Dzień pierwszy
Niczego nieświadomy, przekroczyłem bramy piekieł (czytaj: drzwi wejściowe do IKEI), nie rozumiejąc współczujących spojrzeń ludzi stojących na zewnątrz z mapami i plecakami. Wtedy tego nie pojmowałem, ale teraz wiem - to byli weterani. Niesamowite osoby, znające prawie na pamięć układ korytarzy w labiryncie.
Ja jednak nie miałem nawet planu, więc można powiedzieć, że ,,zostałem rzucony na głęboką wodę" albo raczej ,,między głębokie regały". W każdym bądź razie przekroczyłem te bramy. Tuż za nimi czekała mnie pierwsza przeszkoda - strażnik piekieł, cerb- ekhem, miałem na myśli miła czarnowłosa pani rozdająca torby. Już gdy spojrzałem w jej zimne oczy, ledwo widoczne pod maską z kosmetyków, wiedziałem, że pokonanie jej nie będzie łatwe.
— Chce pan torbę? — zaszczebiotała słodkim głosem, wyginając przykryte mdło-czerwoną szminką usta w uśmiech, który bardziej przypomniał grymas nienawiści.
— Nie, dziękuję. — odrzekłem twardo. Nie dam się, paniusiu, o nie! Będę walczył do ostatniej kropli krwi! Cerber, zaskoczona, zatrzepotała zasłoną z rzęs.
— No, niech pan weźmie. — powiedziała kuszącym tonem, podtykając mi niebieską reklamówkę pod nos.
— Nie. — odparłem, nadal starając się być twardym, jednak jej czary zaczęły już na mnie wpływać.
— Ale na pewno? — przeciągnęła ostatnią głoskę, wbijając wzrok w moją twarz. Czułem, jak wwierca się w moja duszę i umysł, próbując zmusić do zabrania skrzynki nieskończoności aka torby na zakupy.
— Na pewno. — oparłem się jej czarom i odpowiedziałem lodowatym głosem.
...
Wziąłem dwie.
Rozdziały, a raczej wpisy, będą mniej więcej tej długości i będą wstawiane dwa/trzy razy w tygodniu.
Mam nadzieję że się Wam podoba.
K.N.S.
PS. Ten rozdział nawiązuje trochę do jednego z filmów Martina Stankiewicza (swoją drogą mojego idola).
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro