Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

- 14 -

Śmierć nie będzie łaskawa

Wyrwany z zamyślenia niebieskooki anioł w pierwszej chwili nie wiedział co się dzieje, gdy usłyszał huk otwieranych drzwi. Zaczynał nawet być zły na siebie, że jest zbyt słaby podczas kolejnej próby ataku na bunkier przez swoich pobratymców. Myśli Castiela uspokoiły się dopiero wtedy, gdy zobaczył pełną przejęcia twarz brunetki. Przekrzywił głowę na bok w niezrozumieniu, podciągnął się do pół siadu jednak od razu pożałował. Odesłanie Jacka tam z kąd przybył było za dużym wysiłkiem dla upadłego anioła, którego łaska zaczynała odmawiać posłuszeństwa. I tak się dziwił, że przeżył jak to, że nie zemdlał w tej chwili, gdy pociemniało mu przed oczami. Natalie to zauważyła i w mgnieniu oka usiadła przy Castielu. Odruchowo nałożyła swoją dłoń na tę castielową. Ścisnęła ją delikatnie w celu dodania aniołowi otuchy i tego, że jest tu dla niego.

- Nie wyglądasz za dobrze - odezwał się patrząc prosto w czekoladowe oczy Natalie, która zaśmiała się.

- Spostrzegawczy jesteś. Zwłaszcza wtedy kiedy to ty jesteś ledwo żywy - ścisnęła mocniej dłoń Castiela.

Ale Castiel jej nie słuchał. Miał gdzieś to, że może zaraz przekręcić się na tamten świat. Nie chciał patrzeć na Natalie w takim stanie. Pijaną, zmartwioną i wyglądającą jakby żałowała czegoś tak mocno, że wyrwie sobie włosy z głowy.

- Pomogę ci - wyciągnął wolną rękę, ale Natalie uchyliła się od dotyku anioła.

- Ja przeżyję. Ty za to nie. Kładź się. No już! - uniosła się nieco widząc opór i upartość w niebieskich tęczówkach.

Jednak Castiel nie miał zamiaru leżeć i odpoczywać. Potrzebował działać. Właśnie to było lekarstwem dla osłabionej łaski Castiela. Działanie. Nawet jeśli miało to być zwykłe uleczenie z nadchodzącego potężnego kaca.

- Jesteś uparty - stwierdziła Natalie.

- Ty też - odpyskował poprawiając się do pełnego siadu.

Kiedy oparł się plecami o bezgłowie, Natalie postanowiła, że dołączy do anioła. Gdy ramieniem dotknęła tego castielowego opatulonego w beżowy materiał, nie wytrzymała. Musiała z nim porozmawiać nawet jeśli była pijana, a godzinę temu baraszkowała z Deanem Cholernym Winchesterem na tyłach Impali i cieszyła się z tego. Miała mętlik w głowie. Nie wiedziała co czuje i co myśleć. Miała wrażenie, że utknęła w pętli z której nie było wyjścia. Ten cholerny, niebieskooki anioł lubujący się w beżowym prochowcu zawrócił jej w głowie tak bardzo, że nie wiedziała co robi. Była jak szaleniec na wolności. Nie tylko ona tego doświadczała, ale tylko ona obecnie była blisko z Castielem. Miała rację mówiąc, żeby oddał jej część niej, którą nieświadomie zabrał. Chciała ją z powrotem. Wtedy by mogła być starą, dobrą Natalie z przed prawie miesiąca. Chociaż z drugiej strony pragnęła zaryzykować i zobaczyć co by mogło wyniknąć z takiego nietypowego połączenia. Dlatego też nie zdziwiła się kiedy rozmowa przybrała inny tor niż z początku chciała.

- Castiel... Przepraszam. Ja... - nie dokończyła, bo tym razem to Castiel jej przerwał.

- Wiem. Słyszałem wszystko co do mnie mówiliście - odparł spokojnie, a w jego oczach pojawiło się współczucie.

- W takim razie musisz wiedzieć, że ja i Dean... - zaczęła, ale znowu jej przerwał.

- Domyślam się. Sam nie do końca rozumiem jeszcze wielu rzeczy. Tego na pewno, ale staram się.

Natalie uśmiechnęła się pod nosem. Dopiero po dłużej ciszy zdołała spojrzeć na Castiela.

- Masz fetysz na takich jak my, co? Zepsutych, zagubionych i próbujących ukryć swoje prawdziwe oblicze? - wyparowała czując jak łzy napływają jej do oczu.

- Nie rozumiem - Castiel przekrzywił głowę na bok jak zawsze, gdy nic nie rozumiał. Tak naprawdę wiedział co brunetka ma na myśli, ale wolał się upewnić, że to to i że Natalie nic nie powie nikomu.

- Nie umiesz kłamać - stwierdziła śmiejąc się krótko. - Dobrze wiesz o co chodzi. Dean też to wie. Spokojnie - dodała rozbawiona widząc jak oczy Castiela robią się wielkości monety. - Nic mu nie powiem, ale musisz wiedzieć, że wie. Sam do tego doszedł, ale jest głupi. Jak ja.

- Nie jesteście głupi - zaprotestował. - Po prostu... Nie wiem.

Castiel ani mrugnął. Nie dokończył, bo też nie wiedział co powiedzieć. Nigdy nie był postawiony w takiej sytuacji, nigdy też nie miał okazji do rozmawiania o uczuciach. W końcu przez milenia był Aniołem Pana. Nie czuł nic poza pogardą dla stworzenia Ojca. Zmarszczył brwi kiedy usłyszał nerwowy śmiech brunetki.

- Co jest w tym zabawnego, Natalie? - zapytał wyraźnie kładąc nacisk na imię dziewczyny. Po chwili oprzytomniał, że imię dziewczyny, którą uratował cztery lata temu z rąk Śmierci, pierwszy raz wypowiedział na głos. Jednak nie zwrócił na to zbytniej uwagi. - Natalie?

- Po prostu zapomnijmy o tym. Dobra? Zacznijmy od nowa. Zobaczymy co przyniesie przyszłość. Zgoda?

- Zgoda.

***

Minął kolejny tydzień nim Castiel wrócił do pełni sił. Sprawa Apokalipsy i żniwiarzy chcących zabić Natalie stała w miejscu i wszyscy zaczęli chodzić zirytowani. Tkwili w martwym punkcie i to było najgorsze. Nie mogli działać, a myśl, że zło gdzieś tam się czai i czeka na punkt kuliminacyjny, frustrowała ich całą czwórkę. Apogeum nastąpiło w chwili kiedy starszy Winchester zaczął drzeć się, że jeśli nie znajdą jakiejś sprawy to oszaleje. Jak na zawołanie Sam znalazł jakąś sprawę w Crystal Lake w stanie Illinois.

Podczas, gdy Sam czytał na głos artykuł o brutalnie zamordowanej grupie przyjaciół, a Dean prawie skakał z radości, twarz Natalie zrzedła. To nie była zwykła, standardowa sprawa. To była powtórka z Sioux Falls i najgorsze było to, że Crystal Lake było w Illinois. Stanie, w którym znajduje się Chicago - rodzinne miasto Natalie.

- Co powiedziałeś, Sammy? - zapytał Dean stając za plecami brata.

- Załączyli zdjęcie zamordowanych i... - nie dokończył, ponieważ Dean wszedł bratu w słowo.

- Oh, crap. Przecież to powtórka z Sioux Falls - dodał widząc zmasakrowane ciała dwóch dziewczyn i jednego chłopaka.

- Ci żniwiarze robią się coraz bardziej dokładniejsi - zabrała głos Bullet.

- Co masz na myśli? - odezwał się Castiel pierwszy raz od kiedy Sam znalazł sprawę.

- Ci ludzie wyglądają jak ja, Sara i Ethan. Chcą mnie. Myślą, że zwrócą tym na siebie moją uwagę. Udało się im, ale po co tyle w tym wysiłku? Po co te morderstwa? Nie mogą po prostu przyjść i stanąć twarzą w twarz?

- To Anioły Śmierci, a kiedy w grę wchodzi słowo anioł to wiedz, że są totalnymi idiotami. Wybacz, Cas, ale taka jest prawda. - Dean spojrzał na przyjaciela, który aktualnie wyglądał tak jakby chciał go zamordować. - Jesteście głupi jak buty.

- Ale co do czego przychodzi to Cas pomóż - odpyskował anioł.

Dean zmarszczył brwi w zdziwieniu, bo Castiel nigdy tak nie mówił. Nie potrafił wręcz dogryzać nikomu. Nie przywiązywał do tego uwagi i nie przyswoił takiego zachowania. Dlatego też Dean stał oniemiały patrząc się z otwartą buzią na przyjaciela.

- Brawo, Cas - odezwał się Sam. - W końcu ktoś mu się porządnie odgryzł.

- A ja myślę, że to urocze. Kłócą się jak stare małżeństwo - oznajmiła Natalie nieprzyzwoicie uśmiechnięta od ucha do ucha.

Kiedy napotkała się z oburzonym spojrzeniem Deana, rozbawionym Sama i zirytowanym Castiela, odsunęła się od nich na kilka kroków. Uniosła ręce do góry w obronnym geście i wzruszyła ramionami.

- No co? Taka prawda. Czy zamiast patrzeć się na mnie z mordem w oczach, możemy wrócić do sprawy? Chętnie skopię im tyłki.

- Nie ma takiej opcji - odparł Dean. - Nigdzie z nami nie jedziesz.

- Bo co? - oburzyła się.

To było nie fair. Sprawa bezpośrednio dotyczyła jej samej, a nie mogła brać w niej udziału, bo Dean tak powiedział. Miała już zamiar rzucić stek wyzwisk i przekleństw, ale młodszy z braci ją ubiegł.

- Dean ma rację. Żniwiarze chcą ciebie. Liczą na to, że z nami pojedziesz. A tu jesteś bezpieczna. Cas z tobą zostanie.

- Słucham? - zapytał anioł nie dowierzając własnym uszom. Przecież może im pomóc. Przecież to on będzie widział, gdzie stoi kosiarz jeśli nie zdecydują się im ukazać. - Mogę pomóc. Mam moce z powrotem. Widzę ich i wyczuwam, więc...

- Bez gadania - burknął Dean. - Chodź, Sam. Let's go reaper reapers.

Sam tylko spojrzał przepraszająco na przyjaciół i ruszył za bratem. Rzadko zgadzał się z Deanem, ale tutaj musiał. Natalie była bezpieczna w bunkrze, a Castiela mimo odzyskania pełni sił nie chciał znowu narażać. Jakoś sobie dadzą radę. Zawsze dawali i tym razem też tak musi być. Nim jednak opuścił bunkier na dobre polecił im ponowne przeszukanie ksiąg i artefaktów znajdujących się w bunkrowej piwnicy oraz archiwum.

- Zostaliśmy wyrolowani - poskarżyła się brunetka zakładając ręce na piersi. - Co ja jestem, bibliotekarka?

- Nie, ale przeszukanie bunkra też może pomóc. I możemy znaleźć coś ciekawego i przydatnego.

Miała już zaprzeczyć i puścić kolejną wiązankę w stronę Winchesterów, ale błękit tęczówek i ich błagalne spojrzenie ją powstrzymały. W frustracji wyrzuciła ręce do góry i nie mając żadnej kontry ruszyła w stronę piwnicy krzycząc po drodze, że mogą przynajmniej zacząć od czegoś mniej nużącego. I tak o to Castiel poszedł za Natalie, aby spędzić kolejne kilka godzin na przeszukiwaniu staroci jak to powiedziała brunetka.

Takim o to sposobem spędzili pół dnia na szperaniu w artefaktach i dokumentach z archiwum. A kiedy nie znaleźli nic wartego uwagi, zrezygnowani zabrali dwa ostatnie pliki papierów i wrócili się do biblioteki. Cały ten czas spędzili na pieczołowitym szukaniu jakichkolwiek informacji lub rzeczy, które pomogłyby im pozbyć się żniwiarzy i ewentualnie Śmierci we własnej osobie jeśli ten też macza w tym swoje zimne ręce.

- Śmierci nie da się oszukać, a co dopiero zabić - rozbrzmiał męski głos. - Jesteście głupcami. I ty szczególnie, Castielu. Myślałem, że jesteś mądrzejszy niż swoi bracia. A jesteś jeszcze głupszy.

Natalie i Castiel zerwali się na równe nogi słysząc obcy głos, a gdy rozpoznali postać kosiarza, napięli się jak struny. Bullet wyjęła zza paska anielskie ostrze, które podarował jej Sam w prezencie podczas, gdy niebieskooki anioł już dawno dzierżył w swej dłoni boski przedmiot. Żniwiarz zaśmiał się gorzko. Zrobił krok do przodu, pozostała dwójka nie ruszyła się. Stali, gotowi do walki. Nie spodziewali się tylko, że potocznie nazywany kostuchem byt, nie zamierzał walczyć.

- Nie przyszedłem walczyć. Tylko was ostrzec. Ciebie ostrzec, Natalie - żniwiarz spojrzał się na dziewczynę.

Zimny wzrok kosiarza przeszył Natalie na wskroś. Pierwszy raz od czterech lat poczuła to samo co w noc wypadku. Nie zdawała sobie z tego sprawy, ale wstrzymała oddech. Znowu poczuła nieprzyjemny chłód ogarniający jej ciało. Znowu poczuła jak serce przyspiesza swoje bicie w ekspresowym tempie i podchodzi prawie do gardła. Uspokoiła się dopiero wtedy, gdy Castiel dotknął jej ramienia. Spostrzegł to kosiarz i roześmiał się pozostawiając po sobie echo.

- Naprawdę jesteś głupszy niż myślałem. Upaść i zbuntować się dla jednego człowieka? Zakochać się w drugim? - kontynuował niczym niewzruszony.

Castiel zmrużył oczy. Żniwiarz miał rację. Jego dobre serce zawsze było wielkim problemem. Pewny siebie stanął przed Natalie chcąc w razie walki chronić ją własnym ciałem, co chcąc nie chcąc wywołało ledwo widoczny uśmiech na twarzy brunetki.

- Czego chcesz skoro nie chcesz walczyć? - odezwał się niskim, władczym głosem.

- Jak mówiłem: ostrzec Natalie i was. Nie bądźcie głupi. O ile Śmierć ma gdzieś to czy uratowałeś Natalie, tak my nie. Nie będziemy łaskawi. Dostaniemy to czego chcemy.

- Po co tyle trudu dla kolejnej, ludzkiej duszy? - zapytał anioł mimo, że znał już odpowiedź.

- To po co ją uratowałeś? - odpowiedział kosiarz pytaniem na pytanie. - Dobrze wiemy, ty i ja Castielu, że dziewczyna jest wyjątkowa. To dlatego tak cię do niej ciągnie.

Anioł zignorował to co powiedział wysłannik Śmierci. Dalej ciągnął serię pytań oczekując jasnych odpowiedzi, a nie tych zdawkowych.

- To po co te morderstwa?

- Po to, żeby sama do nas przyszła kiedy zwariuje z poczucia winy. Taka dusza będzie cenniejsza. A to morderstwo w Crystal Lake? To tylko głupie odwrócenie uwagi. Żegnajcie.

Castiel już otwierał buzię, by dodać coś jeszcze, ale żniwiarz zniknął im z oczu tak szybko jak się pojawił. Przez chwilę stali w ciszy jednak Castiel czując dygotanie stojącej za nim Natalie, obrócił się do niej zmartwiony. Ta tylko pustym wzrokiem patrzyła się prosto w zmartwione spojrzenie anioła. Była w szoku i Castiel to widział. Przytulił ją, a gdy poczuła znajome ciepło bijące od anioła, trzęsącymi się dłońmi objęła go. Czuła jak do oczu zbierają się łzy, a oddychanie staje się nagle niewykonalne.

- Nie chcę umierać - wyszeptała w ramię okryte beżowym trenczem.

- Nie umrzesz. Nie dam ci umrzeć - odparł Castiel równie nerwowym głosem.

Prawda była taka, że Natalie w pewnym czasie chciała umrzeć. Miała dosyć swojej obsesji na punkcie istot nie z tego świata i Śmierci. Miała dosyć poczucia winy ciążącej w jej piersi. Chciała znowu zobaczyć się z Ethanem i Sarą. Nawet jeśli miałoby to być na chwilę, żeby ich tylko przeprosić, bo to przez nią zginęli. Tamtej nocy miała zginąć tylko ona, nie oni. Jednak kolejną prawdą Natalie było to, że się zmieniła. Mimo wierzchniej maski jaką na codzień zakładała, chciała odkupić swoje winy ratując innych ludzi przed potworami. Nie chciała już umierać. Nie od kiedy dowiedziała się, że istnieje takie coś jak bycie łowcą i możliwość ratowania ludzi przed potworami, które w ich wierzeniach istnieją tylko w bajkach, legendach i mitach. Natomiast prawdą Castiela było to, że nie wyobrażał sobie utraty Bullet. Potrzebował jej, ona jego. Dopełniali się, ale potrzebowali czasu, aby zrozumieć pewne rzeczy i je sobie poukładać. A Castiel chciał tego doświadczyć i choćby miał postawić całe Niebo i Piekło na nogi, uratuje tę dziewczynę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro