13 - Epilog drugi - Bariery językowe
Do czytelników: sami tego chcieliście, więc nie miejcie pretensji! Czytacie to na własną odpowiedzialność!
Nagroda Specjalna dla osoby, która rozkmini powyższy obrazek.
- Nie, Miły Panie, NIE udzielę panu rozgrzeszenia za kopnięcie kota. Nie interesuje mnie, że pana podrapał i ugryzł pana w nogę. Gdyby jeszcze kopnął pan teściową... To mógłbym zrozumieć! Ale że niewinne zwierzątko?! Następny!
Nastoletni grzesznik spuścił głowę i utykając opuścił konfesjonał. Pop rozmasował obolałe plecy.
- Następny! – burknął.
Na krzesełko opadł jakiś bardzo pijany facet. Wyglądał niemal identycznie jak Harry Potter – z tą różnicą, że był Azjatą i nie posiadał blizny. Usiedzenie w miejscu sprawiało mu wyraźny problem – wciąż chwiał się, raz na prawą, raz na lewą stronę, jakby miał się za chwilę się przewrócić.
- Co cię tu, sprowadza, synu? – przyjaźnie zagaił pop.
- Szsiię wyszczać grzejniki! – padła nieprzytomna odpowiedź.
- Słucham?!
Lekko się kołysząc, okularnik sięgnął do kieszeni. Podsunął sobie skrawek papieru prawie pod sam nos i przeczytał:
- Chuczę wyrzygać gadżety!
- Eee... nadal nie rozumiem, synu.
- No... chuć wyzwać Czechy!
W końcu zniecierpliwiony pop wyrwał nieszczęśnikowi kartkę. Ktoś napisał chłopaczkowi instrukcję w cyrylicy.
- Aaa... „chcę wyznać grzechy"! Grzechy chcesz wyznać? Tak, synu?
Chłopiątko nieprzytomnie pokiwało główką.
- Cóż za wspaniały gest! – westchnął duchowny. – Fakt, że chcesz przyznać się do przewin jest godny pochwały. Zwłaszcza, że nie jesteś tutejszy. No więc mów, synu!
Azjata nieoczekiwanie zmarkotniał. W kącikach brązowych oczu zaczęły gromadzić się łzy. Młodzieniec wybuchł płaczem.
- C-co się stało? – zaniepokoił się pop. – C-chłopcze, spokojnie! No już, cichutko, wszystko dobrze, przecież nic się nie dzieje... Twoje sekrety są u mnie bezpieczne! Nawet jeśli popełniłeś morderstwo, albo, nie daj Boże, zrobiłeś komuś nieślubne dziecko, nikomu tego nie powtórzę!
Yakov też nie powtórzy. Na niego zawsze można liczyć.
- Nie to obchodzić! – zakwilił okularnik.
- Obcho... aaa! Nie o to chodzi, tak?
Przytaknięcie.
- A o co, synu?
- No bo... no bo... ja nie ssać rosyjski!
- CO?!
Młodzieniec pociągnął nosem.
- Viktor mnie obciągnie uczyć... znaczy... chlip, chlip... obciągle!
- Aaa... ciągle cię uczyć? Tan cały Viktor ciągle cię uczy, tak? A czego cię uczy?
- Possajewać językiem, szebym possał rosyjski! Ja tak bardzo chuć... tak bardzo chuć ssać rosyjski, ale ja nie ssać, ja być żółta dupa, Yurio mówić, że ja Świnia i beztalencie, bo ja nie ssać rosyjski!
Maryjo, Jezusie i Duchu Święty! O cóż mogło w tym wszystkim chodzić? To ssanie... Dobry Boże, pop miał same diabelskie skojarzenia.
- Viktor ssać japoński – zapłakał młody grzesznik. – Viktor łatwo ssać. Viktor ssać łyżwy, Viktor ssać języki, Viktor ssać wszystko! Viktor przyjechać do Hasetsu i od razu ssać!
- Zaraz, zaraz – pop przycisnął sobie dłoń do czoła. – Kiedy mówisz „ssać" tak naprawdę chcesz powiedzieć „znać"?!
- Zunać?
- Ooo, tak, tak, tak! Właśnie to! Znać! Ten twój Viktor chce, żebyś znał rosyjski? I dlatego cię uczy? A ty chuć... eee... to znaczy chcesz się nauczyć?
- TAK!
- I Viktor jest taki zdolny, że... eee... zna japoński, tak? A poza tym, z tego, co zrozumiałem, nieźle jeździ na łyżwach? Ogólnie jest we wszystkim najlepszy?
- TAK!
- Chwila moment! A czy ty nie masz przypadkiem na myśli Viktora Nikiforova? Tego łyżwiarza?
- TAAAAAK! - zawył zrozpaczony Japończyk. – Ja nie chuć zrobić Viktor wzwód! Ja chuć ssać rosyjski, by zapompować Viktor!
Okej, załóżmy, że „wzwód" miał oznaczać „zawód", a „zapompować" – „zaimponować". Aha, czyli ten chłopak nie chciał sprawić Viktorowi zawodu. Za to bardzo chciał mu zaimponować.
- No już, spokojnie – duchowny poklepał młodziana po ramieniu. – Rosyjski to bardzo trudny język. Viktor nie może wymagać od ciebie, byś od razu się nauczył...
- Kiedy ja być w Rosja już trzy miesiączki! – zaskomlał zaryczany okularnik. – Ja być tutaj trzy miesiączki i nic tylko robić Viktorowi wzwód! Ja jeździć na łyżwach i Viktor wzwód! Ja robić balet i Viktor wzwód! Ja tak bardzo chuć, chuć, chuć, a Viktor cały czas wzwód, wzwód, wzwód! Ja chuć ssać rosysjki, ale ja nie ssać rosyjski! I znowu Viktor wzwód!
- Boże, synu, to straszne...
- Jedyne, co ja dobrze robić, to parówki na śnię jebanie!
- Śnię jebanie?! Aaaa, w sensie, że śniadanie?
Japończyk pokiwał główką.
- Jak śnię jebanie, to Viktor zawsze chuć twarda parówka! No to ja robić Viktorowi parówka, bo ja dobrze pieścić. Phichit zawsze mówić, że ja dobrze pieścić!
- Chciałeś powiedzieć „pichcić"? Pichcić czyli gotować?
- Właśnieje tak! Ja tylko dobrze pieścić. Gdy Viktor chuć śnię jebanie, to ja pieścić jajka i parówka, i dawać Viktor, i Viktor satysfakcją jebany!
- U-usatysfakcjonowany? – wyjąkał pop. – Oczywiście chciałeś powiedzieć u-sa-tys-fak-cjo-no-wa-ny? Tak?
- Tak, ale co z tego?! Co z tego, skoro Viktor wciąż wzwód, wzwód, wzwód...
- Dobrze, wystarczy, już, zrozumiałem, że...
- Do tego jeszcze Mistrzostwa Swatania! Niedługo Mistrzostwa Swatania i Viktor mi zrobić orgii analny program. Program orgii analny i wykorzystywać moja stamina, ale co z tego, skoro Viktor wciąż wzwód, wzwód, wzwód...
- WYSTARCZY!
Nerwowo przełykając ślinę, duchowny wytarł pot z czoła. Yakov miał rację, gdy ostrzegał go przed Nikiforovem i jego piekielną zgrają!
To nie tak, że z tym Japończykiem nie dawało się dogadać. W sumie to nie trzeba było specjalnie się wysilać, by poznać prawdziwy sens wypowiedzi. Rzecz w tym, że nawet wiedząc, że „orgii analny" to „oryginalny", a „miesiączki" to „miesiące", słuchanie tego wszystkiego było po prostu... no... nie do przyjęcia!
Dla własnego dobra, ten chłopak nie powinien W OGÓLE mówić po rosyjsku! – z rezygnacją pomyślał pop. – Co z tego, że odczuwa tę swoją chuć, czy raczej chęć zapompowania, czy raczej zaimponowania Viktorowi, czy o co mu, cholera, chodziło... Niech już lepiej zostanie przy japońskim!
Tak, tak, ten młodzian to Nieświadome Ucieleśnienie Grzechu! Trzeba go szybciutko przegonić, zanim rzeźby aniołków zawstydzą się i uciekną do piekła.
- Pójdziemy na układ, dobrze, synu? – udając ojcowski ton, zagaił pop. – Opowiedz mi o swoim najcięższym grzechu i skończymy na dzisiaj, dobrze?
- Ala jak ja wyzwać Czechy, gdy ja nie ssać rosyjski? – zapłakał Japończyk.
- Wszystko da się załatwić, synu. Jako Sługa Boży jestem przezorny i zawsze ubezpieczony! Często przychodzą do mnie ofiary przemocy domowej, w tym i tacy, którym wybito wszystkie zęby! Specjalnie dla nich mam taką specjalną białą tablicę, po której można pisać flamastrem. Proszę, narysuj dla mnie swój grzech. Na pewno bez problemu domyślę się, o co chodzi.
A zatem młodzieniec zaczął rysować. Od razu stało się jasne, że nie miał zadatków na Da Vinciego! Z drugiej strony ciężko oczekiwać, by machnął Monę Lizę, biorąc pod uwagę, jak bardzo był pijany. Po kilku minutach skończył i zaprezentował duchownemu niechlujne dzieło.
Pop założył okulary i nieznacznie pochylił się do przodu.
Bazgroły Japończyka przypominały nieco wzór matematyczny, tyle że zamiast znaku równania była strzałka. Trzy pierwsze obrazki zostały połączone ze sobą dwoma plusami.
Pierwszym elementem było chyba jakieś urządzenie elektryczne? Komórka albo ładowarka. Albo coś jeszcze innego.
Bohomaz numer dwa bez wątpienia przedstawiał penisa (Boże miej mnie w swojej opiece! – pomyślał pop).
Zaś trzecim obrazkiem okazała się uśmiechnięta buźka Viktora Nikiforova (skubaniec pojawiał się ostatnio na wszystkich plakatach w mieście, więc łatwo było go rozpoznać).
Duchowny zaczął rozkminiać rebus:
No dobra... penis plus Viktor. Czyli seks z Viktorem? Okej, ale w takim razie, dlaczego komórka? Hm... a może chodzi o jakieś inne urządzenie elektryczne? Urządzenie elektryczne plus penis to... JEZU! A co jeśli chodzi o wibrator?! No dobra, a wibrator plus Viktor... MÓJ BOŻE! Wibrator z twarzą Viktora Nikiforova?! NAJŚWIĘTSZA PANIENKO!
Pop przeżegnał się. Wszystkie trzy elementy kończyły się strzałką, która wskazywała jakiś dziwny kwadracik z krzyżem w środku.
Kwadracik z krzyżem w środku... kwadracik z krzyżem w środku... co to może być? Japończyk użył wibratora (czy raczej Wibro-Viktora) i tam poszedł? Tylko GDZIE poszedł? Krzyż w środku... czyżby szpital?
Może wibrator utknął biedakowi W-Wiadomym-Miejscu i chłopak poszedł do szpitala, by pomogli mu wyciągnąć?
Chociaż nie, szpitale i apteki są oznaczane PLUSEM, a nie KRZYŻEM. A to ewidentnie jest KRZYŻ. No więc, co? Cmentarz?
Tylko po co ktoś miałby iść na cmentarz z wibratorem w tyłku?
Okej, a więc nie szpital i nie cmentarz. Krzyż w środku, krzyż w środku... które miejsca są oznaczane krzyżem? Może jakiś kościół? Kościół albo cerkiew...
Ze spodni Japończyka dobiegło ciche brzęczenie. Duchowny omal nie dostał zawału.
O MÓJ BOOOOOOOŻE! Czy on przyszedł tutaj z...?!!!
Młodzieniec został złapany za fraki i siłą wykopany z konfesjonału.
- WYNOCHA! – ryknął pop. – Wynocha stąd, przeklęty wysłanniku szatana! Idź stąd! Idź i nie wracaj! A kysz!
XXX
- Więęęęc? – z policzkami zaróżowionymi od alkoholu zaśpiewał Chris. – Za co cię wyrzucili, Yuuri, mon cheri?
- Sam nie wiem – nieprzytomnym głosem pijaka odparł Katsuki. – Ja tylko opowiedziałem mu o tej potwornej sytuacji, gdy Viktor pojechał do Moskwy i zadzwonił do mnie, by przypomnieć mi, że mam podlać kaktusa. Ale ja zapomniałem i ten kaktus uuuumaaaaarł!
Już któryś z kolei raz tego dnia, Japończyk wybuchł płaczem. Szwajcar poklepał go po ramieniu.
- Yuuri, cheri, spokojnie! Słuchaj, a to coś, co stało w doniczce obok drzwi, gdy wychodziliśmy z domu, to nie był przypadkiem ten kaktus?
- Eee... nie wiem. Wydawało mi się, że to zielony penis.
- Penisy nie rosną w doniczkach, cheri. To na pewno był kaktus!
- Naprawdę?! – oczy Yuuriego zalśniły nadzieją. – A więc on ŻYJE?!
- Kaktusy nie potrzebują dużo wody, cheri. Nie umarłby, tylko dlatego że raz zapomniałeś go podlać.
- Oooooch, dzięki Bogu!
Katsuki padł na ziemię i rozpoczął serię dziękczynnych ukłonów.
- A właśnie, Yuuri. Coś brzęczy ci w spodniach...
- Pewnie telefon przypomina o aktualizacjach. Ostatnio wciąż to robi.
- Taa, mój też.
- Ej, Chris? A ciebie za co wyrzucili?
Giacometti westchnął przeciągle.
- Zapewne za to, co zrobiłem biednemu Guang Hongowi, gdy tydzień temu graliśmy w hokeja...
Notka autorki:
Epilog Numer Dwa był pisany na pełnym spontanie - dlatego wygląda, jak wygląda. Mam nadzieję, że mimo wszystko się podoba ;)
Dziękuję wszystkim cudownym czytelnikom, którzy zostawili komentarz bądź gwiazdkę!
Jeżeli jesteście ciekawi, co Chris zrobił Guang Hongowi... bądźcie cierpliwi, bo dowiecie się tego w opowiadaniu o zacnym tytulu "Łyżwiarskie Zakłady Bukmacherskie" (właściwie to tytuł roboczy - jeszcze nie zdecydowałam, czy go nie zmienię). To będzie projekt w stylu "Zakazu Przeklinania" - mniej więcej takiej samej długości, z rozdziałami publikowanymi dzień po dniu. Myślę, że napiszę go maksymalnie w tydzień - może szybciej, może później. Bo przecież jest jeszcze "Zakład".
Ach, no właśnie!
Czternasty rodział "Zakładu" jest już gotowy do publikacji. Wrzucę go dzisiaj albo jutro. Rozdziału piętnastego mam już dobre piętnaście stron - to wasza zasługa, bo mnie motywujecie!
Natomiast z "Zakazu..." została nam już tylko "Matura z Przeklinania". To nie będzie kolejna historyjka, ale coś w stylu dłuuugiej mowy końcowej ze wszystkimi ciekawostkami i podziękowaniami (jeżeli napisaliście chociaż jeden komentarz, na 99% zobaczycie swój nick). Osoby, które będą chciały się pobawić, zyskają możliwość sprawdzenia swoich sił w słowotwórstwie. Plus jeszcze króciutki artykulik o fanfikach. Takie tam biadolenie Jory...
Trzymajcie się cieplutko i do zobaczenia wkrótce!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro