=6=
SHINSOU
Wraz z ostatnim tego dnia dzwonkiem dla Hitoshiego Shinsou, trzasnęły drzwiczki brudnoniebieskiej szafki. Stara sportowa torba z Adidasa zsuwała się z ramienia pływaka z każdym kolejnym krokiem wzdłuż korytarza. Fala uczniów wylewała się wręcz przez główne drzwi, spiesząc do autobusu lub własnego samochodu, by uniknąć korków przy wyjeżdżaniu. Osiemnastolatek skierował się jednak do tylnych drzwi, przy których czekał już na niego Fumikage Tokoyami.
Gdziekolwiek by się nie umawiali, czarnowłosy zawsze był tam przed nim. Być może wiązało się to z powolnymi ruchami Hitoshiego, który uważał pośpiech za coś zbędnego, a może była to po prostu zasługa samego Tokoyamiego, który pomimo niskiego wzrostu poruszał się szybko i niezauważalnie jak cień i w przeciwieństwie do przyjaciela potrafił lawirować między ludźmi w najgęstszym tłumie. W każdym wypadku, widok ubranego całkowicie na czarno osiemnastolatka wcale pływaka nie zdziwił.
— Dzięki, że to dla mnie robisz — powiedział brunet, odbijając się stopą od ściany o którą się opierał. Shinsou wzruszył ramionami i poprawił torbę.
— I tak będę tu siedział przez następną godzinę, więc równie dobrze mogę ci potowarzyszyć, żebyś nie wyglądał jak kretyn, próbując obczaić tę laskę.
Na wzmiankę o cheerleaderce Tokoyami odwrócił wzrok, a Hitoshi parsknął.
— Powstrzymaj się proszę od komentarza — mruknął brunet i pchnął ciężkie drzwi prowadzące na boisko.
Popołudniowe słońce leniwie grzało, nadając otoczeniu przyjemny klimat. Wokół boiska biegała w różnych odstępach cała trzynastka zawodników lacrosse z Tenyą Iidą na czele i Neito Monomą wlokącym się za całą resztą. Cheerleaderki rozgrzewały się przy trybunach, co jakiś czas szepcząc coś do siebie i chichocząc cicho. Obaj zajęli dwa siedzenia na samym szczycie, by mieć zarówno dobry widok na całe boisko jak i pewność, że nie zostaną przez nikogo zagadani. Tokoyami odłożył czarny plecak pod ławkę i niemal od razu wlepił wzrok w dziewczynę o długich zielonych włosach, rozmawiającą cicho z wysoką brunetką.
Shinsou kojarzył Momo Yaoyorozu wyłącznie z tego, że miała dobry kontakt z jego kapitanem. Gdyby nie to, prawdopodobnie nie miałby pojęcia jak ma na imię. Chłopak spojrzał na przebiegających pod trybuną zawodników i dostrzegł wzrok blondwłosego napastnika, od którego dzień wcześniej niemal oberwał piłką. Denki Kaminari wyglądał na lekko zaskoczonego jego widokiem. Pierwszą myślą Hitoshiego było to, że chłopak prawdopodobnie uważa go za jakiegoś stalkera, jednak zaraz skarcił się w duchu. Co go to obchodzi? Jedynym powodem dla którego siedział tu na niemal każdym treningu był jego jedyny przyjaciel, który od początku roku nieudolnie smalił cholewki do jednej z cheerleaderek. Gdyby nie on, jego noga nawet by tu nie postała. W końcu był pływakiem. Od boiska trzymał się z daleka.
Każdy normalny człowiek odwróciłby spojrzenie, udając że żaden kontakt wzrokowy nigdy nie miał miejsca, jednak nie Shinsou. Chłopak rozłożył się wygodnie na ławce, wykładając czarne Jordany na tę przed sobą i usilnie patrzył na blondyna z lekkim uśmiechem. Wiedział, że to go zawstydzi lub zirytuje. Każda opcja była satysfakcjonująca.
Kaminari o dziwo również się w niego wpatrywał. Wpatrywał się tak intensywnie, że nie zauważył iż cała piątka przed nim skończyła bieg. Blondyn wpadł z impetem na Kirishimę, który odwrócił się zdziwiony, kiedy tylko odzyskał równowagę. Hitoshi uśmiechnął się.
To było całkiem urocze.
***
Tokoyami oczywiście nie został sam na treningu cheerleaderek, kiedy Hitoshi poszedł na swój. Nadal uważał, że przyjaciel stanowił dla niego idealną przykrywkę i, gdyby nagle został sam, ktoś na pewno zacząłby coś podejrzewać. Shinsou był innego zdania.
Todoroki był tego dnia lekko niewyspany, o czym świadczyły nie tylko cienie pod dwukolorowymi oczami, ale też beznamiętny ton głosu, którym witał wszystkich zawodników i wydawał kolejne polecenia. Lekko spóźnionemu Shinsou tylko skinął głową i zarządził kolejną serię kilku basenów.
Hitoshi podszedł do platformy przy ostatnim torze, uprzednio rzucając ręcznik i butelkę wody pod ścianę za sobą, po czym zaczął od spokojnej rozgrzewki.
Rozciągając mięśnie nóg, zerknął na Bakugou podciągającego się z wody prosto na zimną posadzkę. Blondyn ściągnął z głowy czepek, a mokre włosy przykleiły mu się do czoła, wpadając częściowo do krwistoczerwonych oczu patrzących na trzecioklasistę z pogardą. Hitoshi wiedział, że pływak uważa jego wycofanie się ze wszystkich możliwych zawodów za tchórzostwo i głupotę, ale miał to gdzieś. Zdanie jakiegoś znerwicowanego drugoklasisty nie miało dla niego znaczenia.
Chłopak usiadł na brzegu basenu i powoli wsunął się do chłodnej wody. Dreszcz przebiegł mu po plecach i osiemnastolatek zanurzył się szybko, by przyzwyczaić ciało do temperatury. Dwoma sprawnym ruchami zaczesał do tyłu fioletowe włosy, założył okularki i naciągnął na głowę czarny czepek.
W momencie w którym jego stopy oderwały się od ściany, woda wokół niego zawirowała, oplatając jego ciało jak macki. Czuł na skórze delikatny opór żywiołu, którego powierzchnię przecinał wyuczonymi ruchami i patrzył niemal z czułością na odbijającą się na dnie taflę wody i przebijające ją refleksy świetlne.
Hitoshi kochał pływanie.
Kochał je odkąd pamiętał, jednak nie interesowała go rywalizacja. Owszem, kiedyś wygrywanie sprawiało mu przyjemność i satysfakcję, jednak gdy jego ukochany sport przestał być pasją, a zaczął być obowiązkiem, musiał zrezygnować. Nie przeżyłby, gdyby pływanie złamało mu serce.
Po kilku basenach rozgrzewki, ściągnął czepek i okulary jednym ruchem i oparł się o linę oddzielającą tory, patrząc na Todorokiego z gwizdkiem pomiędzy wargami wpatrującego się w trzymany w dłoniach zeszyt.
Kapitan właśnie prowadził co miesięczne pomiary czasów wszystkich zawodników, by sprawdzić postępy i w razie potrzeby zmienić zestaw treningów. Hitoshi od porzucenia zawodów nie brał udziału w żadnym z nich, dlatego nie miał pojęcia w jakiej jest aktualnie formie, ale nie przeszkadzało mu to. Wolał żyć w bezstresowym przeświadczeniu, że nadal jest dobrym pływakiem.
Shoto właśnie zapisywał czas chłopaka ze swojej sztafety, kiedy Bakugou podniósł się z ławki, na której do tej pory siedział, i podszedł do kapitana, by zajrzeć mu przez ramię.
— Jesteś wolniejszy o całe dziesięć sekund, Shigeru — odezwał się Todoroki, a dłonie Katsukiego zacisnęły się w pięści.
— Wybacz, Shoto, to nie jest mój dzień — westchnął, ściągając czepek z ciemnych włosów. Przeczesał je szybko palcami i ponownie spojrzał na kapitana. — Wiesz jak jest. Po prostu mi się nie chce.
— Jak to ci się, kurwa, nie chce? — wycedził Bakugou nadzwyczaj głośno przez zaciśnięte zęby i podszedł do chłopaka. Brunet przewrócił oczami.
— Dzisiaj sobie trochę odpuszczę, to był ciężki dzień, nie mam siły — odparł tamten, jednak blondyn nadal wyglądał na wściekłego.
— Jak tak dalej będziesz sobie odpuszczał, będziemy musieli poszukać nowego żabkarza — warknął blondyn. Todoroki opuścił dłoń, w której trzymał zeszyt, i westchnął ciężko.
— Bakugou, o tym decyduję w tej drużynie ja — powiedział spokojnie, a blondyn rzucił mu tylko spojrzenie spode łba i wrócił wzrokiem do drugoklasisty.
— Naprawdę chcesz skazać całą drużynę na porażkę, bo ci się, do cholery, nie chce?! — zapytał, podchodząc coraz bliżej do pływaka. Shigeru cofnął się o krok. O krok bliżej brzegu basenu.
Hitoshi wyszedł z wody.
— Bakugou, wyluzuj — powiedział chłopak, wyciągając przed siebie ręce. — Nie jesteśmy tu, żeby się zarzynać.
— Jesteśmy tu po to, żeby wygrać, rozumiesz?! — wrzasnął blondyn. Shoto wyglądał na lekko zagubionego. — Jaki sens mają treningi dzień w dzień jeśli nie mamy zamiaru dać z siebie wszystkiego, a nawet więcej, żeby wygrać. Do kurwy, skoro nie zależy ci na zwycięstwie, po chuj ty tu jesteś?
Shigeru parsknął z niedowierzaniem.
— Pomyślałeś kiedyś o tym, że dla większości z nas to po prostu dobra zabawa? — spytał. Katsuki wyglądał jakby w każdej chwili miał wybuchnąć. Shoto położył mu dłoń na ramieniu.
— Bakugou, uspokój się... — powiedział, jednak blondyn już wyciągał przed siebie dłonie. Wkładając w ten ruch cały swój gniew i wściekłość uderzył bruneta w pierś. Chłopak zachwiał się i uderzył z impetem w taflę wody.
Przez chwilę wszystko ucichło, a plusk wody był jedynym dźwiękiem, rozchodzącym się echem po hali.
Shinsou i Todoroki już mieli rzucać się do wody, gdy drugoklasista wynurzył się, zanosząc się ciężkim kaszlem.
Hitoshi przyklęknął na brzegu i wyciągnął do niego rękę.
Todoroki zacisnął zęby.
— Do szatni — warknął wściekle do Bakugou. — Natychmiast.
Blondyn wyszedł z hali, nie zaszczycając nikogo ani jednym spojrzeniem.
Shoto popatrzył po drużynie.
— Wszyscy mają słuchać się Shinsou. On tu rządzi — powiedział i wyszedł za pływakiem.
Hitoshi poczuł na sobie spojrzenia wszystkich zawodników i zadrżał z zimna, zdejmując dłoń z pleców Shigeru.
Wściekłość Todorokiego była lodowata jak powietrze na pływalni i gdyby Shinsou nie znał go trochę lepiej, pomyliłby ją z opanowaniem.
Nie miał pojęcia co robić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro