Rozdział IV
''- A-Ah...przepraszam zamyśliłam się.. a i mógł byś w końcu nie nazywać mnie motylkiem tylko po imieniu?? ''
- Oj no Azu.
- Azu? Z tego co mi świadomo to nazywam się chyba jeszcze Azusa, a nie Azu.
- Co za różnica czy Azu czy Azusa. W końcu wiesz o kogo mi chodzi więc nie marudź.
Prychnęłam ironicznie z czego stanęłam i spojrzałam na niego.
- Nie mam ochoty na kawę. Ja muszę wracać, bo pewnie Clarence mnie szuka.
Już bez słowa odwróciłam się i wróciłam do salonu zostawiając Michaela samego. Jak wróciłam stał już z torbą w ręku Clarence zmartwiony. Podeszłam do niego i wzięłam torbę nic nie odpowiadając. Tak jak przyszłam tak wyszliśmy w ciszy i wsiedliśmy do samochodu.
- Zawieś mnie do akademika. Źle się czuje..
- No dobrze, a coś się stało?
- Po prostu się źle czuję.
Odpowiedziałam krótko z czego nic nie odpowiedział. Po paru minutach ciszy samochód stanął przy akademiku. Wyszłam z pożegnaniem zamykając drzwi od samochodu i wróciłam do akademika. Weszłam do środka przebierając buty z czego od razu pokierowałam się do swojego pokoju. Kiedy już byłam przed pokojem na wycieraczce leżały kwiaty z różowym listem. Oczywiście podniosłam i weszłam do pokoju zamykając przy tym drzwi, ale byłam zaskoczona, bo już dawno straciłam fanów. Bynajmniej nikt nie wie, że tu mieszkam. Odłożyłam róże do wazonu i postawiłam je na blacie. Usiadłam z listem na swoim łóżku z czego go szybko otworzyłam.
''Moja kochana Azusu! <3 Wiem, że dawno mnie nie widziałaś czyli tak mniej więcej 6/7 lat. Chciałem się z tobą spotkać. W końcu jak byliśmy mali to chodziliśmy ze sobą prawda? Chciałbym odnowić nasze relacje. Wiem, że w tedy gdy cię rzuciłem byłem strasznie nie czuły, ale to się zmieniło... Więc wybaczysz mi?
Ps: Będę czekać dziś w parku o 20:02. Mam nadzieję, że przyjdziesz. Leon"
''Leon? Przecież...ja nie chodziłam z żadnym chłopakiem. Tak mi się zdaję...bo przecież mówili mi, że byłam samotna i odcięta od świata.''
- Aaaaaaaaaa!!!!!!!!!! Ja już nic nie rozumiem!
Wydarłam się głośno czochrając po głowię. ''Nie wiem...Już nic kurde nie wiem!'' Mruknęłam i wstałam z łóżko kierując się do łazienki przejrzeć się w lustrze.
- Iść czy nie iść?
Mruknęłam sama do siebie przeglądając w lustrze i opierając o umywalkę. ''Pójdę! Może się czegoś do wiem." Poprawiłam włosy i się umalowałam z czego wychodząc z łazienki wzięłam telefon i ciemno-złoty sweterek dosięgający mi prawie do kolan. Wyszłam z akademika i spojrzałam na godzinę.
- 19:56. A to jeszcze zdążę. Dojdę w dziesięć minut chyba, że się wyrobię w siedem.
Schowałam telefon do kieszeni i zacząłam biec w stronę parku. Po paru minutach byłam już przy wejściu. Spojrzałam jeszcze na godzinę. ''20:03 Mam nadzieję, że jeszcze stoi...'' No i jak na moje szczęście jeszcze stał. Mam nadzieję, że to on. Podbiegłam do niego chowając telefon.
- H-Hej!
Przywitałam się zmachana. Kiedy się do mnie odwrócił od razu go ze skanowałam oczami. Był na moje oko 174 cm chłopak o jasnych krótkich włosach i jasnych oczach.
- Cześć. Więc to ty Azusa?
- No tak..
- Wyładniałaś. Pamiętasz mnie jeszcze?
- Dziękuje... Nie bardzo.
- ...Rozumiem.
Mruknął cicho załamany spoglądając na mnie, a ja bez słowa stałam jak słup soli.
No i jest już kolejny rozdział! Mam nadzieję, że długo nie czekaliście. Jeszcze raz przepraszam, że zwlekałam z rozdziałem. No, ale cóż...nikt nie jest idealny. :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro