- 8 -
Oh, Śmierci
Czy nie oszczędzisz mnie przez kolejny rok? - Jen Titus, " O' Death "
Cios. Unik. Kolejny cios. Kopniak. Tak wyglądał trening siłowy, który miał na celu poprawienie siły fizycznej jak i refleksu Natalie. W czym, nie chcąc przyznać na głos, Dean uznał, że była całkiem niezła. Jak na dziewczynę, dopowiadał sobie, by do końca nie dać sobie odczuć spadku poziomu własnej dumy po tym jak kolejny raz dostał od brunetki prawego sierpowego, co tym razem zbiło łowcę z nóg. Dean leżał jak długi na posadzce małej sali treningowej, którą urządził z Samem, by jakoś wyładowywać złe emocje. Otoczony przez Sama i Castiela oraz stojącą nad nim dziewczynę, zmarszczył brwi i przybrał poważny wyraz twarzy.
- Poszło ci nieźle - stwierdził. - Jak na dziewczynę, oczywiście.
- Wmawiaj sobie - odparowała zadowolona z siebie Bullet.
Natalie musiała przyznać, że skopanie tyłka Winchesterowi znacznie poprawiło jej samopoczucie po nieprzespanej nocy. Czuła się okropnie od całonocnego siedzenia nad księgami z kilku tysięcznego zbiorowiska ksiąg, jak nie więcej. Przespała może dwie godziny, a to równało się z niemiłosiernym bólem głowy i co chwilę opadającymi powiekami. Nawet potrójna kawa nie dała rady jej pobudzić na tyle, żeby jakoś normalnie funkcjonowała. I wtedy na pomoc przyszedł starszy Winchester z propozycją fizycznych ćwiczeń. To dodało jej energii, a zmęczenie szybko wyparowało. Gdy Dean wstał, ta wytarła krople potu na twarzy o podkoszulek Winchestera, który od niego pożyczyła.
- Muszę wrócić do Sioux Falls. Po rzeczy - dodała widząc pytającą minę blondyna.
- Pojedziemy tam - zapewnił. - Ale po lekcji z bronią i sprawdzeniem twojej wiedzy na temat potworów.
- Nie poddajesz się, co? - zakpiła wykrzywiając usta w uśmiechu.
- Nigdy - odparł. - Chodź. Nie mam całego dnia.
Dean opuścił salkę, a zadowolona z siebie Bullet spojrzała na pozostałą dwujkę mężczyzn. Uniosła brwi do góry. Założyła ręce na piersi i z cwanym uśmieszkiem, zapytała:
- Czy on jest świadomy, że przegra?
- Nie - odparł Sam. - To Dean. Jedyne czego jest świadomy to swojej miłości do Impali i whisky.
- Słyszałem to! Masz w mordę Sammy! - krzyknął przechodzący obok Dean.
Sam i Natalie roześmiali się. Nawet Castiel się zaśmiał co było rzadkim widokiem dla młodszego Winchestera. Ucieszył się z tego, bo należało się to aniołowi za to wszystko co przeszedł. Z resztą jak im wszystkim. Chwila wytchnienia i zapomnienia jeszcze nikogo nie zabiła, a to zrodziło plan w głowie łowcy.
- Cas, a może ty zabierzesz Natalie do Sioux Falls, a ja z Deanem ogarniemy przekąski i trochę whisky na wieczór?
- Myślę, że to dobry pomysł - zgodził się anioł. - Natalie?
- Jestem za!
- No to świetnie - Sam potarł ręce o siebie. - Idę powiedzieć Deanowi. Myślę, że wasza rywalizacja może poczekać chwilę.
Sam nie zwlekając ani chwili dłużej wyszedł. Natalie spojrzała na Castiela, który najwyraźniej czekał na jej przyzwolenie.
- Wykąpię się tam. Możemy iść, lecieć... Cokolwiek tam robisz.
Castiel przytaknął. Dotknął lewego ramienia brunetki i po chwili byli w zdemolowanym mieszkaniu dziewczyny.
- Zaraz wracam - oznajmiła znikając w pomieszczeniu, które było sypialnią, aby po chwili wyjść z czystymi ubraniami i pójść do łazienki.
Kiedy zamknęła za sobą drzwi, zakorkowała dziurę w wannie i odkręciła gorącą wodę. Sięgnęła po kulkę zapachową specjalną do kąpieli, wrzuciła ją do napełniającej się wanny i po sekundzie w łazience rozniósł się przyjemny zapach białej czekolady. Czując jak obolałe mięśnie spinają się bardziej, rozebrała się do naga, zakręciła wodę i bez wahania weszła po szyję do gorącej wody. Od razu poczuła wszechogarniające ciało odprężenie.
- Hmmm... - mruknęła czując jak każdy mięsień odpuszcza, a gorąca woda przyjemnie muska skórę tam, gdzie nie była zanużona.
Tymczasem Castiel rozglądał się po mieszkaniu analizując każdy kawałek powierzchni. Nie miał nic do roboty, więc postanowił spożytkować wolny czas na szukaniu możliwych poszlak któregoś ze żniwiarzy. W końcu któryś mógł wrócić na miejsce ataku poprzedniego i coś węszyć. Jak się okazało, miał rację. Dyskretnie namalowane krwią sigile na ścianie za telewizorem, szafą i komodą nie umknęły przed spostrzegawczym wzrokiem Anioła Pana.
- Natalie! - wrzasnął. Gdy dziewczyna nie odpowiedziała wparował do łazienki.
Castiel wchodząc nie proszonym do oazy spokoju dziewczyny, był przyszykowany na ujrzenie sceny walki Natalie z którymś z kosiarzy. Ale zamiast tego zobaczył zupełnie nagą dziewczynę, która właśnie spłukiwała pianę z włosów.
- Cas?! - krzyknęła bardziej z zaskoczenia niż złości. Widząc zawstydzoną minę anioła, zaśmiała się. - Będziesz tak stał? - spytała rozbawiona.
- Nie... Ja... Nie ważne. Pospiesz się. Inni już tu byli. Mogą wrócić - oznajmił i wyszedł.
Kilka minut po Castielu, Natalie ubrana w czyste ubrania i z mokrą głową przekroczyła próg salonu. A przynajmniej tego co z niego zostało. Nadal zażenowany Castiel ostrożnie obserwował poczynania brunetki.
- Wyglądasz tak jakbyś nigdy nie widział nagiej kobiety - powiedziała próbując rozładować napięcie jakie wytworzył anioł.
- Widziałem na tych filmach co Dean ogląda. Cycate azjatki. I nie jestem prawiczkiem - dodał dzięki czemu spotkał się ze śmiechem dziewczyny. Castiel przechylił głowę na bok. - Co w tym zabawnego? Wy, ludzie uprawiacie seks. Ja też mogę. To, że jestem aniołem nie znaczy...
- Dosyć - przerwała mu rozbawiona do łez Natalie. Castiel kolejny raz w ciągu kilku minut sprawił, że zaśmiała się szczerze pierwszy raz od czterech lat. - Zaraz opowiesz mi wszystko ze szczegółami. Wolałabym tego uniknąć - puściła mu oczko.
Castiel zamilkł. Jako, że nigdy nie posiadał filtra, który najpierw przetwarza to co chce powiedzieć, dopiero po czasie zrozumiał co powiedział. Nie każdy musi wiedzieć, że spał z kobietą tylko raz i to ze żniwiarką, która później go zabiła. A to by powiedział, gdyby brunetka mu nie przerwała. Sam zaśmiał się z własnej głupoty. Czasami naprawdę zachowywał się jak dziecko w płaszczu - jak to Dean go nazwał kiedy nie mógł użyć swoich mocy, bo w obecności Evy, matki wszystkich potworów, jej moc go blokowała.
- Gotowa - oznajmiła Bullet wchodząc z powrotem do salonu. Zdziwiła się kiedy Castiel stał w pozycji takiej jak go zostawiła. - Cas?
- To skrót od mojego imienia - wypalił z nikąd anioł. - Przepraszam - poprawił się.
- Mówiłeś, że inni wrócili tu. Czego chcieli? - zapytała nie zważając na to co przed chwilą powiedział boski posłaniec.
- Sądząc po krwawych pieczęciach, zwolennicy tego co zabiłem chcieli cię znaleźć. I na pewno by nas złapali, ale zapomnieli o jednej pieczęci. Co znaczy, że w każdej chwili tu wrócą.
- Aha - mruknęła Natalie rozglądając się po ścianach. - Dobrze to ukryli.
- Tak. Wracamy?
Przytaknęła. Nim zdążyła się obejrzeć, a byli z powrotem w Bunkrze. A dokładniej w pokoju Natalie. Castiel puścił ramię brunetki i zaczął się wycofywać. Zatrzymał się na sekundę kiedy Natalie ponownie go zawołała.
- Hej, Castiel! Dzięki!
- Nie ma za co. Od tego są przy... przyjaciele - powiedział niepewnie i czym prędzej zniknął za drewnianymi drzwiami.
Natalie pokręciła głową. Dopiero co wczoraj obiecała sobie, że spróbuje być milsza dla anioła. Że zacznie go tolerować i dopiero potem może się zaprzyjaźnią. Nie pomyślała tylko o tym, że Castiel jest jedną z niewielu osób, które lubi się od razu. Tą, której od razu można by było wszystko powiedzieć, bo czuje się, że można mu ufać. Cholera!, nie wiedziała o tym. A gdy to zrozumiała nie wiedzieć czemu uśmiechnęła się pod nosem.
Skrócenie imienia to dobry początek Bullet, pochwaliła się w myślach.
Zdjęła z ramienia sportową torbę i zaczęła się rozpakowywać. Tym razem była świadoma, że jej myśli krążą wokół niebieskookiego anioła. Na nowo analizowała ich spotkanie, zachowanie boskiej istoty i wszystko to co zdążyła się o nim dowiedzieć. A właściwie to co zdążyła sama wywnioskować z tego jak Castiel się zachowuje.
***
- Więc jak się zabija wampiry i wilkołaki? - zapytał Dean wbijając spojrzenie w te należące do Natalie.
Zielone oczy uważnie wpatrywały się w te czekoladowe, które zależnie od światła lub humoru, mogły przybrać ciemny lub jasny brąz. Natalie z cwanym uśmieszkiem obserwowała pokerową twarz Winchestera. Była z siebie dumna, że nauczyła się wszystkiego w jedną noc. Zawsze wychodziła z założenia, że jeśli coś kogoś interesuje to szybko przyswoi wiedzę na dany temat.
- Proste. Wampirom odcina się głowę. Dla pewności lepiej spalić ciało. Nadal uważam, że więcej zabawy by było, gdyby można było zabijać je kołkiem. Jeśli chodzi o wilkołaki to strzał w serce srebrną kulą. Dla improwizacji można też odciąć głowę. Tak myślę - puściła Deanowi oczko czego efektem było nagłe zainteresowanie się blatem stołu przez łowcę.
Zrezygnowany Winchester pokręcił tylko głową.
- Nie wierzę, że to mówię, ale zdałaś śpiewająco. Jeszcze tylko broń i możesz nazywać się łowcą.
- Świetnie! - Natalie klasnęła w dłonie. Wstała od stołu, zrobiła kółko i stanęła za zielonookim. Nachyliła się tak, by ten mógł poczuć jej oddech na swoim karku. - Jak się czujesz z tym, że wygram? Przepraszam. Wygrałam?
Dean nie odpowiedział, a wstał od stołu w zawrotnym tempie. Gdyby nie szybki refleks łowcy Natalie znowu leżałaby na podłodze jak długa. Oboje nie odrywali od siebie oczu. Nie zauważyli nawet jak luźny chwyt zamienił się w mocniejszy. Dean bez świadomości tego co robi zmniejszył dzielącą ich odległość do kilku milimetrów. Teraz wspólnie czuli oddechy na swoich twarzach. I gdyby ktoś był z nimi w pomieszczeniu to na pewno sytuacja oczami tej osoby wyglądałaby tak: zaraz się pocałują, dojdzie do czegoś. I może by do tego doszło, bo oboje czuli gorąc, a oddechy im przyspieszyły. Boże, nawet przeszło im to przez myśl, żeby się chociaż pocałować. Sytuację uratował wchodzący do biblioteki Sam. Natalie jak i Dean zaczęli dziękować siłom wyższym za wyczucie czasu młodszego z braci. Chcieli posmakować swoich ust, ale z drugiej strony nie mieli kompletnej ochoty na plucie sobie w brodę za to, że na to pozwolili.
- Eee, guys? - odezwał się zmieszany Sam.
- Nic nie było - powiedział Dean.
- Nic, a nic - zgodziła się Natalie.
- Zapomnij o tym - polecił.
- Ty też - odparła.
Zgodnie, jak jeden mąż, obrócili się do Sama w tym samym czasie.
- Hejo, Sammy. Chyba będziemy mieć nowego łowcę.
- Wow, no to się cieszę. Dziwne, że się do tego przyznajesz, ale nie ważne. Wszystko gotowe. Załatwcie to z bronią i... postarajcie się nie być głośno. Z Casem czekamy w kuchni.
- Masz w mordę Samuelu! - wydarł się blondyn. - W życiu bym z nią do łóżka nie poszedł!
- A myślisz, że ja z tobą? Nie jestem lesbijką. A ty jesteś jak pieprzona księżniczka.
- Jak już to królowa - odpyskował Dean.
- Chciałbyś.
- Nawet nie wiesz jak bardzo... - łowca zniżył głos do tego stopnia, że można było wziąć to za warknięcie.
Sam przyglądając się im przez chwilę, machnął ręką i wyszedł. Zażartował, a jego brat jak zwykle wziął to na serio. Co go śmieszyło, bo oznaczało to, że gdyby tam nie wszedł to pewnie by do czegoś doszło. Nie wiedział tylko dlaczego Dean tak się bronił przed tym. Przecież często zdażało się im całować i spać z kobietami, którymi na codzień gardzili i nienawidzili tak bardzo, że przy drugiej lepszej okazji zabijali je bez mrugnięcia okiem, gdy te zrobiły coś złego. Albo po prostu z osobami za którymi nieprzepadali z wzajemnością. Czasami była taka potrzeba. Ale to był Dean, a logiki Deana nikt nigdy nie zrozumiał. Z resztą Sam zauważył, że z nową znajomą było tak samo.
- Za ile będą? - usłyszał pytanie Castiela. Nawet nie zauważył kiedy doszedł do kuchni.
- Obstawiam od dwudziestu minut do pół godziny.
Anioł pokiwał głową w zrozumieniu. Odchylił się na krześle jednak po sekundzie wrócił do pierwotnej pozycji.
- Sam, możemy porozmawiać? Bo muszę wiedzieć jedną rzecz.
- Pewnie. Wal śmiało - Sam usiadł na krześle na przeciwko przyjaciela. - O co chodzi?
***
Sam miał rację. Nie minęło pół godziny, a Dean i Natalie wparowali do kuchni jak bomba atomowa. Nagle i z krzykiem. Ten pierwszy wydzierał się na cały Bunkier, a Natalie za to się z niego naśmiewała. On jak i Castiel spojrzeli na Deana jak na idiotę próbując się nie roześmiać. Odczekali chwilę aż łowca sam się odezwie. Wiedzieli, że przegrał rywalizację, którą sam sobie wymyślił, ale byli na tyle ciekawi co ma do powiedzenia Dean, że się nie odzywali ani słowem.
- Sammy, ta baba strzeliła za pierwszym razem! To nic! Rzuciła anielskim ostrzem od razu w docelowe miejsce! - Dean krzyczał, chodził po całej kuchni i wyrywał sobie włosy z głowy.
- Uważaj, bo zostaniesz łysy. Kto cię będzie wtedy chciał? - zażartowała Bullet podsycając rozpalony w starszym Winchesterze ogień.
Dean miał już coś powiedzieć, ale Sam wszedł mu w słowo.
- Czyli przegrałeś.
- Z dziewczyną - dodał Castiel.
- To nic takiego Dean. Z Charlie było podobnie.
- Charlie to Charlie - warknął Dean. - A teraz możecie się wszyscy zamknąć? Muszę się napić.
Dean usiadł obok brata, sięgnął po pierwszą lepszą butelkę whisky i rozdziewiczył ją jednym ruchem nadgarstka. Nalał sobie pół szklanki, wypił na raz po czym znowu sobie nalał pół i dopiero wtedy odstawił ją na środek stołu.
- To za moją WYGRANĄ - odezwała się Natalie kiedy skończyła polewać sobie, Samowi i Castielowi.
- Za ego mojego STARSZEGO brata - Sam uniósł rękę z szklanką do góry.
Castiel nie wiedząc co powiedzieć mruknął ledwo słyszalnie:
- Za was dwoje.
I tak minął im wszystkim wieczór. Pili, żartowali, śmiali się i dogryzali sobie nawzajem. Kompletnie stracili poczucie czasu. Dopiero po sześciu wypitych butelkach whisky uznali, że każdy ma dość, bo jest tak pijany, że nie da rady utrzymać się na nogach. Oczywiście tyczyło się to tylko Sama, Deana i Natalie, bo Castiel jako anioł może upić się dopiero jak wypije cały sklep z alkoholem. A i czasami to nie działa. Dlatego też z litością patrzał na pijanych braci słaniających się na blacie. Co innego było z Natalie. Ona miała na tyle godności, by spróbować podnieść się i iść do łóżka. Dopiero za czwartym razem udało się jej wstać i chwiejnie dojść na korytarz z kąd droga do sypialni wydawała się jej bardzo długa. Oparła się o ścianę w poddańczym geście.
- I po co mi to było? - mruknęła pod nosem.
- Mogę ci pomóc - oznajmił Castiel pojawiając się z nikąd, a Natalie słysząc niski głos podskoczyła w miejscu.
- Jezu! Nie rób tak nigdy więcej!
- Przepraszam - objął Natalie gotowy podnieść ją i zanieść do pokoju, ale wyrwała się mu.
- Dam sobie radę - zrobiła pierwszy krok i upadła. - Nie dam sobie rady.
Uparta jak osioł, pomyślał Cas kręcąc głową. Podniósł brunetkę, której głowa machinalnie opadła na ramię anioła. Spojrzał na nią ze współczuciem, ale nie dlatego, że tyle wypiła i nie była w stanie poruszać się samodzielnie. Współczuł jej, bo w tyle przeżyła w swoim życiu, a szczególnie w ciągu ostatnich kilku lat. Nijak się to miało do tego co on przeszedł z Winchesterami na czele, ale jednak mała iskierka współczucia się w nim pojawiła. Kiedyś by się zdziwił pojawieniem owego uczucia, ale po tylu latach na Ziemi dawno mu to przeszło. Współczuł i zazdrościł całej ludzkości. Niewiedzą i tym którzy wiedzą. Choć Castiel nie poradziłby sobie bez swojej łaski - cholera, nawet nie marzył o byciu człowiekiem, bo tego nie chciał szczerze mówiąc - to czasami chciał być wśród ludzi, którzy nie wiedzieli o ghulah, kahuntach czy innych dziwactwach. Ich życie choć mimo wielu problemów jest spokojne. Nie martwią się o zjedzenie przez potwora czy zemstę demona. Ale Castiel był sobą. Aniołem Pana, niebiańskim bytem i za nic w świecie nie chciał tego zmieniać, ponieważ bez swojej łaski nie mógłby chronić i ratować swoich przyjaciół. Swojej rodziny. Bez niej czułby się bezużyteczny.
***
Ciemność. Była to pierwsza rzecz, którą Natalie ujrzała po przebudzwniu się. Twarz wykrzywiła w grymasie niezadowolenia i irytacji. Nienawidziła nie wiedzieć gdzie jest, a otaczający ją mrok wcale nie pomagał. Jedyne co była w stanie odczuć po przez inne zmysły to to, że znajduje się w małym pomieszczeniu przepasana czymś w rodzaju pasu bezpieczeństwa. Szarpnęła się raz, drugi, trzeci, ale pas trzymający ją nie ustępował. Za miast poczucia ulgi od uwolnienia się, poczuła chłód który już wcześniej czuła. Nie mogła sobie tylko przypomnieć z kąd zna to uczucie. Przeraźliwe, niemal jak w horrorach, które lecą co roku w Halloween. Przymknęła więc oczy w nadzieji, że gdy odliczy od dziesięciu do zera to ciemność i niewygoda okażą się głupim snem. Jednak tak nie było. Zamiast tego, gdy otworzyła oczy ujrzała pustą autostradę na której był tylko jej wóz i wóz z którym musiała mieć wypadek. Już wiedziała gdzie jest i co to za miejsce. A gdy to zrozumiała pernamętnie chłód przybrał na sile, a wiatr za oknem Chevroleta się wzmógł. Zaczęła się szarpać z pasami, ale bez skutku. Jedyne co otrzymała w zamian za bezsensowną walkę z jedną z części własnego auta to odzew głosów, których bardzo dawno nie słyszała.
- Natalie?
- O cholera, co się stało?
- To niemożliwe... - szepnęła pod nosem. - Wy nie żyjecie!
- Jak na moje oko, Sara to ona uderzyła się w głowę - zaśmiał się Ethan nachylając do przodu.
- Ty nie żyjesz - powtórzyła brunetka.
- I to mocno - potwierdziła Sara.
- Ty też nie żyjesz. Co tu się dzieje?! - krzyknęła w eter nie oczekując odpowiedzi.
Prawdą było to, że Natalie po stokroć wolała mieć sny, gdzie przyjaciele nawiedzają ją i są duchami niż takie jak ten, gdzie rozmawiają sobie jakby nic się nie stało mimo wyraźnej sytuacji.
- Nie widzicie tego? Mieliśmy wypadek!
- Taak - zaczął Ethan. - Który przeżyliśmy, ale potem Śmierć zaczęła zbierać swoje żniwa.
- I w końcu przyjdzie też po ciebie - dodała nadzwyczaj radośnie Sara, której twarz przybrała kolor trupioblady, a wokół oczu miała charakterystyczne sińce dla truposza.
- Co? O czym ty mówisz? - Natalie zmarszczyła brwi.
Poczuła nagle jak pas bezpieczeństwa ustępuje, a ona sama wraz z krzykiem Ethana wylatuje z auta i ląduje kilka metrów od niego. Obolała próbowała wstać, ale uniemożliwił jej to duch chłopaka kopiąc ją tak, że lecąc uderzyła plecami o znak drogowy.
- Ethan? Co ty robisz? Słuchaj, przepraszam. To nie moja wina. Nie chciałam tego!
- Przez ciebie jesteśmy tylko cieniem tego kim byliśmy! Przez ciebie nie możemy zaznać spokoju! To wszystko twoja wina!
Gdy Ethan wrzasnął prosto w twarz brunetki, ta poczuła jak grunt pod jej nogami ucieka. Zupełnie tak jakby była na pustyni, a pod stopami miała ruchome piaski. Zacisnęła powieki. Nie była w stanie sama nic zrobić jak tylko pomodlić się do Castiela o ponowny ratunek. Ethan to wyczuł i zacisnął mocniej dłoń na gardle Natalie.
- Ethan, Sara tak bardzo was przepraszam. Gdybym mogła cofnąć czas...
- Przestań pieprzyć. I modlić się. Twój aniołek nie przyjdzie. Jesteś nasza. Tylko nasza... - zarechotał, a z nim duch Sary, który już nawet jej nie przypominał.
Natalie miała tak wielką ochotę rzucić ciętą ripostą, ale jej uwagę przykuła muzyka pojawiająca się z nikąd. A słowa wyśpiewywane przez coś co nazywało się jej przyjaciółką? Przeraziły ją jeszcze bardziej. Może w innej sytuacji uznałaby to za ciekawe i intrygujące. Piosenkę, która miała teraz miejsce coś na wzór rytualnej modły. Ale w obecnej sytuacji nie była ani trochę intrygująca i ciekawa.
Och, Śmierci
Och, Śmierci
Czy nie oszczędzisz mnie przez kolejny rok?
Jak to jest, że nie mogę spostrzec lodowatego uścisku biorącego mnie we władanie?
Kiedy Boga nie ma, a Diabeł przejmuje władzę
Kto okaże litość Twej duszy?
Och, Śmierci
Och, Śmierci...
I wtedy się obudziła. Cała zlana potem, łomoczącym jak kowadło sercem i rozbieganym wzrokiem.
- Castiel?
Od autorki: Oryginalną, angielską wersję piosenki O' Death macie na samym początku w mediach. Wystarczy kliknąć play.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro