Rozdział 1
Perspektywa Aquen
Budzę się z krzykiem, jak to zawsze po koszmarze. Ten chyba był najgorszy - po chwili stwierdzam. No, ale dodał mi kolejne pytania. Profesor Trelawney z pewnością by mi z tego snu wywróżyła jakąś okropną śmierć. Chociaż chyba nie ma nic gorszego od różowej ropuchy (chyba każdy wie o kogo chodzi) i jej szlabanów. Dotąd mam blizny na rękach po jej szlabanach. Wyjątkowo uwielbiałam się z nią kłócić, przez co mam całe ręcę w bliznach między innymi: Nie będę opowiadać kłamstw, nie będę używać różdzki na lekcji obrony przed czarną magią i wiele innych. No, ale zboczyłam z tematu. Pytania, mam ich jeszcze więcej. Ale odpowiedzi niestety brak. A więc postanowiłam iść w miejsce, które mnie uspokoi , morze. Jak postanowiłam tak zrobiłam. Nie zawracając sobie głowy przebraniem się z piżamy. Ale po drodze do drzwi wpadam na mojego brata bliźniaka.
- Co ty robisz?- zapytałam.
- Koszmar. Zapewne tak jak ty.- odpowiedział.
- Skąd ty to... Tak.
- Pamiętaj, więź bliźniacza - odpowiada.
A no tak zapomniałam . Ciekawe tak w ogóle, która godzina... - myślę sobie.
- Dokładnie 5:56, młoda - odpowiedział, dzięki więzi, przydatna umiejętność . Chociaż w grze w chowanego, czy też w innej... To już nie. Ale na przykład przy walce z potworami się przydaje porozumienie bez słów albo raczej z słowami ale i nie. A jeśli chodzi o to, czemu młoda, to dlatego że profesor McGonagall kiedyś dzięki jakiemuś tam zaklęciu, odkryła, że Aquen jest ode mnie o 7 minut starszy. Trochę głupio no ale trudno tak bywa...
- Halo ziemia do Aquy jest tam ktoś. Odpłynęłaś znowu siostrzyczko.- mówi mi Aquen.
- Dzięki- odpowiadam.
I tym fragmentem kończymy ten rozdział.
~~~~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro