Aria nie lubi tłumów.
Aria nigdy nie lubiła tłumów. Zawsze wolała puste, ciche miejsca, gdzie nikt nie mógł jej zobaczyć.
To nie tak, że chowała się przed spojrzeniem ludzi. Aria po prostu... Cóż, nie przepadała za światem rzeczywistym.
A ludzie właśnie o tym jej przypominali. Ich fałszywe uśmiechy, pozbawione emocji twarze i spojrzenia zawsze skierowane w jedną stronę. Wszyscy oni udający, że ich życie jest tak pieprzenie idealne, że żadna uwaga nie może ich dotknąć, że na tym świecie wciąż istnieje radość...
A może Aria nie lubiła ich z innego powodu.
Może ich szerokie uśmiechy, ciągły optymizm i siła ducha, przypominały jej o własnym nieszczęściu. Może bolało ją patrzenie na tych wszystkich ludzi, którym się udało, którzy się nie poddawali.
Tak czy inaczej, powód dla którego Aria ich nie lubiła, nie miał już większego znaczenia. Ponieważ teraz liczyło się coś zupełnie innego. I szczerze mówiąc, Aria już nigdy nie miała zamiaru przejmować się czymś równie nieistotnym.
Cóż, może dlatego, że już nigdy nie miała zamiaru przejmować się czymkolwiek.
Albo może dlatego, że już nigdy nie miała zamiaru po prostu być.
- Cholerne fałszywe uśmiechy. - Mruknęła do siebie cicho, wypijając ostatni łyk z trzymanej w dłoni butelki. Następnie podniosła się z brudnego chodnika i chwiejnym krokiem podeszła do barierki.
Rozejrzała się ostatni raz po tym cholernie durnym i zaślepionym świecie. Wszystko wokół wydawało się jej tak okropnie beznadziejne i pozbawione jakiejkolwiek wartości. Nawet ona sama. A może zwłaszcza ona.
Wciągnęła do płuc chłodne, listopadowe powietrze i uśmiechnęła się na myśl, że być może to był ostatni raz.
I faktycznie tak było.
Aria nigdy nie lubiła tłumów. Nie lubiła fałszywych ludzi patrzących się na nią z litością w oczach. Nie lubiła sztucznej troski okazywanej przez obcych ludzi, tak jakby kogokolwiek obchodziła.
Aria nigdy nie lubiła tłumów. Gardziła ludźmi, których jedynymi celami życiowymi było sprostanie oczekiwaniom innych.
Aria nigdy nie lubiła tłumów. I postanowiła nigdy nie być ich częścią.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro