Głupia ropucha
Lekcje OPCM były jeszcze większy koszmarem, niż zakładali. Naprawdę ani razu nie użyli różdżek i ciągle przepisywali tekst ze książek.
-Jak to ma nam niby pomóc-spytał się Cedric swojej dziewczyny.
-NIE ROZMAWIAĆ-wykrzyknęła Ropucha-Umbridge. Już chciała dać im szlaban, gdy zadzwonił dzwonek.
Uczniowie szybko wybiegli z sali na korytarz. Lil szła za ręką ze swoim chłopakiem, gdy ten pociągnął ją pod ścianę i łapiąc w pasie, zaczął całować. Mogliby tak długo, lecz Ropucha znów im przerwała.
-PANNO MALFOY! Co to za zachowanie na korytarzu. Powinna pani się lepiej prowadzić. Szlaban!-krzyczała Umbridge, ignorując obecność Cedrica.
Lil musiała niestety spędzić wieczór na szlabanie. Weszła po otrzymaniu zaproszenia, do gabinetu "nauczycielki" i zajęła wskazane miejsce.
-Dzisiaj sobie trochę popiszesz. Mam nadzieję że to przypomni ci, jak powinnaś się zachowywać-powiedziała wstrętna baba.
Lil już sięgała po swoje pióro, gdy ta znów się odezwała.
-Nie, nie. Ja mam dla ciebie pióro-powiedziała Umbridge i zaczęła grzebać w szafie.
*Dlaczego nie mogę używać własnego pióra?-zastanawiała się nerwowo Lil.
*Ojciec zawsze mówił, aby uważać, co się bierze do ręki-myślała gdy Ropucha położyła na jej biurku Czarne Pióro.
*Ja skądś znam te pióro-Myślała Lil, bojąc się wsiąść pióro do ręki. Po chwili sobie przypomniała. Ojciec kiedyś kazał jej czytać księgę o rzeczach, których nigdy nie powinno się brać do ręki.
*W życiu nie użyje tego pióra!!!!-pomyślała wściekła. Te pióro było zakazane i za samo posiadanie groziło 10 lat Azkabanu.
-Proszę pisać "Będę się zachowywała jak Dama, a nie zwykła ulicznica"-powiedziała różowa Ropucha.
*Co mam teraz zrobić?-myślała przerażona Lil. Nagle postanowiła że musi szybko zabrać te pióro do Opiekuna swego domu. Tak też zrobiła. Mimo krzyków Ropuchy, wybiegła z jej gabinetu lewitując pióro w stronę gabinetu Profesora Snape'a. Już po chwili wpadła bez pukania, słysząc jak Ropucha biegnie za nią
-Panna Malfoy?-zdziwił się Snape, który siedział za biurkiem.
-Profesorze, Pani Ubridge dała mi szlaban i...-nie dokończyła, gdyż Snape jej przerwał.
-Powinna Pani nie doprowadzać do sytuacji, za które dostaje się...-zaczął Snape, lecz nagle wykrzyknął-Skąd ma Pani to pióro???-dopiero teraz je zauważył.
-Właśnie nim kazała mi pisać-wykrzyknęła, gdy drzwi zaczęły się otwierać i wpadła zdyszana Umbrige.
-Profesorze Snape-zaczęła swoim zbyt słodkim głosem-Ta uczennica uciekła...-nie zdążyła dokończyć, gdyż Snape obezwładnił ją zaklęciem i powiedział do Lil-Proszę natychmiast pójść po Dyrektora i twojego brata.
Lil zgodnie z prośbą, sprowadziła do gabinetu Dyrektora, którego już poinformowała o co chodzi oraz swojego brata, który nic nie wiedział.
W gabinecie oprócz Snape'a i Umbridge, był także wściekły Lucjusz Malfoy, który szybko dopadł swoją córkę i zaczął oglądać jej dłonie.
-Nie zdążyła-odpowiedziała Lil, która zaczęła płakać. Na co jej ojciec ją przytulił.
Sprawa skończyła się wydaleniem Umbridge z Hogwartu i Ministerstwa oraz dzięki interwencji Lucjusza, 20 latami w Azkabanie.
Lil od czasu szlabanu stała się inną osobą. Bała się zostawać sama i budziła się w nocy z krzykiem. Wystarczyło żeby ktoś krzyknął, a ona dostawała jakiegoś ataku nerwowego i zaczynała się cała trząść. Jedynymi osobami które mogły ją dotknąć, były: Ced, Draco i jej rodzice. Pozostali byli traktowani jak zagrożenie.
Wszyscy bardzo martwili się o Lil, a jej mama nie mogła spać po nocach, myśląc jak jej pomóc. Pewnego dnia wpadła na pomysł i czekała tylko na powrót córki, na święta.
Święta w Malfoy Manor.
Właśnie jedli kolację wigilijną. Trwało to dłużej, gdyż skrzaty musiały wszędzie chodzić pieszo, a nie teleportować się. Gdy po raz pierwszy od jej przyjazdu jakiś skrzat się teleportował, Lil wpadła w histerię i nie puszczała Ojca przez godzinę, który ją delikatnie uspokajał. Gdy zjedli kolacje chcieli zabrać się za prezenty. Lil jednak nie była taka pewna, czy na pewno chce je otwierać.
-Mmmammo?-spytała Mamę, a ta przytaknęła i zaczęła otwierać jej prezenty oraz sprawdzać je zaklęciami.
*Biedna Lil-pomyślał Draco, patrząc na siostrę, która ostrożnie brała każdy prezent od Mamy.
-Lil, mamy dla ciebie jeszcze jeden prezent-powiedziała Mama i po chwili Lucjusz, który nie wiadomo kiedy wyszedł, wrócił z koszykiem. W środku był biały szczeniaczek.
-Jaki słodki-powiedziała radosna Lil i wzięła szczeniaka na ręce. Od tej chwili powoli wracała do siebie, dzięki szczeniaczkowi. Lucky towarzyszył jej na każdym kroku, a inni mogli już spokojnie przytulać dziewczynę i mówić głośniej.
Wszystko wróciło do normy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro