16. Jesteśmy teraz jakby przyjaciółmi
Spokojny wieczór. Nudy. Nic ciekawego, Oliverowi nie chciało się wstać, był już w piżamie, szlaban miał za dwie godziny i można było się chwile przespać. Pukanie do drzwi.
- Tak? - zobaczył w drzwiach Marcusa Flinta. - Chwilka! - zamkną mu drzwi przed twarzą. Chwile potem znowu je otworzył z ułożonymi włosami i już ubrany.
- Wpuścisz mnie do środka? - widząc jego mine dodał - Nie musisz sprzątać
- Co? A tak zapraszam - przepuścił go i zamkną drzwi.
- Ładnie tu masz - rozejrzał się po pomieszczeniu i zauważył coś jakby swoje zdjęcie, które Oliver sekundę potem czymś przykrył.
- Dziękuję heh
- Słuchaj wiem, że przez tyle lat się nie dogadywaliśmy, ale może spróbujemy zacząć od nowa? - podał mu rękę. - Marcus
- Um... - zawahał się. - Oliver - uścisnęli sobie ręce.
- Wolisz, żebym mówił Ci po imieniu czy dalej po nazwisku
- Jak chcesz może być nawet zdrobnienie - widać było, że zbytnio nie wie co powiedzieć.
- Okej Ollie - niespokojnie się poruszył. - A może jednak nazwisko?
- Przyzwyczaję się - uśmiechnął się.
- Jeśli będzie Ci to przeszkadzało to powiedz
- Jest okej M-marcus
- Moje imie pięknie brzmi z twoim akcentem - Gryfon się zarumienił.
- Spierdalaj! - był jeszcze bardziej czerwony.
- Złość piękności szkodzi, a ty nie masz czym szastać
- FLINT! - skrzyżował ramiona i odwrócił się do niego bokiem.
- Przecież żartuje, śliczny jesteś - widział jak tamten się uśmiecha. - No nie obrażaj się
- Nie obrażam się - usiadł przy nim. - Wkurwiasz mnie czasami
- Wiem kochanie - dostał poduszką. - Już przestaje - kolejny raz. - Przesadzasz
- No co ty - roześmiał się i znowu go jebną.
- Tak to nie będzie kochany - zawiesił się nad nim. - Przeproś ładnie
- O Merlinie przepraszam! I jak ty mi wybaczysz! - pokazał mu język.
- Ty mała kurwo - złapał go za nadgarstki, przybliżył się do jego twarzy i wyszeptał mu do ucha. - Daje Ci ostatnią szansę, żeby przeprosić
- Uhm... przepraszam? - znowu był cały czerwony.
- Zajebiście reagujesz na mój dotyk
- Taaa złaź ze mnie
- Daj mi coś sprawdzić - włożył mu rękę pod ubranie i zaczął dotykać jego klatki piersiowej.
- M-marcus - złapał go za ramie.
- Tak kochany?
- Przestaniesz proszę...
- Nie mów, że Ci się nie podoba - zszedł niżej.
- Flint kurwa
- Dobra, dobra już - wstał i podał mu rękę, ten skorzystał z pomocy i wylądował na jego kolanach.
- FLINT
- No co? - uśmiechnął się. - Dobrze już nie będę obiecuję
- Zamknij się - wtulił się w niego. - To nic nie znaczy jasne?
- Mam to wziąć za... przyjacielskie?
- Tak - uśmiechną się. - 'Jesteśmy teraz... jakby przyjaciółmi'
- Oh okej - objął go ramieniem i oboje zasnęli.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro