Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

~Oczami Kaia~
*By Czesieł*

   Wszyscy przy stole rozmawiali o dzisiejszym dniu. Nie chciałem już dłużej tego słuchać. Wstałem i wyszedłem z salonu.
   Wolałem nie siedzieć sam, więc postanowiłem kogoś odwiedzić.
   ,,Jay nie... On musi pobyć trochę sam i wszystko przemyśleć, przyjąć do siebie." - wyliczałem. Decyzja o tym, do kogo się udać nie była już taka trudna.
   - Cole, mogę wejść? - zapytałem, podpierając lekko dłonią drzwi pokoju ducha.
   Po chwili usłyszałem dźwięk odkluczanego zamka. Wejście otworzyło się z cichym skrzypnięciem.
   - Cześć, Kai - powiedział smętnie Mistrz Ziemi i wpuścił mnie do środka.
   - Straszny dzień, co nie? - zapytałem, rzucając się na jego łóżko z delikatnym, wymuszonym uśmiechem.
   - Taa... - odpowiedział, siadając po turecku na podłodze i jeżdżąc po niej palcami.
   - Będzie dobrze. Jak zwykle - spojrzałem na sufit. To nie był optymizm. Ja po prostu chciałem, żeby Cole nie był smutny, a to, że sam wątpiłem w kolejne ,,szczęśliwe zakończenie",  nie liczyło się.
   - Może pójdziemy do Jaya? - spytał, podczas gdy ja bawiłem się maleńkim płomyczkiem wytworzonym z mojej dłoni.
   - Niech będzie - podniosłem się z łóżka, a płomyk zniknął. Wyszliśmy.
   Drzwi do pokoju Niebieskiego Ninja były otwarte. Zajrzeliśmy. Nikogo nie było. Przestraszeni przeszukaliśmy wszystkie pomieszczenia. Pusto.
   Wbiegliśmy do salonu, oznajmiając równocześnie:
   - Jay zniknął - te dwa słowa przeraziły chyba wszystkich.
   - To trzeba go znaleźć! - oznajmił Lloyd, wstając od stołu.
   - P.I.X.A.L., namierz go! - nakazał Sensei Wu. Androidka pobiegła do centrum sterowania. Wpisała kod identyfikacyjny Jaya, a na mapie ukazała się mrugająca, czerwona kropka.
   - Co on tam robi? - zapytałem, wskazując na świecący punkcik.
   Dziewczyna Zane'a błyskawicznie sprawdziła ostatnie wyszukiwania systemu.
   - Jay wykrył sygnał Nyi. Pewnie poszedł jej szukać - wyjaśniła asystentka Cyrusa Borga.
   Nie trzeba było mówić, co mamy zrobić. W mgnieniu oka wszyscy byliśmy gotowi do akcji. Stworzyliśmy Smoki Żywiołów i odlecieliśmy w stronę miejsca wskazanego przez system.
   Po kilku minutach lotu dotarliśmy na miejsce.  Wylądowaliśmy w ubogiej, opuszczonej, zniszczonej dzielnicy. Dawno nie widziałem obrazu tak pełnego nędzy, jak ten dzisiejszy.
   - Jay! Jay! - krzyczał co chwilę Cole. Zza zakrętu zagraconej uliczki rozbrzmiał cichy jęk.
   - Jay? - spytałem tym razem ja, biegnąc w stronę odgłosu.
   W zaułku leżał nasz zaginiony przyjaciel, chociaż szczerze przyznam, że ledwie go poznałem.
   Opierał się lekko plecami o ścianę, a przez jego strój, z rany na brzuchu, przeciekała krew. Warga była przecięta, a ręce i nogi pełne siniaków.
   Moje oczy zamigotały od łez. Ktokolwiek to zrobił, dopilnuję, by i jemu stała się krzywda.
   - Jak ci pomóc? - spytał Lloyd, patrząc z litością na rannego ninja.
   - Nya... Nyi tu nie było. Wszystko na marne.- łkał Mistrz Błyskawic.
   - Jay, kto ci to zrobił?- spytałem, zaciskając pięści.
   - Wzięli Nyę, mnie pobili. Nienaturalnie bladzi. Granatowe garnitury - mówił, wypluwając własną krew.
   - Trzeba opatrzyć mu rany - martwił się Cole, wskazując gestem na rannego.
   - Nie tutaj... Weźcie mnie do domu. Tu nie jest bezpiecznie - płacz Niebieskiego Ninja ustąpił miejsca przerażeniu.
   Mistrz Ziemi wziął Jaya na ręce i wsiadł na swojego smoka.  Dotarliśmy do bazy. Chcieliśmy wziąć cierpiącego do jego pokoju i opatrzyć rany, jednak on nas powstrzymywał.
   - Czekajcie... Ja muszę sprawdzić... Muszę znaleźć jej sygnał - prosił. Zgodziliśmy się pod warunkiem, że zrobi to szybko. Włączył komputer i skanował Ninjago.
   ,,Brak sygnału" - wyświetlił się napis na ekranie.
   - Jay, tak mi przykro... - powiedziałem, kładąc dłoń na jego ramieniu.
   - Nie! Ona musi gdzieś być! - uderzył pięścią w komputer i spojrzał na ekran w oczekiwaniu.
   - Ostatnio zadziałało... - mówił łamiącym się głosem.

~Oczami Zane'a~
*By Gwiazdeczka & Czesieł*

   Lilianne została wprowadzona do ogromnej sali. Zaglądałem do środka przez okno umieszczone nad jej centrum. Próbowałem rozsadzić szkło, ale było wzmocnione czarami. Mogłem tylko patrzeć.
   Strażnicy otoczyli syrenę i zaczęli wokół niej krążyć. Z trójzębów, które mieli w dłoniach wystrzeliły wiązki światła.
   Biedna Lily... Próbowała się wyrwać, ale wszystko poszło na marne, a ja nawet nie mogłem jej pomóc.
   Światło zaczęło wirować, rosnąć w siłę, otaczać jej ciało. Nagle przygasło. Zgromadzona energia wysadziła okno, przy którym byłem. Spojrzałem na podłogę sali.
   Leżała tam Lilianne i... Miała nogi! Gdzieś zniknął fioletowo-granatowy ogon i ustąpił miejsca sukni w tym samym kolorze.
   Dziewczyna Cole'a zaczęła się dusić. Nie oddychała już pod wodą. Była tylko człowiekiem.
   Syreny śmiały się z niej. Od razu zareagowałem.   Wpłynąłem do sali przez wybite okno i podniosłem Lily.
   Straciła przytomność, ale ja nie poddałem się tak łatwo.    Trytoni mnie gonili, więc płynąłem jeszcze szybciej.
   Jeden z nich wbił trójząb w suknię nieprzytomnej, rozszarpując płachtę materiału.
   Mimo wszystko jakoś udało mi się dotrzeć do powierzchni.  Stworzyłem smoka i czym prędzej poleciałem w stronę bazy.
   Wylądowałem na plaży i wbiegłem do naszego domu.  Skierowałem kroki do centrum sterowania, z którego usłyszałem rozmowy.  Przekroczyłem próg. Wszyscy spojrzeli zszokowani na osobę, którą trzymałem na rękach.  Wśród zebranych był Cole.
   - Lily! - krzyknął, patrząc na nią.
   - Musimy ją gdzieś położyć - powiedziałem. Mistrz Ziemi wybiegł na korytarz i otworzył drzwi swojego pokoju.  Poszedłem tam i zrobiłem, co do mnie należało.
   - Co się stało? - zapytał Czarny Ninja ze łzami w oczach.
   - Sam nie wiem. Rzucili na nią jakieś zaklęcie. Wtedy zmieniła się w człowieka i przestała oddychać. Wyłowiłem ją w ostatniej chwili. Ledwie udało się uciec przed innymi syrenami - wskazałem gestem na poszarpaną suknię Lilianne.
   - Czy ona jeszcze żyje? - spytał, przygryzając dolną wargę.
Jej cera była trupioblada, ciało tkwiło w bezruchu.  Sprawdziłem puls. I nic.  Spojrzałem na ducha, który był na prawdę bliski płaczu.  Nie chciałem go zawieść.  Zeskanowałem ciało dziewczyny, w poszukiwaniu oznak życia.
   - Żyje! - powiedziałem. Chociaż jej serce nie biło, a płuca nie pobierały tlenu z powietrza, ona na prawdę żyła.
   Mistrz Ziemi rozpłakał się ze szczęścia i chwycił dłoń swojej ukochanej, nie zważając na to, że jeszcze jest wilgotna.
   Spojrzałem na Lily. Wciąż była nieprzytomna.

   Przepraszamy za opóźnienia i dziękujemy za przeczytanie tego (kolejnego) smutnego rozdziału. A chociaż się podoba? Dajcie znać :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro