- 9 -
Koszmary Springville
Castiel całą noc siedział w bibliotece przeglądając księgozbiór Ludzi Pisma. Chciał się czymś zająć nawet jeśli miało to być tysięczne czytanie tych samych ksiąg. Jako anioł nie spał, nie odczuwał głodu i wielu innych ludzkich potrzeb, więc bezczynne siedzenie w kuchni i patrzenie na pogrążonych w silnym, poalkoholowym śnie braci uznał za nudne. Znał ich na tyle, żeby wiedzieć, że nic sobie nie zrobią śpiąc twarzą wklejoną w drewniany mebel. Czytanie - nawet w kółko tego samego - dla anioła było jedną z najciekawszych czynności. A przede wszystkim plusem tego było to, że odprężał się i mniej stresował, a czasem w ogóle. Czasami pozwalało mu to zapomnieć o codziennym bagnie w jakie z reguły się pakują. On i Winchesterowie są jak magnes na kłopoty oraz wszelkiego rodzaju apokalipse.
Tym razem czytał tylko po to, by zabić nudę. Ale po jakimś czasie i to zaczęło go nudzić. Gdyby był człowiekiem zapewne dawno by przysnął na krześle z twarzą tulącą się do postarzałych stronnic. Czując zmęczenie, którego na ogół anioły nie czują i nie powinny, przetarł dłonią ociężałe powieki. I gdyby nie nagły krzyk dochodzący z pokoju Natalie udałby, że śpi. Tak przynajmniej mógłby wyobrażać sobie milion rzeczy; stworzyć w swojej głowie coś na wzór snu, ale zamiast tego zerwał się z krzesła jak oparzony i niczym torpeda wleciał do sypialni zajętej przez brunetkę. Castielowi ulżyło kiedy wszedł, a właściwie wbiegł do środka, i zobaczył tylko spanikowaną kobietę wybudzoną z sennego koszmaru.
- Castiel? - usłyszał słaby głos Natalie.
To dało aniołowi niewidzialnego kopa, bo wszedł w głąb pomieszczenia. Usiadł na brzegu łóżka i jednym ruchem ręki przyciągnął Natalie do siebie. Potarł kilka razy wolną ręką o nagie ramię brunetki, która natychmiast się rozluźniła. Wbrew własnej woli na twarzy Castiela pojawił się delikatny uśmiech. Czasami w myślach dziękował Winchesterom za zaznajomienie go z popkulturą. Przynajmniej wiedział co robić w określonych sytuacjach.
Najdelikatniej odsunął od siebie Natalie na wyciągnięcie ręki. Wlepił w nią zmartwione spojrzenie, ale nie spotkał się już z paniką. Brunetka uśmiechała się delikatnie.
- Dziękuję - powiedziała. Chwyciła dłoń Castiela, zacisnęła na niej palce dopiero wtedy się odzywając. - Wleciałeś jak torpeda.
- Myślałem, że coś ci się dzieje.
- Jak widzisz jestem cała i zdrowa - zażartowała śmiejąc się przy tym.
Castiel też się zaśmiał. Rzadko to robił. Czasami z Samem i Deanem, ale tylko wtedy kiedy zrozumiał żart lub było to adekwatne do sytuacji. Jednak nie zmieniało to faktu, że naprawdę rzadko to robił.
- Myślisz, że jak znajdę jakąś sprawę to śpiące królewny zgodzą się to sprawdzić?
- Na pewno się zgodzą. Obstawiam, że Dean będzie pierwszy chętny. Zaraz po tym jak wypije litr kawy i zje bekon - zaśmiał się kolejny raz, a Natalie razem z nim. - Sam czasami jest sceptyczny.
Natalie pokiwała głową w zrozumieniu, a sługa boży zastanawiał się jak to jest, że w ciągu jednej nocy uśmiechał się i śmiał więcej razy niż w ciągu całego swojego pobytu na Ziemi. Czyli jakieś pięć albo sześć lat.
- To co, idziemy? Jestem pewna, że Sam nie będzie miał nic przeciwko kiedy użyjemy jego laptopa.
Kiedy anioł niemo się zgodził przytakując, Bullet wstała. Nałożyła na siebie gruby, wełniany kardigan w kolorze pudrowego różu. Swoją drogą to była chyba jedyna różowa rzecz jaką Natalie miała w szafie, bo bielizny nie liczyła. Opatulona ciepłym materiałem wyszła na bunkrowy korytarz zaraz po Castielu.
***
Zaginęła szesnastoletnia Natasha Bane. Była widziana ostatni raz przez swojego chłopaka przy opuszczonej stodole w Springville, Tennessee. Świadek wielokrotnie powtarzał, że poszli tam w celu zabawy i oderwania się od narzekania rodziców.
,, Kiedy byliśmy już na miejscu jakiś czas coś wciągnęło Natashę do środka, a w trakcie próby ratunku ona jak i jej oprawca rozpłynęli się w powietrzu! " - informuje spanikowany Mike Brenson.
Szeryf Springville, Elisa McGrove i jej zastępca Hunter Wellberg, zapewniają, że robią wszystko co w ich mocy, aby nastolatka się odnalazła.
- Brzmi jak sprawa dla nas - oznajmiła Natalie spoglądając na skupionego Castiela.
Anioł studiował tekst artykułu jeszcze raz upewniając się, że to faktycznie może być sprawa z ich zakresu zainteresowań. Bullet obserwując skupionego anioła nie mogła oprzeć się dziwnej fascynacji jego osobą, wyglądem. Dziwnej, bo jeszcze nie tak dawno miała ochotę go zabić za to, że przez jego chęć ratunku zepsutej duszy, jej życie wywróciło się do góry nogami. Ale teraz rozumiała dlaczego to zrobił. Castiel miał kompleks bohatera. Chciał, wręcz musiał, uratować jak największą liczbę osób. Inaczej czuł się z tym źle i miał wyrzuty sumienia oraz poczucie winy.
O ile anioły w ogóle je mają, dopowiedziała sobie w myślach choć tak naprawdę wiedziała, że ten konkretny anioł jest wyjątkiem.
- Masz rację - oznajmił po dłuższej chwili Castiel. - To brzmi jak sprawa dla nas.
Castiel wyprostował się. Natalie zrobiła to samo nie odrywając wzroku od niebieskich tęczówek. W jednej chwili chciała poznać go bardziej. Chciała wiedzieć więcej niż to co jej powiedział. Jaki był zanim poznał Winchesterów, co spowodowało, że zaszła w nim zmiana. Wystarczyło jedno spojrzenie w te zmartwione i przemęczone oczy, których kolor był tak niebieski, że wydawało się to niemożliwe. Sam Castiel natomiast próbował w tym samym czasie poznać tajemnice tych dużych, brązowych oczu. Jednak ich kolor był tak głęboki, że niesposób było je rozszyfrować.
Zamrugał kilka razy nie bardzo rozumiejąc co miało przed chwilą miejsce. To było dla niego nowe. Natalie nie była Deanem, którego łatwo było rozszyfrować. Wydawała się być otwartą księgą i jednocześnie tak zamkniętą w sobie, że widok zagubionej duszy bolał anioła.
- Mam pomysł - Natalie przerwała niezręczną ciszę. - Pojedziemy do sklepu po jakieś zakupy. Zrobię jakieś śniadanie.
Upadły anioł nie odpowiedział, a jedynie znowu przytaknął.
***
- Sammy... - jęknął Dean próbując się podnieść z krzesła, ale z marnym skutkiem. Wciąz z promilami we krwi jak chwiejnie stał, tak klapnął z powrotem. Skrzywił się. Głowa mu pękała, w ustach niemiłosiernie suszyło, a nogi miał jak z waty. - Za jakie grzechy? - zapytał sam siebie nie oczekując odpowiedzi od brata.
- Dean, możesz trochę ciszej? - jęknął Sam z wciąż wklejoną twarzą w drewniany blat.
Dean jak i Sam wyglądali jak siedem nieszczęść. Tak też się czuli. Wory pod oczami, zamglony wzrok i odór trawionego alkoholu był niczym w porównaniu z tym jak bracia się czuli. Tępy, a nawet łupiący ból głowy wraz z Saharą w buzi i bólem wszystkich stawów z mięśniami na czele był nie do zniesienia.
- Cas, rusz tu swój pierzasty tyłek i pomóż. Błagam! - wybełkotał Dean. Nagle poczuł jak wszystkie wnętrzności podchodzą mu do gardła. - Stary nie rób nam tego!
- Jesteś obrzydliwy - burknął Sam samemu wydając dźwięk odruchu wymiotnego.
- Jesteś nie lepszy. W ogóle, gdzie on się podział?
- Pewnie siedzi z Natalie - odparł Sam.
Młodszy Winchester nie zamierzał mówić bratu o tym co ich przyjaciel zrobił dla Natalie. Nie chciał zapeszać, bo widział, że może wyjść z tego coś więcej. A przecież od nienawiści do przyjaźni i tak dalej jest cienka linia. Nawet bardzo cienka. Niby nie było to nic takiego, ale Sam znał swojego brata jak to, że Azazel zrobił z niego swoją zabawkę. Doskonale wiedział, że Dean najpierw przyswoi informacje, powie, że to nic takiego - że to norma u Castiela - a co do czego przyjdzie wykorzysta to i będzie dogryzał aniołowi. Nie chciał by ten się speszył. Castiel jak nikt inny zasługiwał na odrobinę szczęścia. Niby on i Natalie zaczynali dopiero stawiać pierwsze kroki w przyjaźni, ale Sam już wiedział, że może skończyć się to inaczej. Z tym, że pierwsza taka sytuacja nie ruszyła dalej, bo nie było to obustronne. A przynajmniej tyle zauważył ze swoich obserwacji.
- Nasz aniołek dorasta - mruknął pod nosem starszy Winchester.
Sam prychnął. Tylko na tyle było go stać, bo głowę rozsadzało mu niemiłosiernie.
- Idiota - mruknął pod nosem Sam.
Podczas, gdy Sam i Dean odchorowywali kaca, Natalie i Castiel przechadzali się ulicami Lebanon po skończonych zakupach. Była prawie jedenasta rano, a słońce grzało jakby był środek południa. Bullet zdjęła czarną ramoneskę i schowała ją do reklamówki z zakupami, którą trzymał Castiel. Zmarszczyła brwi kiedy zrozumiała, że anioł przez cały czas nosi to samo: czarny garnitur, śnieżnobiałą koszulę, niebieski lub granatowy krawat i beżowy trencz. Przez myśl przeszło jej, że ten styl, który sobie wybrał, a właściwie Jimmy - jego naczynie - pasuje mu i nie wyobraża sobie Castiela w niczym innym. To by było dziwne jak to, gdyby przefarbowała się na blond lub to, że Castiel nie zdjął prochowca w taki ukrop.
- Czemu tego nie zdejmiesz? - zapytała przystając obok małej kawiarenki.
- Nie odczuwam zimna ani ciepła. Po za tym lubię nosić prochowiec. Przyzwyczaiłem się.
Natalie pokiwała głową w zrozumieniu. Nie jej to ocenić kto co lubi nosić. Chociaż sama musiała przyznać, że im dłużej przyglądała się beżowemu nakryciu to tym bardziej się jej podobał.
Kupić płaszcz. Taki sam. Kiedyś. Zapamiętać.
- Mam ochotę na kawę. Wejdźmy tu na chwilę - wskazała kciukiem na otwarte drzwi za sobą.
- Dobrze - zgodził się Castiel.
Żadne z nich nie sądziło tylko, że spędzą tam kolejną godzinę podczas której Natalie zjadła dużego pączka z lukrem i cukrem pudrem. Najedzona i opita kawą spojrzała na reklamówkę z zakupami.
- Nie będę świnia i zrobię im śniadanie. Lunch. Jak zwał tak zwał. Nie po to poszłam do sklepu - stwierdziła. Wstała z krzesła, a Castiel razem z nią uprzednio chwytając w lewą rękę biały plastik wypchany produktami. - Pora wracać. Pewnie już wstali.
- Wstali dawno. Dean chciał, żebym wyleczył go z kaca.
Brunetka zaśmiała się kręcąc przy tym głową.
- A taki chojrak był i co to on ile nie wypije! Dobra, chodźmy. Niech już biedaczyna tak nie cierpi, bo wykituje i nie będzie miał kto mnie wkurzać.
Castiel uśmiechnął się po raz kolejny kiedy dziewczyna obróciła się do niego plecami i pomaszerowała w stronę drzwi kawiarni. To było dla anioła nowe. Jednego dnia tyle razy doznać minimalnego szczęścia, jego części. Jednak z doświadczenia wiedział, że im więcej jego i Winchesterów spotyka dobrego to jest to tylko cisza przed burzą. Dlatego też starał się zepchnąć całą te radość na czarny koniec umysłu. Myślał tylko i wyłącznie nad sprawą, którą Natalie znalazła tego ranka.
Nim się obejrzał, a przekraczał próg Bunkra, następnie pokoju wojennego, gdzie zazwyczaj się naradzali przed ważnym starciem lub szukali spraw. Uświadomił to sobie dopiero, gdy usłyszał krzyk Natalie mający na celu przywitanie Sama i Deana.
- No witajcie śpiące królewny! Jak tam wasz kacyk? Szczególnie twój ślicznotko - mrugnęła do Deana, a ten jak za dotknięciem magicznej różdżki przestawił się na tryb dogryzania.
- Och, wspaniale! A ty jak się masz diable? - przeniósł wzrok z Natalie na Castiela. - A miałem cię za porządnego gościa. Naprawdę? Anioł prowadza się z diabelskim nasieniem?
Castiel otwierał już usta, by odpyskować i dodać swoje trzy grosze, ale przerwał mu Sam. Młodszy Winchester nie miał ochoty słuchać kolejnych, dziecinnych przepychanek swojego brata i nowej przyjaciółki. Tym bardziej nie miał zamiaru słuchać trafnych uwag przyjaciela i głupkowatych odpowiedzi wymieszanych z nieudawanym żartem Deana.
- Właśnie przeglądaliśmy z Deanem te sprawę w Springville, w Tennessee. Myślę, że to dla nas. Ruszamy za pół godziny.
Nikt się nie odezwał. Wszyscy ruszyli w swoje strony, aby spakować najpotrzebniejsze rzeczy i ruszyć w drogę. Natalie jako, że pierwszy raz w życiu postawiła na wygodę, a nie wygląd zabrała ze sobą dwa zestawy ubrań plus jeden " roboczy ": czarną koszulkę na cienkich ramiączkach plus czarne jeansy z wysokim stanem i specjalnie zrobionymi dziurami na wysokości kolan. Drugim zestawem okazała się być biała bluzka - golf na długi rękaw sięgająca pępka, beżowy kardigan i ciemno - niebieski jeansy również z wysokim stanem. Zwieńczeniem pierwszej stylizacji miała być czarna skóra z ćwiekami, a obu czarne botki na płaskim obcasie sięgające kostek. Natomiast strój roboczy mający przypominać do złudzenia ten, który by nosiła agentka FBI składał się z ołówkowej, czarnej spódnicy, czarnej koszuli i marynarki podszywanej krwisto - czerwonym materiałem. Plus czarne, połyskujące szpilki. Nie omieszkała też spakować takich drobiazgów jak piżama będąca za dużą koszulką podprowadzoną Ethanowi na jednej z nocy filmowych i kolorowych, bawełnianych bokserek oraz kosmetyków higienicznych jak i tych do makijażu.
- Gotowa! - krzyknęła po dwudziestu minutach do przechodzącego obok Sama.
- To świetnie. Pomóc ci? - zapytał młodszy Winchester wchodząc do sypialni brunetki.
- Jeśli to nie problem - odparła z uśmiechem.
Sammy również się uśmiechnął biorąc bez zbędnych słów torbę Natalie. Kiedy wychodzili Bullet jeszcze raz upewniła się, że wszystko wzięła. Na ostatnią chwilę zabrała jeszcze ładowarkę do telefonu i słuchawki, a potem czym prędzej pobiegła do bunkrowego garażu, gdzie przy Dziecince czekał na nich Dean.
- Gotowi dzieciaki? - zapytał. Nie otrzymał jednak odpowiedzi, bo wszyscy postanowili go zignorować. - Dobra. Jak sobie tam chcecie.
Kiedy tylko wyjechał na główną drogę każdy zajął się sobą. Sam zagłębił się w lekturę jakiejś książki wziętej z bunkrowej biblioteki, Cas wyglądał przez okno, a Natalie założyła słuchawki na uszy i pozwoliła muzyce zawładnąć swoim umysłem.
***
Drag me to death like a lit cigarette
Took my last breath like the smoke from my lips
I've lied for you and I liked it too
But my knees are bruised from kneeling to you...
To była jedna z tych piosenek, które człowiekowi się podobają, ale z drugiej strony smutnie do niej upodabniają. Nie inaczej było z Natalie, która wraz z pierwszym słowem piosenki barwnie zatytuowanej Joke's On You od Charlotte Lawrence popadła wpierw w coś między snem, a jawą by po chwili zasnąć twardym snem, gdzie piosenka grała główne skrzypce lecąc dalej.
And now I'm laughing through my tears
I'm crying through my fear
But baby if I had to choose
The joke's on you
The joke's on you
God knows I've tried to be kind
But I won't just lay down and die
Wearing a fake smile
The joke's on you...
Natalie siedziała w swoim ukochanym aucie czekając na nie wiadomo co. Była zła, wręcz wściekła, że zwykły wypad na zakupy do pierwszego lepszego spożywczaka skrzyżował się ze ścianą deszczu jaka nagle nastąpiła kiedy miała dotknąć obcasem chodnika. Ulewa nie miała zamiaru przestać, a siedzenie w aucie stało się nieco depresyjne. Nie pomagał też fakt, że w głowie dziewczyny o czekoladowej burzy loków wybrzmiewały nuty piosenki, której nie potrafiła nazwać. Znała ją i to nadzbyt dobrze, ale tytuł, artystka i okoliczności poznania tworu wyparowały jej z głowy. Jakby ktoś specjalnie wymazał jej to z pamięci. Co dziwniejsze, czuła dziwne przywiązanie do piosenki. Nieco mroczna z ironicznym znaczeniem jeśli brać pod uwagę nagły przypływ strachu i zmartwienia.
Z każdą kolejną nutą i słowem całe to dziwne uczucie wzmagało się. Wkurzona jeszcze bardziej niż na panującą za oknem wichurę, wcisnęła włącznik radia w nadzieji, że tam znajdzie coś weselszego. Jaka była głupia myśląc, że to pomoże. Z radia Chevroleta Epicki poleciały te same brzmienia co w jej umyśle.
- Szlag! - przeklnęła waląc pięścią w wbudowane urządzenie.
Ale i to nic nie pomogło. Jedynie pogorszyło sprawę. W pewnym momencie bębenki Natalie zbuntowały się i zaczęły niemiłosiernie boleć na dźwięki, który okazał się piskiem. Piskiem zbyt głośnym, żeby trzeźwo myśleć, a co dopiero orientować się w sytuacji. Tak więc ledwo co trzymając się za uszy, aby wygłuszyć pisk, Natalie z głębokim zdziwieniem odkryła po chwili, że ogłuszający dźwięk ustał, a zamiast tego mogła usłyszeć czyjś głos nie wiadomo z kąd. Męski głos, którego nie powinna usłyszeć nigdy więcej, bo mężczyzna, a właściwie żniwiarz, nie żył będąc zabitym przez Castiela.
- Już czas. Twoja kolej. To cię nie ominie.
- Zamknij się! Ty nie żyjesz! - wrzasnęła na całe gardło.
W odpowiedzi usłyszała dwa znajome śmiechy na tylnych siedzeniach. Odliczając od dziesięciu w dół z zamkniętymi oczami przy zero otworzyła oczy. Spojrzała w wsteczne lusterko i zobaczyła ich. Sarę i Ethana. Byli trupiobladzi, wychodzeni tak, że było im widać wszystkie kości. I Natalie dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że jest coś nie tak. Słyszała głos kogoś kto nie żył, a jej przyjaciele roznosili aurę śmierci i chęci mordu. Nie tak ich pamiętała. To było przerysowane nawet jak na duchy, które zbyt długo spędziły czas na Ziemi.
- Tak jak ty! - Sara i Ethan rzucili się na nią.
Zaczęli ją szarpać, gryźć i drapać. W między czasie mówiąc same kłamstwe, bo nie tak by zachowali się prawdziwi przyjaciele Natalie. Nawet jeśli by byli duchami i mogła za to ręczyć własną głową.
Castiel. Sam. Dean. Castiel. Sam. Dean - powtarzała jak mantrę mając nadzieję, że to pomoże jej się wybudzić. I nie myliła się.
Obudziła się zdyszana i z brakiem komfortu w jaki wprowadziły ją trzy pary oczu patrzące na nią pytająco.
- No co? - zapytała niepewnie ochrypłym głosem jakby bała się odpowiedzi.
- Musiałaś mieć dobre porno z naszą trójką. Krzyczałaś jak dziewica - zaczął Dean. - Mnie to nie przeszkadza. Mam nadzieję, że ci się podobało i było warto. Nie wiem jak Sam i Cas.
- Dean... - odezwał się zirytowany anioł. Czasami miał ochotę wziąć Winchestera i porządnie mu nakopać jak z przed kilku lat kiedy to myślał, żeby powiedzieć Mikaelowi tak.
- No co?
- Jesteś idiotą - dokończył Sam. - Wszystko w porządku? - wrócił spojrzeniem do Natalie.
- Tak. Nie. Chyba. Nie wiem.
- W porządku - odezwał się kolejny raz młodszy Winchester. - Dzisiaj sobie odpuścimy. Jest noc, a i ty nie wyglądasz najlepiej. Wszyscy odpoczniemy i jutro zaczynamy działać.
- Od kiedy to ty jesteś szefem? - oburzył się zielonooki łowca.
- Od kiedy mam brata debila - odparował Sam.
***
Od czasu kiedy całą czwórką zameldowali się w motelu Natalie próbowała ponownie zasnąć. Potrzebowała odpoczynku i Sam miał w tym rację. Był jednak problem. Nijak nie mogła zasnąć i choć psychika wołała o kolejne kilka godzin snu to fizycznie była wyspana. Wierciła się z boku na bok w nadzieji, że to coś da. Nie dało, a pogorszyło sprawę. W pewnym momencie Natalie miała ochotę wyjść na zewnątrz i przespacerować się, ale wtedy pojawiła się kolejna przeszkoda. Dzieliła pokój z Castielem, a że anioły nie sypiają to nie miała jak się wymknąć. Była święcie przekonana, że będzie próbował ją zatrzymać, a że nie miała siły się kłócić to postanowiła zostać.
- Wiesz, że wiem, że nie śpisz? - odezwał się Cas. - Mógłbym ci pomóc. Wiesz o tym?
- Wiem - odpowiedziała Natalie.
Niechętnie podniosła się do siadu. Pozwoliła sobie na ukradkowe spojrzenie kątem oka na anioła. Ten natomiast wlepiał w nią spojrzenie idealnie, nieludzko błękitnych oczu. Nierozumiejący i zatroskany anioł był jak miód na skołatane myśli Bullet, co było dosyć zabawne. Anioł Pana - potężny, silny i wyrażający swoją postawą, że ten kto z nim zadrze źle skończy... Miał być uroczy? To było nawet więcej niż zabawne. Bo tak naprawdę Castiel będąc jedną z najpotężniejszych istot był jak małe dziecko nie rozumiejące za wiele. Ale to nie była jego wina, że od zarania dziejów szkolono go na bezuczuciową maszynę. Żołnierza, którego zadaniem było wykonywać rozkazy bez gadania. Oczywiście niektóre anioły lubowały się w poznawaniu dzieła Ojca, ale nie on. Starego Castiela nie obchodzili ludzie. Istniał po to, aby służyć nie pytając o to czy używane środki są konieczne. Nowy Castiel jest inny. Zaczynał rozumieć ludzi i nawet czasami rozumiał co nimi kieruje.
Miłujcie ich, bo są podobni do nas.
Bóg miał rację. Ludzie i anioły wbrew pozorom są podobni. Anioły są potężne i niezniszczalne, ale brak im pierwiastka emocji, który by ich czynił lepszymi. Silniejszymi. Ludzie może i są o wiele słabsi, ale posiadają różne emocje. A te potrafią uczynić najsłabszego najpotężniejszym. Tego brakowało i brakuje aniołom, bo gdyby mieli chociaż jedną z nich... Byliby nieskończenie potężni nawet na miarę ogolonych małp.
- To dlaczego nie poprosisz o pomoc? - Castiel przechylił głowę w ten sam sposób, który oznaczał, że nic nie rozumie.
- Bo koszmary mogą wrócić - odparła pierwszy raz od rozpoczęcia rozmowy spoglądając prosto w oczy anioła.
- Nie wrócą. Obiecuję.
Castiel wstał ze swojego łóżka, usiadł na tym należącym do dziewczyny i spojrzał na nią pytająco.
- Mogę?
- Jesteś pewny?
- Tak.
Tak naprawdę nie był pewny. Nie był w stanie zapanować nad ludzkim umysłem, którego sny często są odwzorowaniem rzeczywistości lub najskrytszych pragnień. Jedyne co mógł robić to próbować odganiać koszmary. A Natalie wcale nie musiała o tym wiedzieć.
- Więc rób co musisz.
Anioł dwoma palcami dotknął skroni brunetki. Bullet w jednej chwili poczuła przepływającą przez nią energię, a w drugiej jak spokojnie odpływa w czarną otchłań snu.
And now I'm laughing through my tears
I'm crying through my fear
But baby if I had to choose
The joke's on you...
Od autorki: Piosenka, której tekstu użyłam w tym rozdziale znajduje się u góry w mediach. Pochodzi z filmu Birds of Prey i wiem, że nie jest z tych lat co dzieje się akcja, ale za bardzo mi tu pasowała.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro