Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Zrobił to nam

Patrzę w jego brązowe oczy, czując przeszywającą mnie nienawiść. Próbuję opanować nagłe swędzenie skóry. Mam ochotę wejść pod prysznic i zmyć z siebie wspomnienia niechcianego dotyku.

Odkłada widelec na blat i przygląda mi się z delikatnym uśmiechem. Wygląda na pełnego nadziei, co okropnie mnie boli.

Za każdym razem, kiedy uśmiecha się w ten sposób, całe moje ciało sztywnieje. Mam wrażenie, że zaczynam się pocić.

Dlaczego zrobił to mi? Dlaczego zrobił to nam?

- Było pyszne - mówi, a ja drapię się po nadgarstku. Nie potrafię nad tym zapanować.

Odraza. Odraza. Odraza.

Wypuszczam drżący oddech, starając się odgonić wspomnienia bólu i  upokorzenia.

Drapię skórę na nadgrastku, aż swędzenie zamiania się w ból. Jego spojrzenie ląduje na mnie. Wygląda na zatroskanego i zaniepokojonego. Niepewnie wstaje ze swojego miejsca i podchodzi do mnie w kilku krokach.

Nienawidzę tego, że z każdym jego krokiem, mięśnie w moim ciele mocniej się ściskają. Serce bije mi szybciej, a oczy z moich koszmarów przyglądają mi się uważnie.

To głupie, ale mam ochotę krzyknąć "nie" prosto w jego twarz. Siłą powstrzymuję się przed tym bezsensowym gestem.

- Zrobisz sobie krzywdę. - Tłumaczy, jakbym była dzieckiem. Wyciąga w moim kierunku dłoń, a ja nie mogę zapanować nad sobą.  Szybko odsuwam się, uderzając plecami w drzwi lodówki. 

Jest urażony. Garbi swoje ramiona i spuszcza spojrzenie na ziemię. Widzę, że zraniłam jego uczucia, ale nic nie mogę na to poradzić.

Wspomnienie gwałtu unosi się w mojej głowie niczym duch, kładąc cień na całym naszym życiu. 

- Przepraszam. - Wyrzucam nawet na niego nie patrząc. Nie potrafię.

Robi dwa kroki w tył, dając mi niezbędną przestrzeń. Moje serce lekko się uspokaja.

- Nic się nie stało - odpowiada, chociaż oboje wiemy, że to nie prawda.

Po raz setny przeklinam w myślach tamtą noc. Przeklinam też siebie i robię co w mojej mocy, żeby się nie rozpłakać.

- Będę w salonie - rzuca. Kiwam głową, wiedząc, że na pewno nie pójdę za nim. - Dzięki za śniadanie, mamo.

Odchodzi, a ja wypuszczam drżący oddech. Chociaż wcale nie czuję się, jakbym to zrobiła. Wstrzymuję go od lat, próbując pamiętać o tym, że to nie jego nienawidzę. 

Ale ciężko mi patrzeć na niego, kiedy tak cholernie bardzo przypomina swojego ojca.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro