- 13 -
Najpierw zatańczmy, a potem bądźmy perfekcyjną tragedią
! Uwaga !
Mogą występować treści o zabarwieniu erotycznym ( 18 + )
Piwo za piwem, drink za drinkiem, shot za shotem i tak o to Dean Winchester dał się namówić do wspólnego tańca w samym środku tłumu. Nawet pijany zastanawiał się jak Natalie zdołała go do tego namówić. Nie musiał długo myśleć, żeby stwierdzić oczywiste. Był pijany gorzej niż stara ciotka na weselu, a Natalie jest seksowną kobietą i bardzo pociągającą. Nie musiał być pijany, aby to przyznać i właśnie ten fakt niecnie wykorzystała przeciwko biednemu Deanowi, który zaczynał ledwo co widzieć na oczy. Tu się uśmiechnęła, tam wypięła biust do przodu albo jeszcze lepiej. Pod wpływem równie pijanych i bardziej odważnych myśli co te Deana, zsunęła dłoń z małego stolika na udo Winchestera. Sunęła dłonią w górę, a gdy dotarła do krocza łowcy uśmiechnęła się niewinnie. Miała go. Sztuczka rozgrzania Winchestera do czerwoności udała się i tak o to z nagłym przypływem energii Dean tańczył na samym środku parkietu. A zadowolona z siebie Natalie razem z nim.
W pewnym momencie po którejś piosence z rzędu brunetka i łowca zbliżyli się do siebie. Energiczny taniec zamienił się w bardziej zmysłowy. Dotykali się i ocierali o siebie. Czuli własne oddechy na szyjach czy to na twarzach kiedy akurat byli obróceni do siebie i przypatrywali się sobie. Można było wyczuć między tą dwójką takie napięcie, że rozstrzaskana żarówka z powodu spięcia w kablach jest niczym. Dean wykorzystał to i wplótł dłoń w falowane włosy dziewczyny. Natalie nie była dłużna. Wsunęła smukłe dłonie pod czerwono - czarną flanelę Winchestera i delikatnie musnęła swoimi wargami te należące do Deana w poszukiwaniu pozwolenia. A gdy je dostała pogłębiła pocałunek. W odpowiedzi poczuła pomruk zadowolenia i delikatne szarpnięcie za włosy, gdy Dean przyciągał ją bliżej siebie. Było w tym tyle pożądania, że Winchester nie wytrzymał. Warknął z przyjemności tego pocałunku i dalej rosnącej w nim niepojętej chęci przespania się z dziewczyną, z którą od chwili poznania prowadził wojny. Przez ostatni tydzień szczególnie. Ale to poszło w niepamięć. Najwyżej później będzie sobie wyrzygiwał chwilę słabości i Natalie pomyślała podobnie, bo w oka mgnieniu Dean poczuł jak zapięcie od paska ustępuje, a dłoń Bullet wędruje pod czarny materiał jeansów.
- Chodźmy - powiedział podnosząc Natalie.
Gdy owinęła się nogami wokół pasa Winchestera ten zaczął iść w stronę wyjścia z zatłoczonego baru. A kiedy już opuścili budynek pokierował się do Dziecinki stojącej na parkingu niedaleko pubu. Z zadowoleniem zauważył, że plac jest pusty. A nawet gdyby nie był miałby to gdzieś. Chciał tu i teraz się kochać.
- Impala czy twój pokój? - zapytała Natalie.
- Chcę cię tu i teraz - Dean podszedł do Natalie na tyle blisko, że zderzyła się plecami z Dziecinką. - Nie wytrzymam - podszedł jeszcze bliżej aż Bullet poczuła wzwód Deana na swoim udzie.
- Spokojnie, cowboyu! - zaśmiała się.
Jednym ruchem nadgarstka otworzyła tylne drzwi Impali i tak o to dwie sekundy później wepchnęła Deana do środka. A gdy ten z szerokim na całą twarz uśmiechem położył się na kanapie, usiadła na nim by po chwili zrobić nalot na usta łowcy. Kiedy oboje usłyszeli zatrzaskujące się drzwi Chevroleta uśmiechnęli się między pocałunkami. Jednak nadal nie odrywali się od siebie. Mimo to ułamek sekundy później pozbyli się ubrań pozostając w samej bieliźnie, która aż prosiła się o zdjęcie.
Dean zahaczył opuszkami palców o koronkowe majtki Natalie podczas kiedy obcałowywała jego tors badając każdy mięsień i pozostałości po nabytych latami polowań blizn. Sapnęła, gdy poczuła jak Winchester zrywa z niej dosłownie cienki materiał uprzednio podnosząc ją delikatnie do góry. Nie była dłużna. Bez słowa zsunęła czerwony materiał bokserek łowcy.
- No, no Winchester... Masz się czym pochwalić - zażartowała.
- A ty narzekałaś na mój tyłek - podniósł się i sprawnie zamienił miejscami.
Teraz, gdy Natalie leżała pod Deanem chcąc nie chcąc musiała przyznać, że czuła się jak mała dziewczynka. Jednak to było chwilowe. Poruszyła się niespokojnie kiedy zielonooki zaczął szeptać jej do ucha.
- Nigdy nie prześpimy się ze sobą Dean Son of a Cherry Pie Bitch - szepnął udając kobiecy głos. - Księżniczko.
- Znowu zaczynasz? Nie psuj nastroju - oburzyła się przypominając sobie to jak spotkała braci w Sioux Falls i to jak o mało co, a pocałowałaby się z Deanem w bunkrze.
- Jak sobie życzysz - pocałował Natalie w momencie, w którym postanowił wejść w nią. Został nagrodzony cichym jękiem zwiastującym bardzo upojne chwile jakie oboje mieli jeszcze przed sobą. - Jak mówiłem: daj mi pół godziny, a zmienię twoje myślenie o mojej penetracji - wykonał kolejne pchnięcie. - Tylko nie wiem czy to przeżyjesz - przygryzł wargę brunetki przy kolejnym pchnięciu.
Przy kolejnych całował zarys szczęki Natalie i schodził coraz niżej aż dotarł do obojczyków, które z uwielbieniem i pożądaniem zaczął całować, delikatnie przygryzać i ssać chcąc zrobić serię malinek. Mniejszych bądź większych.
***
Castiel siedział oparty o bezgłowie łóżka na którym spędził ostatni tydzień będąc nieprzytomnym. Był za słaby, żeby wstać i zrobić kilka kroków do drzwi bez upadku i interwencji Sama. Jednak nie był na tyle słaby, aby znowu odpłynąć. A tego aktualnie potrzebował najbardziej. Nie chciał myśleć o niczym. Nie chciał myśleć o tym co dziwnego się z nim działo kiedy myślał o tym, że Natalie z Deanem mogliby robić coś więcej niż upijanie się. Nie chciał rozumieć dziwnej więzi łączącej go ze starszym łowcą ani tego, że jego serce tak samo bije dla kobiety, z którą aktualnie przebywa Dean. A tym bardziej nie chciał myśleć o tym jak przebywanie na Ziemi go zmieniło. Jak nisko upadł według swoich braci i sióstr poprzez uwielbienie rasy ludzkiej. Chciał czuć pustkę jaką czuł w pierwszej chwili kiedy zapadł w śpiączkę. I o ile umiejętnie ignorował głupotę przyjaciela i upór Natalie, tak nie potrafił ich zrozumieć. Chciał, ale nie potrafił. Kłamał wmawiając sobie, że jest inaczej. Bo kto odrzuca coś dobrego tylko dlatego, że uważa, że na to nie zasługuje albo duma mu nie pozwala na podjęcie pewnych kroków? Kto normalny zakłada maskę obojętności i tylko w tajemnicy kiedy nikt nie patrzy pokazuje swoją prawdziwą twarz? Tylko bardzo skrzywdzeni przez los ludzie, którzy nie potrafią sobie poradzić z uczuciami i udają, że wszystko jest dobrze. I był pewny jednego jak tego, że jest Aniołem Pana. Miał słabość do takich ludzi. Złamanych, zepsutych i zagubionych. On sam taki był i dlatego tak ciągnęło go do tej dwójki bardziej niż do innych.
- Cas? - odezwał się niepewnie Sam widząc zamyślenie wypisane na twarzy skrzydlatego. - Wszystko w porządku?
- Tak i nie. Dlaczego nie da się wyłączyć myśli? - odparł pytaniem na pytanie.
- Sam się czasami nad tym zastanawiam. Niech zgadnę myślisz o...
- Sam. Przestań. Nie chcę o tym myśleć.
- Jak chcesz. Będę u siebie jakbyś chciał pogadać czy coś. Wołaj albo pisz.
- Tak zrobię - zgodził się, a gdy Sam wyszedł zsunął się i przybrał pozycję leżącą.
W rzeczywistości nie miał zamiaru. Jako anioł nie mógł zasnąć, ale przymknął powieki. Udawał. Z resztą jak zawsze, gdy szło coś nie tak lub po prostu chciał zapomnieć o czymś. To był jego własny sposób na ucieczkę i unik tego co i tak było nieuniknione. A było to dosyć zabawne, ironiczne, śmieszne. Potężny anioł potrafiący zabić każdą istotę jednym dotknięciem dłoni uciekał przed niepowodzeniami i tym czego ludzie tak bardzo się trzymają - uczuciami. Nie prosił się o to. Na własne życzenie uczłowieczył się i przez to stał się słabszy, bo miał to czego inni jego bracia nie mają. Uczucia. Współczucie, strach o bliskich, złość na niepowodzenia i obawa przed reakcją osób trzecich na to co zrobił źle. Jednak nie żałował tego. Nie żałował, że się zbuntował i pozostał na Ziemi walcząc u boku ludzi przeciwko swoim braciom, bo to uczyniło go tym kim jest obecnie. Castielem za którego Sam, Dean i nawet Bobby chętnie skoczyliby w ogień. A nie pierzastym dupkiem jak to starszy Winchester lubił go nazywać, gdy mieli jeszcze ze sobą na pieńku. I cieszył się z tego, bo miał przynajmniej jasny cel. Ratowanie ludzi, a nie ślepe podążanie za rozkazami.
***
Wyczerpani, a jakże zadowoleni ze spędzonej upojnej chwili, padli w swoich objęciach na tyłach Impali. Dean zadowolony jak nigdy obejmował Natalie ramieniem podczas, gdy ona wtulona w tors łowcy rysowała palcem kułeczka na wyrzeźbionym brzuchu Deana. Oboje w euforii nie odzywali się, a cisza im nie ciążyła. Byli z niej wręcz zadowoleni. Mieli czas na przemyślenia, co było dla nich dobre. Cała ta sytuacja się im przysłużyła. Otrzeźwieli i oczyścili umysły, a to zwiastowało rozmowę z rodzaju tych, których nienawidzili. Poważnych i smętnych.
- Wiesz co? - zaczęła Natalie. Na moment zamilkła poprawiając się do pozycji pół leżącej. Oparta na łokciu wlepiła wzrok w pytające spojrzenie zielonych tęczówek. - Jesteśmy parą idiotów, kretynów, debili... Mogłabym tak wymieniać i wymieniać.
Dean poprawił się, poprawił też ułożenie owiniętej wokół jego talii nogi brunetki i dopiero wtedy się odezwał.
- Jakby to była nowość. Przynajmniej u mnie.
- Witaj w klubie.
Zlustrowała Winchestera od góry do dołu analizując wszystko. To jak wyglądał, co w nim pociągało kobiety i to co się między nimi wydarzyło. Doszła do wniosku, że naprawdę są parą idiotów uciekających w imprezy, alkohol i przygody na jedną noc kiedy sobie nie radzą.
- Wracajmy już - powiedziała podnosząc się do siadu.
- To samo miałem powiedzieć - sięgnął po bokserki rzucone na przedni fotel. - Było dobrze, ale co dobre szybko się kończy. Cas na to nie zasługuje - dodał ubierając bieliznę.
- Co masz na myśli? - zapytała zapinając stanik.
- Tyle razy ratuje nam tyłki, mi i Samowi, a teraz tobie, że ten dupek zasługuje na coś dobrego. Nie spieprz tego.
I tu rozmowa się ucięła. Natalie wiedziała, że nie ma sensu ciągnąć tematu, bo Dean i tak by rzucał kontrami i się wypierał wszystkiego. Dlatego też, gdy ubrali się, w pełnej napięcia ciszy Dean od razu odpalił Dziecinkę, a kolejna godzina stała się nieprzyjemną męczarnią po której, gdy tylko dotarli do bunkra każde poszło do swojego pokoju. A przynajmniej Dean tak zrobił, ponieważ na swoje nieszczęście Natalie została zatrzymana przez Sama.
- Czego? - zapytała zirytowana. Była jedną nogą w pokoju kiedy postanowiła obrócić się do stojącego za nią Sama. - Sam, jestem zmęczona. I pijana. Zmęczona i pijana. Co jest takiego ważnego, że musisz tu i teraz mi o tym powiedzieć?
Przewróciła oczami i oparła się o ceglaną ścianę bunkrowego korytarza. Winchester nic sobie z tego nie robiąc, a wręcz będąc nieprzyzwoicie radosnym, odchrząknął próbując się nie roześmiać.
- Nie rozumiem co w tym zabawnego Pocahontas.
- Nic, nic - zakrył dłonią usta. - Cas się obudził.
- Co powiedziałeś? - zapytała nie dowierzając własnym uszom.
- Cas się obudził.
W jednej chwili Natalie stała oparta o ścianę, a w drugiej zerwała się do biegu jakby goniło ją stado wilków. Czuła jak serce bije jej szalenie niemal podchodząc do gardła. Zapomniała o całym bożym świecie. Dla Natalie liczyło się tylko to, aby jak najszybciej znaleźć się w pokoju anioła i zobaczyć czy wszystko z nim w porządku. A gdy nadszedł moment, w którym miała przekroczyć próg pokoju obecnie okupywanego przez Castiela, wleciała tam niczym torpeda.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro