I
Kolejny dzień znowu..
To nie tak, że ja nie lubie życia ja go po prostu nie mam.
Obudził mnie krzyk. Moje przyrodnie rodzeństwo. Wystawiłam głowe z pokoju w tym samym czasie co mój rodzony brat Jin. Tak wiem trudno ogarnąć ale objaśnie to szybko.
Moja mama i tata rozwiedli się. Ja i Jin zamieszkaliśmy z matką, która po 3 latach ponownie wyszła za mąż za Lenama Woo i ma z nim dwójke uroczych chłopców Leehyunga i Sungyanga tyle ! Mieszka z nami też nasza,,przyrodnia'' babcia matka Lenama więc w domu jest raczej tłoczno.
Z Jinem zeszliśmy na dół. Lee i Sung kłócili się o to kto lepiej narysował naszą rodzinę.
-Chłopcy.-Zaczełam.-Oboje pięknie rysujecie. Teraz chodźcie zjeść śniadanie.-Chłopcy uśmiechneli się pokazując swoje szczerbate uzębienie.
-Zoa a czy powiesisz je na tablicy u siebie ?-Zapytali w tym samym czasie.
-Może jak będziecie dziś grzeczni.-Powiedziałam i poczochrałam ich włosy. Jin siedział już przy stole. On nie do końca pogodził się z rozwodem rodziców.
Śniadanie mija na omawianiu wakacji, które się zaczeły. Babcia miała wyjechać do swojej córki do Belgii gdzie chce zabrać chłopców. Rodzice boją się że nie da sobie sama rady i tu pojawia się problem ja i Jin.
-Wczoraj rozmawiałem z Zoą. Nie jedziemy.-Powiedział w końcu Jin. Matka spojrzała na nas smutno.
-Jesteście pewni to miał być rodzinny wypad.
-Mamo tak naprawde mogli byśmy się już stąd wyprowadzić ja mam dwadzieścia lat,a Jin dwadzieścia dwa.
-Nie skączone !-Podkreśliła matka, która zawsze widzi w nas małe dzieci.
-Mamo nie zmieniaj tematu my damy sobie radę. Znaleźliśmy już prace na wakację. Nie możemy..-Powiedział Jin po czym złapał torbe i wyszedł na wykład.
~~~~~~~~~
Założyłam żółtą spódniczke białą bluzke i jeansową kurtkę. Lubiłam żółty dobrze mi się kojarzył. Wziełam do ręki moją teczkę z pracami na dziś i wyszłam. Nie mam dziś wykładów więc idę do pracy.
-Hejo wyszystkim ! -Krzycze, z zaplecza słyszę odpowiedź.
-Zoa ?! Jak dobrze mamy dziś mase klientów.-Krzyknął Jackson.
Pierwszy przyszedł jakiś turysta wydawało mi się, że to jakiś Hiszpan albo Włoch. Objaśnił że chcę jakiś napis po chińsku. Jackson ze stanowiska obok posłał mu oburzone spojrzenie. Tatuaż na pokaz byle jakie znaki PO CHIŃSKU robiony w Korei.
Turysta dużo gadał części nie rozumiałam przez jego łamany angielski. Zrobione..
-Co mu napisałaś ? -Zapytał Jackson stając za mną.
-Zbiór nieznaczących znaków..-Powiedziałam wzruszając ramionami, chłopak zaśmiał się lekko i schował twarz w zagłebieniu mojej szyji.
-Powinnaś napisać,,Głupi turysta'' lub ,,Tatuaż dla szpanu''.-Powiedział, smyrając nosem mój obojczyk. Odchyliłam głowe do tyłu, a on złapał mnie rękoma w tali. Pocałował moją szyje pare razy i odsunął się.
-Trzeba wracać do pracy, przygotuj stanowisko.-Jak zwykle to samo rozsądny chłopak. Nawet jeśli coś jest miedzy nami nie powie mi tego. On woli mnie całować po szyji po policzkach. Przytulać. Ludzie z zewnątrz uważają że powinniśmy być razem. Jackson woli niczego nie deklarować nie ,,chce stracić przyjaciółki''.
~~~~~~
Późny wieczór. Wychodzę z pracy. Miałam właśnie skręcić w lewo do domu gdy ktoś popchnął mnie i ruszył biegiem w prawo..
Upadła mi teczka z pracami klientów, rozejrzałam się za nią. Ten gość musiał mi ją zabrać.
Obejrzałam się za tym człowiekiem, zdziwiło mnie bo najwyraźniej ten ktoś był okryty żołtym kocem, 30 ° na dworzu, a on biega z kocem?!
Pobiegłam za nim i wołałam żeby oddał mi teczkę.
Zauważyłam gdzie jestem. To stary plac zabaw na którym kiedyś się bawiłam. Spojrzałam na ledwo widoczne narysowane boisko do grania w klasy. Gdy podniosłam głoweę chłopak, którego goniłam stał bardzo blisko mnie.
-Po co ci koc kiedy jest tak ciepło ?-Chłopak uśmiechnął się szeroko.
-Zagramy w klasy ?-Zapytał uśmiechając się jeszcze szerzej.
-To...ty ?-Zapytałam szukając w głowie jego imienia.
-Jimin mam na imie Jimin. Poznaliśmy się już... Dawno temu. Byliśmy dziećmi. Pamiętasz mnie ? Kim Zoa ?- Zapytał uśmiechając się coraz szerzej.
-Zagramy w klasy?-Powtórzyłam jego pytanie. Chłopak skinął głową. Graliśmy w klasy bardzo długo była już 23.20.
-Muszę iść czekają na mnie w domu.
-Domu?-Pyta przekręcając głowe w lewo.No tak naprawdę nie wiem skąd on się urwał.
-Tak domu. Musze wracać czekają na mnie.-Mówie uśmiechając się.
-Na mnie też czekają...-Mówi unosząc głowe do góry, patrzy w gwiazdy, a one odbijają się w jego ciemnych oczach.
-Do zobaczenia Jimin.-Powiedziałam machając chłopakowi, a on pocałował mnie w policzek. Zanim doszłam do domu było dziesięć minut przed dwunastą w nocy. W drzwiach czekał Jin.
-Oł hej baraciszku. Ja wiesz no ten..Mama śpi ?-Zapytałam. Jin uśmiechną się do mnie z litością w oczach.
-Wyjechali już dziś.-Powiedział.-Ta cała ciotka zadzwoniła, powiedziała że skoro my nie lecimy to oni mogą już przylatywać.
-Woah.. Wolna chata.
-Ta, a teraz zmiataj do łóżka małolato ! - Zaśmiał się Jin.
-Ej ej ej ! Rok różnicy tylko rok nie pozwalaj sobie !
-Rok trzy miesiące i dwa dni -Powiedział pokazując mi język.
No co zrobisz on zawsze stawia na swoim. Pobiegłam śmiejąc się do siebie. Zamknełam drzwi i juz miałam sie rzucić na łóżko, ale zobaczyłam przy oknie znaną mi postać.
- Jimin ? Co ty tu robisz !
CDN
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro