7 - Środa - Jak trwoga, to do Boga
Lilia nie była aż tak bezduszna, by zaciągnąć swoich chłopców do egzorcysty (szkoda egzorcysty), jednak zgodziła się z wnioskiem terapeuty, że w tym konkretnym problemie należało poszukać głębszych przyczyn. Skoro umysły Yakova i Jurija były już nie do uratowania, pozostawało zabrać się za ich dusze. O, tak! Dzisiaj ci dwaj zostaną zmuszeni do stawienia czoła wyrzutom sumienia! O ile wciąż je mieli...
- Dobrze, Yakov, a teraz skręć w lewo.
Feltsman niechętnie obrócił kierownicą.
- Powie mi ktoś, kurwa, gdzie jedziemy? – wyjęczał rozwalony na przednim siedzeniu Plisetsky.
- Za chwilę się dowiesz, Juriju Michajłowiczu.
Samochód zatrzymał się obok cerkwi.
- Eee... to co my tutaj, cholera, robimy? – tonem pod tytułem „o kurwa, mam złe przeczucia" zapytał Yakov.
- To, co zwykle robi się w takich miejscach. Szukamy drogi dla błądzących dusz. Konkretniej waszych! Ty i Jurij pójdziecie wyspowiadać się ze swoich przekleństw.
BIIIIIIP!
Łokieć Feltsmana uderzył w klakson. Zaskoczony głośnym dźwiękiem Plisetsky podskoczył i przywalił głową w sufit.
- No chyba, KURWA, żartujesz?! – kontuzjowani panowie zawyli jednocześnie.
- Nie, nie żartuję – krótkim ruchem dłoni, Lilia strąciła z rajstop drobny pyłek. – Będziecie błagać Boga o przebaczenie za każdą „kurwę", którą dzisiaj rzuciliście.
- A-ale... - Yakov zaczerwienił się – ja od czterdziestu lat nie byłem w cerkwi! Cóż... nie w takim celu!
- Ty to przynajmniej rozumiesz, z czym to się je – mruknął Jurij. – Ja w jebanej cerkwi byłem tylko w ramach wycieczki szkolnej. Ja nawet, kurwa, nie wiem, czy w wyznaniu prawosławnym chodzi się do spowiedzi!
- Pop zawsze każdego wysłucha – nieznoszącym sprzeciwu tonem podkreśliła Baranowska. – Pójdziesz do niego i powiesz, że chcesz wyznać grzechy. Proste jak budowa drążka!
- Kiedy ja nigdy...
- Nie obchodzi mnie to.
- Ale, Lileczka, ja tutaj chodziłem, bo...
- Nie obchodzi mnie to!
- Będziemy się czuli strasznie głupio i...
- I DOKŁADNIE O TO W TYM CHODZI! - Lilia wyszła z samochodu i otworzyła drzwi od strony skulonego na siedzeniu Jurija. – MACIE czuć się głupio! MA wam być wstyd! DOKŁADNIE o to mi, do ciężkiej Anielki, chodzi! Przeklinanie to ciężki grzech, za który trzeba przeprosić! I chociaż nie jest wam źle, gdy robicie to w MOJEJ obecności, to mam nadzieję, że przynajmniej będzie wam źle w obecności POPA! Oby zmieszał was z błotem i obiecał lata odsiadki w Czyćcu! A teraz wysiadać z samochodu i JAZDA do cerkwi! ALE JUŻ!
Lodowy Tygrys, który w tej chwili bardziej przypominał Lodowe Kociątko, wyczołgał się z auta. Yakov zrobił to samo.
- A często będziemy chodzić do tej cerkwi? – padło pytanie.
- Dopóki nie oduczycie się przeklinać! Aha, i jeszcze jedno. Macie iść do spowiedzi osobno, nie razem. Tego tylko brakuje, by powtórzyła się sytuacja, jak z tym biednym terapeutą.
- Ale ten złamas...
- NIE INTERESUJE MNIE TO!
Lilia pochyliła się i złapała za krawędź szpilki. Efekt był błyskawiczny – Yakov z Jurijem włączyli turbo napęd i popędzili do cerkwi. Pewnie wciąż pamiętali ból związany z oberwaniem w głowę damskim obuwiem. Dobrze im tak! Ich los był teraz w rękach Boga. Pozostawało czekać na efekty...
Przysiadłwszy na ławce, Caryca Rosyjskiego Baletu wyciągnęła książkę. Ledwo jednak dobrnęła do połowy drugiej strony, gdy usłyszała strzępki dyskusji:
- ... ale tłumaczę Batiuszce, że ja nie w tej sprawie...
- Och, Yasha, Yasha, już daj spokój! Ile to my lat się znamy?
- Do ciężkiej cholery! Kiedy ja naprawdę nie przyszedłem, by...
- Bądź tak miły i nie obrażaj Domu Pana brzydkimi słowami! Albo zbyt małymi darowiznami...
- Mówiłem Batiuszce, że była żona skonfiskowała mi pieniądze! Dała mi tylko kartę kredytową, na której nie zostało ani pół rubla!
- Yasheńka, czy ja mam napisane na czole „Duchowny O Obniżonym Ilorazie Inteligencji"? Wróć, gdy dojrzejesz do dołożenia się na nowe prezbiterium!
Lilia bała się obrócić głowę. Kiedy wreszcie się na to zdobyła, zgodnie z przewidywaniami, ujrzała strapionego Yakova, gapiącego się na plecy popa, który machał mu ręką na pożegnanie.
Z plecami zgarbionymi jak u człowieka zmęczonego życiem, Feltsman powlókł się w stronę eks-małżonki. Czekała na niego z posturą rozczarowanego generała, gniewnie stukając czubkiem buta o chodnik.
- No więc? – zapytała, unosząc brew. – Mógłbyś mi wytłumaczyć, dlaczego byłeś tam tak krótko i co miała oznaczać ta dziwna rozmowa?
Yakov zawahał się. Miał minę, jakby teraz był u spowiedzi i zbierał się do wyznania ciężkiego grzechu.
- No więc... tego... pop zapytał mnie, którego z uczniów tym razem szpieguję, a potem oświadczył, że cena za złamanie tajemnicy spowiedzi wzrosła, więc jeśli mam przy sobie mniej niż dwadzieścia tysięcy rubli, to niepotrzebnie się fatygowałem...
JEBUT!
Feltsman został trzaśnięty w ucho książką.
- Czy ty w ogóle nie masz wstydu?! – oburzyła się Lilia. – Chodziłeś do popa i płaciłeś mu, by mówił ci, co usłyszał od twoich wychowanków podczas spowiedzi?!
- A-a... a co miałem, kurwa, robić?! – wyjąkał zaczerwieniony Yakov. – Pierdoleni smarkacze nigdy niczego mi nie mówią, a chyba muszę wiedzieć, czy któryś nie pali marychy na boku, albo ładuje w siebie jakieś podejrzane substancje przed zawodami, albo, co gorsza, zapomina o prezerwatywach! Dlatego mam taki problem z Viktorem i Juraczką, bo to para pierdolonych antychrystów, co nigdy nie chodzi do cerkwi...
JEBUT!
Język rosyjski nawet nie posiadał słów na skomentowanie czegoś takiego. Pozostawało ponownie zdzielić winnego „Kareniną" Tołstoja.
Dłonie Baranowskiej zawędrowały do zmarszczonego czoła, jednak nawet nie zdążyły porządnie go rozmasować, gdy z boku dało się słyszeć hałas. Jurij wypadł z cerwki, wydając dźwięki podobne do kota, który toczył zaciekły bój z rottweilerem. Po chwyli zza drzwi wyjrzał także pop. Prawosławny duchowny przypominał w tej chwili buddyjskiego mnicha z Klasztoru Szaolin, czy jakiegoś innego miejsca, gdzie szkolono religijnych zabijaków – z posturą, którą nie powstydziłby się mistrz japońskiego bojutsu (walki na kije), wysuwał w stronę Plisetskyego miotłę.
- Wynocha stąd, ty przeklęty Sojuszniku Szatana! – ryknął. – A jak spotkasz swojego kumpla, Nikiforova, to powiedz mu, że jak jeszcze raz on, jego japońska swołocz i ta szwajcarska dziwka postawią stopę w Domu Bożym, to napierw ukrzyżuję ich na jednym krzyżu, potem poćwiartuję, a szczątki utopię w wodzie święconej! Dotarło?!
Drzwi do budynku zatrzasnęły się z hukiem.
- Mówiłeś, że Nikiforov nie chodzi do cerwki! – Baranowska warknęła do byłego męża.
- No bo, kurwa, nie chodzi! – z miną pod tytułem „czy ja o czymś nie wiem" odparował Yakov.
- Ale najwidoczniej niedawno tu był – wycedził otrzepujący się z brudu Jurij. – Ledwo wymówiłem jego imię, a pop zrobił znak krzyża, potem zaczął mnie wyzywać i obrzucać jakimiś jebanymi relikwiami, no a potem... no, potem było to, co widzieliście.
- Po co w ogóle o nim wspominałeś? – ze złością zapytała Lilia.
- Kazałaś mi się wyspowiadać ze wszystkich kurwogrzechów, tak?! – odparował, łypiąc na nią spod rozczochranych włosów. – No to zacząłem wyliczać wszystko, co dzisiaj pierdolnąłem. A że na powitanie nazwałem Łysola zbokiem ze zjebofazą na Wieprzowinę, to... no, wiadomo. Teraz, gdy o tym myślę, to chyba większość dzisiejszych chujokurew było pod jego adresem. Jednak pierdolpop nie dał mi ich wszystkich wyliczyć, bo już kiedy wspomniałem o pierwszej kurwozjebce, dostał małpiego rozumu.
Baranowska otworzyła usta, by wyrazić oburzenie odnośnie użytych przez Plisetskiego neologizmów, lecz nie zdążyła, bo Feltsman odezwał się pierwszy.
- Po cholerę Vitya poszedł do cerkwi? I po co zabrał ze sobą Katsukiego i Giacomettiego? Jakaś wycieczka turystyczna, czy jak? Ej, Juraczka, zadzwoń do Chulanonta! On na pewno coś wie.
- O! Zajebisty pomysł!
Rozwścieczona, że winowajcy nie pozwalali zmyć sobie uszu, Lilia zagryzła zęby. Nieświadomy jej gniewu Jurij sięgnął po komórkę.
- Te, Chomik, słyszałem, że Łysol zabrał Prosiaka i Kręcidupca do cerkwi. Wiesz coś o tym?
- Daj na głośnik, ja też chcę słyszeć! – burknął Yakov.
- Aaaach, macie doskonały timing, bo właśnie miałem wrzucać fotki na Instagram – zawołał ucieszony Phichit. - Nie zapomnijcie ich zlajkować, okeeeej?
- Czyli, że wiesz, o co chodzi?
- No pewnie, że wiem! Yuuri zaoferował mi zawartość swojej świnki skarbonki za zdjęcia, które przesłał mi po pijaku, jednak nie mogłem mu ich odsprzedać, bo to tyle lajków, że...
- DO RZECZY, KURWA!
- No dobrze, już dobrze! No więc, ech... jakiś czas temu Chris przyjechał do Yuuriego i Viktora w odwiedziny. Przywiózł ze sobą z dziesięć butelek wina, które miały być na prezenty dla całej Petersburskiej ekipy... ale, jak to powiedział Viktor, „sytuacja wymknęła się spod kontroli i we trzech wychlali wszystko w jeden wieczór". Nie znam szczegółów, ale generalnie byli dość mocno naprani i w pewnym momencie wpadli na pomysł, by zrobić Maraton Spowiedzi.
Yakov i Jurij wybałuszyli oczy.
- Maraton Spowiedzi?! Czym, u diabła, jest Maraton Spowiedzi?!
- No... chodzisz od cerkwi do cerkwi i się spowiadasz. Wyznajesz grzechy, dopóki pop nie wyrzuci cię z konfesjonału. Ten, którego wywalą najszybciej, dostaje trzy punkty, drugi dostaje dwa, a trzeci jeden punkt.
- Masakra...
- No nie? – zapiszczał zachwycowy Taj. – A najlepsze jest to, że Yuuri wygrał!
- Że co?! – zdziwił się Plisetsky. – Ta ugrzeczniona eks-dziewica dostała najwięcej punktów? To co on właściwie nagadał tym popom, że uznali go za ucieleśnienie wszystkich siedmiu grzechów?
Ze słuchawki dobiegło ciężkie westchnienie.
- Wiesz jak jest: gdy Yuuri się narąbie, to potem nie pamięta. A że spowiadali się osobno... cóż. No ale następnego ranka Viktor wziął swoją złotą kartę kredytową i poszedł się dowiadywać. Ja i Chris ostatecznie nie wyciągnęliśmy z niego, o co chodziło, ale słyszałem, że wrócił do domu baaaardzo z siebie zadowolony.
- Chyba nie chcę wiedzieć, o co chodziło – Jurij wzdrygnął się.
- A ja już wiem, ZA CO pop chciał ode mnie aż dwadzieścia patyków... - Yakov pokręcił głową.
Natomiast Lilia wiedziała, że pomysł ze zwróceniem się do Boga był już zupełnie spalony. W końcu dzięki uprzejmości Nikiforova i jego Japończyka nie będą mogli pokazać się w żadnej cerkwi w tym mieście!
Notka autorki:
Tytuł kolejnego rozdziału to "Siłownia dla prawdziwych mężczyzn". Jak wyobrażacie sobie taki przybytek :) ?
Jak zawsze dziękuję wszystkim cudownym ludziom, którzy pozostawili po sobie komentarz bądź gwiazdkę!
Melduję, że w sprawie Otajurkowego Epilogu podjęto demokratyczną decyzję ^^ . Słowa zachęty z waszej strony tak mnie zmotywowały, że napisałam dodatkowy rozdział w jeden wieczór. Liczy około 2400 słów. Dziękuję wszystkim osobom, które wzięły udział w głosowaniu :)
Muszę przyznać, że osobiście nie jestem w stu procentach przekonana do Jurija i Otabka jako pary - chociaż official arty aż krzyczą do nas, byśmy szipowali tę dwójkę, to... no wiecie... oni znają się od zaledwie trzech odcinków (i jednego "Welcome to the madness" ^^). Średnio to kupuję. Co jednak nie powstrzymało mnie przed napisanie Takiego A Nie Innego Epilogu. Wszak autor winien czasami wykazać się elastycznością.
A czytelnik ma prawo do wolnego wyboru.
Tak więc, jeśli jesteście zagorzałymi wrogami szipu Otayuri, nie czytajcie Epilogu.
Natomiast jeśli lubicie tych dwóch chłopaków razem (albo chociaż gustujecie w opowiadaniach z ich udziałem), koniecznie zajrzyjcie do Epilogu.
No, to tyle w sprawie Księcia Na Motocyklu i jego Wróżki :)
Tymczasem prace nad kolejnym rozdziałem "Zakładu" idą pełną parą. Już prawie skończyłam!
To wszystko z mojej strony. Trzymajcie się cieplutko i do zobaczenia jutro!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro