- 5 -
Pamiętny błękit
Sioux Falls - największe miasto w Dakocie Południowej, położone nad rzeką Big Sioux oraz na przecięciu dwóch autostrad Interstate 90 i Interstate 29. Duże miasto, dużo mieszkańców. A i tak w większości wszyscy wiedzą wszystko o każdym. Nie wspominając już o tym, że się znają z bliższej lub dalszej strony. Mimo to pierwszym wrażeniem Natalie było to jak bardzo spokojne jest Sioux Falls. Jednak jak szybko pojawiła się ta myśl, tak szybko wyparowała. Owszem, Sioux Falls było spokojne pod względem rabunków i pijackich zamieszek, które raz na jakiś czas miały miejsce. Ale po niecałym tygodniu pobytu Bullet w mieście zaczęły pojawiać się dziwne przypadki porwań, śmierci czy niewyjaśnionych zdarzeń. I gdyby Natalie była szeregowym mieszkańcem miasta to może by uwierzyła w puszczane przez policję bajeczki. Nie mówiąc już o tych przekazywanych przez niejaką szeryf Jody Mills. Ale nie była. Była dziewczyną, która od spotkania z panem dostałem zawał i Roszpunką - jak to zwykła nazywać dwóch mężczyzn, którzy uratowali jej życie - coraz bardziej zagłębiała się w tajemną wiedzę o potworach. I była święcie przekonana, że wszystkie te wydarzenia były spowodowane przez potwory. Tak jak to, że dałaby sobie uciąć piękną burzę loków za to, że pani szeryf wie więcej niż mówi i tuszuje to wszystko.
Tak minęły pierwsze cztery miesiące pobytu Natalie w Sioux Falls. Musiała przyznać sama przed sobą, że zaaklimatyzowała się w mieście, które było jej pierwszym wyborem. Wybierając Sioux Falls nie kierowała się niczym. Żadnym instynktem czy dobrą restauracją lub pubem. Po prostu pojechała przed siebie stawiając wszystko na jedną kartę. Jak nie to to inne miasto, myślała wtedy. Jednak została i za nic w świecie nie zamierzała przez najbliższy czas zmieniać otoczenia. Nie miała tylko pojęcia, że cały jej świat znowu wywróci się do góry nogami wraz z chwilą kiedy zaczęła się nowa seria ataków. Krwawszych i bardziej przypominających makabrę. A to przeważyło szalę. Nie wytrzymała i musiała dowiedzieć się prawdy. Chciała pomóc szeryf Mills, żeby ta nie musiała walczyć z kolejnym monstrum całkiem sama. I tak o to siedziała w poczekalni miejscowej komendy czekając na panią szeryf. W myślach jednak liczyła się z tym, że może zostać odesłana z kwitkiem.
- Natalie Bullet? - usłyszała kobiecy głos wyrywający ją właśnie z kolejnej serii głębokich przemyśleń na temat tego jak jej życie stało się bardziej popieprzone.
Nie chciała, ale musiała przyznać, że coś ją ciągnęło do nadprzyrodzonego świata. Choć by zapierała się rękoma i nogami, że tak nie jest to jej serce samo się wyrywało do zagłębiania wiedzy co czym zabić. Doszła nawet do momentu, gdzie dowiedziała się o istnieniu demonów, a co za tym szło to i prawdopodobnie aniołów. Jednak tu nie miała żadnych dowodów na ich istnienie. A skoro i oni mogą istnieć to pewnie ten najbardziej znienawidzony przez nią byt niebiański też może. I tu też nie miała żadnych dowodów na istnienie Boga.
Podniosła głowę i zobaczyła kobietę w średnim wieku o krótko przystrzyżonych włosach. Jak na swój wiek wyglądała młodo, ale zmarszczki na twarzy mówiły same za siebie. Kobieta najwyraźniej wiele przeszła.
- Tak - wstała i zrównała się z kobietą.
- Jody Mills - odparła kobieta z delikatnym uśmiechem czającym się w kącikach ust. - W czym mogę pomóc?
- Możemy porozmawiać w bardziej ustronnym miejscu? - zapytała niepewnie Natalie.
- Dobrze - odparła szeryf z lekką rezerwą.
Czuła w krwi i w kościach, że dziewczyna o czekoladowych włosach i ciemnych jak noc oczach, coś ukrywa. Dlatego też nie była zdziwiona kiedy po przekroczeniu gabinetu szeryfa, Natalie wyłożyła kawę na ławę. Nie patyczkowała się. Nienawidziła obijania w bawełnę. Ale mimo to Jody postanowiła ciągnąć farsę. Nie chciała, aby kolejna osoba wkroczyła w ten niebezpieczny świat zamieszkały przez najróżniejsze dziwactwa. Tyle, że Natalie już zdecydowała. Nawet jeśli sama jeszcze o tym nie wiedziała.
- Pani szeryf... - jęknęła zrezygnowana. - Ja wiem i pani wie, że to co pani mówi to bujda na resorach. Dlaczego pani nadal w to brnie?
- Bo nie pozwolę byś zmarnowała sobie życie wchodząc w ten świat. A teraz zmykaj zanim cię aresztuję - odparła na jednym wdechu szeryf Mills.
- Nie ma pani podstaw - zaprotestowała Natalie krzyżując ręce na piersi.
- Jestem szeryfem. Mogę wszystko - spojrzała na Bullet wzrokiem nie zniosącym sprzeciwu.
Natalie tylko przewróciła oczami i wyszła bez słowa. Nie miała siły się kłócić. Z niezadowoleniem opuściła policyjny budynek. A gdy stukot obcasów przeniósł się z korytarza komendy na nierówny chodnik, Natalie wsiadła do swojej Dziecinki. Dopóki nie usiadła i nie odpaliła samochodu nie zdawała sobie sprawy jak bardzo była głodna. Tak więc plan Natalie na szybki powrót do domu pokrzyżował głód i chęć na zimne piwo. Z sapnięciem ruszyła w drogę kierując się do pierwszej lepszej burgerowni - restauracji lub pubu w zależności co pierwsze spotka - mając nadzieję, że największy burger w menu będzie naprawdę duży.
Oczami wyobraźni widziała już soczysty kotlet z wołowiny, pomidory, ogórki i sałatę. Nie mówiąc już o dużej porcji frytek nadal ociekających tłuszczem. Innych mogłoby to brzydzić, ale Bullet lubiła jeść fast foody, a od czasu do czasu naprawdę przesadnie ociekające tłuszczem pizze, frytki inne niezdrowe rzeczy. Plusem było to, że mogła jeść tyle ile chce, a w ogóle nie tyła. To był jeden z wielu - najbardziej przez płeć żeńską - powodów, za który była nielubiana.
***
Jak miała zamiar tak zrobiła. Natalie zatrzymała swojego ukochanego Chevroleta przed JL Beers. Przekroczyła próg restauracji z myślą, że zje i wypije spokojnie zimne piwo, a potem uda się do wynajmowanego mieszkania. Jakim zawodem, a jednocześnie zdziwieniem i głęboko ukrywanym podekscytowaniem okazało się, że niedaleko baru siedzieli dwaj mężczyźni. Ci sami, którzy cztery miesiące temu uratowali ją od przeklętego Logana Petersa. Wcześniej nie miała czasu ani ochoty przyglądać się im. Ale teraz miała i tak też zrobiła. Badała każdy szczegół ich wyglądu. Postura, styl ubierania i włosy. Jedynie oczów nie mogła rozpoznać nawet jeśli wiedziała, że niższy z nich ma zielone. Była ciekawa jaki mają odcień nie mówiąc już o całej reszcie związanej z twarzami tej dwójki. Uznając, że nie ma nic do stracenia, przysiadła się do nich podbierając przy okazji zielonookiemu kawałek placka.
- Hej! To moje suko! - wrzasnął Dean, który najwyraźniej zdążył być już wkurzony na coś lub kogoś.
- Auć! - zacmokała Natalie. - Tak ostro od razu?
Dean słysząc znajomy głos nie mógł sobie przypomnieć skąd go zna, ale gdy spojrzał wprost w ciemno - czekoladowe oczy Natalie, od razu sobie przypomniał. Sam, który siedział obok i kątem oka dostrzegł Natalie już wcześniej próbował powstrzymać falę napadającego go śmiechu. O ile był w stanie wysiedzieć z kamienną twarzą widząc nieziemsko wkurzonego brata o byle co, tak kiedy tylko pojawiła się dziewczyna ledwo co się powstrzymywał.
- Co ty tu robisz? - zapytał starszy Winchester puszczając mimo uszu wcześniejsze słowa dziewczyny.
- Zgaduję, że tu mieszkam. A wy pewnie jesteście w związku z tymi morderstwami. Nie mylę się? - uniosła prawą brew do góry. Dean miał się już odezwać, ale Natalie uprzedziła go. - Natalie Bullet, a ty księżniczko?
- Myślałem, że to Sama nazwałaś Roszpunką - odparł Dean na co Natalie zaśmiała się.
Spojrzała na długowłosego mężczyznę, którego oczy były bliżej nieokreślone. Raz zielone, raz wpadające w niebieski, a czasami z elementami złota i bursztynu.
- Miło cię poznać Sam - rzuciła podkradając Deanowi kolejny kawałek placka. - Jak się nazywa ta księżniczka?
Wróciła spojrzeniem do zielonookiego mężczyzny, którego włosy były ciemnym blondem. Zarys szczęki i kości policzkowych był perfekcyjny na tyle, aby Bullet mogła stwierdzić, że delikatny zarost dodaje mu uroku.
Sam odchrząknął.
- Dean - powiedział Sam przywołując ruchem ręki jedną z trzech kelnerek JL Beers.
- Nazwisko? - spytała niewinnie.
- Nie potrzebne ci - odpowiedział Dean.
- Winchester - dodał Sam zaraz po zamówieniu zimnego piwa dla ich trójki.
- Sammy!
- Wow, wow. Księżniczka się wkurzyła. Prawda, Dean Son of a Cherry Pie Bitch Winchester?
W tym momencie Sam nie wytrzymał i ryknął na cały lokal. Nikt nie zwracał na nich uwagi. Tam każdy był głośno. Poczerwieniały ze złości Dean nie wytrzymał, nachylił się do Natalie i wyrwał jej ostatni kawałek placka, który miała właśnie wkładać do buzi.
- To jest moje - powiedział przeżuwając zabrany kawałek wiśniowego wypieku. Gdy skończył przeżuwać spoważniał. - Co wiesz o atakach?
- Nic poza tym, że są krwawe. Bardzo krwawe. I tym, że miejscowa szeryf wie co nieco więcej niż mówi. Wiem co mówię. Sama się przyznała.
- Pewnie powiedziała, że nie ma zamiaru pozwolić ci wkraczać w ten świat, bo to wielkie gówno, z którego nie da się wyjść?
- W skrócie - wzruszyła ramionami.
- To dobrze - odezwał się Sam. - Nikt kto ma szanse na ucieczkę nie powinien dobrowolnie wkraczać w to bagno. Dzięki - powiedział do kelnerki stawiającej przed nimi trzy duże kufle zimnego piwa.
- Tyle, że... - zawiesiła się. Nie była gotowa przyznać się przed samą sobą, a co dopiero przed braćmi, których ledwo znała. Raz się żyje Bullet, pomyślała i zebrała w sobie odwagę. - Myślę, że przed czteroma laty weszłam w ten świat nieświadomie. A przez kolejne odrzucałam to. No, przynajmniej do tej pamiętnej nocy, gdzie się poznaliśmy.
Bracia zamilkli. Spojrzeli na siebie i bez słów uznali, że jeśli dziewczyna będzie chciała to im opowie dlaczego tak się stało. Nie umknął im pomysł, że nieświadomie mogła zawrzeć pakt z demonem.
Dean natomiast dla rozluźnienia atmosfery postanowił zażartować.
- Więc Bullet, zamierzasz kogoś penetrować jak ja bym to zrobił?
- Wątpię, żebyś był aż tak dobry - wysłała mu powietrznego buziaczka po czym upiła spory łyk piwa.
- Daj mi pół godziny, a to zmienię. Tylko nie jestem pewien czy to przeżyjesz.
- Oj Dean, Dean... - Natalie pokręciła głową. Wzięła chusteczkę, długopis od przechodzącej kelnerki i napisała na niej kilka cyfr. - Zadzwońcie jak przekonacie Mills, że mogę brać w tym udział. Pa chłopcy! - rzuciła na odchodne.
Dean spojrzał za nią, a Sam na brata i mógł przysiąc, że się ślinił jak przysłowiowy pies na sukę. Co jest dosyć zabawnym faktem, bo kiedyś by rozwiązać sprawę starszy Winchester musiał zmagać się z efektami ubocznymi zaklęcia pomagającego w rozumieniu mowy zwierząt.
- Nie ma opcji - oznajmił Dean.
- Tak, tak - przytaknął Sam wiedząc swoje. Zawsze się kończy inaczej niż zakładają kiedy tylko spotykają na swojej drodze osoby podobne do nich.
***
Nastał późny wieczór. Dla niektórych noc, dla innych środek dnia. Natalie powoli szykowała się na wiczorny wypad do lokalnego baru kiedy nagle zadzwonił jej telefon. Zmarszczyła brwi. Od trzech miesięcy nikt do niej nie dzwonił, ponieważ Julia Bullet poddała się po miesiącu od nagłego zniknięcia córki. Zdziwiona podniosła telefon i spojrzała na ekran. Widniał na nim nieznajomy numer, ale i tak postanowiła odebrać. Gdzieś w głębi duszy łudziła się, aby była to szeryf Mills. Jednak głupia nadzieja minęła jej z chwilą kiedy usłyszała charakterystyczny głos po drugiej stronie słuchawki.
- Cześć pięk... - zaczął Dean, ale zostało mu brutalnie przerwane.
- Skąd masz mój numer?
- Jestem łowcą, znam różne sposoby na zdobycie czyjegoś numeru. A teraz ruszaj swój zgrabny tyłeczek i widzimy się w barze. Adres wyślę ci smsem.
Jak mówił tak zrobił rozłączając się od razu i nie dając Natalie dojść do słowa. Ta tylko pokręciła w niedowierzaniu głową. Przez chwilę zastanawiała się czy iść, ale szybko stwierdziła, że napicie się z kimś znajomym będzie miłą odmianą. Nawet jeśli tym znajomym okazał się być irytujący kretyn, którego ledwo znała.
Natalie nie kazała na siebie długo czekać. Jej imprezowa natura wręcz aż błagała, żeby się pospieszyła i tak o to po niespełna godzinie przekroczyła próg baru, który wskazał jej Dean. Z początku nie mogła nigdzie go znaleźć pośród sporego tłumu. Szybko się to zmieniło, gdy przypadkowo usłyszała rozmowę dwóch dziewczyn o dwóch przystojniakach siedzących przy barze. Jednym, zielonookim. Drugim, o niebiańsko niebieskich oczach. Opis drugiego nijak nie pasował jej do drugiego Winchestera, ale nie przejęła się tym. Pewnie był to przypadkowy gość, który się dosiadł.
Tak więc ruszyła prosto do baru tym samym zwracając na siebie uwagę większości mężczyzn i zazdrosnych kobiet. Uśmiechnęła się pod nosem. Jak nigdy cieszyła się z postawienia na czerwony, letni kombinezon na grubych ramiączkach, o krótkich nogawkach i złotych wstawkach. Nie wspominając już o całkowicie gołych plecach i mocno wykrojonym dekolcie. Zwieńczeniem tego wszystkiego były pozłacane sandałki na cienkiej szpilce, czarna skóra i delikatnie pofalowane włosy opadające kaskadami na plecy i ramiona. Makijaż natomiast miała delikatny jak na siebie. Zrobiła jedynie brwi i rzęsy. A usta potraktowała zwyczajną czerwoną szminką.
Podchodząc do mężczyzn - pewna siebie jak zawsze - nie była przygotowana na to co zobaczy. Roześmiany od ucha do ucha Dean ogarniając, że nie jest już sam ze swoim nowym znajomym jak myślała, zaczął coś mówić jak to bardzo się cieszy, że przyszła, bo Sam go wystawił.
- Ten dureń nie wie co to dobra zabawa! - krzyknął na cały lokal. - Za to ty i Cas przyszliście mi z ratunkiem, żebym nie umarł z braku towarzystwa!
Kiedy Dean wypijał zapewne setną kolejkę whisky, Natalie zastanawiała się co ma robić. Odezwać się i udawać, że nic nie pamięta? Albo po prostu odwrócić się i wyjść zmieniając poraz drugi tego dnia swoje plany. Ale coś ją trzymało w miejscu. Nie była pewna tylko co to było. Ciekawość osoby niebieskookiego, a może wewnętrzna chęć zamordowania go za ratunek? Pozostała jednak spokojna i niewzruszona. Jedyne co była w stanie zrobić to otworzyć szeroko oczy i unieść lekko głowę do góry. Zupełnie tak jakby oczekiwała wyjaśnień od najlepszej przyjaciółki co robiła w trakcie randki z chłopakiem i po. I tak też było, ale nie potrafiła się zdobyć na zrobienie pierwszego kroku.
Zszokowany Dean jakby otrzeźwiał na moment patrząc się na dwójkę, która przenikała się wzrokiem. Jednak chwilę później stwierdził, że jest zbyt pijany na wyciąganie informacji i tak nic by nie zapamiętał. Kiedy przystawiał do ust dwudziesty kieliszek whisky brunetka niespodziewanie powiedziała coś co sprawiło, że brunet o idealnie błękitnych oczach spoważniał jeszcze bardziej niż był, a Dean zachłystnął się alkoholem.
- Pamiętam cię.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro