- 2 -
Coraz bliżej, coraz bliżej
Nastało południe, gdy Natalie postanowiła zwlec się z łóżka, którego miała już szczerze dosyć. Od momentu, w którym się obudziła miała nadzieję, że zaśnie, ale jak na złość sen nie przychodził, a zmęczony wzrok zaczął płatać figle.
Na początku krzesło było krzesłem, ale z czasem im bardziej zmęczenie brało górę zamieniło się w bliżej nieokreślony kształt, który z czasem zdawał się jej przemieszczać. To wtedy wróciła spojrzeniem do okna przy którym z kolei dostrzegła wysoką, męską postać. Przestraszona poderwała się do siadu i dopiero kiedy zapaliła lampkę nocną z ulgą stwierdziła, że była to tylko jej wyobraźnia. A przynajmniej tak sobie wmawiała nie chcąc siać paniki i dodawać kolejnego punktu do listy Niewyjaśnione, chore, bardzo dziwne i nie na miejscu. Szczerze nie miała ochoty ślęczeć nad kolejnym, zapewne bez owocnym, poszukiwaniu czegoś co mogło w ogóle nie istnieć.
Takim o to sposobem Natalie postawiła swoje pierwsze kroki w stronę szafy, z której wyjęła standardowy zestaw ubrań po czym poszła do łazienki. Tam, pierwsze co zrobiła zatkała odpływ wanny i odkręciła gorącą wodę na fula. Jedyne czego pragnęła na tamtą chwilę to długa kąpiel z solą morską i mnóstwem piany z brzoskwiniowego płynu do kąpieli. Chciała poczuć się czysta nie tyle co cieleśnie, ale duchowo. Wierzyła, że gorąca kąpiel z kosmetycznymi dodatkami jest w stanie usunąć całe napięcie z ciała. Według Natalie dodatkowym atutem kąpielowego relaksu i odprężenia była dobra książka i rozstawione wszędzie gdzie się da świeczki. Szczególnie te zapachowe. Nie mając jednak ochoty na czytanie i bawienie się ze świeczkami, wsypała sól morską, płyn do kąpieli i kiedy powstała piana rozebrała się.
Zanużając się w piekielnie gorącej wodzie Natalie mruknęła. Od kiedy pamiętała gorąca kąpiel zawsze była jej ulubioną częścią rutyny. Uwielbiała, wręcz kochała to jak gorąca ciecz otulała jej ciało. Kochała też zapachy różnych olejków i żeli. Jednak najbardziej jej przychylność zyskało uczucie błogości. Zupełnie tak jakby cały świat nie istniał, a wszystkie problemy razem z nim.
***
Ciesząc się długą i niezwykle relaksującą kąpielą Natalie nie wiedziała kiedy odpłynęła. W jednej chwili wpatrywała się w butelki z szamponami i odżywkami, a w drugiej odleciała do krainy snów. Był jeden plus. Odespała nieprzespane godziny, a gdy została brutalnie wybudzona przez krzyki matki, poczuła jak wraca do niej energia, której tak bardzo jej brakowało kiedy postanowiła w końcu wstać z łóżka.
- Natalie! - powtórzyła się pani Bullet waląc setny raz w łazienkowe drzwi.
- Już wychodzę! - odkrzyknęła brunetka przewracając oczami.
- To się pospiesz! Siedzisz już tam dwie godziny! Jedzenie zaraz ci wystygnie! - oznajmiła żona Harveya Bulleta i pokierowała się schodami w dół do aneksu kuchennego.
Natalie przewróciła oczami. Kiedyś lubiła rodzinne posiłki, ale wraz ze śmiercią ojca to zanikło. Od tamtej pory nie dbała o to czy zje zimny lub ciepły obiad. Miała to gdzieś. A teraz znając prawdę o swoim ojcu znienawidziła tę drobną przyjemność jeszcze bardziej.
Julia Bullet choć bardzo się starała nie była w stanie pojąć zachowania córki. Rozumiała ją po części. W końcu śmierć ojca była dla pięcioletniej dziewczynki szokiem i traumatycznym przeżyciem. Tak przynajmniej mówili lekarze, ale Natalie przynajmniej starała się przez wszystkie lata kontynuować rodzinną tradycję jedzenia ciepłych posiłków razem. Starała się, bo nie zawsze miała na to ochotę po zaginięciu ojca. Dlatego też Julia nie rozumiała dlaczego jej córka zaniechała jakichkolwiek starań i to ją bolało. Bolało ją to, że tak bardzo oddaliła się z córką od siebie.
Zrezygnowana wyszła z wanny uprzednio wyciągając korek tamujący odpływ. Od niechcenia spojrzała się na swoje odbicie w lustrze zawieszonym na prawie całą ścianę. Przeraziło ją to co zobaczyła. Była cała blada. Niemal przezroczysta i to nie tylko na twarzy, ale i na całym ciele. Nie przeraziłaby się tak bardzo, gdyby nie sińce pod oczami na pół twarzy.
Dzięki Bogu, że ktoś wymyślił makijaż i kosmetyki, pomyślała sięgając po koronkowy, czarny top, który równie dobrze mógłby być stanikiem. Zaraz po tym jak uporała się z górą stroju wciągnęła na siebie równie czarne co bluzka jeansy typu rurki. Gdy skończyła się ubierać wyszła z łazienki. Jednak zanim przekroczyła próg sypialni, zatrzymała się przy schodach.
- Za pół godziny zejdę! Muszę się pomalować!
- Jak chcesz! Zjesz sama, bo zaraz muszę wychodzić do pracy!
- Dobrze! - odkrzyczała nieco przesłodzonym głosem.
Tak naprawdę miała to gdzieś. Nie miała zbytniej ochoty na jedzenie. W ogóle nie czuła głodu, ale mając w planach wieczorny wypad do baru, niespełna godzinę później siedziała przy stoliku w jadalni i wmuszała w siebie odgrzaną wcześniej w mikrofalówce pierś z kurczaka, ryż i grillowane warzywa.
***
Natalie od śmierci Sary i Ethana nie sądziła, że będzie kiedykolwiek bawić się tak dobrze jak tego wieczora. Oczywiście miewała momenty, w których dobrze się bawiła, ale wtedy zazwyczaj wracały do niej wspomnienia ze wspólnych imprez z przyjaciółmi. A gdy tak się działo z miejsca wracała do domu albo stopowała się i kończyła sama przy barze sącząc jednego drinka przez większość czasu. Jednak tym razem było inaczej. Czuła się tak jakby cały ciężar przeszłości zniknął jej z ramion. Zaczęła nawet dziękować sama sobie, że zdecydowała się na samotne wyjście do baru i wlewanie w siebie hektolitrów różnych alkoholi.
- Nawet nie wiesz jak bardzo w tej chwili cię kocham - wybełkotała do opróżnionej do połowy butelki.
Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że od kiedy przekroczyła próg baru wypiła na wstępie dwie kolejki kolorowych shotów, później był czas różnorakich drinków i czystego alkoholu z lodem w szklance. Jednak Bullet było mało i z chwilą kiedy wypiła z szóstą szklankę tequili z lodem i cytryną, stwierdziła, że to jest za mało. Zamówiła więc butelkę Bourbona, a gdy dostała swoje zamówienia poszła w tłum tańczących ludzi. Kiedy zawartość butelki zmalała do pięćdziesięciu procent, weszła na bar i zaczęła tańczyć. Celem Natalie nie było robienie z siebie widowiska i bycie powodem do zazdrości wielu dziewczyn, które miały ochotę na chłopców i mężczyzn przyglądających się jej poczynaniom. Chciała się dobrze bawić i robiła to. Kompletnie się wyłączyła na krzyki, brawa, gwizdy i bliżej nieokreślone dźwięki z usta niezadowolonych dziewczyn. Była tylko ona, muzyka i butelka Bourbona, którą właśnie przechyliła, aby wziąć soczysty łyk bursztynowego płynu.
Bullet bawiła się w najlepsze od czasu do czasu biorąc łyk alkoholu lub dając się porwać ludziom do tańca, którzy poszli jej przykładem i weszli na bar. Ku jej zaskoczeniu barman nie miał nic przeciwko. Wręcz przeciwnie. Cieszył się jak małe dziecko, że ktoś robił za widowisko, bo miał więcej klientów, a co za tym idzie więcej pieniędzy i napiwków. Niestety z dobrej zabawy wyrwała ją chamska odzywka jakiegoś randomowego młodzika, który dopiero co skończył odpowiedni wiek do picia napojów wyskokowych. Przynajmniej tak stwierdziła Natalie kucając i gdyby nie buty na długiej szpilce i platformie, zapewne straciłaby równowagę.
- Słuchaj mnie uważnie - zaczęła. Uważnie zmierzyła chłopaka wzrokiem po czym parksnęła. - Jak zaraz nie zabierzesz stąd swojego wychuchanego maryjnego tyłka to ci go skopię, a twoje zęby wylądują na parkiecie.
Brunetka prawą brew do góry w oczekującym geście, ale chłopak zdawał się nie brać na poważnie tego co mówiła, więc dała mu chwilę na zastanowienie się i zmianę decyzji dokładając do prawej brwi lewą.
- Oj, złość piękności szkodzi ślicznotko. Może zejdziesz z baru i pójdziemy się trochę zabawić?
Natalie uśmiechnęła się przebiegle i nim ktokolwiek zdążył się zorientować jednym pchnięciem szpilki zepchnęła chłopaka ze stołka. Wyprostowała się z triumfem wpatrując w oniemiałego dzieciaka, którym dla niej był.
- Teraz mogę się bawić - oznajmiła. Przeniosła wzrok na barmana i ruchem ręki dała mu znać, by nalał jej kolejkę. - Ale tequili! Możesz dodać syrop z trawy cytrynowej.
Barman przytaknął po czym zabrał się za rozlewanie trunku do pięciu kieliszków o pojemności pięćdziesięciu mililitrów. Natalie musiała przyznać, że jak tylko ruszyła chłopaka myślała, że zaraz barman będzie kazał jej zejść z blatu, a ochroniarze będą kazali opuścić bar. Tak się nie stało, a to jeszcze bardziej podkręciło ją do dalszej zabawy.
- O Boże - jęknęła Natalie, której loki nie przypominały tych sprzed kilku godzin. Pociągając kolejny łyk tequili spojrzała przelotnie na zegar wiszący na ścianie za barem. - Nieźle - stwierdziła widząc drugą w nocy. - Że mnie matka jeszcze nie zabiła za to balowanie... - mruknęła, a następnie opróżniła szklankę z alkoholem do końca.
Niechętnie zsunęła się z hokera, rzuciła kilka banknotów na blat i machając do barmana z szerokim uśmiechem wyszła z baru.
Gdy tylko wyszła na zewnątrz pożałowała, że nie została do zamknięcia lokalu. Natalie nie była ciepło lubną osobą ani lubiącą przesadny chłód. Lubiła umiarkowaną pogodę, a to co zastała za drzwiami baru tylko spotęgowało wyzwiska kierowane w swoją stronę. Wiatr był tak mocny, że znosił ją i innych przechodniów na wszystkie możliwe strony. Tęgi chłód wcale nie pomagał na skupieniu się na drodze.
Bullet spojrzała przed siebie mrużąc przy tym oczy. Przez sekundę do jej głowy wpadł głupi pomysł, by odwiedzić jeden z najbardziej nawiedzonych domów w Chicago. Od dawna była ciekawa czy Piekielny Dom naprawdę jest nawiedzony, a przypisana mu groza jest słuszna. Nigdy nie miała odwagi, aby tam iść. Nie ważne czy na trzeźwo, czy po pijaku. Jednak tym razem poczuła dziwny impuls, że tej nocy powinna iść to sprawdzić. Natalie była tak bardzo zamroczona procentami we krwi, że nie była w stanie walczyć sama ze sobą i po dłuższym zmaganiu się za wszystkimi za i przeciw odwróciła się na piecie idąc w przeciwnym kierunku do drogi prowadzącej do jej domu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro