Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

- 11 -

Najskrytsze pragnienia są jak najbardziej bolesne koszmary

Spokojna, melodyczna nuta dobra na miłosną balladę obudziła śpiącą Natalie tak samo jak poprzedniego ranka i każdego innego. Nie znosiła tej formy przywrócenia weny nakazanej jej przez producenta. To jeszcze bardziej ją męczyło i nie dawało spokoju, którego tak bardzo potrzebowała kiedy miała napisać coś lekkiego i osobistego. Gonił ją czas, a to też nie pomagało. Nawet widok ukochanego nie pomagał w nabraniu potoku słów na tyle, aby napisać coś sensownego i od serca. Nic nie było w stanie przełamać wewnętrznej blokady przyszłej pani Novak. Przekręciła się więc na bok chcąc spojrzeć na pogrążoną w śnie twarz, ale zamiast tego napotkała błękitne jak ocean oczy, w których były nieskończone pokłady miłości i dobroci. Uśmiechnęła się na ten widok. Nie potrafiła inaczej. Castiel był miłością jej życia i nic nie było w stanie tego zmienić. Nic ani nikt. Kiedy była wkurzona, smutna lub miała zły dzień to właśnie Castiel był przy niej. Był jej podporą. Kotwicą, która trzymała ją na powierzchni, gdy na własne życzenie chciała utonąć. Był kimś kto zmienił jej życie o trzysta sześćdziesiąt stopni i nigdy nie odchodził kiedy nadchodziły ciemne czasy. Po prostu był dla niej. Kochał ją bezwarunkowo bez względu na to jaką suką była i czasami nadal potrafiła być.

- Witaj kochanie - usłyszała niski głos, w którym było słychać tyle łagodności, że wydawało się być to niemożliwym. - Jak się spało?

- Byłoby lepiej, gdybym nie została brutalnie obudzona - mruknęła. - Ale jest dobrze, bo widzę oczy, które skradły wszystkie morza i oceany.

Castiel nic nie powiedział. Zbliżył swoją twarz do twarzy narzeczonej i musnął delikatnie jej usta swoimi. Kochał te usta. Kochał całą ją. Poświęcił kontakt ze swoją rodziną, aby tylko z nią być, bo nie akceptowali narwanej dziewczyny bez żadnego celu w życiu. Ale to właśnie on był jej celem za którym chciała podążać nawet na koniec świata. Zdawał sobie z tego sprawę i to go cieszyło. Zmienił życie Natalie, był w stanie oddać za nią życie i skoczyć w ogień. I vice versa.

- Nie przestawaj - mruknęła kiedy nie czuła już ciepła idealnych ust przyszłego męża.

- Nie chcę, ale muszę. Musisz iść do studia.

- Wiem - powiedziała niezadowolona i nakryła się cała kołdrą. - Obudź mnie za pięć minut.

- Dobrze kochanie - zgodził się. Pocałował ukochaną kobietę w czubek głowy i sam niechętnie wstał z łóżka. Wolałby w nim zostać na zawsze trzymając miłość życia w ramionach. - Co chcesz na śniadanie?

- Obojętnie - odparła sennie.

Mężczyzna uśmiechnął się tylko i wyszedł z ich wspólnej sypialni w dość dużym domu, który kupili niecały rok temu. Czyli bardzo szybko, bo po niecałym roku od poznania się. Byli parą już po tygodniu. Iskrzyło między nimi i wszyscy znajomi to widzieli. Dlatego nie zdziwili się bardzo, gdy któregoś dnia powiedzieli im, że są parą. Potem, że są zaręczeni i tu minęły może ze trzy - cztery miesiące od poznania. A teraz znają się, są ze sobą i kochają się już dwa lata. Docierali się na wszystkich płaszczyznach. Wszyscy cieszyli się na ślub Castiela i Natalie.

***

Bezradność jaką czuli Sam i Dean była nieprzejednana. Tylko Castiel wydawał się trzymać nerwy na wodzy i obmyśleć mniej inwazyjny plan niż ten, który zakładał możliwą śmierć anioła. I choć wydawał się być spokojny to w środku się w nim gotowało. Natalie była w niebezpieczeństwie i to poważnym, ponieważ ducha Jacka nie można jakkolwiek zniszczyć. Został stworzony do ciągłej tułaczki z wyjątkiem jednej nocy kiedy mógł zatrzymać się na chwilę. Wrócić z pomiędzyświatów i robić to czego nie może przez resztę roku. Wzbogacać się o strach i przerażenie ludzi. Z Jackiem jedyne co można było zrobić to spróbować go odesłać, a i to wiązało się z prawdopodobną śmiercią któregoś z nich. Nie chciał tego, samemu też nie spieszyło się zejść z tego świata tak szybko, ale nie wyobrażał sobie śmierci dziewczyny. I właśnie w tej chwili Castiel zdał sobie sprawę, że zależy mu na Natalie bardziej niż by chciał. A może chciał, ale to pragnienie było według niego nieosiągalne. Było czymś na co niezasługiwał po tym jak wiele razy zawiódł Sama i Deana.

- Jest sposób - odezwał się po dwóch godzinach beznadziejnego dobijania się do domu Jacka. - Ale nie spodoba się wam.

- Od kiedy sposoby, których używamy się nam podobają?! - wykrzyczał starszy Winchester.

- Dean - odezwał się Sam w nadzieji, że brat opanuje się na tyle, aby wysłuchać tego co ma do powiedzenia Cas.

- Co?! - widząc litościwe spojrzenie brata stanął w miejscu i wziął dwa wdechy. - Dobra! - wyrzucił ręce w górę. - Poddaję się. Cas, mów co tam masz.

- Jacka nie da się pozbyć na dobre. Został stworzony do tułaczki pomiędzy światami. Nabył nowych umiejętności, ale to nadal tylko duch. Nie potrafi wyczuć mnie i mojej obecności. Nie wie, że jestem z wami, bo inaczej zabezpieczyłby dom przed aniołami.

- To albo nie umie tego zrobić - wciął się Dean.

- Możliwe. Jako istota boska mogę spróbować odesłać go tam z kąd przybył. Mogę zginąć lub nie...

- Nie ma opcji - wtrącił kolejny raz Dean. - I nie patrz tak na mnie, Sammy! Wiesz, że to totalna głupota!

- Nie mówię, że nie, ale daj spokój stary. Natalie to człowiek. My ich ratujemy.

- Ale czasami się nie udaje i ty dobrze o tym wiesz!

Sam pokręcił głową. Czasami nie wierzył w głupotę i hipokryzję brata, ale na to nie było rady. Dean to Dean. Jego nigdy się nie zrozumie.

- I to dla jakiejś laski!

I tu Sam prychnął. Dean zachowywał się jak zazdrosna żona. Postanowił więc użyć środków nagłego przymusu. Zamachnął się i uderzył Deana prosto w szczękę. Łowca padł na ziemię jak długi przy okazji bluzgając na Sama i mu wygrażając, że go zabije.

- Potrzebujesz czegoś?

- Tylko siebie - odparł Cas.

Sam przytaknął.

- W takim razie rób co do ciebie należy. Ratuj ją.

Castiel zrobił to co Sam przed chwilą. Nim jednak zniknął miał ochotę kolejny raz zaprzeczyć, że Natalie nie jest jego dziewczyną. Ale to był Sam. Sam wiedział, że coś jest na rzeczy. Cholera, młodszy Winchester był za mądry. A i sam się wkopał kiedy odbył z nim rozmowę tuż przed tym jak Natalie i Dean przyszli do kuchni.

***

Po trzech i pół godzinie mieli idealny podkład, po kolejnych ośmiu i pół mieli całą piosenkę, którą wystarczyło nagrać. Szczerze mówiąc Natalie nie miała na to najmniejszej ochoty. Wolała wrócić do studia następnego ranka jak zawsze przez ostatni czas, ale wszyscy ją naciskali i nie miała wyboru. Swear to God musiało zostać nagrane w tym, a nie innym terminie. Niechętnie więc wstała z wygodnego fotela na którym w kilka godzin napisała piosenkę życia - jak sądziła - i poszła do pomieszczenia, gdzie miała odpuścić sobie wszystko i pokazać co czuje. Co czuje do Castiela, bo o tym napisała balladę, która za kilka chwil miała mieć życie.

- Możemy zaczynać - powiedziała zakładając słuchawki, z których miały wydobywać się dźwięki podkładu.

Powolna z elementami echa niosła ze sobą magię jakiej Natalie szukała. Odczekała stosowną chwilę i zaczęła śpiewać od momentu, w którym wybiły trzy echa, czyli jakieś piętnaście sekund od puszczenia podkładu.

I swear to God
You're my only one
Swear to Him too
I won't change anything
I don't want to change anything
Your arms around my waist
My hands around your neck
I fell I really fell in you
Oh oh oh

Gdy nadszedł czas refrenu przymknęła oczy. Dla kogoś z zewnątrz piosenka mogła wydawać się piękna, ze znaczeniem. Dla Natalie była czymś więcej niż pięknie zaśpiewanymi słowami ze znaczeniem do idealnej melodii. Czuła w głębi siebie, że oprócz dosłownego znaczenia ma jakieś głębsze. Nie wiedziała tylko jakie. Na pewno było jej bliskie, podobne do tego co czuła do swojego nażeczonego, ale inne. Przeplecione ze strachem przed tak potężnym uczuciem. Nie wiedziała dlaczego tak jest. Nie chciała wiedzieć, a może się bała.

I swear to God
Swear to Him
I won't leave you
You won't leave me
I know
Oh oh
I swear to God
Swear to Him
Your blue eyes are mine
I swear to God
Swear to Him
You're my only one...

Wzięła płytki wdech i wydech, aby zaczerpnąć powietrza i zaśpiewać drugą zwrotkę. Przymknęła mocniej powieki.

I swear to God
Swear to Him
I don't want and won't change anything
My wrist with shiny bracelet
Finger with diamond ring
From you and your heart
I'm all yours
Oh oh

Gdy nadszedł czas na dwukrotne zaśpiewanie refrenu, z czego za drugim razem muzyka przybrała na sile, Natalie zacisnęła tak mocno powieki, że wydawało się to niemożliwym. Dała z siebie wszystko. W tej piosence, w każdym słowie, a szczególnie w refrenie. Niby był symboliczny, bo wszystko zawarła w zwrotkach, ale jednak odczuwała go bardziej.

I swear to God
Swear to Him
I won't change anything...

I to był koniec pierwszej tury nagrań. Przyszykowana była na co najmniej dwie dogrywki, ale jej studiowa rodzina nic nie chciała. Byli z niej zadowoleni i dumni. Było perfekcyjnie.

- Czy mogę iść już do domu? - zapytała przecierając zmęczone oczy.

- Pewnie - odparł Robert odpowiedzialny za ostateczne poprawki. - Do jutra wieczora Swear to God powinno być gotowe. Zadzwonię. Pozdrów Castiela. Na lepszego nie mogłaś trafić.

- Wiem - uśmiechnęła się. Narzuciła na ramiona skórę, wzięła telefon i kluczyki do auta. - Pa! - pomachała wszystkim. Kiedy była za drzwiami zadzwoniła do narzeczonego. - Cześć kochanie. Już wracam. Zrobisz mi herbatę? Tak. Twoją specjalność. Za pół godziny będę. Pa!

***

Castiel przekroczył próg domu starając się być jak najciszej. Mógł się teleportować, ale skrzydła by narobiły niepotrzebnego hałasu, a tego nie chciał. Potrzebował każdej cennej sekundy, żeby wydostać Natalie bez szwanku lub z mniejszym uszczerbkiem. W każdym razie żywą. Wejście, zrobienie swojego i wyjście o ile przeżyje. A miał taką nadzieję. W głębi siebie czuł, że jeszcze ma coś do zrobienia na świecie.

Gdy zagłębił się w środek zgniłego domostwa czuł silną woń zgnilizny i zgniłych jajek. Nie zwyczajną od mięsa czy innych produktów spożywczych, a od ludzkiego mięsa. Skrzywił się. Widział tyle trupów, zakopywał je i sam doprowadzał do wielu śmierci, ale nadal nie potrafił przyzwyczaić się do zapachu gnijącego ludzkiego mięsa. Ten zapach był bardziej specyficzny niż rozkładające się zwłoki. Nie mając wiele czasu wyłączył się na wszelkie bodźce oprócz słuchu i wzroku. To one były mu teraz najbardziej potrzebne, aby zlokalizować gdzie dokładnie Jack przetrzymuje Natalie i gdzie on sam jest. Wspomógł się jedynie anielską mocą i udało się dopiero za drugim zlokalizować ducha i brunetkę. Analizując sytuację Castiel doszedł do wniosku, że atak od tyłu był najlepszą opcją. Miał największą szansę na zwycięstwo. I tak też zrobił.

Zszedł do piwnicy uważając na poszczególne stopnie. Kurczowo trzymając się zaciemnionej części przy ścianie, butem dotknął mokrego podłoża zatęchłego pomieszczenia. Nadal dotykając plecami brukowanej ściany, wychylił głowę w rozeznaniu sytuacji i gdyby był człowiekiem śmiało by powiedział, że serce mu stanęło. Jako anioł nie odczuwał wszystkich czynników na które byli wyczuleni ludzie. Dlatego był zdumiony kiedy zapach gnijącego mięśnia ludzkiego tak go odrzucał, a zwłok nie. Ale strach o bliską osobę znał zbyt dobrze i właśnie teraz to odczuwał.

Spędziłem za dużo czasu na Ziemi. Przyjąłem niektóre cechy ludzkie. Tak sobie tłumaczył.

Natalie leżała na zardzewiałym stole. Każda jej kończyna była przywiązana do rogu metalowego stołu. Nad nią stał Jack ze skalpelem w ręce. Przymierzał się do kolejnego nacięcia i to właśnie w tej chwili Castiel zdecydował się wyjść z ukrycia i zaatakować. Wyciągnął przed siebie dłoń, z niej zaczęło sączyć się światło tak jasne, że było zdolne oślepić prawie każdego. Oczy upadłego anioła rozjarzyły się wszchmicnym błękitem przez który przepływały wiązki mocy.

- A ty kim jesteś?! - wydarł się duch.

- Twoim koszmarem - odparł Castiel nadzwyczaj spokojnie.

Napierał co raz bardziej na Jacka aż ten wpadł na wilgotny mur. Z czasem zaczął wypowiadać słowa enochiańskiego zaklęcia. Czuł jak staje się potężny w jednej chwili, a w drugiej słabnie. Ale trwał w tym dalej. Chciał osiągnąć swoje zwycięstwo. Chciał uratować te dziewczynę choćby miał zginąć.

***

Po powrocie do domu Natalie i Castiel zjedli kolację przy kubku herbaty z miodem. Zapowiadała się kolejna zwyczajna noc jak sądziła brunetka, ale zapomniała też o tym, że narzeczony uwielbiał ją zaskakiwać. I tak o to wylądowali w łazience pełnej zapachowych świec i płatków róż. Gorąca woda otulała ich ciała, a piana zakrywała po same brody. Jednak nie to było wspaniałe, a uczucie jakie ogarnęło dwójkę zakochanych. Dwuletnie, a jednak nadal było czuć powiew świeżości. Ten niebieskooki anioł dobrze wiedział jak zadbać o swoją kobietę.

- Myślisz o tym samym co ja? - zapytał.

- O przystojnym aniele z niebieskimi oczami, który... Och - westchnęła kiedy Castiel przyciągnął ją do siebie i usadził na swoich nogach. - Nie strasz! - dmuchnęła w niego pianą.

W odpowiedzi usłyszała śmiech ukochanego. Jednak było z nim coś nie tak. Nie był wesoły, żartobliwy czy zwyczajny. Był psychopatyczny. Odsunęła się od mężczyzny, który nie przypominał już jej Castiela. Zmieniał się. Oczy straciły blask i pociemniały, uśmiech zszedł z twarzy i zastąpiły go blade, zaciśnięte w wąską linie usta.

- Cas? Kochanie?

- Źle. Jestem ciekawy czy będziesz tak do niego mówić jak wrócisz do siebie.

Postać fałszywego anioła rozmyła się, a Natalie miała wrażenie jakby spadała. Co najlepsze, spadała przez sztucznie wytworzone wspomnienia i te prawdziwe, które zabolały ją do tego stopnia, że miała w oczach łzy. Wróciła do siebie, do rzeczywistości w której w życiu nie pomyślałaby o nazwaniu Castiela kochaniem, o całowaniu idealnych ust jego naczynia czy uczuciu, które ją ogarniało na samą myśl o nim. Do rzeczywistości, w której za nic w świecie nie przyznałaby się do swoich cichych pragnień, które wypaliły swoje piętno i nie dadzą już o sobie zapomnieć.

- Cas? - zapytała od razu wybudzając się z dziwnego snu. Nie słysząc odpowiedzi od kogokolwiek podniosła się do półsiadu i dopiero wtedy zauważyła ledwo żyjącego anioła leżącego na środku piwnicznej podłogi. Nie zważając na ból promieniujący od pociętego ciała podeszła do Castiela, uklękła przed nim, a w jej oczach pojawiły się łzy. - Cas?

- Na dworze są Sam i Dean. Pomogą ci...

Upadły anioł zemdlał z wyczerpania. Natalie zacisnęła mocno ręce na ramionach skrzydlatego, ale ten ani drgnął.

- Nie, nie, nie... Nie umrzesz. Nie możesz. Zabraniam ci. Słyszysz?! Sam! Dean! - wrzasnęła.

Gdy bracia wparowali do środka, widząc zapłakaną dziewczynę domyślili się co mogło się stać.

- Ja... On... Przecież... - próbowała się tłumaczyć jednak Dean zbył ją.

- Mówiłem temu idiocie. Mówiłem!

- Dean - zaczął Sam, ale prawda była taka, że jego brat musiał odreagować.

Natalie nie słuchała co Dean mówi. Miała to gdzieś. Nikt nie kazał Castielowi się poświęcać i ratować ją z perfekcyjnego koszmaru. Z ułudy, w którą wierzyła i nawet polubiła. Sam natomiast stał i tylko przypatrywał się całej scenie. Zabolało go to bardziej niż pokazywał, ale wiedział jedną rzecz, o której jego głupi brat zapomniał. Castiel to Castiel. Jest jednym z nich. Członkiem Team Free Will, a oni się nie poddają. Nigdy. I powinni wierzyć, że to nie ten czas. Że Castiel jest tylko chwilowo nieobecny.

Od autorki: Swear to God zostało napisane przeze mnie, więc proszę o nie kopiowanie i wklejanie tego gdziekolwiek 😊.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro