Dzień 6 #2
Uwaga: występuje Kylux, spowodowany obsesją Autorki na punkcie tego shipu.
Dziękuję za każdy komentarz 🤍
Pokojowo-łóżkowy nadszedł szybciej, niż się spodziewałem. Wpadł na mnie z wdziękiem i wyczuciem pędzącego zapaśnika sumo, zaskakując... cholera wie czym, moje nerwy zostały tak zszargane w poprzednich miejscach, że teraz nawet całujący się śmiertelnicy mnie nie przerażają. Ale wciąż obrzydzają.
Tak samo jak emocje.
Nie okazujcie emocji w moim towarzystwie.
Najlepiej w ogóle ich nie okazujcie.
Wózek turkotał między wystawionymi propozycjami sypialni, a ja z nudów się im przyglądałem - w stylu astronauty, z fajną lampką w kształcie księżyca i plastykowymi gwiazdkami święcącymi w ciemności; cała różowa, stylizowana na Komnatę Małej Księżniczki, o której marzą wszystkie osobniki płci żeńskiej poniżej dwunastego roku życia, z (oczywiście różowym) baldachimem; pokój profesjonalnej koniary, pełen eleganckich drewnianych mebli i piędziesięciu obrazków przedstawiających tego samego konia z różnych perspektyw [— Ej, bez takich.
— No co?
— Nie obrażaj koniar. Konie to niesamowite, inteligentne...
— ...wredne...
— ...i przepiękne stworzenia. Zamknij się. A osoby, które je doceniają same zasługują na podziw.
— To po prostu choroba psychiczna, którą rozprzestrzeniają konie aby nikt nie dostrzegł ich prawdziego celu, czyli zapanowania nad światem.
— Odpuść sobie rozmowy ze Starkiem, błagam.]; strasznie ciemna, z elementami wyglądającymi jak z jakiejś bazy, jednak najciekawszy był tam niebieski dziobak w kapelusz, który rzucał mi co chwila pełne pogardy spojrzenia, i jeszcze wiele, wiele innych.
I tak, zgadliście - przez spory czas kręciłem się w kółko, obijając się od wszystkiego swoim wielkim wózkiem. Po pewnym czasie stwierdziłem, że i tak do niczego w życiu... przepraszam, w IKEII nie dojdę, więc zrobię to, co wychodzi mi najlepiej - pośpię.
Zgadnijcie, co poszło nie tak.
Jakieś pięć ziemskich minut później, nie wiem, nie jestem ziemniakiem
— Przysięgam, że jeżeli jeszcze raz twoja osoba zbliży się do mojej strefy komfortu, to Milicent wyląduje na twojej twarzy.
— Myślisz, że boję się jakiegoś durnego kota?
— Myślisz, że do twarzy będzie ci z drugą blizną na pół facjaty?
Myślicie, że łatwo się wyspać w tym hałasie?! — nawrzeszczałem na nich w myślach, nakrywając głowę poduszką.
— Czy pan generał właśnie zagroził Kylo Ren'owi swoim kotem? — dobiegł mnie przerażony męski szept.
— Zamknij się Mitaka i pozwól mi w spokoju obserwować — odszepnął inny głos, tym razem kobiecy. — Będę miała nagrania na wesele.
— Wesele? — spytał zdziwiony Mitaka. Nie otrzymając odpowiedzi, powtórzył:
— Jakie wesele, pani kapitan?
Zerknąłem spod poduszki, samemu zastanawiając się, o jakie wesele chodzi. Obok mojego łoża z różowym baldachimem stała młoda kobieta z długim blond warkoczem, ubrana w srebrną zbroję i czarną pelerynę z czerwonymi brzegami [— No na miłość Boską, ja nie mogę z tymi pelerynami! Po jaką cholerę w zbrojach peleryny?! Po co w ogóle tym wszystkim bohaterom peleryny? Przecież to jest kompletnie nie użyteczne! Kto to projektuje!
— Ekhem... — odchrząknąłem, nerwowo poprawiając swoją własną perynę.]. Obok niej stał blady brunet w dziwnym, czarnym kobinezonie i ze śmieszną czapką [— Dokładniej to kopertówką, tak mi się zdaje] w tym samym kolorze.
— Huxlo, a kogo?
— Czego, za przeproszeniem?
— Huxlo, ja nie mogę, myślałam, że to ty przewodniczysz fanklubowi ,,Hux x Kylo".
— Przewodniczę, ale incognito. I my to nazywamy Kylux.
— To idiotyczna nazwa.
— Nie bardziej niż Huxlo.
— Czy ty ze mną właśnie dyskutujesz?
— ...możliwe.
— Brawo, wreszcie się uczysz. — Kapitan Phasma uśmiechnęła się jak dumna matka i powróciła do obserwacji dwójki mężczyzn, toczących właśnie dwa metry dalej wojnę na poduszki.
I naprawdę, nigdy nie widziałem tak poważnej wojny na poduszki, a byłem podczas zdobywania fortu ,,Mrożonki" przez grupę ,,Narcystyczne Dupki", jednocześnie odpierającej ataki grupy ,,Peter i Nieważni Podkomędni Wściekłej Rudej".
— Pani kapitan, dlaczego oni walczą tym, a nie mieczem oraz blasterem? — spytał nagle Mitaka, przyglądając się uważnie walczącym.
Phasma splotła dłonie za plecami, a na jej twarz wpłynął złośliwy uśmieszek.
— Widzisz, drogi Dopheldzie — zaczęła, a Mitaka skrzywił się na dźwięk swojego imienia. — związek Huxlo — mocno zaakcentowała, napawając się cierpieniem na twarzy towarzysza — jest jak miniaturowa wojna, w której nikt oficjalnie nie liczy punktów, a tak naprawdę każdy pokład w naszym statku ma własną tablicę punkcyjną. Przykład z dnia dzisiejszego: generał wkurzył się na Kylo i zabrał mu jego miecz, którym Ren zniszczył wcześniej w napadzie złości jeden z panelów sterowania - punkt dla niego. Kylo w odwecie w nocy podkradł mu i ukrył jego blaster - punkt wendruje na czarną stronę.
— Czarną?
— Czarną. To kolor Kylo Ren'a w tej wojnie. Hux i Milicent mają rudy.
— Milicent gra w drużynie generała? Nie widziałem.
— Ta kotka naprawdę nienawidzi rycerzy Jedai — zaśmiała się kobieta, patrząc, jak sporych rozmiarów ruda kulka wbija się pazurkami w stopę tego w wielkiej czarnej zbroi i w idiotycznym hełmie. Blady rudowłosy wykorzystał chwilę nieuwagi (zmieszanej z czystym cierpieniem) przeciwnika i z całą mocą przywalił mu poduszką, sprawiając, że typ w czerni runął jak kłoda na podłogę.
W co ja się znowu wpakowałem.
Ekhem. Przepraszam, że tak późno, ale przynajmniej jest, cieszmy się z małych rzeczy czy coś .
Mam nadzieję, że się podoba, Wampirki
Miłej nocy.xx
Czekoladowy_Jeż
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro