka pergaminu.
Spojrzałam w milczeniu na przyjaciół. Zrozumieli, że nie znam rozwiązania. Oczy Jaya zamigotały od łez. On i Cole to naprawdę świetni przyjaciele. Fakt faktem, że zachowują się jak swoje przeciwieństwa i ich przyjaźń bywała poddawana wielu próbom, ale nie znałam ludzi, którzy byli ze sobą tak bardzo zżyci.
- On przygasa... Musi być jakiś sposób, by go uratować - powiedział Lloyd, patrząc na niknącą poświatę ducha.
- Czy on... Umiera? - zapytała Nya. Wszystko na to wskazywało. Przepowiednia też o tym mówiła. Czy Cole da radę oszukać przeznaczenie?
~Oczami Lilianne~
*By Gwiazdeczka*
Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, a ja nadal siedziałam na dnie. Nad powierzchnią wody coś przeleciało. Poruszało się wyjątkowo powoli.
Po chwili przyglądania się stwierdziłam, że to smok. Widziałam go wcześniej.
,,Kai!" - nasunęła mi się myśl. Odbiłam się ogonem od dna, żeby móc wypłynąć na powierzchnię. To nic nie dało. Machałam rękami na wszystkie strony i wirowałam ogonem. To na nic. Nie wypłynę.
To wszystko przez brak płetw. Czerwony Ninja odleciał.
,,Chwila... Gdzie on leci?!" - Zaczęłam się zastanawiać. Tam przecież jest... Terytorium mojego miasta. O, nie! On myśli, że tam jestem. Syreny zrobią mu krzywdę. Muszę go uratować.
Stwierdziłam, że sama nie dam rady zwalczyć mojego rodu. Odpychając się od dna, ruszyłam w stronę wyspy, na której został Cole i reszta jego przyjaciół. Potrzebowałam pomocy.
~Oczami Nyi~
*By Gwiazdeczka & Czesieł*
Misako, dręczona pytaniami, wyszła z jaskini cała w nerwach. Ruszyłam za nią, bo przecież tylko kobieta kobietę zrozumie.
- Wracaj do nich, Nya - próbowała mnie odgonić mama Lloyda.
- Nie ruszę się stąd - powiedziałam stanowczo i skrzyżowałam ręce na piersi. Ona w odpowiedzi westchnęła. Czuła się tak bardzo bezradnie. Wszyscy na nią liczyli, ale nie była w stanie im pomóc.
- Dobra... Nie mogę się zamartwiać. A teraz chodźmy po Kaia. Trzeba rozpalić ognisko, bo zaraz zajdzie słońce - przypomniała sobie staruszka. Wtedy coś mnie tknęło do myśli o moim bratu...
- Misako, jego tu nie ma - odpowiedziałam rozglądając się nerwowo po plaży. Gdy nie napotkałam go wzrokiem postanowiłam zawołać pozostałych:
- Chłopaki, chodźcie tu! Kai zniknął! - wszyscy z wyjątkiem wciąż nieprzytomnego Cole'a pojawili się przed grotą w mgnieniu oka i zaczęli zadawać pytania typu:
- Jak to zniknął?
- Jesteś pewna?
- Sprawdziłaś wszędzie?
- Widziałaś, dokąd poszedł?
Ja oczywiście milczałam. Po mojej twarzy spłynęła pojedyncza łza. Podszedł do mnie Jay i dał buziaka w policzek, przytulając mocno:
- Nie martw się. Znajdziemy go - pocieszał. Pogładził dłonią moje krótkie czarne włosy. Wtuliłam się mocniej w jego tors. Potrzebowałam otuchy. Jak zwykle dało mi ją bicie serca mojego chłopaka i ciepło jego ciała.
- Kocham Cię, Jay - szepnęłam do Mistrza Piorunów, patrząc w jego oczy, w których pojawiły się małe iskierki.
- Ja Ciebie też - odpowiedział i lekko się uśmiechnął, a serce, którego wciąż nasłuchiwałam, zaczęło bić szybciej. Zawsze tak się działo, gdy wyznawaliśmy sobie miłość. Świat przez moment się nie liczył. Byliśmy tylko my i nasze uczucia.
- Nie chciałbym przerywać tej romantycznej chwili, ale musimy odszukać Kaia - przeszkodził nam Sensei Wu.
Jay dał mi delikatnego, szybkiego całusa w usta. Czułam, że cała się czerwienię.
- To gdzie zaczynamy poszukiwania? - spytał Zane, wytrącając mnie z chwili emocjonalnego skrępowania.
Nikt mu nie odpowiedział. Chyba, że chlupot wody można zaliczyć do odpowiedzi.
Chwila... Chlupot wody?
Spojrzałam w stronę Bezkresnego Oceanu i zobaczyłam Lilianne wspinającą się na kamień w zatoczce. Wszyscy ruszyli biegiem w jej kierunku. Była cała zdyszana i zdenerwowana.
- Kai... On... - mówiła z przerwami na łapczywe oddechy. Patrzyłam na nią wyczekująco. - On... Poleciał na terytorium syren! - dokończyła, nadal ciężko dysząc.
Zakryłam dłonią usta i na chwilę wstrzymałam oddech. Ta wiadomość była bardzo niepokojąca.
- Musimy go ratować! - powiedziałam poważnie, jednak po chwili cała moja odwaga zniknęła, jakby wyparowała... Zaczęłam szlochać na myśl, co syreny mogą zrobić Kaiowi.
Wyobraziłam sobie jak wbijają w niego trójzęby i topią, a woda czerwienieje od jego krwi. Odtrąciłam te myśli od siebie z przerażeniem. Teraz zdołowałam się jeszcze bardziej. Mój makijaż niemal całkowicie się rozmył.
- Nya, kochanie, nie płacz. Znajdziemy go - Jay dalej próbował podnieść mnie na duchu. Tym razem nie podziałało. Nogi się pode mną ugięły. Chciałam wstać, ale nie zrobiłam nawet kroku, a znowu upadłam, bezustannie płacząc. Bałam się o mojego brata. Z rodziny został mi tylko on, a teraz mogę go stracić.
Jay chwycił mnie na ręce, jak pan młody swoją żonę, gdy przenosi ją przez próg nowego mieszkania.
Wtuliłam się w jego ramię, wycierając łzy w niebieski strój, który miał na sobie.
Ninja Błyskawic stworzył swojego Smoka Żywiołu, wsiadł na niego i usadził mnie za sobą.
- A gdzie jest Cole? - zapytała syrena, gdy zauważyła, że nie ma go wśród nas.
- Lily, kiedy uciekłaś, on stracił przytomność. Nie obudził się aż do teraz - wyznał Ronin. Lilianne zasłoniła usta dłonią i spojrzała w stronę jaskini.
- A co do Cole'a, to ktoś musi z nim zostać na czas naszej nieobecności. Bo gdyby się obudził a nas by nie było... - zauważył Lloyd, ale nie chciał kończyć swojej wypowiedzi.
- Ja z nim zostanę - zapewniła syrena i otarła łzę ze swojego mokrego policzka. Wojownicy patrzyli po sobie z niepewnością, ale w końcu się zdecydowali, przypominając sobie, że Lily i tak nie może pływać ani atakować.
- Chłopcy, wynieście Cole'a na plażę. Lilianne, pamiętaj, nie możesz go dotykać - przypomniał Sensei.
Lloyd i Zane weszli do groty i wrócili z pancerzami z eterycznej skały i Cole'em na rękach. Położyli go na tyle daleko od wody, aby go nie poparzyła, ale też na tyle blisko, żeby syrenka mogła się nad nim pochylać i pilnować.
Sensei Wu stworzył swojego smoka i wsiadł na niego razem z Misako. Ja leciałam z Jayem, Zane z Roninem, a Lloyd sam.
Szybko wzbiliśmy się w powietrze i odlecieliśmy z Wyspy Ciemności.
~Oczami Kaia~
*By Gwiazdeczka & Czesieł*
Zauważyłem charakterystyczne ostre skały, przez które prawie rozbiła się Perła Przeznaczenia.
,,Jestem na miejscu" - pomyślałem. Wysunąłem dłoń nad ocean i uderzyłem kulą ognia w powierzchnię wody.
Nie musiałem długo czekać na syrenów z trójzębami.
- Gdzie jest Lilianne? - zapytałem wściekle, patrząc na połyskujące pod morską taflą łuski.
- Nie wiemy. Została wygnana jakiś tydzień temu - wrzasnął jeden z trytonów.
,,Co? Jak to?" - zdziwiłem się.
- Człowiek musi zginąć! - zawołał jeden żołnierz spośród tłumu. Wytrzeszczyłem oczy z przerażenia i szybko wzbiłem się wyżej.
,,A więc, gdzie jest Lilianne?" - zastanawiałem się. Wtedy w moją stronę ktoś rzucił trójząb i drasnął mnie nim w ramię.
Zawyłem z bólu, zobaczyłem mnóstwo krwi, ale zanim zdążyłem cokolwiek zrobić mój smok oberwał w skrzydło i zaczął zniżać lot.
~Oczami Lilianne~
*By Gwiazdeczka & Czesieł*
Leżałam obok Cole'a, który nadal się nie obudził. Nie mogłam spojrzeć w jego piękne ciemne oczy, porozmawiać z nim...
Słońce całkowicie zaszło i zapadła noc. Poświata wokół ducha prawie całkowicie zniknęła. Jego ciało było ledwie widoczne teraz, po ciemku, a co dopiero w dzień...
- Cole, błagam, nie zostawiaj mnie... - pochyliłam się nad nim, ale gwałtownie się odsunęłam, bo z moich oczu zaczęły cieknąć łzy, a nie chciałam go poparzyć.
Wyczołgałam się całkowicie z wody, a piasek przylepiał się do mojego mokrego ciała.
Po kilkudziesięciu sekundach strzepałam go z siebie odsłaniając suchą skórę i łuski.
Zdjęłam z ogona brudny, paszarpany i zakrwawiony opatrunek i wrzuciłam go do oceanu. Chwyciłam chłopaka pod ramiona i usadowiłam tak, żeby cały jego ciężar spoczywał na moim ciele.
Ja... Ja go dotykam! To niemożliwe... Przecież nikt z pozostałych nie mógł go dotknąć! Uśmiechnęłam się.
Cole drgnął. Budzi się? Nie, jednak nie. Wiedząc, że mam suche wargi pocałowałam go delikatnie w usta, a on...
Przytrzymał mnie przy swojej twarzy! Chwytał dłońmi moją szyję i otwierał powoli oczy.
- Cole, ty żyjesz! - ucieszyłam się, przerywając pocałunek.
Duch puścił mój kark. Wtedy poczułam, jak bardzo mi sucho.
Coraz trudniej oddychałam.
- Lily... - powiedział słabo Czarny Ninja. Nie chciałam go opuszczać, więc zlekceważyłam doskwierającą mi suchość.
- Lily, wróć do wody - poprosił cicho wojownik.
- Ja chcę być przy Tobie... - powiedziałam i zakaszlałam. Cole przyciągnął mnie do siebie i ponownie pocałował. Poczułam się słabo. Dusiłam się suchym, nadwodnym powietrzem.
- Wróć do wody - powtórzył duch. Kiedy wreszcie się odważyłam od niego odsunąć, zabrakło mi sił, by doczołgać się do wody. Upadłam na piasek, cały czas się dusząc.
Wtedy poczułam, że ktoś mnie podnosi. Czarny Ninja szedł w kierunku oceanu. Czułam, jaki jest słaby.
Udało mu się dotrzeć do brzegu, ale nie mógł mnie tam położyć, bo było za płytko.
Cofnął się kilka kroków do tyłu.
- Cole, co ty chcesz zrobić? - spytałam zmartwiona. Nie odzywał się. Nabrał rozpędu i...
Wbiegł do wody.
Kiedy ta sięgała mu do kolan upuścił mnie i pędził w stronę plaży. Migotał jasnozielonym światłem i powoli zmieniał się w ektoplazmę.
Ledwie się zanurzyłam i sama zaczęłam płynąć w jego kierunku. Wydostałam się na piasek. Cole jęczał i płakał. Spojrzał na mnie swoimi oczami pełnymi cierpienia. Po chwili je zamknął.
- Cole, ty nie możesz odejść! - łzy z moich oczu lały się strumieniami. Zignorowałam to i zbliżyłam usta do warg ducha. Pocałowałam go... Zdawał się znikać, rozpływać. Znalazł w sobie siłę do ostatniego całusa, a później całkowicie zmienił się w ektoplazmę. Zielonkawa maź sciekła wgłąb piasku...
Zrozumiałam, co się stało. Cole nie żyje... To koniec. Załamana wpatrywałam się w piach, na którym jeszcze przed chwilą leżał mój ukochany.
~Oczami Lloyda~
*By Czesieł+jego sis*
Zobaczyliśmy Kaia na smoku. Był bliski zderzenia się z taflą wody. Wykonałem manewr na mojej bestii i złapałem Ninja Ognia ramieniem. Usadziłem go z tyłu mojego smoka.
- Zane, Kai jest ranny - powiedziałem, przyglądając się przyjacielowi, z którego ramienia wypływała gęsta, ciemnoczerwona krew. Nindroid zerknął na niego zmartwiony i spytał:
- Kai, wytrzymasz?
- To tylko draśnięcie. Nic mi nie będzie - odpowiedział raniony wojownik zrywając rękaw swojego stroju i przewiązując go sobie wokół ramienia.
- Musimy walczyć z trytonami! - krzyknęła Misako, gdy prawie oberwała trójzębem w głowę. Ze smutkiem przyznaliśmy jej rację.
Tak więc... Walczyliśmy. Ciemności nocy nie ułatwiały sprawy. Kai obwiniał się o tą wojnę, jednak nikt nie sądził tak, jak on. Doszłoby do tego prędzej, czy później.
Syreni nie próbowali przestać atakować:
- Ktoś musi zginąć! - rozlegały się wśród nich okrzyki. Po plecach przeszły mi dreszcze. A co jeśli tą walkę przegramy?
- Ja... Rozumiem, czego chcą - zapewnił Ronin.
- O czym ty gadasz? - zapytał Jay, który nie przepadał za byłym złodziejem i nie sądził, by ten mógł wpaść na jakikolwiek genialny pomysł.
- Oni... Oni potrzebują ofiary - rzekł łamiącym się głosem.
- Ronin, co ty kombinujesz? - spytałem i po chwili zrozumiałem. Idiota. Chce, żebyśmy go już zawsze postrzegali jako bohatera - Chyba zwariowałeś! - krzyknąłem.
- Miło było walczyć u waszego boku - wyznał Ronin i skoczył do oceanu.
Syreni od razu się na niego rzucili. Wbijali w jego ciało sztylety i widły. Woda zabarwiła się na czerwono. Pływały w niej poszarpane tkanki wojownika. Krzyczał, dopóki jeden z żołnierzy nie wbił trójzębu w jego szyję. Po chwili nie słyszeliśmy jęków ani wrzasków tylko bulgot krwi w płucach Ronina. Umarł.
Trytoni kolejno podpływali do zwłok. Rozcinali je, a jelita i inne narządy wypływały na wierzch.
- Chyba puszczę pawia... - powiedziała zapłakana Nya, powstrzymując odruch wymiotny.
- Sensei, uciekajmy stąd - przekonywał odważnie Jay. Mój wujek zdawał się być nieobecny. Wciąż wpatrywał się w powierzchnię wody, w której pływały szczątki wojownika.
Poczułem ostrą woń krwi i zaczęło mnie mdlić.
- Wujku, wracajmy na wyspę - błagałem. Wu nagle się ocknął:
- Zawróćcie smoki - rzekł, nawracając i kierując się na Wyspę Ciemności.
- Mistrzu... W przepowiedni nie chodziło o Cole'a, prawda? - spytała Nya.
- Najwyraźniej masz rację. Widzieliśmy syreny i symbole śmierci, ale nie wiedzieliśmy, kto zginie. Cole wydawał się po prostu najbardziej prawdopodobną opcją - odrzekł staruszek, trzymając mocniej za wodze swojego smoka.
W głowie migały mi tysiące obrazów przedstawiających mordowanego Ronina. Słyszałem w myślach jego krzyk i śmiechy trytonów.
Wzdrygnąłem się z przestrachem. Za dużo przeżyć jak na jeden dzień.
Teraz pozostało tylko wrócić do naszego tymczasowego domu na wyspie.
Wszyscy pospieszyli swoje smoki, żeby szybciej dotrzeć na plażę. Minęło kilka minut.
Zobaczyłem coś niepokojącego. Co Lilianne robi z dala od wody?
Wylądowałem na piasku i podbiegłem do niej razem z pozostałymi. Była całkiem sucha i płakała.
Chwyciłem ją na ręce i niosłem w stronę wody. Od razu zapytałem:
- Lilianne, gdzie jest Cole?
- On... Nie żyje... Chciał mnie uratować... Wbiegł do wody... Puść... Ja już nie chcę żyć... - brzmiała niewyraźnie przez suche powietrze przelatujące jej gardłem i swój płacz.
Każdy to usłyszał. Czułem jakby ktoś zadał cios prosto w moje serce. Nogi miałem jak z waty. Upuściłem syrenę na suchy piasek i zacząłem płakać.
- Lloyd, ona musi trafić do wody. Cole by tego chciał - powiedział Zane, gładząc moje ramię. Ja jednak nie miałem sił, aby ją podnieść.
Nindroid chwycił nawpółprzytomną Lily i włożył ją do wody. Z początku się miotała, gdyż nie chciała żyć bez Cole'a, ale w końcu pogodziła się z prawdopodobną wolą swojego ukochanego.
Wszyscy płakaliśmy. Nawet Sensei Wu, który zazwyczaj się od tego powstrzymywał. Pierwszy raz widziałem go w takim stanie. Staraliśmy się pocieszać siebie nawzajem, ale to była po prostu głupota.
Zbyt wiele straciliśmy. Cole, nasz najlepszy przyjaciel, niezawodny lider... Mógłbym wymieniać bez końca.
Za Roninem nie rozpaczałem. W końcu drażnił się ze wszystkimi. Może tęskniłbym za nim, gdyby nie to, że doskwierała mi znacznie większa strata.
Czułem ból w okolicach klatki piersiowej. To było moje serce.
~Oczami Zane'a~
*By Gwiazdeczka & Czesieł*
W takich chwilach żałowałem, że czuję wszystko to, co normalni ludzie. Odczuwałem cierpienie takie, jak nigdy przedtem.
Uniosłem głowę do góry, by spojrzeć w ciemne niebo. Zakryły je chmury, godząc się z naszymi nastrojami.
Coś było nie tak. Szarawe obłoki zaczęły wirować i ciemnieć. Stworzyły coś w postaci dziury czy portalu...
- Spójrzcie na niebo - powiedziałem do zapłakanych przyjaciół.
To coś w stylu tunelu zaczęło się otwierać. Z niepokojem wpatrywaliśmy się w zjawisko, którego przyczyny nie znał żaden z nas.
Z tajemniczej dziury wyłoniła się dziwna postać.
Unosiła się bez skrzydeł niczym duch i podobnie jak Bansha czy Ghoultar, z którymi walczyliśmy parę miesięcy temu, nie posiadała swego rodzaju nóg, tylko charakterystyczną
,,smugę".
Zielonkawa istota wleciała do naszego świata, a portal się zamknął. Z nieba zniknęły gęste chmury i wyłonił się księżyc.
Nasz ,,gość" miał na sobie długą, przezroczystą, czarną pelerynę i czarno-szaro-zielony kombinezon w stylu ninja.
Dotarło do mnie, kto powrócił.
- Cole! - wykrzyknąłem imię przyjaciela. Skinął głową i zleciał bliżej ziemi. Wszyscy do niego gwałtownie pobiegliśmy i chcieliśmy się przytulać, jednak przenikaliśmy przez ducha. Uśmiechnął się tajemniczo i przeleciał na wylot przez nasze ciała.
Podleciał do zatoczki, w której pływała Lilianne. Jej oczy migotały od łez szczęścia. Nie dowierzała w to, co się właśnie działo.
- Cole... - rozpłakała się na dobre, a Czarny Ninja po prostu wszedł do wody. Nic mu się nie stało. Dalej żył.
Syrena, zauważając to odbiła się od dna i rzuciła w ramiona chłopaka. Delikatnie ją pocałował, nie parząc swoich ust. Wciąż milczał.
- Cole... Jak to możliwe? - wyszeptała, wciąż się do niego tuląc. Duch pokazał wzrokiem na kamień przy zatoczce. Lily usiadła na nim.
Mistrz Ziemi stworzył w dłoni kulę fioletowo-zielonego światła i przyłożył ją do rany na końcu ogona swojej dziewczyny. Płetwy natychmiastowo zaczęły odrastać. Syrenka machnęła nimi.
Chwyciła dłońmi i pogładziła odzyskaną część swojego ciała.
Przyglądaliśmy się tej wzruszającej chwili. Wtedy Cole po raz pierwszy przemówił:
- Mogłem wykorzystać tę kulę światła, żeby całkowicie przestać być duchem - zmarkotniał, na co wszyscy wbiegliśmy do wody i zaczęliśmy go przytulać. Tym razem dał się dotknąć. Po jego bladozielonej twarzy spłynęła łza, którą natychmiast otarł.
Dziękujemy za przeczytanie tego rekordowo długiego rozdziału (2624 słowa). Włożyliśmy w niego tysiące emocji, więc mamy nadzieję, że wywarł na was podobne wrażenie. Wyraźcie w komentarzach wszystko, co czuliście, czytając tą część. Liczymy, że dacie radę nas wzruszyć :* Czekamy, Gwiazdeły!
PS COMBO utrzymane :D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro