Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dzień pierwszy

   Niczego nieświadomy, przekroczyłem bramy piekieł (czytaj: drzwi wejściowe do IKEI), nie rozumiejąc współczujących spojrzeń ludzi stojących na zewnątrz z mapami i plecakami. Wtedy tego nie pojmowałem, ale teraz wiem - to byli weterani. Niesamowite osoby, znające prawie na pamięć układ korytarzy w labiryncie.
  
   Ja jednak nie miałem nawet planu, więc można powiedzieć, że ,,zostałem rzucony na głęboką wodę" albo raczej ,,między głębokie regały". W każdym bądź razie przekroczyłem te bramy. Tuż za nimi czekała mnie pierwsza przeszkoda - strażnik piekieł, cerb- ekhem, miałem na myśli miła czarnowłosa pani rozdająca torby. Już gdy spojrzałem w jej zimne oczy, ledwo widoczne pod maską z kosmetyków, wiedziałem, że pokonanie jej nie będzie łatwe.

   — Chce pan torbę? — zaszczebiotała słodkim głosem, wyginając przykryte mdło-czerwoną szminką usta w uśmiech, który bardziej przypomniał grymas nienawiści.

   — Nie, dziękuję. — odrzekłem twardo. Nie dam się, paniusiu, o nie! Będę walczył do ostatniej kropli krwi! Cerber, zaskoczona, zatrzepotała zasłoną z rzęs.
   — No, niech pan weźmie. — powiedziała kuszącym tonem, podtykając mi niebieską reklamówkę pod nos.

   — Nie. — odparłem, nadal starając się być twardym, jednak jej czary zaczęły już na mnie wpływać.

   — Ale na pewno? — przeciągnęła ostatnią głoskę, wbijając wzrok w moją twarz. Czułem, jak wwierca się w moja duszę i umysł, próbując zmusić do zabrania skrzynki nieskończoności aka torby na zakupy.
   — Na pewno. — oparłem się jej czarom i odpowiedziałem lodowatym głosem.

...

Wziąłem dwie.


Rozdziały, a raczej wpisy, będą mniej więcej tej długości i będą wstawiane dwa/trzy razy w tygodniu.
Mam nadzieję że się Wam podoba.

K.N.S.

PS. Ten rozdział nawiązuje trochę do jednego z filmów Martina Stankiewicza (swoją drogą mojego idola).

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro