Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

Minęły dwa kolejne, męczące dni, które przeleciały przez moje palce niczym przez sito. Przez ten krótki, przykry okres czasu zdałam sobie sprawę jak wiele straciłam i zyskałam za sprawą Przydziału. Z mojego serca zniknęła nadzieja, szczęście, a także wiara w to, że kiedykolwiek będę dumna ze swojego pochodzenia i mocy. Zamiast tego dostałam poczucie beznadziei i zwyczajności. Już nie wspominając o sąsiadach, którzy patrzyli na mnie jak na wyrzutka, czy sierotę bez umiejętności.

Świadomość słabości jaka miała towarzyszyć mojej osobie przez resztę życia diametralnie zmieniła moje nastawienie do życia i tego, co się wydarzyło. Brakowało tylko ostatecznego ciosu kogoś z zewnątrz, abym realnie zaczęła myśleć o samobójstwie. W końcu wiele osób bez mocy kończyło właśnie w ten sposób, odbierając sobie życie, aby nie walczyć ze stereotypowym społeczeństwem.

Bałam się, że mnie także to spotka. Za każdym razem, kiedy myślałam o tym, że mogłabym opaść z sił i się poddać bolał mnie brzuch, a ciało przechodziły dreszcze. Wiedziałam, że było dużo prawdopodobieństwo, że nie podołam. Nie sprostam wyzwaniu jakim była akceptacja siebie. Z minuty na minutę czułam się coraz gorzej.

Jeśli natomiast chodziło o Makswela... Choć naprawdę brakowało mi jego głosu, a także silnych ramion, w których mogłabym się ukryć, nie kontaktowałam się z nim. Ja nie dzwoniłam do niego, on do mnie. Oboje wiedzieliśmy, że potrzebowałam ciszy i spokoju. Gdybym usłyszała ciepły, współczujący ton chłopaka, z pewnością zaczęłabym płakać do telefonu i błagać, żeby mnie pocieszył i dał mi siłę. Nie chciałam, żeby wiedział, że zaczęłam się poddawać, żeby uznał, że byłam jak małe, marudne dziecko, które stało się dla niego ciężarem.

Dwa dni męki. Dokładnie tyle czasu mama pozwoliła mi siedzieć w domu, zanim stwierdziła, że ma mnie dosyć.

- Jutro idziesz do szkoły. - powiedziała kategorycznie, gdy wieczorem wszystkie trzy w milczeniu jadłyśmy kolację. Gini bawiła się ryżem, układając go na pojedyncze kupki i wciskając w nie kawałki kurczaka, ale rodzicielka postanowiła skoncentrować całą uwagę na mnie zamiast na tym, że jej młodsza córka marnuje jedzenie. - Nauczyciele zaczynają do mnie dzwonić i pytać, czy wszystko z tobą w porządku.

- W jak najlepszym. - mruknęłam, grzebiąc widelcem w sałatce warzywnej. - Tryskam entuzjazmem i chęcią do nauki. Powiedz im, że zamierzam do końca życia uczyć się w domu.

- Nauczyciele mają rację. - oznajmiła mama surowo. - Już poinformowałam twojego wychowawcę, że jutro pojawisz się na zajęciach. Zamierzam dotrzymać słowa. Nie możesz się stale kisić w tych czterech ścianach.

- Już przerabiałyśmy taką rozmowę. - przypomniałam, wstając od stołu. Nagle straciłam apetyt. - Skończyła się wizytą naszej uroczej sąsiadki. Nie wiem, czy chcesz to powtarzać.

Mama przygryzła wargę. Choć próbowała zachować powagę, jej mina mówiła sama za siebie. Zapraszanie pani Ashton było tragiczne w skutkach.

Odkąd ta wredna kobieta się u nas pojawiła, atmosfera jeszcze bardziej zgęstniała. Ja chodziłam ponura i zła na cały świat, a mama przygnębiona. Po niezbyt udanej kolacji sama musiała spędzić kilka godzin na sprzątaniu kuchni po nagłym pęknięciu rur. Oczywiście okazało się, że miałam rację, co do przyczyny ich zniszczenia. Kiedy moja rodzicielka w końcu dała za wygraną i zadzwoniła po znajomego, który był Południem, okazało się, że tylko Żywioł mógł rozerwać stal. Ani mama, ani tym bardziej ja nie mogłyśmy tego zrobić, więc wina leżała po stronie pani Ashton.

Od tamtej pory żywiłam do wrednej sąsiadki czystą nienawiścią i wręcz z niecierpliwością czekałam, aż pojawi się w okolicy, abym mogła jej to wygarnąć. Niestety, ja nie wystawiałam nosa poza ganek, a kobieta nie przechadzała się po naszej ulicy jakby bojąc się, że stanie jej się coś złego (bardzo dobrze myślała). Skończyło się więc na tym, że złorzeczyłam sąsiadce prywatnie, podczas kładzenia się w nocy do łóżka i od razu po tym jak wstawałam. Podobno modlitwa działała właśnie w ten sposób. O ile było mi wiadomo klątwy aż tak bardzo się od nich nie różniły.

- W cholerę z tym wszystkim. - mruknęłam, kiedy wróciłam do pokoju i z głuchym trzaskiem zatrzasnęłam drzwi. - Nigdzie nie idę.

* * *

Następnego dnia pogoda oczywiście nie dopisała. Było zimno i nieprzyjemne, a ciemne chmury pływające po niebie zwiastowały zbliżający się deszcz. Miałam wrażenie, że nawet sam Najwyższy próbował mi pokazać jak duży błąd popełniłam, opuszczając ciepłe łóżko i decydując się na wyjście z bezpiecznej, dusznej jaskini. Ewentualnie pokazywał innym ludziom, że przynosiłam pecha, a wokół mnie zbierały się wyłącznie czarne chmury.

Ostatecznie mama postawiła na swoim i następnego dnia, o siódmej rano, z plecakiem niedbale przewieszonym przez ramię, smętnie wlokłam się na przystanek. Szłam noga za nogą, jak najbardziej odwlekając dotarcie do celu. Może byłam przewrażliwiona, ale wydawało mi się, że każdy przechodzień patrzył się na mnie ze współczuciem lub pogardą. Na przystanku czekało na mnie jeszcze więcej takich osób, więc próbowałam przyjść na styk, tak aby od razu wskoczyć do szkolnego busa i zakopać się na ostatnich miejscach pod stertą papierków po cukierkach, a także zagubionych notatek. Istniała minimalna szansa, że uda mi się dotrzeć do szkoły bez towarzystwa docinek, czy komentarzy osób, które za mną nie przepadały. To przerażało mnie najbardziej, że spotkam kogoś, kto mnie kojarzył.

Dlaczego musiałam być nastolatką?

- Żywioły... Kto to wymyślił. - prychnęłam, zasłaniając twarz włosami. Zaczęłam zbliżać się do przystanku. Czekało na nim już kilka osób, ale na szczęście, żadnej nie kojarzyłam. - Same z nimi problemy.

Odetchnęłam i podeszłam bliżej. Zanim jednak ktokolwiek zdążył mnie rozpoznać z telewizji jako „tą, która zemdlała podczas Przydziału" lub „tą, która okazała się nikim", zatrzymałam się i ukryłam za rozkładem jazdy. Zaciskając palce na rączce plecaka, czekałam na najgorsze. Modliłam się przy tym, żeby nikt mnie nie zauważył.

Na szczęście ktoś wysłuchał moich próśb i do czasu przyjazdu autobusu pozostałam dla innych niewidzialna. Trochę gorzej było, kiedy musiałam wyjść z ukrycia, dostać się do pojazdu i przedostać na ostatnie miejsca, ale w ostateczności tylko jeden chłopak mnie skojarzył i zerkał na mnie z politowaniem. Okazało się jednak, że jego koledzy woleli usiąść z przodu, więc stracił mnie z oczu od razu po tym jak kierowca ruszył.

Odetchnęłam z ulgą i zsunęłam się tak, że moja głowa była ukryta za rzędami foteli. Droga do szkoły trwała zazwyczaj jakieś piętnaście minut, więc założyłam słuchawki i włączyłam muzykę. I tak nie było nikogo z kim miałabym ochotę rozmawiać, więc sprawiłam, że przygnębiająca piosenka stała się głośniejsza, a lakoniczne dźwięki gitary bębniły po uszach. Straciłam chęci do obserwowania otoczenia. Równie dobrze mogłam spędzić kwadrans na myśleniu o swojej niedoli i popadaniu w jeszcze większą depresję.

Piętnaście minut później, autobus w końcu się zatrzymał, a drzwi otworzyły się z głośnym sykiem. Zdjęłam słuchawki widząc, że ludzie uczniowie zaczęli wychodzić. Kiedy większość z nich opuściła pojazd, kierowca skinął im na pożegnanie głową i uruchomił silnik. Natychmiast poderwałam się z miejsca, chwyciłam torbę i pobiegłam na przód. Gdybym nie zareagowała dostatecznie szybko facet odjechałby ze mną na pokładzie, bo nawet nie zauważył, że wciąż miał jednego pasażera. Na szczęście w porę się zreflektował i poczekał, aż wyskoczę z autobusu.

- Hej! - spojrzał na mnie z zaciekawieniem. Drgnęłam na dźwięk jego głosu. - To ciebie widziałem w telewizji! Na Przydziale. Czekaj, jak ty się...?

Przygryzłam wargę i nie słuchając tego, co miał jeszcze do powiedzenia, pobiegłam w stronę szkoły. Mężczyzna próbował jeszcze coś krzyknąć, ale jak strzała popędziłam do głównego wejścia do szkoły i nie oglądając się, wpadłam do środka budynku.

Gdy byłam już bezpieczna wewnątrz placówki zwolniłam i poprawiłam torbę. Co prawda nie spodziewałam się, że kierowca autobusu zechce iść za mną aż do szkoły, ale prowizorycznie odkleiłam się od drzwi wejściowych i skierowałam się do damskiej łazienki. Nie po to, żeby płakać, czy dalej się nad sobą użalać. Na to już nie miałam siły. Chciałam po prostu przemyć twarz zimną, a nawet lodowatą wodą. Musiałam jakoś wytrzeźwieć i wrócić do normalności.

Jak mogłam się spodziewać, od razu znalazłam się na językach wszystkich uczniów, którzy tego dnia postanowili przyjść do szkoły. Jeszcze zanim zdążyłam wejść do toalety, wiedziałam, że będę najgorętszym tematem dnia, jak nie tygodnia lub miesiąca. Nikt nie spodziewał się mojego powrotu do szkoły, więc ludzie byli niezwykle zaskoczeni, gdy przechodziłam obok nich na korytarzu. Starałam się trzymać głowę wysoko i nie pokazywać jak bardzo się stresowałam, ale i tak każdy dobrze odczytywał z mojej twarzy jak bardzo bałam się konfrontacji z rówieśnikami. Wzrok obcych mogłam jeszcze wytrzymać, ale zaciekawione spojrzenia znajomych doprowadzały mnie do rozpaczy. Wszyscy mieli moce, wszyscy okazali się Północami, Południami, Wschodami lub Zachodami. Podczas mojej nieobecności na pewno zdążyli się powymieniać doświadczeniami i pochwalić, jak duży progres zdążyli zrobić od Przydziału. Dla nastolatków pierwsze tygodnie po uzyskaniu talentu, były najbardziej ekscytującymi w życiu. Poznawali samych siebie, a także wkraczali w dorosłość, którą poniekąd warunkowały ich moce.

Zamiast do zlewu, skierowałam się do kabiny, w której się zatrzasnęłam. Zakluczyłam drzwi i oparłam się o nie, czując mdłości. Dobrze pamiętałam jak przed Przydziałem, razem z przyjaciółmi żartowałam, co zrobię, gdy już będę władać ziemią. Jako Zachód mogłam robić z żywiołem wszystko, czego pragnęłam. Moja wyobraźnia podsuwała mi mnóstwo niesamowitych obrazów, kusząc i doprowadzając do szału, gdy byłam zmuszona czekać na feralną uroczystość. Dokuczałam znajomym, kłócąc się z nimi, że mój kierunek był najlepszy wśród pozostałych trzech. Jeszcze wtedy nie miałam pojęcia, że przez takie żarty dołożę oliwy do ognia. Teraz z pewnością wszyscy uważali mnie za największego przegranego. Tylko ja, osoba, która tak zaciekle broniła swojej mocy, nie ujawniła jej. Sprawiedliwość postanowiła sobie chyba ze mnie zakpić. Boleśnie i brutalnie zakpić!

Zacisnęłam ręce w pięści i wcisnęłam spłuczkę. Nie mogłam siedzieć w kabinie w nieskończoność, a tłumaczenie, że bolał mnie brzuch, raczej by nie przeszło. Jeszcze bardziej podkopałabym swoją opinię tym, że ze stresu dostałam niestrawności.

W łazience na szczęście nikogo nie przybyło. Szybko przemyłam twarz, nie przejmując się tym, że od wody mógłby spłynąć mi makijaż. Plusem stanów depresyjnych było to, że przestał mnie interesować wygląd. Nawet najdroższe kosmetyki nie naprawiłyby tego, jak obecnie wyglądałam, więc po prostu bagatelizowałam swój tragiczny stan. Z potarganymi, na siłę rozczesanymi włosami, zapuchniętymi oczami i bladą cerą bliżej było mi do nieboszczyka niż do nastolatki, ale jakoś było mi wszystko jedno.

Tylko mamie zależało jeszcze na tym, żebym w miarę prezentowała się w szkole, gdyż kazała mi pomalować rzęsy wodoodpornym tuszem i wręcz siłą nałożyła mi na twarz grubą warstwę pudru. Ta druga jakimś cudem pozostała nienaruszona nawet wtedy, gdy mocno tarłam policzki. Kobieta najwyraźniej przewidziała, że prędzej czy później będę próbowała ją zmyć.

Mimo wszystko, podświadomie wiedziałam, że tak było jednak lepiej. Przynajmniej nie straszyłam uczniów na korytarzu, roztaczając mroczną aurę. Dla nich byłam po prostu przygnębiona, nie musieli wiedzieć, że moja psychika chwiała się na skraju przepaści, ciągnąc mnie w dół.

Zabawne, że kiedyś nikt nie wiedział o mocach i wszystko jakoś bez nich żyli, a teraz, gdy je odkryto, ludzie nie umieli się bez nich obejść. Ich brak stawał się życiową tragedią, wydarzeniem gorszym od śmierci.

– Dasz radę. - odetchnęłam głęboko, patrząc na swoje odbicie. Nie wyrażało entuzjazmu, ale kazałam mu się uspokoić i słabo uśmiechnąć. Ten gest sporo mnie kosztował. Już dawno nie miałam powodu do śmiechu. – Zaraz zacznie się pierwsza lekcja. Poszukajmy Maca.

Pięknie, jeszcze zaczęłam gadać do siebie. Ktoś powinien wyświadczyć mi przysługę i zamknąć mnie w psychiatryku. Przynajmniej tam miałabym ze wszystkim święty spokój.

Wyszłam z łazienki jak gdyby nigdy nic. Znów otoczyły mnie ciekawskie spojrzenia, ale parłam do przodu, udając niewzruszoną tym faktem. Z mocno bijącym sercem skierowałam się w stronę klasy, w której miałam mieć zajęcia. Mój Mac był przykładnym uczniem, więc to właśnie tam spodziewałam się go znaleźć.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro