Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

Wskakuję do samochodu i ostrożnie zamykam drzwi. Mam na nogach ciepłe, skórzane buty i wełniane skarpety. Zabraliśmy ze sobą także Fido. Ten niesforny pies nigdzie się beze mnie nie rusza. Na szybę zaczynają opadać pierwsze płatki śniegu. Każdy z nich ma inny odcień i kształt.

- Niedobrze - mruczy tata.

Do przejechania nie jest wcale tak dużo, ale tata stara się jechać bardzo ostrożnie. Rzadko używana jezdnia pokryta jest lodem i pierwszym śniegiem. Fido siedzi mi na kolanach, jakby chciał mnie pilnować. Może rzeczywiście to robi?

Nagle na drogę wybiega sarna. Robi kilka skoków i znika w gęstwinie drzew i krzaków po drugiej stronie. Dobrze, że tata jechał tak wolno, bo inaczej mogliśmy mieć niemiłe zderzenie z biednym zwierzęciem. Za chwilę pojawiają się dwa następne. Kilka sekund potem - jeszcze trzy. Na końcu przebiega samiec z potężnym porożem.

- To już chyba wszystkie - stwierdza tata i rozpoczyna jazdę.

Po dwudziestu minutach jesteśmy obok drogi do pastwisk. Czeka nas kolejne tyle marszu. Tutaj śniegu jest jeszcze więcej. Biały puch skrzypi pod butami. Fido biega w najlepsze i bawi się w małych zaspach. Zakładam kaptur na głowę i szczelniej owijam się szalikiem.

Padający coraz szybciej śnieg ogranicza widoczność. Najpierw słyszymy stłumione, żałosne beczenie, dopiero potem dostrzegamy stadko owiec zbite ciasno w jedną grupkę. Całe futro posklejał im śnieg.

- Teraz zaprowadzimy je do zagrody - mówi tata, a ja kiwam głową.

Próbujemy jakoś ruszyć je z miejsca, ale są tak wystraszone i zziębnięte, że nawet nie wstają na widok ludzi i psa. Normalnie już dawno by się rozbiegły.

- Co się dzieje? - pytam wystraszona.

Tata tylko kręci głową. Następnie gwiżdże na Fida. Pies podbiega i szczekając zmusza owce do wstania. Jest tu kilka baranów, samic i jagnięta. Jedno z nich jest szczególnie małe i zziębnięte, musiało urodzić się później niż inne.

- Weź je na ręce - mówi tata podczas prowadzenia Fida i owiec w stronę zagrody.

Podchodzę ostrożnie i delikatnie podnoszę jagniątko. Jego mama jest zdenerwowana i groźnie na mnie patrzy. Ruszam za resztą stada, a ona idzie za mną. Ciągle mam uczucie, że wbija we mnie swój wzrok.

W zagrodzie jest zdecydowanie cieplej. Owce tłoczą się na swoich miejscach, jest tu nawet kilka koców i starych poduch. Na jednej z nich kładę jagniątko.

- Szybko, Klaro! Musimy wracać! Zatrzymamy się w jakimś pobliskim domku i przeczekamy tę śnieżycę - woła tata.

Teraz marzę już tylko o domu i ciepłym kominku, nie chciałabym tu utknąć na noc.

Idziemy przez pastwisko, Fido nadal biega w kółko. Śnieg sięga mi już do łydek. Nagle gdzieś z tyłu wyskakuje biały zając. Pies, nie myśląc wiele, gna za nim.

- Fido! Nie! Fidooooo! - krzyczę i biegnę jednocześnie.

Obydwa zwierzaki wpadają pomiędzy drzewa. Biegnę za Fidem, który już znika mi z oczu. Muszę go znaleźć! Mój głupi, kochany pies!

Coraz bardziej zagłębiam się w ciemny las.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro