Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6.

System pracował jak tylko mógł, jednak analizy niczego nie dawały. Mijały kolejne bezowocne godziny. Lisa obdzwoniła chyba wszystkich, których znała. Caitlin stwierdziła, że zajmie się szpitalami. Kto wie, może do któregoś trafił.

Barry miał wrażenie, że roznosiło go od środka. Nie znosił czekać, nie znosił bezsilności, a teraz właśnie to wszystko go dotykało.

System w końcu dał znać. Wszyscy skupili się przy monitorach, a Ramon zaczął analizować wyniki.

- San Francisco... - zaczął. – Kamera przy banku Central South uchwyciła jakiegoś faceta... 80% zgodności.

Allen przyjrzał się zapisowi. Był oczywiście na żywo. Drugi koniec kraju... Flash się jednak nie zastanawiał.

- Adres banku?

- Barry...

- Prędko! – podniósł głos.

- Roosevelt Ave. 358 – odpowiedział nieco ciszej Ramon.

Brunet zerknął jeszcze na jeden z monitorów, na których widniała twarz mężczyzny, który stał nieco bokiem do kamery, zatrzymana w stopklatce. Po chwili pomieszczenie zostało owiane pędem powietrza. Cisco, Caitlin i Lisa popatrzyli po sobie.

- Zaraz wrócę – szepnęła Lisa i wyszła na chwilę z laboratorium. Cisco odczekał moment, po czym spojrzał na Snow.

- Co się dzieje z Barrym? – zapytał patrząc na brunetkę.

- Przejmuje się... - odpowiedziała, pocierając palcami czoło.

- To widzę – prychnął nieco Ramon. – Ależ aż tak? Przecież to tylko Snart – dodał, zerkając w stronę wyjścia, czy aby nie zobaczy tam zaraz Lisy. Miał nadzieję, że nie mówił zbyt głośno. – Zachowuje się tak, jakby zaginął co najmniej jego przyjaciel, członek rodziny albo miłość jego życia.

Caitlin posłała mu słaby, smutny uśmiech, który tak wiele mówił. Położyła mu dłoń na ramieniu, klepiąc delikatnie. Cisco jeszcze nie rozumiał swojego oświecenia, które na niego spłynęło, ale nie minie wiele czasu, aż wszystko pojmie.

Snow zerknęła na monitor, który kontrolował funkcje życiowe superbohatera.

- Pędzi niesamowicie szybko – szepnęła. – Jeszcze się wykończy...

- Ale dotrze do celu. Barr, zwolnij trochę – powiedział Ramon do niewielkiego czarnego mikrofonu, który był podpięty tuż obok monitora na biurku i umożliwiał komunikowanie się z Barrym, kiedy ten miał swój kostium i był gdzieś poza S.T.A.R. Labs. Odpowiedziała mu jednak głucha cisza. – Barry? Stary?

Caitlin pokręciła przecząco głową.

- Daj spokój – odezwała się cicho. – Daj mu biec. Póki jego funkcje życiowe nie przekroczą normy, dajmy mu po prostu biec – dodała cicho, choć dało się wyczuć w jej głowie zmartwienie, ale wiedziała, że tak będzie najlepiej.

Cisco pokiwał głową i odpuścił. Uznał, że Snow miała rację. Wierzył zresztą w pozytywny osąd przyjaciółki. Mimo, że się martwiła to nie traciła głowy.

Zerknął jeszcze w monitor. W ten, który teraz pokazywał trasę Allena. Zbliżał się do zachodniego wybrzeża w zaskakująco szybkim tempie.

~

Flash nie myślał właściwie o niczym innym poza znalezieniem Snarta. Cała reszta zeszła w tym momencie na dalszy plan. Musiał się skupić na tym, co robił. W końcu Cold był w tym momencie najważniejszy.

Biegł przed siebie, w kierunku San Francisco, w sumie nawet nie zastanawiając się nad trasą, którą przebywał. Nie czuł nawet, że się męczył, a właśnie się to działo. Brunet zaczynał się męczyć, ale nie zwalniał ani na chwilę. Jedynie funkcje życiowe, które Caitlin i Cisco obserwowali w S.T.A.R. Labs, zaczynały się zmieniać.

Zachodnie wybrzeże przywitało młodego mężczyznę wyższą temperaturą i delikatnymi podmuchami wiatru, której jednak przy pędzie superbohatera zdecydowanie się zwiększały.

- Cisco! Kieruj mnie!

- Prosto, przy wielkim skrzyżowaniu z dziwnym pomnikiem przypominającym znaczek od toalety, skręć na prawo – odpowiedział mu Ramon.

Barry zrobił tak, jak pokierował nim Cisco. W mgnieniu oka znalazł się przy banku Central South. Rozejrzał się dookoła i prędko namierzył kamerę, która jakiś czas temu uchwyciła profil mężczyzny, przypominającego Snarta. Allen naprawdę chciał wierzyć w to, że był to Cold. Wciąż o tym myślał.

- Nie mógł odejść daleko – szepnął, ale chyba bardziej do siebie.

Flash nie zwracał uwagi na to, że grupka młodzieży z naprzeciwka dziwnie mu się przyglądała. No tak, co robił facet w lateksowym kostiumie w nocy przed bankiem? Odpowiedź, że kogoś szukał, była chyba nieco naiwna. Było tak w istocie, ale kto by mu uwierzył?

Przebiegł kawałek w jedną i w drugą stronę, zajrzał do zaułka pomiędzy restauracją chińską, a jakimś barem mlecznym i tam go zastał. Stał oparty o ścianę. Brunet znalazł się tuż przed nim i przyjrzał się jego twarzy z nadzieją.

- Ej, co jest, kurwa? – warknął facet, patrząc na młodego mężczyznę.

Nadzieja w oczach superbohatera prędko zgasła. Odsunął się ostrożnie.

- Przepraszam... - szepnął. – Pomyliłem pana z kimś innym. – Odsunął się jeszcze bardziej i w pośpiechu oddalił, zatrzymując się na przedmieściach San Francisco. – To nie Cold – powiedział, przykładając palec do słuchawki w uchu.

Serce biło mu szybko. Wszystko jakby zaczęło się od nowa. Biegł tu z nadzieją. Naprawdę chciał go znaleźć. I kiedy tylko zobaczył nieznajomego, wszystko rozbiło się, zupełnie jak bańka mydlana. Mężczyzna rzeczywiście był podobny, ale tak wiele różniło go od Snarta. Oczy, kości policzkowe, nieco bardziej przekrzywiony nos, być może od jakiegoś złamania. Jak program Cisco mógł się tak pomylić?!

Barry czuł się oszukany. Przez system, przez sprzęt. Mógł się lepiej przyjrzeć zapisowi z kamery. Może sam dostrzegłby różnicę? Stracił tylko czas. Powinien patrolować teraz Central City. Może dostrzegłby gdzieś Snarta. Marna szansa, ale przecież musiał gdzieś być. Nie mógł rozpłynąć się w powietrzu. A co się stanie, jeżeli w ogólnie go nie odnajdzie? Czy było to możliwe? Słyszał o ludziach, którzy poszukiwali swoich bliskich nawet parędziesiąt lat... Nie chciał tracić nadziei, której tak uparcie się trzymał, ale z godziny na godzinę było coraz gorzej.

- Barr, wracaj.

Usłyszał w słuchawce głos Cisco i to pozwoliło mu wrócić na ziemię.

- Chodzi o Bryant – dodał Ramon i to wystarczyło, by za Allenem porządnie się zakurzyło.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro