Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11 - Niedziela - Miejsce, które zbliża ludzi


Kiedy dawna Prima Balerina otworzyła oczy, wyczuła, że śpi na jakimś twardym podłożu, mając za prześcieradło płaszcz Yakova, a za kołdrę – bluzę z panterką Jurija. Podniosła się do pozycji siedzącej i natychmiast tego pożałowała.

- Jezu Chryste!

Jej głowa aż pulsowała z bólu! Nie ma to jak kac tysiąclecia...

- Oho? Nareszcie się obudziłaś – padło z prawej strony.

- Proszę, strażnik zostawił dla ciebie butelkę wody mineralnej – dodał głos z lewej.

Słowo „strażnik" uruchomiło odpowiedni łańcuch skojarzeń i Lilia odnalazła nazwę pomieszczenia, w którym się znajdowali.

- Boże przenajświętszy! – krzyknęła. – Czy my jesteśmy...

- ... w więzieniu? – dokończył Yakov. – Tak.

- W najprawdziwszym pierdlu – westchnął Jurij. – Dziadek mnie zabije.

A mnie świętej pamięci matka – przełykając ślinę uświadomiła sobie Baranowska.

Feltsman i Plisetsky siedzieli na przeciwnych końcach ławki, każdy z nogą na nodze, opartym na kolanie łokciu i brodą na otwartej dłoni. Wpatrywali się w towarzyszkę z mieszaniną zaciekawienia i ostrożności.

Lilia szczelniej otuliła się bluzą. Wspomnienia powoli zaczynały wracać.

- O kurde – wyszeptała. – Narozrabiałam wczoraj, prawda?

- No – kiwając głowami, potwierdzili Yakov z Jurijem.

- Dużo wypiłam?

- No.

- I... chyba dużo przeklinałam?

- No.

- I zwyzywałam policjantów?

- Aha.

Dłońmi zakryła twarz.

- Jezu. A długo już tu jesteśmy?

- Tak z kilka godzin. Już niedziela.

Plisetsky skinął głową w stronę wiszącego na ścianie zegara. Trzecia w nocy. I nikt nie nakarmił kota. Zabawne, że ze wszystkich możliwych zmartwień, Lilia pomyślała właśnie o kocie. Ech, że też musieli zamknąć ich we trójkę... ej! Ale zaraz!

- Że mnie aresztowali to zrozumiałe – Baranowska wodziła wzrokiem od jednego towarzysza do drugiego. – Ale dlaczego was zamknęli?

- Nie zamknęli – powiedział Yakov. - Poprosiliśmy, by zabrali nas ze sobą. Czy raczej: z tobą.

- Chcieliście pójść ze mną do paki?! Tfu! Znaczy się... do więzienia?

Kącik ust nastolatka nieznacznie uniósł się do góry. Wypowiedziane z ust Lilii, słowo „paka" brzmiało poniekąd magicznie.

- Ano, chcieliśmy – westchnął Jurij. – Kobieta sama w pierdlu? Lilia, no co ty... nie puścilibyśmy cię samej.

- Jeszcze zrobiłabyś krzywdę biednym kryminalistom – rechocząc w grzbiet własnej dłoni dodał Yakov. – Nie mieliśmy wyboru.

- Skończeni z was durnie! – syknęła, mocniej otulając się bluzą. – Potya umrze z głodu!

- Wszystko byłoby w porządku, gdybyś nie skonfiskowała naszych pieniędzy! – zarzucił jej Jurij. – Przez ciebie Yakov nie miał na łapówkę! Kurwa, biedny Pot...

Uświadomiwszy sobie, że wypowiedział brzydkie słowo, nastolatek zakrył dłonią usta, a zaraz potem zleciał z ławki. Kiedy z powrotem na nią siadał, robił to z miną, jakby bał się, że natrafi tyłkiem na coś ostrego. Nawet na moment nie spuszczał przestraszonego wzroku z Lilii.

- Przepraszam! – pisnął. – To mi się po prostu wyrwało! Obiecuję, że to ostatni...

- Och, dajże już spokój! – Baranowska trzepnęła go w ramię. – Jesteśmy w pierdlu, do ciężkiej cholery! Ta sytuacja jest tak absurdalnie niedorzeczna, że nawet ja mam ochotę powiedzieć coś nieprzyzwoitego! A wy dwaj poszliście ze mną za kratki... - najpierw wydała zniesmaczone prychnięcie, a potem uśmiechnęła się z czułością. – Sądzę, że w takich okolicznościach nie pozostaje mi nic innego, niż tylko znieść Zakaz Przeklinania.

Oczy Yakova i Jurija rozszerzyły się. Po chwili obaj padli na kolana i jak wyzwawcy nietypowej odmiany islamu, zaczęli się kłaniać w bliżej nieokreślonych kierunkach.

- O kurwa, ja pierdolę, dzięki Bogu! – Feltsman miał łzy w oczach. – Jezu, ja już myślałem, że nie wytrzymam!

- Boże, kurwa, ale mi ulżyło... - zawył Jurij. – Tak cholernie mi ulżyło!

- Lileeeeeczka!

Podczołgali się do Baranowskiej i szarpiąc za elegancką spódnicę, podnieśli do góry wypełnione uwielbieniem oczy.

- Kochanie, tak strasznie przepraszam i dziękuję, że postanowiłaś być wyrozumiała!

- Kobieto, ja cię wielbię! Programy Łysola nawet nie umywają się do twoich!

- Skarbie, ja przez tydzień będę robił ci śniadania... przyniosę ci je do łóżeczka! Bo nie muszę już spać u Jurija, prawda?

- Obiecuję, że będę się bardziej przekładał do treningów i nie będę co pięć minut wisiał nad telefonem, by opisać Otabkowi... O, a tak w ogóle to materac może zostać? Mogę przenocować Otabka, prawda?

- Pohamujemy się z tym przeklinaniem...

- Będziemy lepiej nad sobą panować!

Lilia westchnęła ze zrezygnowaniem.

- Odpowiadając na wasze pytania: tak, Yakov, możesz wrócić do naszej sypialni. I tak, Otabek może przyjechać. A co do przeklinania... - zawahała się – nie musicie go powstrzymywać. Już mi na tym nie zależy.

- Ale my chcemy! – gorliwie oznajmił Feltsman.

- No właśnie! Tym razem to nie przymus, a nasze własne postanowienie!

Kobieta pytająco uniosła brwi. Tymczasem jej mężczyźni powrócili na poprzednie miejsca po obu stronach ławki. Tym razem usiedli ze stopami przyklejonymi do ziemi i dłońmi zaciśniętymi na materiałach spodni – wyglądali przez to na bardziej poważnych i skruszonych.

- Bo widzisz... - zaczął Plisetsky – kiedy spałaś, sporo nad tym wszystkim myśleliśmy.

- Przypomnieliśmy sobie, jak strasznie przeklinałaś w tamtej knajpie – ciągnął Yakov. – To było w cholerę szokujące, zwłaszcza, że zwykle czegoś takiego nie robisz. Obserwowaliśmy całą tą scenę i czuliśmy się... eee...

- Zażenowani? – zgadła Lilia.

Ponuro pokiwali głowami.

- Uświadomiliśmy się, jak musiałaś się czuć, za każdym razem, gdy my zachowywaliśmy się w taki sposób.

- Miałaś rację, gdy mówiłaś, że do tej pory byłaś wobec nas tolerancyjna. W końcu już wcześniej przy tobie przeklinaliśmy, ale... no...

- Nie tak – zawstydzony, Jurij spuścił wzrok. – Gdyby dziadek dowiedział się, że rzucałem przy tobie takie teksty, wziąłby wszystkie moje pluszowe tygrysy i spalił je na stosie.

- A potem przetrzebałby ci tyłek – stwierdził Yakov.

- Ta, to na pewno. Ale pluszaków szkoda bardziej niż tyłka.

- Możesz być pewien, że nic mu nie powiem – obiecała Lilia. – Po prostu załóżmy, że były to cholernie ciężkie dwa tygodnie, podczas których każdemu z nas po trochu odbiło.

- Co racja to racja. Dzięki Bogu Prosiak wraca dzisiaj do Rosji, więc wszystko powinno wrócić do normy.

Na moment zapadła cisza.

- A skoro już o tym mowa - Feltsman zacisnął zęby, jakby zbierał się do powiedzenia czegoś wybitnie nieprzyjemnego – potrzebujemy kogoś, kto wyciągnie nas z pierdla.

Lilia posłała swoim paznokciom wkurzone spojrzenie.

- Kogoś sprytnego.

Jurij przepalał ścianę wzrokiem.

- Kogoś, kto ma kasę.

- Dużo kasy.

- I sporo uroku osobistego...

- Kogoś, kto jest teraz w Petersburgu i umie rozmawiać z policją.

Doskonale wiedzieli, który chuligan posiadał odpowiednie kwalifikacje do tej arcytrudnej misji. Wiedzieli i to napawało ich zniesmaczeniem. Wspomniane indywiduum było akurat ostatnią osobą, u której chcieli mieć jakikolwiek dług. Z drugiej strony – czy mieli jakiś wybór?

Nie, nie mieli.

W końcu Yakov zebrał się na odwagę i poprosił strażnika o telefon. Przeżegnał się, po czym wykręcił numer.

- Cześć, Vitya...

Na sam dźwięk imienia gamonia Baranowska z Plisetskim skrzywili się.

- Przepraszam, że dzwonię do ciebie o tak późnej porze, ale... że GDZIE jesteś?! W JAPONII?!

Jurij aż popluł się z wrażenia. Lilia wytrzeszczyła oczy.

- Ale zaraz... - Feltsman przycisnął sobie dłoń do czoła – wytłumacz mi, jak... KURWA MAĆ!

Wrzeszcząc jak wariat, trener Nikiforova przerwał połączenie. Kiedy trochę ochłonął, zakrył twarz.

- Ja pierdolę... - wydusił takim tonem, jakby coś sprawiło mu ból.

- Tylko mi nie mów, że zwiał do cholernej Azji! – zawył zszokowany nastolatek. – Przecież jeszcze wczoraj go widzieliśmy! Kiedy jechaliśmy na kolację, widzieliśmy, jak spacerował po parku ze swoim cholernym pudlem! Przecież nie mógł spierdolić...

- Bo nie spierdolił.

- Hah?! Ale przecież powiedział ci...

- Kiedy powiedział, że jest w Japonii, nie miał na myśli Japonii jako kraju.

Zgon.

Nastąpił Koniec Świata Numer Dwa i cela wypełniła się bluzgami. Nawet Lilia straciła resztki opanowania i zaczęła wyzywać Nikiforova od cholernych zboczeńców. Dopiero brzęczenie telefonu przerwało serię niekończących się przekleństw.

Feltsman wziął głęboki oddech i nacisnął zieloną słuchawkę.

- Tak, słu... a, to ty, Katsuki. Aha? Okej, miło wiedzieć, że twój narzeczony „żartował sobie" z tą Japonią... zajebisty żarcik, serio.

Palcem stukając w obudowę urządzenia, siedemdziesięcioletni trener wysłuchiwał zmęczonych wyjaśnień.

- Nie, nie musisz za niego przepraszać, Katsuki... tak, ja wiem, że to gamoń... aha... nie, serio, nie przejmuj się... aha... aha... czyli jesteś już w Rosji, tak? I gdzie teraz siedzicie? Na lotnisku? O, to świetnie. W takim razie powiedz temu swojemu kretynowi, że ma wziąć swoją złotą kartę kredytową i ten swój kosmiczny uśmiech za bilion rubli i przyjechać na posterunek. Po co? Żeby wyciągnąć mnie, Juraczkę i Lilię z kicia. Nie, nie przesłyszałeś się, całą naszą trójkę. Za co siedzimy? Pfft! Prędzej cmoknę twojego zboczonego kochasia w dupę, niż komukolwiek to powiem.

Baranowska odetchnęła z ulgą. W jednym zawsze mogła liczyć na byłego męża – umiał trzymać gębę na kłódkę.

- Przyjedźcie najszybciej, jak się da. Aha, Katsuki? Jeszcze jedno. Wiem, że to tak średnio możliwe, ale... gdyby ci się udało, to spróbuj nad nim trochę zapanować, żeby nie narobił cyrku. Nie liczę na cuda, ale chciałbym przynajmniej wyjść z tego więzienia z godnością. Okej? Jasne. Dzięki, chłopie. To do zobaczenia!

XXX

Viktor Nikiforov Do Którego Wrócił Narzeczony w niczym nie przypominał Viktora Nikiforova Którego Opuścił Narzeczony. Wkroczył do więzienia tanecznym krokiem, z uśmiechem w kształcie serca przyklejonym do gęby.

- Yuuri, patrz: Rodzina Adamsów! – zapiszczał, pokazując Yakova, Jurija i Lilię palcem.

Telefon poszedł w ruch i cela wypełniła się błyskami aparatu.

- Już ja ci, kuźwa, dam Rodzinę Adamsów! – ryknął Feltsman. – I przestań cykać cholerne fotki!

- Kiedy wy tak słodko razem wyglądacie...

- JAZDA DO NACZELNIKA!

- Dobra, już dobra, idę. Yuuri, kochanie, przypilnuj Rodzinki Soprano...

- Już ja ci, kuźwa, dam Rodzinkę Soprano! – łapiąc za kraty wrzasnął Jurij.

- Mój Boże, Yurio... - narzeczony Viktora złapał się za głowę. – Wy naprawdę tutaj... O, Buddo, co się stało? Znaczy... wiem, że pan Feltsman i tak mi tego nie powie, ale... o matko! Nie mogę uwierzyć! Do tego jeszcze pani Lilia...

- Już nieważne, co się stało – Caryca Rosyjskiego Baletu niedbale machnęła ręką. – Grunt, że wróciłeś, chłopcze.

Zdziwiony Japończyk przekrzywił głowę. A po chwili zza schodów rozległo się:

- Dobra, cholera, wypuszczę ich, tylko ZABIERZCIE GO ODE MNIE!

Z kluczami dyndającymi na palcu wskazującym, pogwizdujący wesoło Viktor powrócił ze swojej „misji".

- Och, Yakov, wiesz, że Pan Naczelnik nadal pamięta moje Mulenie Różu? – zawołał podekscytowanym tonem. – Niesamowite, jak dobrą pamięć mają ci ludzie!

- Tak, Vitya, ja wiedziałem, że on będzie pamiętał – mruknął Feltsman. – W końcu sam wzywałem dla niego karetkę...

- Czym jest Mulenie Różu? – zainteresował się Plisetsky.

- NIE CHCESZ WIEDZIEĆ!

- Zgoda, nie chcę wiedzieć. Ech, cholera, jedźmy już do domu...

XXX

Gdy siedzieli w samochodzie, do Katsukiego przyszedł SMS.

- Prezes Japońskiej Federacji Łyżwiarskiej pisze, że Cesarz był zachwycony moim pokazem. Chcą, bym za miesiąc wystąpił w kolejnym...

- NIE MA, KURWA, MOWY! – wydarli się jednocześnie Yakov z Jurijem.

Z wrażenia Japończyk wypuścił komórkę.

- Yyyy... c-co? A-ale ja...

- Nie ma takiej opcji, Katsuki! Będziesz siedział na dupie w Rosji! Juraczka, zabierz mu paszport!

- Tak jest!

- CO?! Ej... zaraz... Yurio, no co ty... AŁA! Ty weź przestań... nieeee, co ty robisz... hej, oddaj! To MÓJ paszport!

- Yuuri, prosiaczku, spokojnie – Viktor wymruczał narzeczonemu do ucha. – Po co ci paszport, skoro masz mnie?

- Właśnie! – przez ramię warknął Yakov. – Masz jego. Na chuj ci paszport!

- Łysolowi też skonfiskujemy dokumenty – mruknął Jurij. – Zamkniemy je w sejfie i będziemy wam wydawać, tylko gdy będziecie lecieć gdzieś we dwóch. Od dzisiaj macie absolutny zakaz samodzielnych podróży. Dotarło?

- Że co?! – wysapał zszokowany Japończyk. – Yurio, przecież to chore! I jeszcze pan, panie Feltsman... pan też... przecież to... zaraz! Pani Lilia! Pani Lilio, pani na pewno uważa, że to jest nienormalne!

Lilia udała, że z uwagą przypatruje się swojej bransoletce.

- Bardzo zacny pomysł, Juriju Michajłowiczu – oświadczyła po chwili. – Nikiforovowi też skonsifkuj paszport.

- CO?!

- Proszę, Juraczka, ja sam grzecznie ci oddam – szczerząc się jak głupek, Viktor sięgnął do kieszeni.

- Zwariowałeś? – Yuuri wytrzeszczył oczy na narzeczonego. – Vitya, no co ty... dlaczego... i z czego ty się tak cieszysz?

- A jak mam się nie cieszyć, gdy wszyscy wyrażają tak entuzjastyczne poparcie dla naszego związku?

Oparłwszy głowę o dmuchaną poduchę, Japończyk wydał zrezygnowane westchnienie.

- Nic z tego nie rozumiem. I czemu, u licha, mam wrażenie, że jestem jedynym, który nie wie o czymś bardzo ważnym?

Feltsman uśmiechnął się pod nosem.

- Powiedzmy, że to, co działo się pod twoją nieobecność, to bardzo długa i wulgarna historia.

XXX

O, tak. To była długa i wulgarna historia!

A zakończyła się ona tak, że „Rodzinka Adamsów" wróciła do mieszkania i przekonała się, że Puma Tiger Skorpion szczęśliwie nie zdechł z głodu, lecz złożył zażalenie z racji nie otrzymania wieczornego posiłku. Zażalenie miało formę kup oraz siuśków pozostawionych na wszystkich łóżkach w domu. Nienaruszona została jedynie kanapa i nie było innego wyjścia niż przespać się na niej we trójkę. Cisnąc się między Yakovem i Lilią, Jurij wyburczał, że byli najbardziej popapraną rodzinką na świecie, ale nie wymieniłby jej na żadną inną.

A Lilia całkowicie się z tym zgadzała. Mimo wszystkich brzydkich słów, które w jej obecności rzucili, za nic nie pozbyłaby się Yakova i Jurija. Nie żałowała też, że ubiegłego wieczoru nazwała ich „mężczyznami swojego życia".

W końcu ci dwaj wulgarni, lecz cudowni mężczyźni dobrowolnie poszli z nią do pierdla!    


Notka autorki (tym razem istotna, więc warto przeczytać):


A zatem STAŁO się, kochani! Dotarliśmy do końca historii! No, może nie do końca-końca, bo czekają nas jeszcze dwa Epilogi i Matura z Przeklinania (dokładnie w tej kolejności, matura będzie na końcu). Ale gdy chodzi o „main story", to... tak. To koniec.

Chciałabym gorąco podziękować wszystkim, którzy „gwiazdkowali" i komentowali „Zakaz Przeklinania", ale zrobię to dopiero we wtorek, gdy oficjalnie opublikuję ostatnią część. Każdemu podziękuję imiennie, i w ogóle... Bo ja lubię dziękować ;)

Natomiast, jeżeli WY chcielibyście coś powiedzieć MNIE, możecie to zrobić już tu i teraz. No bo, tak szczerze, kolejne rozdziały będą już tylko „pikantnymi dodatkami", a „główna historia" oficjalnie się zakończyła. Tak więc, jeżeli chcecie podzielić się wrażeniami w stylu „było fajnie, podobało mi się" albo „o matko, jesteś popaprana, co ty w ogóle... eghm!". No, nie ukrywam, że bardziej pożądam komentarzy pierwszego rodzaju ;) . Aczkolwiek, podkreślam, że nic nie jest obowiązkowe. Podzielcie się wrażeniami z „Zakazu..." - ale tylko jeśli macie czas i naprawdę tego chcecie. Jeśli nie chcecie i nie macie czasu, jak najbardziej rozumiem, bo czas to pieniądz, a ja tak czy siak będę was wszystkich uwielbiać i dla was pisać :3

Jeżeli chcecie o coś zapytać, to również – pytajcie śmiało!

No to teraz kwestia numer dwa. Do tłumaczenia „Zakazu Przeklinania" zgłosiły się w sumie cztery osoby, a każda na zasadzie „zrobię to, jak nikt inny się nie zgłosi" albo „kurde, chciałabym, ale nie wiem, czy dam radę". Przy czym wszyscy wydają się kompetentni i dość mocni z angielskiego, tak więc... ten... tego.

Długo nad tym myślałam (nie spodziewałam się tak entuzjastycznego odzewu), aż wreszcie podjęłam decyzję. Moje oficjalne stanowisko w sprawie tłumaczenia „Zakazu..." jest następujące:

KAŻDY, kto zechce napisać angielską wersję tego opowiadania ma moje PEŁNE błogosławieństwo. Możecie ze sobą współpracować, możecie działać w pojedynkę, możecie podjąć się zadania, albo je porzucić... ale wiedzcie, że każdemu, kto zechce i się podejmie, zrobię reklamę jego twórczości na fanpage'u i w ogóle gdzie tylko zdołam. Każdemu pomogę, jak będę mogła. Popatrzę na tłumaczenie, powiem, co ewentualnie bym poprawiła i tak dalej. Tylko, proszę, dajcie mi znać, że to robicie. Możecie sobie potłumaczyć dla picu, dla zabawy, na poważnie, na pół-poważnie – jak chcecie. Niezależnie od tego, czy skończycie tłumaczenie, czy go NIE skończycie, i tak dostaniecie ode mnie mentalnego przytulasa i wdzięczność.

Jeżeli powstanie kilka wersji tłumaczenia – to super! „Zakaz..." nie jest jakoś szczególnie długi (kaszl, kaszl, nie tak jak „Zakład", kaszl, kaszl), więc to może być ciekawy eksperyment.

Jeżeli powstanie tylko jedno tłumaczenie - też ekstra!

Jeżeli nie powstanie ŻADNE tłumaczenie – no cóż, trudno. Może sama kiedyś to przetłumaczę? Kiedyś? Tak, kiedyś – to dobre słowo ;)

Podobnie ma się sprawa z "Dawno temu w Detroit". Pół roku temu ktoś powiedział mi, że się za to zabiera, ale w sumie przestał się odzywać, więc jeśli ktoś inny jest chętny, już nie musi się powstrzymywać! Aczkolwiek, ponownie zaznaczam, by informować mnie, jeżeli podejmiecie się tłumaczenia - na dziewięćdziesiąt procent się zgodzę, ale zawsze wypada zapytać. 

Jakaś kwestia numer trzy? Hm... widziałam, że wiele osób jara się tekstem „Pornole życiem", więc wymyśliłam, że zrobię sobie przypinkę z tym tekstem ;) A, i jeszcze drugą z tekstem „Mulę Róż". Właśnie tak! Zaprojektuję sobie dwie przypinki i będę z nimi chodziła po konwentach – taka będę! Dzięki temu będziecie mogli łatwo mnie zidentyfikować :) 

Trzymajcie się ciepło, a już jutro Epilog o Otabku i Juraśce! (z pocałunkiem – więc jak ktoś nie lubi Otayuri, niech lepiej nie czyta) 

*Notka odnośnie dedykacji:

FreakyNeko

Ty byłaś pierwsza, ale użyłaś słowa "areszt" i to było twoje drugie trafienie (po windzie), więc miałam dylemat. Dlatego, żeby było sprawiedliwie, zadedykuję ci jeden z pozostałych rozdziałów. 

NocnaPisarka

 Z tą celą trafiłaś w dziesiątkę! Gratuluję :)

Do pozostałych - doceniam to, jak angażujecie się w komentowanie moich opowiadań, dlatego po zakończeniu "Zakazu..." zadedykuję poszczególne rozdziały niektórym Zasłużonym ;) Nie wiem jeszcze komu, ale absolutne pewniaki to Pieróg, Strumyczek w Nicku, Osoba o Zielonowłosym Zdjęciu Profilowym oraz Panienka Niebieska <3 Już wiecie, o kim mówię? Tak więc, wasza czwórka - możecie zacząć zaklepywać sobie rozdziały ;) Kto pierwszy, ten lepszy! Tylko z góry zaznaczam, że Otajurkowy Epilog należy do Akaitori, zaś Matura dla Znajdy Która Nie Jest Znajdą :3 P

Reszta niech się nie czuje skrzywdzona - wy też prędzej czy później doczekacie się swoich dedykacji :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro