Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2 - spotkanie


W środku było chłodno, co ucieszyło bardzo Gilberta, gdyż nie lubił zbyt ciepłej pogody.

- Po co wziąłeś ze sobą trzy butelki soku? - spytał się Ludwik, nagle widząc rzeczone przedmioty wystające z brązowej, skórzanej torby należącej do brata, którą niósł teraz na ramieniu.

- A bo nie wiem ile będzie trwało to spotkanie. Co jeśli nagle zacznie mi się pić? Ty mi przecież nie pozwolisz wyjść zanim będzie przerwa, co nie? - spytał się starszy brat, uśmiechając się i klepiąc swoją torbę. - Jak widzisz, zabezpieczyłem się.

Ludwik westchnął. - A ty masz 5 lat i nie możesz poczekać? 

- Taaaak! - zaśmiał się Gilbert wyszczerzając zęby.

- Ech. No dobra. Ale nie zaczynaj pić od razu, kiedy rozpocznie się spotkanie, bo to wstyd.

- Oj tam, oj tam! - zachichotał znowu jego starszy brat.

- Nie oj tam, oj tam! - krzyknął Ludwik chwytając Gilberta za ramiona i potrząsając nimi. - To również jest wstyd dla mnie! Nie tylko dla ciebie, rozumiesz?

- O...ok...- odparło byłe państwo patrząc zdziwione na Niemcy.

- To dobrze. Przepraszam, że byłem trochę ostry, ale to dla naszego dobra. -odparł Ludwik trochę się wstydząc swojego wybuchu.

- Ależ nic się nie stało. - skomentował starszy. - Słuchaj, idź już może do sali zebrań, bo zaraz będzie 10, a ja się pójdę przejść, ok? Mogę być na styk, ale ty się masz jeszcze przygotować, prawda? - spytał miękko Gilbert.

- Tak. Powinienem sobie wyciągnąć notatki i przygotować kartki razem z długopisem do notowania, bo Alfred pewnie, jak zwykle, nie będzie pilnował tego, by zrobić sprawozdanie, mimo że to on jest gospodarzem spotkania. - westchnął Ludwik trąc czoło między brwiami, palcami. - Ten dzieciak... Nie rozumiem go! Dlaczego zachowuje się tak nieodpowiedzialnie? 

- Bo to Ameryka! - uśmiechnął się Gilbert poklepując po plecach brata. - To ja sobie pochodzę, bo siedziałem cały czas na tyłku w samochodzie, więc teraz chcę rozprostować kości! Dobrze? - zapytał się Ludwika, będąc już w drzwiach.

- Jasne! - westchnął młodszy brat. - Tylko nie odchodź za daleko, bo niedługo się zacznie! Żebyś nie zabłądził w tych korytarzach, bo ja cię nie będę wyciągał z labiryntu amerykańskiej budowli.

- Ok! - krzyknął Gilbert będąc już za drzwiami. 

- Nareszcie trochę wolności! pomyślał uszczęśliwiony. - Ludwik jest super słodki i w ogóle, ale nie umie wyluzować. Młodsi bracia nie powinni być tacy! To on jako starszy zobowiązany jest do opieki i pomocy, a nie na odwrót. To okropne jest! Wstydził się strasznie za siebie, że jest taki słaby! Biedny braciszek! Tak się poświęca. Nie śpi po nocach, żeby rozwiązywać sprawy państwowe, a on co? On się byczy! Dopadły go wyrzuty sumienia, ale nic nie mógł na to poradzić. W końcu nie był już państwem. Był regionem, więc robił co mógł w Bundesracie, ale to nie to samo. Westchnął. Gdzie by się tu poszwendać przez chwilę? 

Zobaczył nagle swoją starą ekipę znaną kiedyś jako Układ Warszawski. Podbiegł do nich.

- Hejo! - zawołał. - Co to? Spotkanie starych kolegów? - zaśmiał się na ich widok. Grupka odwróciła się w jego stronę.

- O hejo! Gil! - ucieszyła się Liz, podchodząc do niego i ściskając mocno. 

- Myślałem, że nie przyjdziesz! I szkoda, że to zrobiłeś, bo znowu muszę patrzeć na twoją mordę! - uśmiechnięty Feliks dołączył do konwersacji.

- Też się cieszę, że cię widzę. - wyszczerzył zęby region i poklepał Polskę. - Co tam? Ludwik mnie zmusił, żebym się tu zjawił, razem z nim, a miałem się już wybierać do Bundesratu. Zdziwiłem się czemu chciał, ale dał kategoryczny nakaz, żebym pojechał, więc co miałem zrobić? - wzruszył ramionami Gilbert. - Po prostu musiałem zmienić plany. Zadzwoniłem do Bawarii i odwołałem swoje przyjście. Był wściekły i mnie zwyzywał, ale odpłacę mu się za to na następnym posiedzeniu, więc jest git.

- Dziwne trochę to spotkanie, nie? - zapytał się nagle Feliks.

- Co masz na myśli? - odparł zdziwiony Gilbert automatycznie się rozglądając.

- Nie dostałeś kartki z zaproszeniem? - spytał Polska.

- Nie. Ludwik dostał. I nawet nie podał mi do ręki, tylko popatrzył, zmierzył mnie od stóp do głów i powiedział, że jadę z nim. Tyle.

- To teraz zobacz. - westchnął Feliks i podał mu małą kartkę. Miała niebieski kolor, po dwóch stronach były zawijasy pomalowane złotą farbą. Na środku widniał wyraźny napis w tym samym kolorze: Zaproszenie.

- No, cóż. Kartka jak każda. - Gilbert wzruszył ramionami.

- Przeczytaj tekst. - nakłonił go Polska.

- Dobra. - zgodził się byłe NRD i rozłożył zaproszenie. Wnętrze było mlecznobiałe, złote literki były dość słabo widoczne. Czemu ktoś wybrał taką gamę kolorów akurat na stronę tekstową? - pomyślał przelotnie Gilbert i zaczął czytać:

Serdecznie  zapraszam na spotkanie państw NATO.

Odbędzie się ono w Ameryce, w Waszyngtonie o godzinie 10 i dalej było dokładniej o miejscu i która sala. Wyglądało zwyczajnie.

- I co w tym dziwnego? - zwrócił kartkę Feliksowi, który złożył ją i wsadził do kieszeni. - Poza tym dziwne miejsce na urzędowy dokument. - Wschodnie Niemcy zwrócił uwagę koledze.

- Osobliwe jest to, że w ogóle nie wygląda jakby było od Ameryki. - Patrz na to pismo. I ten styl. Doskonale wiadomo jakby napisał Alfred: 

Hejo! Mamy spotkanko naszej superowej paczki o nazwie NATO, of course w mojej stolicy, przy odrobinie szczęścia będziemy mogli podokuczać Trumpowi. Co do godziny, to przyjdźcie jak wam się podoba, ale dobrze żeby przed 12. Was superowy bohater- USA - Feliks zaczął udawać styl mówienia i zachowanie Alfreda. Gilbert i Liz zaczęli chichotać. 

- Nieźle ci to wyszło, Polska - stwierdził po występie region. - Masz talent aktorski.

- Czego tu robicie, jełopy? - spytał ktoś nagle za ich plecami. 

- O! Romano i Hiszpania! Co tu robicie tak wcześnie? - zdziwił się Gilbert podchodząc do nich i witając się z Antonio, który bezceremonialnie zaczął go przytulać.

- O Gil! Jak fajnie! Dawno cię nie widziałem! Nie sądziłem, że się zjawisz! No, wiesz zwykle nie widuję cię na takich imprezach. - stwierdził Hiszpan odsuwając go od siebie, żeby mu się przyjrzeć. - Hmmm...kiepsko wyglądasz. Na pewno za mało snu! Kiedyś cię wezmę do siebie, to w końcu będziesz miał porządną sjestę! - obiecał Latynos. 

Gilbert w końcu uwolnił się od kleszczy kolegi, który na każdą dolegliwość zalecał sen i podszedł do Romano, który od razu się zasłonił i krzyknął- Mnie nie przytulać, ani nie witać! Ten jełop mnie już dziś dostatecznie wkurzył - pokazał na Hiszpanię - i nie potrzebuję więcej nerwów.

- Dobra Romano. - powiedział region chichocząc. Znał tego chłopka i wiedział, że tak naprawdę wcale nie przeszkadzają mu te czułości, jakie okazuje mu były opiekun.

Po chwili parę osób z grupki weszło już do sali. Został Gilbert, Polska, Liz i Latynosi.

Nagle aż się zjeżył. Przez korytarz szedł właśnie osobnik, którego nie chciał już nigdy oglądać. Temperatura spadła dobrych parę stopni. Feliks też go dojrzał i odwrócił się wściekły tyłem. Dochodził do nich mężczyzna z dużym nosem, fioletowymi, dziecięcymi oczami i w szaliku (pomimo upału na zewnątrz). Swój beżowy płaszcz zamienił dziś na czarny garnitur. Gilbert ostatni raz go widział, gdy stał na murze rozpadającego się już obiektu, szukając w tłumie swojego brata. Przy upadku Muru Berlińskiego NRD i Iwan Bragiński wymienili ostatnie spojrzenia. Potem ich drogi już ani razu się nie spotkały. Aż do dziś.

Rosja poklepał Hiszpanię i już chciał go przywitać, gdy nagle stanął jak wryty. - Gilbert? - zapytał żeby się upewnić.

- Tak. - odparł cierpko region krzyżując ramiona. - A co? Pewnie miałeś nadzieję nie widzieć mnie nigdy więcej, co?

- Nie, tylko nie spodziewałem się, że cię tu zobaczę. No wiesz, w końcu nie jesteś już krajem. - uśmiechnął się smutno. - Możesz sobie myśleć co chcesz o minionej epoce, ale wtedy się liczyłeś. Byłeś państwem.

- Wiem. Nie musisz mi o tym mówić! - warknął region odsuwając się, żeby być dalej od nowo przybyłego, a dawnego dręczyciela.

- Pamiętaj, że moje drzwi zawsze są otwarte! -  mruknął tylko Iwan. - Nie musisz siedzieć u Niemiec, zwłaszcza, że różnisz się od niego. Nie jesteś taki jak on. Za dużo kultury słowiańskiej miało na ciebie wpływ.

- A co to za insynuacje? - zdenerwował się Gilbert. - Jest mi świetnie u brata, a teraz precz! - warknął, pokazując palcem drzwi. Nagle zegar zaczął bić 10. 

- O kurczę! Już czas! Spóźnimy się! - krzyknął byłe NRD. - Ja nie cierpię być nie na czas! Lecimy! 

Nagle zamrugało oświetlenie i nastała ciemność.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro